JONGIN
Rano obudziłem się przez uczucie chudych ramion otaczających moje ciało. Uchyliłem leniwie sklejone od płaczu oczy i spojrzałem na swojego syna, leżącego obok mnie i przytulającego moją talię. Taki syn to skarb.
— Cześć tata — powiedział cicho i zaczął bawić się pojedynczymi włosami, które roztrzepane spadały na moją twarz.
— Jak wszedłeś? Zamknąłem drzwi — szepnąłem zaspanym głosem.
— Otworzyłem je sobie z zewnątrz — mruknął — płakałeś?
Mogłem się spodziewać tego pytania. Zapewne słyszał każde moje zdanie wypowiedziane wczorajszej nocy i każde moje pociągnięcie nosem.
Spojrzałem mu w oczy. Nie wydawały się szczęśliwe. Wręcz przeciwnie. Zauważyłem w nich uczucie bólu, cierpienie. Też płakał wcześniejszej nocy. Westchnąłem cicho i otuliłem go ramionami tak, że schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Zawsze robiliśmy tak, gdy mieliśmy gorszy czas. Jak nie on przychodził do mnie w nocy tak po prostu, położyć się, przytulić i wypłakać, to ja. Mój własny syn stał się najbliższym mi przyjacielem.
Poczułem mokrą ciecz na swoich obojczykach. Westchnąłem i lekko odchyliłem głowę, by spojrzeć na syna.
— Nie płacz Minnie, nie płacz — szepnąłem cicho do jego ucha i zacząłem delikatnie pocierać jego plecy.
— Dlaczego musiało się akurat nam to zdarzyć? Dlaczego akurat my? Dlaczego akurat tata? — zapytał drżącym głosem i starał się uniknąć większości łez, które i tak strumieniami spływały po moim ciele.
Milczałem. Nie byłem dobry w pocieszaniu. Ostatnio jak się za to zabrałem, Minnie nie odezwał się do mnie tydzień, a później ciągle wypominał mi te słowa.
Może na co dzień uśmiechy nie schodziły nam z twarzy, lecz wewnątrz wszystko płakało.
Wytarłem chłopcu oczy i jeszcze raz mocno przytuliłem. Podniosłem się do siadu i pogłaskałem go po włosach. Podałem mu zdjęcie Kyu, które leżało obok i wstałem.
— Idę zrobić śniadanie — szepnąłem cicho.
— Ja już zrobiłem, jest na stole — odpowiedział.
Kiwnąłem słabo, lecz zrozumiale głową i zszedłem do jadalni. Usiadłem przy stole i zacząłem jeść. Dobra Jongin, masz się ogarnąć. To nie czas na płacz, masz syna, masz przyjaciół. Mimo wszystko dasz sobie radę. Są tutaj by cię wspierać i by po prostu być przy tobie i twoim cholernie seksownym tyłku.
Po śniadaniu wróciłem do sypialni i jeszcze raz przytuliłem syna.
— Chodź młody. Nie płacz. Chcesz dziś coś porobić? — zapytałem, wycierając mu łzy.
— Kręgle? Z wujkami i dzieciakami? — zapytał, a ja kiwnąłem lekko głową. Wstał, po czym wyszedł, zostawiając mnie samego.
— Cześć tata — powiedział cicho i zaczął bawić się pojedynczymi włosami, które roztrzepane spadały na moją twarz.
— Jak wszedłeś? Zamknąłem drzwi — szepnąłem zaspanym głosem.
— Otworzyłem je sobie z zewnątrz — mruknął — płakałeś?
Mogłem się spodziewać tego pytania. Zapewne słyszał każde moje zdanie wypowiedziane wczorajszej nocy i każde moje pociągnięcie nosem.
Spojrzałem mu w oczy. Nie wydawały się szczęśliwe. Wręcz przeciwnie. Zauważyłem w nich uczucie bólu, cierpienie. Też płakał wcześniejszej nocy. Westchnąłem cicho i otuliłem go ramionami tak, że schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Zawsze robiliśmy tak, gdy mieliśmy gorszy czas. Jak nie on przychodził do mnie w nocy tak po prostu, położyć się, przytulić i wypłakać, to ja. Mój własny syn stał się najbliższym mi przyjacielem.
Poczułem mokrą ciecz na swoich obojczykach. Westchnąłem i lekko odchyliłem głowę, by spojrzeć na syna.
— Nie płacz Minnie, nie płacz — szepnąłem cicho do jego ucha i zacząłem delikatnie pocierać jego plecy.
— Dlaczego musiało się akurat nam to zdarzyć? Dlaczego akurat my? Dlaczego akurat tata? — zapytał drżącym głosem i starał się uniknąć większości łez, które i tak strumieniami spływały po moim ciele.
Milczałem. Nie byłem dobry w pocieszaniu. Ostatnio jak się za to zabrałem, Minnie nie odezwał się do mnie tydzień, a później ciągle wypominał mi te słowa.
Może na co dzień uśmiechy nie schodziły nam z twarzy, lecz wewnątrz wszystko płakało.
Wytarłem chłopcu oczy i jeszcze raz mocno przytuliłem. Podniosłem się do siadu i pogłaskałem go po włosach. Podałem mu zdjęcie Kyu, które leżało obok i wstałem.
— Idę zrobić śniadanie — szepnąłem cicho.
— Ja już zrobiłem, jest na stole — odpowiedział.
Kiwnąłem słabo, lecz zrozumiale głową i zszedłem do jadalni. Usiadłem przy stole i zacząłem jeść. Dobra Jongin, masz się ogarnąć. To nie czas na płacz, masz syna, masz przyjaciół. Mimo wszystko dasz sobie radę. Są tutaj by cię wspierać i by po prostu być przy tobie i twoim cholernie seksownym tyłku.
Po śniadaniu wróciłem do sypialni i jeszcze raz przytuliłem syna.
— Chodź młody. Nie płacz. Chcesz dziś coś porobić? — zapytałem, wycierając mu łzy.
— Kręgle? Z wujkami i dzieciakami? — zapytał, a ja kiwnąłem lekko głową. Wstał, po czym wyszedł, zostawiając mnie samego.
Zadzwoniłem do Chana i umówiliśmy się przed blokiem o godzinie szesnastej. Do tej pory starałem się jakoś ładniej ogarnąć. Umyłem się, przebrałem i resztę dnia spędziłem z synem na oglądaniu głupich filmów w telewizji.
BAEKHYUN
— Kto dzwonił? — podszedłem do Chanyeola i spojrzałem mu w oczy. Wtedy zawsze wiedziałem, czy kłamie, czy nie.
— Kai. Chcą jechać dziś na kręgle. O szesnastej mamy być pod budynkiem. Mamy dwie godziny, lepiej zacznij się zbierać, bo jak zwykle będę musiał na ciebie czekać i się spóźnimy — powiedział i podszedł do lodówki, wyciągając mleko, które zaraz zaczął pić.
— Gdzie w gwinta o siwonie! Od czego jest szklanka?! — podszedłem do niego i wyrwałem mu je, z powrotem wkładając do lodówki.
— Tata! Kupka! — przybiegł do kuchni Taesung, trzymający się za siusiaka. Wziąłem go na rączki i od razu pobiegliśmy na kibelek. Kiedy mały skończył, podtarłem go i usadziłem na blacie, by umyć ręce. Wytarłem dłonie i podszedłem do chłopca z zamiarem ściągnięcia go z blatu, lecz ten stwierdził, że wcale nie jest wysoko i wcale nic sobie nie zrobi.
— Oszalałeś?! Wiesz, że mogłeś sobie tym złamać nóżkę? — podniosłem głos i zsunąłem syna z blatu. Ten tylko stanął i patrzył się na mnie z podniesioną główką, mały ignorant.
— Chciałem skoczyć! — krzyknął nagle Tae, gdy zbliżałem się do wyjścia.
— Chciałeś się połamać? Oszalałeś? Ile ty masz lat, co? Małe dzieci nie mogą tak robić — kucnąłem przy nim i odsunąłem spadające kosmyki włosów na delikatną, dziecięcą twarzyczkę.
Gdy to zrobiłem Tae zaczął piszczeć. Tak po prostu zaczął piszczeć. Z powrotem wstałem i spojrzałem na niego z góry.
— Taesung do cholery, ile ty masz lat! — krzyknąłem, dość niepotrzebnie, bo tylko wzmocniłem pisk dziecka.
— Nie piszcz! Chcesz jechać na kręgle czy nie?! Tylko grzeczne dzieci takie jak Ji mogą z nami jechać! — wpatrywałem się zdenerwowany na dziecko, które z każdym słowem, coraz głośniej piszczało. Żeby nie było mi mało, jak zwykle zaczął się papugować.
— Tylko grzeczne dzieci takie jak Ji blablablabla.
— Taesung! — krzyknąłem.
— Taesung! — odkrzyknął, próbując naśladować barwę mojego głosu.
Wyszedłem z łazienki, zostawiając dziecko same. No tak, nie pomyślałem o tym, że ma cholerny wysoki głos po mnie i było go słychać w całym mieszkaniu, jak nie budynku. Poszedłem do pokoju chłopców i wziąłem jego ulubionego pluszaka. Wróciłem do syna i pokazałem mu go przed nosem.
— Jeszcze raz krzykniesz i wyrzucę go do śmieci — powiedziałem stanowczo, po czym nastała cisza. Patrzyłem na reakcje chłopca i zauważyłem, jak patrzy na blat, przy umywalce.
Wziął — zapewne dla niego — pierwszy, lepszy kosmetyk, którym był mój ukochany eyeliner i zaczął krzyczeć.
— Jesce raz ksyknies i wyrzucę go do śmieci! - patrzył na mnie z tym jego morderczym wzrokiem. Wiedziałem, że trafiłem w jego czuły punkt, ale on niestety trafił również w ten mój.
— Rozumiem, że miś ma wylądować w koszu? Okej — powiedziałem obojętnie i udałem się do kuchni. Podszedłem do kosza i gdy mały przyleciał za mną, udałem, że go wyrzucam.
— Nie ma.
Spojrzałem na reakcje chłopca i zauważyłem, że w rączce dalej trzyma mój ulubiony, święty eyeliner. Wziął go przed siebie i bezczelnie go połamał.
— Nie ma.
Zdenerwowałem się, bo w końcu był to mój świętej pamięci najlepszy eyeliner, za którego dałem 28,800* won! Nie dałem po sobie poznać, że zabolała mnie strata tego jakże cudownego przyjaciela.
— Kupię sobie drugi, a teraz masz zakaz na bajki, lody, chipsy, cole i chowam ci kolekcje samochodzików! — wrzasnąłem, kątem oka spoglądając na przestraszonego Chana, siedzącego w salonie na kanapie, który obserwował to całe zajście.
Wzrokiem wróciłem do tego diabła w ciele mojego syna, a ten tylko obojętnie pokazał mi język, by po tym zrzucić kosmetyk na podłogę i zdeptać, brudząc przy tym jasne płytki. Odwrócił się na pięcie, zostawiając mnie na pastwę losu z odbiciem eyelinera na podłodze i ruszył do salonu, by wyżalić się drugiemu tatusiowi.
Sprzątnąłem pozostałości z podłogi i poszedłem do salonu, gdzie Taesung żalił się ze wszystkiego Chanyeolowi. Stanąłem naprzeciw niego z założonymi rękoma i gdy na mnie spojrzał, głośno westchnąłem.
— Masz 28,800* won? — zapytałem.
— Po co ci? — odparł, ściągając brwi.
— Jadę po ten pieprzony eyeliner, bez niego z domu się nie ruszę! — krzyknąłem, tracąc cierpliwość — Masz czy nie?!
— Komoda, pod bokserkami — mruknął i wzrokiem wrócił do dziecka.
Ruszyłem do sypialni i wyciągnąłem pieniądze spod bielizny. Ubrałem się i pojechałem do pobliskiej drogerii. Na szczęście nie musiałem się obawiać, że ktoś mnie zobaczy, ponieważ praktycznie nikt tej galerii nie odwiedzał. Może dlatego, że są ceny wzięte z kosmosu, albo dlatego, że jest inna, większa i lepsza galeria? Kupiłem eyeliner, a za resztę pieniędzy, maskę do włosów. Wróciłem do domu, a moi chłopcy już się zbierali.
— Baekkie, rusz ten śliczny tyłeczek, bo się spóźnimy — usłyszałem głos swojego przyszłego męża.
— Już kochanie, już. Ogarnąłeś dzieciaki? — zapytałem głośniej, wchodząc do łazienki, która znajdowała się w naszej sypialni.
— Kai. Chcą jechać dziś na kręgle. O szesnastej mamy być pod budynkiem. Mamy dwie godziny, lepiej zacznij się zbierać, bo jak zwykle będę musiał na ciebie czekać i się spóźnimy — powiedział i podszedł do lodówki, wyciągając mleko, które zaraz zaczął pić.
— Gdzie w gwinta o siwonie! Od czego jest szklanka?! — podszedłem do niego i wyrwałem mu je, z powrotem wkładając do lodówki.
— Tata! Kupka! — przybiegł do kuchni Taesung, trzymający się za siusiaka. Wziąłem go na rączki i od razu pobiegliśmy na kibelek. Kiedy mały skończył, podtarłem go i usadziłem na blacie, by umyć ręce. Wytarłem dłonie i podszedłem do chłopca z zamiarem ściągnięcia go z blatu, lecz ten stwierdził, że wcale nie jest wysoko i wcale nic sobie nie zrobi.
— Oszalałeś?! Wiesz, że mogłeś sobie tym złamać nóżkę? — podniosłem głos i zsunąłem syna z blatu. Ten tylko stanął i patrzył się na mnie z podniesioną główką, mały ignorant.
— Chciałem skoczyć! — krzyknął nagle Tae, gdy zbliżałem się do wyjścia.
— Chciałeś się połamać? Oszalałeś? Ile ty masz lat, co? Małe dzieci nie mogą tak robić — kucnąłem przy nim i odsunąłem spadające kosmyki włosów na delikatną, dziecięcą twarzyczkę.
Gdy to zrobiłem Tae zaczął piszczeć. Tak po prostu zaczął piszczeć. Z powrotem wstałem i spojrzałem na niego z góry.
— Taesung do cholery, ile ty masz lat! — krzyknąłem, dość niepotrzebnie, bo tylko wzmocniłem pisk dziecka.
— Nie piszcz! Chcesz jechać na kręgle czy nie?! Tylko grzeczne dzieci takie jak Ji mogą z nami jechać! — wpatrywałem się zdenerwowany na dziecko, które z każdym słowem, coraz głośniej piszczało. Żeby nie było mi mało, jak zwykle zaczął się papugować.
— Tylko grzeczne dzieci takie jak Ji blablablabla.
— Taesung! — krzyknąłem.
— Taesung! — odkrzyknął, próbując naśladować barwę mojego głosu.
Wyszedłem z łazienki, zostawiając dziecko same. No tak, nie pomyślałem o tym, że ma cholerny wysoki głos po mnie i było go słychać w całym mieszkaniu, jak nie budynku. Poszedłem do pokoju chłopców i wziąłem jego ulubionego pluszaka. Wróciłem do syna i pokazałem mu go przed nosem.
— Jeszcze raz krzykniesz i wyrzucę go do śmieci — powiedziałem stanowczo, po czym nastała cisza. Patrzyłem na reakcje chłopca i zauważyłem, jak patrzy na blat, przy umywalce.
Wziął — zapewne dla niego — pierwszy, lepszy kosmetyk, którym był mój ukochany eyeliner i zaczął krzyczeć.
— Jesce raz ksyknies i wyrzucę go do śmieci! - patrzył na mnie z tym jego morderczym wzrokiem. Wiedziałem, że trafiłem w jego czuły punkt, ale on niestety trafił również w ten mój.
— Rozumiem, że miś ma wylądować w koszu? Okej — powiedziałem obojętnie i udałem się do kuchni. Podszedłem do kosza i gdy mały przyleciał za mną, udałem, że go wyrzucam.
— Nie ma.
Spojrzałem na reakcje chłopca i zauważyłem, że w rączce dalej trzyma mój ulubiony, święty eyeliner. Wziął go przed siebie i bezczelnie go połamał.
— Nie ma.
Zdenerwowałem się, bo w końcu był to mój świętej pamięci najlepszy eyeliner, za którego dałem 28,800* won! Nie dałem po sobie poznać, że zabolała mnie strata tego jakże cudownego przyjaciela.
— Kupię sobie drugi, a teraz masz zakaz na bajki, lody, chipsy, cole i chowam ci kolekcje samochodzików! — wrzasnąłem, kątem oka spoglądając na przestraszonego Chana, siedzącego w salonie na kanapie, który obserwował to całe zajście.
Wzrokiem wróciłem do tego diabła w ciele mojego syna, a ten tylko obojętnie pokazał mi język, by po tym zrzucić kosmetyk na podłogę i zdeptać, brudząc przy tym jasne płytki. Odwrócił się na pięcie, zostawiając mnie na pastwę losu z odbiciem eyelinera na podłodze i ruszył do salonu, by wyżalić się drugiemu tatusiowi.
Sprzątnąłem pozostałości z podłogi i poszedłem do salonu, gdzie Taesung żalił się ze wszystkiego Chanyeolowi. Stanąłem naprzeciw niego z założonymi rękoma i gdy na mnie spojrzał, głośno westchnąłem.
— Masz 28,800* won? — zapytałem.
— Po co ci? — odparł, ściągając brwi.
— Jadę po ten pieprzony eyeliner, bez niego z domu się nie ruszę! — krzyknąłem, tracąc cierpliwość — Masz czy nie?!
— Komoda, pod bokserkami — mruknął i wzrokiem wrócił do dziecka.
Ruszyłem do sypialni i wyciągnąłem pieniądze spod bielizny. Ubrałem się i pojechałem do pobliskiej drogerii. Na szczęście nie musiałem się obawiać, że ktoś mnie zobaczy, ponieważ praktycznie nikt tej galerii nie odwiedzał. Może dlatego, że są ceny wzięte z kosmosu, albo dlatego, że jest inna, większa i lepsza galeria? Kupiłem eyeliner, a za resztę pieniędzy, maskę do włosów. Wróciłem do domu, a moi chłopcy już się zbierali.
— Baekkie, rusz ten śliczny tyłeczek, bo się spóźnimy — usłyszałem głos swojego przyszłego męża.
— Już kochanie, już. Ogarnąłeś dzieciaki? — zapytałem głośniej, wchodząc do łazienki, która znajdowała się w naszej sypialni.
***
Po zebraniu się pojechaliśmy z Jonginem i Sangminem na obiecane kręgle. Wygodnie się rozsiedliśmy i zaczęliśmy swoją grę. Oczywiście nie obeszło się bez dokuczania mojego syna i przedrzeźniania mnie na każdym kroku. Ten dzień nie skończy się dla nikogo dobrze.
— Uspokój się! — krzyknąłem, próbując uspokoić tym, wkurzające już zachowanie własnego syna.
— No nie mogę, obiecuję, że zaraz coś mu zrobię — zwróciłem się do narzeczonego, a ten, widząc to, że tracę już cierpliwość, wziął Taesunga za rękę i zeszli z toru, zapewne by mógł na niego nakrzyczeć.
Po dłuższej chwili wrócili razem z toalety, a Chan wycierał mu nosek i mówił, żeby już nie płakał. Wow, to chyba naprawdę podziałało, czy to ja jestem aż tak złym ojcem?
Nadeszła kolej Kaia. Wszyscy usiedliśmy i w skupieniu patrzyliśmy na jego ruchy.
— Patrzcie! Teraz idzie król zbijania kręgli! — wszedł na tor, wybrał jedną z cięższych kuli i cofnął się, by zrobić duży rozbieg.
Wszyscy, cofnęliśmy się, by oszczędzić sobie krzywdy, wyrządzonej przez przyjaciela. Gdy czas na telewizorku pokazał, że Jongin może już ruszyć, zrobił to. Tyle że zza dużą prędkością i siłą. W jednej sekundzie potknął się o własne nogi i wypuszczając z dłoni kulę, która poturlała się do pobliskiego toru, spadł, zahaczając brodą o stojak do kul.
Wszyscy podnieśliśmy się z miejsc i na raz podbiegliśmy do tej ciamajdy. No.. Oprócz bliźniaków, którzy nie znając powagi sytuacji, zaczęli się w niebo głosy śmiać.
Poraziłem ich morderczym wzrokiem i pomogliśmy wstać przyjacielowi. Jedyne na marne, bo jak się okazało, odczuwał dość duży ból w prawej kostce u nogi.
Bez owijania, zebraliśmy się i pojechaliśmy z jęczącym Kaiem na czele do szpitala. Tam zrobili mu badania, gdzie okazało się, że kostkę ma skręconą i lekko poobijaną i zdartą brodę. Na umyśle w sumie też jest chory, ale z tym już trzeba do jakiegoś specjalnego specjalisty, który ma cholernie wielką cierpliwość.
Dość późnym wieczorem po odwiezieniu Jongina, wróciliśmy do domu i położyliśmy dzieci spać.
— Kochanie, idziemy wziąć prysznic? — podszedłem do Chanyeola i palcem wskazującym przejechałem po jego policzku, schodząc na dość umięśniony tors.
— Przydałoby się — zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę do łazienki. Rozebrałem się i usiadłem na blacie, kołysząc nogami. Poczekałem, aż narzeczony się rozbierze. Gdy to zrobił, podszedł do mnie i nastawił się do mojego ucha.
— Byłbyś moją najseksowniejszą sekretarką, panie Park — szepnął mi do ucha, swoim ściszonym, pełnym seksapilu głosem.
Objąłem go delikatnie w szyi i zatopiłem w nim swoje usta, nogi splątując na jego biodrach.
— Chcę być twoją najseksowniejszą sekretarką, panie prezesie — przysunąłem się bliżej chłopaka i odszepnąłem cicho.
— Byłbym pana najlepszym pracownikiem, zapewniłbym panu najlepszy czas w pracy. Nie nudziłby się pan — dodałem szybko i musnąłem jego usta.
— Nie wątpię w pana umiejętności — odparł. Rękoma zjechał na mój okrągły tyłek, podniósł mnie i ruszył w stronę kabiny prysznicowej.
Oblizałem prowokująco usta i przygryzłem wargę, w jednej chwili zostałem przyparty do ściany przez narzeczonego. Ścisnął moje pośladki i gdy chciał mnie pocałować, odepchnąłem go z siłą wszystkich awendżersów.
— Sam se chuja w dupę wkładaj, nie urodzę kolejnego bachora, jak ci kiedyś w dupę bolec włożę, to może mnie zrozumiesz, nie.mam.ochoty!
— No ale sam mnie sprowokowałeś! — odsapnął nieco zły, moim zachowaniem.
— Suprajs! Dzisiaj jedź na ręcznym! — odpowiedziałem. Chan tylko burknął coś niezrozumiałego pod nosem, wziął szampon i zaczął się mydlić, totalnie mnie przy tym ignorując.
— To za to, że nie pozmywałeś naczyń — dodałem po chwili.
W końcu za dwa miesiące mamy ślub, prawda?
Mogę się trochę na nim po wyżywać.
* 28,800 won = 100 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz