Chanyeol
Po dość długim i męczącym dniu w biurze wróciłem do mieszkania, wcześniej kupując w sklepie paczkę ulubionych czekoladek mojego chłopaka. Wszedłem, rozebrałem się i zobaczyłem sylwetkę ukochanego umieszczoną w salonie na kanapie. Zapewne był w piżamie i oglądał kolejną nudną telewizyjną dramę.
Eh, no i co ja mam z nim zrobić? Uchyliłem bardziej drzwi i od tyłu podszedłem do Baekhyuna, ukazując przed jego twarzą czekoladki.
— Cześć kochanie. — Pocałowałem go szybko w policzek i zsunąłem z ramion marynarkę.
— Channie! — pisnął niekontrolowanie, podskakując w miejscu i łapiąc się za pierś, podkreślając, że się wystraszył. — Nie rób tak, głupku! Normalni ludzie, gdy wchodzą do domu, krzyczą 'jestem!', albo cokolwiek innego.
Czasami zachowywał się nad wyraz słodko. A zaraz potem przypominał mi o tym, że to tylko złudzenie i ciągał mnie godzinami po sklepach z odzieżą. Naprawdę kochał zakupy, których mój portfel nie potrafił zdzierżyć. Rzuciłem marynarkę na fotel, a następnie okrążyłem sofę i przykucnąłem przed chłopakiem, który szczerzył się na widok łakoci.
— Mam nadzieję, że będzie ci smakować — powiedziałem, usatysfakcjonowany faktem, że dobrze zrobiłem, podejmując decyzję o zrobieniu swojemu ukochanemu niespodzianki.
— Zjemy teraz? — zapytał Baekhyun swoim uroczym głosem.
Pogłaskałem go po jego miodowych, mięciutkich niczym aksamit włosach. Wstałem i rozluźniłem krawat, który tak uciążliwie ściskał moje gardło. Kątem oka spoglądałem na ukochanego, który najwyraźniej czekał na moją odpowiedź.
— Kiedy tylko chcesz kochanie. Ale zjadłbym coś normalnego. Jest coś do jedzenia? — zapytałem, wolnym krokiem idąc do kuchni.
— Zrobiłem obiad! — odparł nieco głośniej, abym go usłyszał. — Na szafce masz ryż, a przystawki w lodówce!
I choć wiedziałem, gdzie co jest, to i tak Baekhyun podreptał za mną bez żadnego, ale.
Odłożył na bok swoje słodycze, zapewne tylko po to, aby się upewnić, że wszystko znajdę. Taki właśnie był Baek — troskliwy niczym moja mama.
— Daj, nałożę ci — westchnął, zabierając ode mnie łyżkę i talerz, aby chwilę później, położyć mi przy stole gotowe jedzenie, do którego zaczął dokładać przystawki. Zrobił nawet kałamarnice, co było rzadkością.
Usiadłem na krześle i od razu przysunąłem do siebie danie, zastanawiając się co zjeść na początku, a co zostawić pod koniec. Kątem oka spojrzałem na ukochanego, który z westchnięciem schował czekoladki do lodówki i na pięcie odwrócił się, by wrócić do salonu.
— Czekaj, czekaj... A gdzie się pan wybiera? — złapałem chłopaka za nadgarstek, gdy przechodził obok i pociągnąłem w swoją stronę tak, że upadł mi na kolana. — Powiedz ty mi słoneczko, co dzisiaj robiłeś? Zjadłeś coś chociaż? — spojrzałem na niego od boku. Ręką powędrowałem pod jego koszulkę i zacząłem delikatnie uciskać jego brzuch.
— Jest mięciutki, więc jesz ze mną. — Uśmiechnąłem się i zacząłem go karmić. Czasami trzeba było obchodzić się z nim jak z dzieckiem. Dosłownie. Był jak dwuletnie dziecko, które kochało oglądać najróżniejsze bajki, siedzieć całymi dniami i najlepiej nic nie jeść.
Czasami trudno było go zmusić do posiłku, czasami trudno było odciągnąć go od wydawania pieniędzy na coraz to nowsze ubrania, ponieważ „nowa kolekcja i on jeszcze takiej nie miał", czasami trudno było wydostać się z jego objęć nad ranem, gdy musiałem wstawać, by zebrać się do pracy.
Ale mimo wszystko, robimy to tylko dlatego, że się cholernie kochamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz