Strony

Your Baby | ChanBaek : Rozdział 4 - Rozmowa




Chanyeol
Następnego ranka obudziłem się na kanapie w salonie, wcześniejszego dnia całkiem zapominając o przebraniu się w luźne rzeczy. Sięgnąłem ręką po telefon i sprawdziłem godzinę. Było lekko po siódmej i zdziwiło mnie to, że najprawdopodobniej Baekhyun już nie spał, sądząc po krótkich przekleństwach i hałasie dochodzących z góry.
Rozebrałem się z firmowego ubrania, zostając w samych bokserkach i podszedłem do jednej z szafek, nad którą wisiała regulacja stopni i ustawiłem ją tak, by chociaż troszkę się ociepliło.
Na dworze nie było upałów. Było dość zimno i deszczowo, jak to jesienią bywa. Szczerze nienawidziłem tej pory roku, tak samo, jak Baekhyun, którego humor w tym czasie potrafił zmienić się około dwunastu razy w ciągu niecałej godziny.
Wzdychając, nasunąłem na siebie ciepły, polarowy koc, który dostał ode mnie Baekhyun, na urodziny, które również nadchodziły szybkimi kroczkami.
Wszedłem do kuchni, podpaliłem palnik, na którym zaraz znalazł się czajnik z wodą i naszykowałem jak co ranek, kawę. Usiadłem przy kuchennej wyspie i sięgnąłem po gazetę, czytając kolejne bzdury, przez które ludzie często nie potrafią odróżnić prawdy, od wykreowanych plotek dziennikarzy.
Po paru minutach zalałem kawę wrzącą wodą i sięgnąłem po cukier, gdy usłyszałem głośny łomot dochodzący z korytarza. Zostawiłem wszystko i wybiegłem do salonu zobaczyć, co się stało.
— Cholera, Baekhyun! — podbiegłem do chłopaka zaniepokojony jego stanem. Pomogłem mu wstać z ostatnich schodków i delikatnie przeniosłem na kanapę. — W porządku? Co się stało? Boli cię coś? Cholera, nie płacz — powiedziałem i od razu przytuliłem go do siebie, czując jego trzęsące się ciało.
— Channie, ręka — zapłakał mniejszy — Bardzo boli!
Głaskałem chłopca po włosach, chcąc, by chociaż trochę się uspokoił, co nie było praktycznie możliwe, wiedząc, jak bardzo nienawidzi bólu.
Usadziłem wygodnie chłopaka i poszedłem do sypialni się ubrać. Po tej czynności wziąłem wszystkie potrzebne dokumenty i zszedłem na dół, wstępując do kuchni i następnie biorąc swoją kanapkę. Wróciłem do chłopca, podałem mu śniadanie i okryłem płaszczem.
— Jedziemy do szpitala, Baekhyun — oznajmiłem i podszedłem do drzwi, ciągnąć za sobą chłopaka, który jak zwykle stawiał opory.
— Nie, Chanyeol! Nie jadę z tobą do żadnego szpitala! Nic mi nie jest, widzisz? — sarknął i zaczął wymachiwać bolącą ręką, przy okazji ukazując kolejne łzy w jego oczach.
— Widzę Baekhyun jedynie, że masz ochotę się popłakać. Zostaw to, bo zrobisz sobie coś poważniejszego — warknąłem i przytrzymałem jego rękę.
Wyszliśmy z domu i, by nie utrudniać sobie, wziąłem chłopaka na ręce i zaniosłem do samochodu, po czym zablokowałem drzwi i ruszyłem.  
— Baekhyun, do cholery leż i choć przez chwilę się nie ruszaj! — krzyknąłem, po kilkunastu próbach odgarnięcia mu koszulki z brzucha i zrobienia potrzebnego zastrzyku. — Chcesz umrzeć?! To naprawdę nie boli!
— Wolałbym umrzeć, niż mieć ten pieprzony zastrzyk! — krzyknął Baekhyun, a ja westchnąłem i w końcu w chwili jego nieuwagi wstrzyknąłem mu substancję, następnie przyciskając do tego miejsca wacik.
— Spokojnie Baekhyun, ciii — wyszeptałem cicho, gdy ukochany zaczął płakać. Podniosłem się na wysokość jego ust i delikatnie go pocałowałem. — Moja księżniczka nie może płakać, wszystko będzie w porządku.
Przytuliłem chłopaka do siebie i przymknąłem oczy. Po chwili oderwaliśmy się od siebie, a ja złapałem go za rękę.
— Musimy porozmawiać, nie uważasz? — zapytałem, patrząc ze spokojem wymalowanym na twarzy. Młodszy nie odzywał się, przez co automatycznie dostałem pozwolenie na kontynuowanie.
— Posłuchaj. Zawsze staram ci się dogodzić. Kupuje ci różne rzeczy i ciuchy najczęściej, jak potrafię i dobrze o tym wiesz. Nie musisz wyglądać jeszcze lepiej, po prostu ci się to nie uda, bo już wyglądasz na miliard dolców, kochanie. Musimy mieć również na środki do życia, na różne meble, na remont, na wycieczki. Po prostu Baek... Musisz znać umiar, jasne? — zapytałem i przysunąłem się do niego.
Spoglądałem na chłopaka, który w czasie, gdy mówiłem, siedział obok ze spuszczoną głową i nie wiedział, jak się wytłumaczyć. Zrobiło mi się go naprawdę szkoda. W końcu to mój ukochany, a to, co powiedział wczoraj, tak jakby zostało pominięte.
— Dobrze. J-ja, ja przepraszam Channie. Nie chciałem, żeby tak wyszło i może faktycznie nie znam umiaru. Postaram się oddać te sumy z powrotem — szepnął cicho, dalej wlepiając wzrok w swoje dłonie.
Westchnąłem cicho pod nosem i przytuliłem go do siebie, gładząc rękoma jego zimne plecy. Nakryłem je kocem i lekko się uśmiechnąłem.
— W porządku, Baekhyun. Nie musisz mi nic oddawać, tylko pamiętaj o tym, by mieć umiar. W porządku? Chodź tu do mnie maluchu — westchnąłem. — Co ja się z tobą mam. — Zaśmiałem się i delikatnie przewróciłem w tył tak, że leżeliśmy na łóżku.
Mniejszy pokiwał tylko głową i spojrzał na mnie, delikatnie się uśmiechając. Odwzajemniłem gest i po dłuższej chwili podniosłem się, podchodząc do szafki, a następnie wyciągając z niej ciuchy.
— Przebierzemy się i lecimy spać. Musisz się wyspać przed jutrem, wiesz? — uśmiechnąłem się. Cholernie nie mogłem się doczekać tego jednego, jedynego dnia, który zastaniemy jutro.
— A co ma być jutro? — spytał chłopak, uroczo marszcząc brwi. Było to według mnie cholernie słodkie i wyglądał jak mała, obrażona kulka.
— Jutro... Jutro zabieram cię na randkę — powiedziałem wesoło i podszedłem do niego, starając się delikatnie włożyć na niego moje ciuchy.
Chłopak uwielbia w nich spać i mieć do normalnego użytku, ponieważ są o wiele cieplejsze niż te jego, a ja nie miałem nic przeciwko. Nie dość, że było mu cieplej, to jeszcze słodziutko w nich wyglądał.
Przebrałem chłopaka i przykryłem kołdrą, a następnie zrobiłem to samo ze sobą. Zgasiłem światło i wskoczyłem do łóżka, ciasno obejmując ramionami zimne ciało młodszego.
— Naprawdę? Park pieprzony Chanyeol zabiera Byun Baekhyuna na randkę? — zaśmiał się, niedowierzając. — O cholera, muszę to zapisać w kalendarzu!
— No nie przesadzaj. Przecież ostatnio zabrałem cię do kina. Nie jestem taki okropny. — Naburmuszyłem się, wypychając policzki powietrzem.
— Chanyeol. To było w lutym tamtego roku — mruknął obojętnie. — Bo pod koniec dnia przypomniałeś sobie o walentynkach, a, że nic dla mnie nie miałeś, wymyśliłeś na szybko kino, cepie.
Miałem już zaprzeczyć i zacząć się z nim kłócić, lecz słuchałem jego dalszych słów i postanowiłem się nie odzywać. Cóż, chłopak miał racje. Kompletnie zapomniałem o dniu zakochanych, a była już pora wieczorna, więc zarezerwowałem pierwszy lepszy film w kinie.
Do tej pory, nie miałem żadnego pojęcia, że chłopak wie, że o tym zapomniałem i szczerze mówiąc, zaskoczył mnie.
Nie chcąc wyjść na tego gorszego, po prostu zamknąłem oczy i postanowiłem udawać, że śpię i niczego nie słyszałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz