JONGIN
Cały wieczór zleciał szybko i w miłym towarzystwie cudownego chłopaka. Dalej nie znalazłem odpowiedzi na te wszystkie nurtujące mnie pytania.
Czy się zakochałem?
Czy to tylko zauroczenie?
Czy zdołam zapomnieć?
Nie wiem, nie potrafię tego stwierdzić w tak krótkim czasie. Mam nadzieję, że po tej randce chłopak zmienił swoje zdanie i nie będzie więcej patrzył na mnie z góry.
Pożegnaliśmy się i gdy blondyn wyszedł z restauracji, zacząłem rozmyślać. Po trzydziestu minutach podszedł do mnie kelner i oznajmił, że właśnie zamykają lokal. Zapłaciłem za wszystko, podziękowałem, zebrałem się i poszedłem na parking, gdzie stał mój samochód.
Wsiadłem do niego i postanowiłem odwiedzić moje stare miejsce do rozmyślań nad tym, jak życie potrafi zajść za skórę. Odwiedzałem je codziennie, po śmierci Kyungsoo. Gdyby on mógł tu teraz z nami być, gdyby to nigdy się nie stało..
Eh, zamiast rozczulać się nad sobą, powinienem wziąć się w garść i nie marnować reszty życia nad smętnieniem się do głębokości granatu wody pod nogami.
Chcę zacząć od nowa, od nowa mieć szczęśliwą, pełną rodzinę w komplecie. Chcę pokazać bliskim, że jestem czegoś wart i biegnę do przodu, nie patrząc na błędy z przeszłości. Mam syna, któremu chcę zapewnić bezpieczeństwo, żeby wyrósł na porządnego i kulturalnego człowieka z dobrym wykształceniem.
A być może wujek Yeol zatrudni go w swojej firmie, Hn.. Przecież to jest pewne, że go tam zatrudni.
Po paru minutach wziąłem się w garść. Od tej pory, nie będę patrzeć w tył. Pora wziąć się za siebie i mam zamiar zacząć od Taemina.
Wróciłem do domu, gdzie od razu w wejściu przywitali mnie Tae i Ji, oraz Chanyeol, Baekhyun i Sangmin rozwaleni w salonie na kanapie, przed telewizorem i z zapchanymi policzkami.
Stanąłem przy wejściu, odłożyłem klucze na komodę i spoglądałem na nich. Nie byli zbyt zainteresowani moim przyjściem, jeżeli w ogóle zauważyli, że już jestem.
Odchrząknąłem, a wszyscy tam zebrani popatrzyli na mnie.
- Siema staruchu, zaruchałeś? - zapytał Baekhyun, a Chanyeol widząc, moją minę szybko zatkał narzeczonemu buzie, dopóki ten nie zaczął go lizać.
Usiadłem obok Baekhyuna, ignorując ich wiercący wzrok na sobie. Zaśmiałem się cicho, a oni wydali poirytowane westchnięcie.
- Nie zaruchałem, ale chyba udało mi się zmienić jego nastawienie w stosunku do mnie! Chyba mnie polubił! - krzyknąłem ze szczęścia, a bliźniaki nie wiedząc, o co chodzi, zaczęli się śmiać, zapewne chcąc być cool.
Spojrzeliśmy na nich i sami wybuchnęliśmy śmiechem.
- Tylko błagam, nie mów mi, że opowiadałeś mu swoje dowcipy — powiedział Chanyeol.
- Przecież bez tego by się nie obeszło! Jestem mistrzem dowcipów! - odpowiedziałem szczęśliwy.
- Zjebałeś stary.. Twoje dowcipy nie są śmieszne, kiedy to w końcu zrozumiesz? - mruknął Yeol biorąc Ji na kolana.
- Zamknij się Park, może ten akurat był śmieszny? Dajmy mu szansę — oznajmił Baekhyun i szturchnął olbrzyma w bok, na co ten się skrzywił.
- W domu się rozliczymy — mruknął - to jaki był ten dowcip?
- Jesteście okropni, fu — przerwałem - to tak powiedziałem mu, uwaga cytuję!
"Kto pił wczoraj sok z glonów?
.
.
Ryba Piła!" - Zacząłem się dusić swoją własną śliną, zabierając gwałtownie powietrze.
Gdy już się uspokoiłem, spojrzałem na chłopaków, którzy patrzyli na mnie spode łba z poważnymi minami.
- Jednak zjebałeś, sory stary — mruknął Baekhyun, a Chanyeol w tym czasie poraził narzeczonego znaczącym wzrokiem.
- No co! Mówię prawdę! Sam dopiero tak twierdziłeś! - zwrócił się Byun do narzeczonego.
- Nieważne.. Kiedy kolejna randka? - zapytał Sangmin.
- Eee, nie wiem — zawahałem się — chyba muszę do niego zadzwonić, albo dowiedzieć się od szefowej jak mu się podobało.
- Szefowej? A co ona ma do tego? - zapytał olbrzym.
- Uh, nie mówiłem wam? Szefowa mojej firmy jest matką Taemina — zaśmiałem się nerwowo i podrapałem po karku.
- Pierdolisz?! - krzyknęli wszyscy na raz, a dzieci, które w tym czasie patrzyły się na ich twarze, zaczęły się małpować i krzyczeć ciche "pieldolisz", śmiejąc się, jakby po sterydach uciekły z psychiatryka.
Spojrzeliśmy na chłopaków, a Baekhyunowi włączył się tryb surowej matki i zaczął się "delikatnie" wydzierać, że nie powinno się tak mówić oraz że dla dzieci jest to słowo zakazane.
Bliźniaki w tym czasie stały obok siebie osłupiałe z poważną miną i patrzyły z dołu na tatusia, który dostał szału macicy.
- E tata, zluzuj majty — powiedział Tae, dalej patrząc się jak osłupiały na Baekhyuna, którego Chanyeol próbował uspokoić.
Baekhyun stanął twardo jak słup i coraz bardziej zaczynał się denerwować.
- Zdecydowanie za dużo przebywacie z wujkiem Jonginem. Ma na was zły wpływ i do tego jakiego słownictwa was uczy! - wydarł się, ignorując, że siedziałem parę centymetrów od niego.
- Ale mnie w to nie mieszaj! W wychowanie dzieci to ja potrafię! Patrz tylko na mojego syna! - Poklepałem Sangmina po ramieniu.
- Prawda synek? Dobrze cię wychowałem. Jesteś czasami grzeczny — zrobiłem nacisk na czasami i ściszyłem lekko głos, nie chcąc bardziej denerwować Baekhyuna.
W pewnym momencie Chanyeol wstał, przeciągnął się, złapał Byuna za rękę złączając razem ich palce i spojrzał na mnie znaczącym wzrokiem, który znałem aż za dobrze.
- Nie Chan, nawet o tym nie myśl! - powiedziałem, patrząc na chłopaka spode łba.
- No proszę Kai, tylko dzisiejszą noc — zaczął błagać.
- Ugh dobra.. Następnym razem już się nie zgodzę! Robię to tylko dlatego, że za bardzo kocham te dzieciaki — krzyknąłem, po czym przyszłe małżeństwo wyszło z mieszkania, zamykając drzwi.
- Dzięki kumplu - uśmiechnęli się, a Baekhyun odwrócił się w moją stronę i wystawił mi język.
I znowu zostałem wrobiony w kochanego wujka do zabawy i wychowywania dzieci. I to aż do jutra. No to sobie pośpię..
- Wuuujek? - przedłużył Jisung, patrząc na mnie z zadartą główką.
Znowu się zaczyna..
- Tak? - przykucnąłem przy chłopczyku.
- Gdzie tatusiowie poszli? I czemu nas nie wzięli? - zapytał, bawiąc się rąbkiem koszulki.
- Muszą zrobić coś ważnego, wiesz? A dziś zostajecie u wujka na noc! Cieszysz się? - uśmiechnąłem się i rozczochrałem bliźniakowi grzywkę, gdy drugi w tym czasie był zbyt zajęty rozbieraniem na części samochodu Sangmina z jego ulubionej kolekcji.
- Chłopaki, a może pobawimy się w Ironman'a? Co wy na to? - wstałem, po czym wzrok maluchów skupił się na mnie, jakby myśleli nad tym, co właśnie powiedziałem.
- Tak wujek! Tak! - krzyknęli obaj w tym samym czasie.
- No dobra, atakuje cię! - krzyknąłem, robiąc z palców niewidzialny pistolet i wydzierając się na całą chałupę. Biegałem za maluchami i udawałem, że umieram i na nowo się rodzę. Ach, te efekty specjalne wujka Kaia.
Po piętnastu minutach dalej niekończącej się zabawy usłyszałem bzyczenie latające tuż obok mojego ucha. Musiałem wyostrzyć obraz, byłem teraz jak zapocony celnik, który ma dzieci z zaburzeniami mózgu. Nie, to wcale nie dlatego, że za dużo ze mną przebywają. Po prostu taka jest, prawda..
Muszę zabić tę muchę!
- Wujek, baw się z nami! - krzyknął Taesung, uciekając przed niewidzialnymi strzałami brata.
- Muszę zapierdolić tę muchę! - wydarłem się, biegając w kółko z rękoma w powietrzu jak jakiś świr na dragach. Dla bliskich normalny obraz.
Po usłyszeniu moich słów dzieci stanęły jak osłupiałe i chwilę wgapiały się w siebie, po czym zaczęły robić dokładnie to, co ja. Teraz już kompletnie jakby ktoś nas zobaczył, pomyślałby, że jakaś popierdolona rodzinka.
- Tak! Zapiejdolić, zapiejdolić! Chodźmy to zapiejdolić! - krzyczały na cały regulator.
Usłyszałem ciche sapnięcie, odwróciłem się i ujrzałem Sangmina, który stał przy schodach, popijając wodę i patrząc na naszą trójkę.
- No co? - zapytałem.
- No nic, nic.. Łapcie tę muchę — wzruszył ramionami, po czym ruszył w stronę swojego pokoju, a ja odwróciłem się do dzieciaków, przykucając przy nich.
- Nie, nie możecie tak mówić! - powiedziałem spanikowany — nie mówcie nic tacie, dobra? Proszę was, będę skończony jak powiecie! - zacząłem błagać chłopców, klęcząc na kolanach, na co obaj chytrze się uśmiechnęli.
To były małe szatany, mimo że nie wiedziały, o co chodzi i dlaczego miały nie mówić tego rodzicom, postanowiły mnie zaszantażować.
- Nie powiemy, jak zabierzesz nas do cyrku! - powiedzieli z uśmieszkami.
- A rodzice nie mogą was zabrać? - mruknąłem.
- Oni mówią, że chodzenie tam jest złe, bo są zwierzęta. A zwierzęta tam nie mogą być, bo staje im się krzywda — zaczęli rozpaczać.
- Ugh, no dobra.. Ale macie nic nie mówić! - skończyłem.
- Dobla! Chodźmy się bawić!
🌸🌸🌸
Po skończonej zabawie i złapaniu muchy zrobiłem dzieciom kolację. Zjedliśmy w towarzystwie Sangmina, oglądając stare kreskówki.
Zanim się obejrzałem, bliźniaki były już w krainie morfeusza. Rozłożyłem kanapę, pościeliłem i położyłem ich wygodniej. Poszedłem do pokoju, wziąłem szybki prysznic i również położyłem się spać.
To jutro czeka mnie długa i ciężka wycieczka do cyrku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz