JONGIN
Rano wstałem około godziny dziesiątej i poszedłem na dół, gdzie zastałem dwójkę dzieci bawiących się grzecznie samochodzikami. Przywitałem się z nimi, ruszyłem do kuchni i zrobiłem wszystkim śniadanie, które później zjedliśmy w mgnieniu oka.
Poszedłem na górę naszykować się na wyjście do cyrku, wcześniej prosząc syna, by popilnował chłopców.
Wziąłem szybki prysznic, odpowiednio się ubrałem i ułożyłem grzywkę. Zabrałem z suszarki jakieś ubrania bliźniaków, które ostatniej nocy wziąłem do prania i zszedłem na dół.
Ubrałem rodzeństwo, ładnie naszykowałem do wyjścia i napisałem smsa do Chanyeola:
"Zabieram dzieci na południe, możecie się dłużej pobawić 8)", po czym wstąpiłem jeszcze do kuchni po klucze.
- Też z nami idziesz? - zapytałem Sangmina, biorąc potrzebne rzeczy.
- Nie, dzisiaj posiedzę w domu — powiedział chłopak, kończąc swoje jedzenie.
- No dobra, to my spadamy, do później — powiedziałem i szybko się ulotniłem.
Do cyrku postanowiliśmy się przejść na piechotę, bo był praktycznie parę uliczek dalej, tuż przy ogromnym, zielonym parku.
- To, co Taesung, na co najbardziej czekasz? - spojrzałem na chłopaka, po mojej prawej stronie.
- Ale to ja jestem Taesung! - krzyknął chłopiec po lewej, ciągnąc moją rękę.
Mogłem nie ubierać ich w takie same ubrania, to był mój kolejny błąd, kiedy w końcu się nauczę?
- Ach no tak, chcecie watę? - zapytałem, spoglądając raz na jednego, raz na drugiego chłopca.
- Tak wujek! Tak! Kupisz nam? - popatrzyli na mnie z zadartą główką.
- Kupię, chodźcie. Tylko pamiętajcie, nic nie mówić rodzicom okej? To będzie taka nasza mała tajemnica — szepnąłem.
- Dobrze — odszepnęli.
Przed pokazem kupiłem chłopcom pudrową watę... Zastanawiałem się, czy Baekhyun nie daje im nic słodkiego, bo zaczęli łapczywie ją jeść.
Z miłego, spokojnego spaceru wywiązała się walka o pozostałości waty Taesunga. Widząc całe to zajście, mogłem od razu stwierdzić:
Tak, to jednak dzieci Baekhyuna...
Czy Chanyeol z Baekhyunem naprawdę nie robią nic dla dzieci?
Ew, tak! Od tego jest wujek Kai.
Kręciliśmy się po okolicy jeszcze przez dłuższą chwilę, ze względu na moje niezdecydowanie. Wahałem się, co do tego, czy aby na pewno zabieranie chłopców do cyrku, gdzie są męczone zwierzęta, jest właściwie. Zaczynam myśleć jak Baekhyun, który potrafi przeprosić ślimaka za to, że go zdeptał. Owszem, to dodawało mu swego rodzaju uroku, ale nie oszukujmy się... na dłuższą metę, byłoby to zwyczajnie irytujące. Ale taki właśnie jest Baek i nic ani nikt tego nie zmieni.
- Kiedy wejdziemy do środka? - upomniał się chłopiec, ciągnąc mnie przy tym za materiał mojej odzieży.
- Chodźmy kupić bilety, dobrze? - spytałem, na co pokiwał grzecznie głową.
Głęboko westchnąłem, a następnie ruszyłem z tą dwójką do kas, gdzie zakupiliśmy dwa bilety ulgowe i jeden normalny, który oczywiście miał cenę jak z kosmosu, ale czego nie robi się dla tych małych potworków z charakterem diabełka.
Zajęliśmy wyznaczone nam miejsca, które mieściły się w trzecim rzędzie, w sektorze C, czyli tym po prawej stronie. To były jedne z ostatnich wolnych miejsc, więc nie marudziłem, bo zawsze mogliśmy czekać godzinę dłużej do momentu rozpoczęcia kolejnego pokazu.
- Długo jeszcze będziemy czekać? - zaczął marudzić Jisung, a ja jedynie rozłożyłem bezradnie ręce.
- Zaraz się zacznie — powiedziałem, poprawiając mu włosy, które niesfornie opadały na jego czółko.
Już po chwili światła w biało-czerwonym namiocie zgasły i pojawiło się tylko jedno — to na środku, które skupiało uwagę wszystkich zebranych. Straszy facet, o wielkim zaroście stanął na środku "sceny" i rozpoczął tym samym serie pokazów.
Były klauny, małpy, słonie na beczkach i inne dziwadła, które pokazują w bajkach i filmach. Brakowało tylko zwrotu akcji w postaci jakiegoś dziwnego wydarzenia, które miałoby zniszczyć chwilę, w której chłopcy nie mogą wyjść z podziwu.
Tak jakby wywołałem wilka z lasu, bo już po chwili cała magia miała zniknąć niczym pękająca bańka mydlana, a to za sprawą dwóch osób, które zajęły puste miejsca w sektorze naprzeciwko.
Wszystko działo się w najlepsze. Akurat był kulminacyjny moment, więc wszyscy, jakby zapomnieli języka w gębie, siedzieli i obserwowali, jak magik kroi swoją asystentkę w pół.
Z transu wyrwało mnie delikatne szturchnięcie, które najwidoczniej było sprawką Jisunga. Niechętnie oderwałem wzrok od przedstawienia i spojrzałem na szkraba. Jego mina wskazywała, a to, że musi siku, a nie na to, co miałem usłyszeć.
- Potrzebujesz do toalety? - spytałem z nadzieją, że jednak nie będę musiał się przeciskać pomiędzy tymi wszystkimi osobami, przepraszając przy tym na każdym kroku i pilnując, by dzieciaki się nie zgubiły.
- Nie... - mruknął, rozglądając się wokół, jakby czegoś szukając.
- Coś się stało? - upewniłem się, widząc jego zaciekawioną buźkę.
- Tata! - krzyknął wystarczająco głośno, aby większość osób z naszego sektora zgromiła nas wzrokiem.
Niemo przeprosiłem, a następnie spojrzałem w kierunku, gdzie patrzył mały urwis, który właśnie doprowadził mnie do zawału.
Oczywiście nie wierzyłem w to, co mówi, ponieważ to musiałoby być święto, by Baekhyun pozwolił przyjść Chanyeolowi do cyrku. Już nie mówiąc, żeby sam tutaj zawitał, więc nie miałem powodu do niepokoju... Do czasu.
Otworzyłem szeroko usta, widząc, że w sektorze naprzeciwko miejsce zajął nie kto inny, jak sam Hyun, a zaraz za nim przyszedł Yeol.
- Nie mówiliście przypadkiem, że tata Baekhyun nie lubi cyrków? - zwróciłem się do chłopców z wyraźnym wyrzutem, który szybko został zmieniony w przerażenie, bo Taesung stwierdził, że trzeba się przywitać z rodzicami, więc gdy ja byłem w szoku, on postanowił, wziąć sprawy w swoje łapki i ruszyć przed siebie.
- Też chcę! - ogłosił Jisung, który również już był gotowy, by iść do rodzicieli, ale jego akurat szybko złapałem i wziąłem na ręce.
- Pobawimy się teraz w wojownicze żółwie ninja, dobrze? - zaproponowałem, zerkając to na niego, to na Taesunga, który z każdą sekundą się oddalał i tym samym przybliżał do Baeka i Chana.
Swoją drogą... Ten pierwszy wcale nie wyglądał na szczęśliwego. Jego mina wskazywała zdenerwowanie. Można było to ocenić po czerwonej od złości twarzy i po jego intensywnym wpatrywaniu się w ojca swoich dzieci.
- Jasne, ale Taesung się nie bawi? - zapytał, marszcząc brwi i uważnie się mi przyglądając.
- To pierwsze zadanie dla żółwi ninja, ok? - Zerknąłem na niego. - Musimy schwytać uciekiniera, a następnie szybko się stąd wydostać, tak żeby inne złe żółwie nas nie złapały — powiedziałem, upewniając się, czy aby na pewno zrozumiał.
Chłopiec przytaknął, a ja nie czekając ani chwili dłużej, ruszyłem w pościg za drugim bliźniakiem.
Po drodze uważałem, by nie upuścić Jisunga, oraz żeby ChanBaeki nas nie zobaczyły, bo prawdopodobnie zakończyłoby się tym, że byłbym martwy, a ja chciałem jeszcze pooddychać.
Dorwałem się małego uciekiniera, który zaczął beczeć, a ja po raz kolejny dostałem palpitacji, bo on zaczął wyć tak głośno, że nawet magik się na nas spojrzał, a ja ponownie tylko skinąłem głową, aby po chwili przerzucić beksę przez ramię i zacząć uciszać roześmianego Jisunga. Jego jako jedynego bawiła cała ta sytuacja.
No może nie jego jedynego, bo poza nim śmiał się także Chanyeol, który próbował mi przekazać, że najlepiej, żebym wyjechał z kraju na najbliższe dziesięć lat, aby Baekhyun mnie nie dorwał.
Moje oczy dostrzegły oniemiałego niedoszłego zabójcę, który z wrażenia stał i mrugał, starając się połatać fakty w swojej głowie. Postanowiłem wykorzystać ten czas i od razu dałem nogę, wraz z dzieciakami z cyrku. Wszystko, byleby nie zginąć.
- Wujek? - mruknął Jisung, który najwyraźniej znudził się zabawą w żółwie ninja i teraz postanowił przejść w fazę zaciekawienia, która była z pewnością lepsza niż płacz drugiego.
- Teraz bawimy się w policjantów i złodziei, dobrze? - spytałem, a chłopiec jedynie odpowiedział ciche "tak". - My jesteśmy złodziejami, a wasi rodzice to policjanci, a co robią złodzieje, gdy policjancie próbują ich dorwać?
- Uciekają! - pisnął zadowolony, bo najwyraźniej każda kolejna gra podobała mu się coraz bardziej.
Szkoda, że tylko jemu.
Wróciłem pospiesznie do domu, czując się jak w czasach szkolnych, gdy wraz z kumplami obsikaliśmy samochód nauczycielki od matematyki, ale to historia na kiedy indziej.
W międzyczasie zdołałem uspokoić Taesunga, który również podłapał grę i całą drogę mnie dopingował, żebym biegł szybciej. Co z tego, że dwa razy przebiegłem na czerwonym świetle, wpadłem na policję i uderzyłem się centralnie w sam środek czoła, bo przede mną nagle wyrosło rusztowanie, na którym była biała farba... No zgadnijcie, co się z tą farbą stało.
- Idźcie się przebrać — rozkazałem, odstawiają bliźniaki na ziemię.
Chcieli coś powiedzieć, ale szybko zgromiłem ich wzrokiem, więc od razu zrozumieli, że czas na zabawę się skończył, a ja jestem podirytowany. Bez dyskutowania pobiegli do góry i tym samym minęli się na schodach z moim synem.
- Co się stało? - parsknął, widząc, w jakim stanie jestem.
- Słuchaj... w torbie mamy paszporty, więc kup bilet na Madagaskar, umów nas na operacje plastyczną i zgłoś do urzędu, bo musimy zmienić imiona i nazwiska — powiedziałem na jednym wdechu.
Sangmin w odpowiedzi wybuchnął głośnym i niekontrolowanym śmiechem i wcale mu się nie dziwię. Jego ojciec wraca zdyszany, biały, mimo że wcześniej był murzynem przy innych Azjatach, a na domiar złego gada od rzeczy.
- Nie przesadzasz? - wydusił z siebie, ocierając łzy.
- Baekhyun mnie rozszarpie — westchnąłem.
- Ten Baekhyun, który teraz stoi w drzwiach, których nie zamknąłeś? - Pokazał palcem za mnie, a ja już wiedziałem, że po mnie.
Powolnie się odwróciłem. Od razu w oczy rzucił mi się jego ironiczny uśmieszek i to, że raczej się nie śpieszył, by tu dojść. Zapewne podjechał taksówką, co mogłem także uczynić, ale ja wolałem biec. Niby to nie jest daleko, ale jak widać, blisko także nie. Zwłaszcza jeżeli wybierze się okrężną drogę, tak jak zrobiłem to ja.
- Kim Jongin - zaświergotał.
Zginę marnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz