Luhan
Dwa dni. Dwa cholerne dni odkąd ostatni raz widziałem Sehuna i mogę śmiało powiedzieć, że zaczynałem się niecierpliwić. Spędzanie z nim każdej chwili, a brak możliwości zobaczenia go to duża zmiana, zwłaszcza że przywykłem do bycia blisko niego i jego dotyku.
Chciałem również poczuć jego usta na swoich. Nazwijcie mnie szalonym, ale ten chłopak potrafił sprawić, że czułem się, jakbym leżał na kłębiastej chmurze, wysoko na niebie.
Przez cały dzień miałem ochotę wysłać mu smsa. Spytać, czy wszystko w porządku, jak poszło dochodzenie, ale Sehun ostrzegał mnie, żebym tego nie robił, bo policja mogła w każdej chwili sprawdzić jego telefon.
Nienawidziłem faktu, że nie mogłem być na każdym kroku jego drogi, ale cieszyłem się, że chciał, żebym był bezpieczny. Ostatniej rzeczy, której teraz potrzebowałem, to ingerencja moich rodziców.
— Panie Lu, czy jest jakiś powód, dla którego nie uważasz na mojej lekcji? — podniosłem głowę i zobaczyłem profesora, wpatrującego się we mnie przez swoje okulary na czubku nosa.
— Nie, proszę pana.
— Więc mam nadzieję, że skończysz marzyć i skupisz się na lekcji.
Pokiwałem głową, a on popatrzył na mnie srogo, zanim odwrócił się i kontynuował lekcję. O wiele bardziej wolałem być w domu niż słuchać profesora opowiadającego o tym, jak rozpoczęła się druga wojna światowa.
Uderzałem palcami o ławkę, licząc każdą sekundę, która została do końca. Baekhyun mógł na bieżąco informować mnie, co się dzieje, bo skończył odpowiadać na wszystkie pytania i dostał od Sehuna pozwolenie, żeby dać mi znać.
Kiedy tego dnia wyszedł z komisariatu, napisał mi smsa mówiącego, jak wszystko poszło gładko. Powiedział też, że był tam Sehun, ale nie wyglądało na to, żeby miał jakieś problemy. Cieszyłem się. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby go aresztowano.
Moje myśli znów zostały przerwane, tym razem przez dzwonek. Zebrałem książki i wsunąłem je do plecaka, po czym wyszedłem z pomieszczenia. Na korytarzu przepchnąłem się przez ludzi, żeby dostać się do swojej szafki i w końcu do cholery się stąd wydostać. Nie rozumiem, dlaczego ludzie muszą zatrzymywać się na środku korytarza, żeby porozmawiać? Nie mogą usunąć się na bok?
Idioci.
Potrząsnąłem głową, kiedy w końcu dotarłem do szafki. Wpisałem kod i otworzyłem drzwi, po czym wrzuciłem wszystko do środka. Mój telefon zabrzęczał w kieszeni.
Dlaczego nikt nie chciał mnie zostawić w spokoju?
Od: Nieznany
Wyjdź na zewnątrz.
Wyjdź na zewnątrz.
Uniosłem brwi w zdziwieniu, a mój brzuch skurczył się z powodu nieznanego numeru. Szybko odpisałem.
Do: Nieznany
Kto to?
Kto to?
Od: Nieznany
Zobaczysz ;)
Zobaczysz ;)
Przygryzłem wargę i rozejrzałem się dookoła. Nawet jeśli część osób wyszła, to kilka z nich jeszcze wciąż się tutaj kręciło. Jeśli byłby więc to jakiś zabójca, miałbym świadków.
Zanim się zorientowałem, stanąłem przed podwójnymi drzwiami, a strach przejął nade mną kontrolę. Skąd ta osoba, kimkolwiek była, miała mój numer? Był tylko jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć.
Westchnąłem i otworzyłem drzwi, czując na sobie popołudniowe powietrze. Wyszedłem na zewnątrz i wziąłem głęboki oddech, rozglądając się i szukając jakichkolwiek oznak tego, że ta osoba tu była. Zobaczyłem go dopiero po chwili. Zastygłem, a moje oczy otworzyły się szeroko.
— Tęskniłeś?
— Sehun? — spytałem, będąc w kompletnym szoku, że mój chłopak był kilka kroków ode mnie. Miał ręce skrzyżowane na klatce piersiowej i opierał się o swój samochód. Był cały ubrany na biało i miał na sobie białą czapkę, ubraną tył na przód.
— Chodź tutaj.
Nawet długo się nad tym nie zastanawiałem, tylko zbiegłem ze schodów i wpadłem mu w ramiona, obejmując go wokół szyi i opierając czoło o jego klatkę piersiową.
— Tęskniłem za tobą — mruknąłem.
— Ja też za tobą tęskniłem. — Przycisnął mnie do siebie, nawet na chwilę nie pozwalając mi się odsunąć i składał pocałunki na mojej szyi i policzku.
Kiedy już mnie postawił na ziemi, wziąłem jego twarz w dłonie i przycisnąłem jego usta do swoich, nie mogąc się już dłużej powstrzymywać. Sehun przytrzymał moje dłonie i zabrał je ze swojej twarzy, mocno je ściskając i oddając mi pocałunek. Po kilku sekundach odsunął się, oblizując usta.
— Ktoś tutaj jest niecierpliwy. — Zaśmiał się, wpatrując się we mnie.
— Nie widziałem cię przez dwa dni. Czego się spodziewałeś? Że powiem „cześć" i usiądziemy razem przy herbacie? — przechyliłem głowę i uniosłem brwi.
— Nie.
— To dobrze. Bo nie sądzę, że byłbym w stanie nadal się kontrolować.
— Naprawdę? — uśmiechnął się.
— Mhm. — Pokiwałem głową.
— Cóż... W takim razie chodź tutaj. — Owinął ręce wokół mojej talii, przyciskając mnie do swojej kartki piersiowej i całując moją szyję. Przechyliłem głowę, dając mu lepszy dostęp.
— Sehun — szepnąłem. Chłopak odwrócił nas tak, żeby nikt nie mógł nas zobaczyć. Przebiegłem mu dłonią po koszulce, lekko dotykając jego brzucha, chcąc poczuć jego dotyk.
— Kocham cię.
— Ja ciebie też. — Uśmiechnąłem się lekko.
— Nawet nie wiesz, jak trudno było mi bez ciebie przez ten czas. Chciałem do ciebie zadzwonić, ale Chanyeol groził, że zepsuje mi telefon, jeśli to zrobię. — Zachichotał, a jego klatka piersiowa poruszyła się.
— Używa niezłych metod. — Uśmiechnąłem się.
— Wiem, ale on nie ma chłopaka. Nie rozumie mojej potrzeby bycia przy tobie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nazwij mnie szalonym, ale jesteś jak narkotyk, skarbie. Nigdy nie mam cię dość. — Uśmiechnął się.
— Ale z ciebie Cornball*
— Co?
— Cornball.
— Co to do cholery jest? — popatrzył na mnie zdziwiony.
— Sam się dowiedz.
— Nie, powiedz mi. — Pochylił się nade mną tak, żebym znajdował się pod nim.
— Dobra, powiem. — Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na niego dziwnie i wyprostowałem się. — To znaczy, że jesteś staromodnym idiotą. — Zamrugałem kilkakrotnie, posyłając mu niewinne spojrzenie.
— Nienawidzę, kiedy udajesz mądrzejszego ode mnie... Ale przymknę na to oko.
— Naprawdę? — spytałem, a chłopak pokiwał głową z lekkim uśmiechem.
— A to dlaczego?
— Za bardzo za tobą tęskniłem, żeby kłócić się o takie głupoty.
— Cóż, to dobry początek. — Uśmiechnąłem się.
— Tak, tak, nie przyzwyczajaj się skarbie. Kłótnie z tobą to normalna rzecz. — Poprawił czapkę na swojej głowie i uśmiechnął się.
— Oczywiście, że tak.
— Lepiej się pospieszmy. Obiecałem Chanyeolowi, że będziemy o trzeciej trzydzieści.
— Co mamy zamiar robić, że mamy tam być o trzeciej trzydzieści?
— Cholera. — Potrząsnął głową. — Zapomniałem wspomnieć, że chłopcy urządzają grilla, a ty jesteś zaproszony?
— Chyba faktycznie zapomniałeś mi powiedzieć, owszem. — Zaśmiałem się.
— Co mogę powiedzieć? Jesteś zbyt zniewalający i przez ciebie zapomniałem. — Uśmiechnął się, a ja nie mogłem powstrzymać się przed potrząśnięcia głową.
— Dobre — skinąłem.
— Dziękuję. — Wzruszył ramionami. — Staram się.
— Prawdopodobnie zapomniałeś również o tym, że jestem uziemiony i powinienem już być w domu.
— Cholera jasna — mruknął, drapiąc się w tył szyi.
— Ta — dodałem, wpatrując się w swoje stopy.
— Myślisz, że możesz do nich zadzwonić i powiedzieć, że masz do zrobienia projekt albo coś?
— Nie mam pojęcia czy mi uwierzą, Sehun. Już dawno używałem tej wymówki.
— Jestem pewien, że ci uwierzą. Kłamałeś w związku czymś w ciągu kilku ostatnich dni?
— Nie.
— W takim razie powinno zadziałać.
— A co, jeśli nie?
— To coś wymyślimy. — Obszedł auto i wskazał na mnie, żebym poszedł za nim. Zrobiłem tak, jak pokazał i wyciągnąłem telefon. Położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie. Uśmiechnąłem się i złączyłem nasze palce razem.
— Halo?
— Mamo?
— Tak?
— Dzisiaj na chemii, profesor przydzielił nam partnerów do projektu na jutro i Marii, moja partnerka chciałaby wiedzieć, czy mógłbym z nią nad tym dzisiaj popracować w jej domu? Musimy to zrobić u niej, bo Marii musi opiekować się swoim młodszym bratem.
— Gdzie jest jej mama?
— W pracy. Powinna być o czwartej, więc będziemy sami tylko pół godziny.
— Dobrze. Ale bądź w domu około szóstej, okej?
— Naprawdę?
— Co powiedziała? — spytał Sehun, poruszając tylko ustami, nie wydając żadnego dźwięku. Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową, pokazując, że się zgodziła.
— Tak, Luhan. Nie chcę, żebyś przeze mnie oblał. Twoja nauka ma pierwszeństwo tak jak i twoje oceny. Nie oszukuj, tylko się staraj. Jeśli chcesz dostać się na dobre studia, musisz mieć dobre stopnie.
— Wiem, mamo.
— W takim razie widzimy się o szóstej.
— Tak. — Uśmiechnąłem się do Sehuna.
— Kocham cię.
— Ja ciebie też. — Nacisnąłem czerwoną słuchawkę. — Tak! Tak! Tak!
— Mówiłem ci, że się zgodzi.
— Wiem. A teraz chodźmy, bo umieram z głodu. — Uśmiechnąłem się, ciągnąc Sehuna za rękę. Oboje wsiedliśmy do auta, zapiąłem pas i zaczekałem, aż wyższy zrobi to samo, po czym wyjedzie na ulicę.
— Więc? Co stało się na komisariacie? — spytałem.
— Co masz na myśli? — spojrzał na mnie, zanim znów wrócił spojrzeniem na drogę.
— No nie wiem. Co powiedzieli? Co zrobili? Nie mam pojęcia, jak to działa.
— Po prostu przyszli do mojego domu wcześnie rano. Przeszukali mieszkanie i zadawali pytania. Opowiedziałem im historię, tak samo, jak i Baekhyun, ale to nie wystarczyło. Zabrali mnie i znów zadawali pytania. Oczekiwali, że zmienię swoje odpowiedzi, ale znam tę grę, już do tego przywykłem.
— Ile razy byłeś aresztowany? — zapytałem, ale chłopak chyba zapomniał, ponieważ nie odpowiedział, tylko kontynuował jazdę.
— Sehun?
— Co mówiłeś? — odchrząknął. Wiedziałem, że udawał, bo nie chciał, żebym znał odpowiedzi.
— Ile razy byłeś przesłuchiwany?
— Naprawdę chcesz wiedzieć? — zapytał, na co skinąłem.
— Pięć.
— Pięć? — spytałem, będąc w kompletnym szoku.
— Tak.
Przygryzłem wargę, bojąc się zadać kolejnego pytania.
— Ile z tych pięciu razy było prawdziwe?
— Masz na myśli, ile z tych zbrodni popełniłem? — zapytał. Nie odpowiedziałem, ale Sehun wziął to jako „tak".
— Wszystkie.
Zamknąłem oczy, mocno ściskając koszulkę i przygryzając wnętrze policzka. Czułem, jak Sehun wypalał mi dziurę w twarzy swoim spojrzeniem, ale go ignorowałem. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem przez okno.
— Han? — spytał, kilka sekund później.
— Hm?
— Spójrz na mnie.
Potrząsnąłem głową.
— Skarbie, spójrz na mnie. — Zabrał moją dłoń z koszuli, którą zaciskałem i złapał mnie za nią. Przełknąłem głośno ślinę i popatrzyłem na niego.
— Tak? — szepnąłem.
— Boisz się?
— Nie — powiedziałem prawdę.
— Jesteś zaniepokojony?
— Tak.
— Wiem, że to wygląda źle...
— To wygląda bardzo źle, Sehun — mruknąłem.
— Wiem i chciałbym, żebym mógł się jakoś obronić, lecz to nie zmieni tego, co zrobiłem. Ale chcę, żebyś wiedział, że miałem podstawy do tego, co zrobiłem. Ludzie zawierają z nami umowy i prowadzimy z nimi interesy. Jeśli schrzanią sprawę, muszą za to zapłacić. Jeśli pozwolimy im odejść, to jakbyśmy zostali spoliczkowani.
— Zabiłeś ich tak samo, jak zabiłeś L...
— Lee? — dokończył za mnie, a ja skinąłem głową.
— Tak.
Mój brzuch nieprzyjemnie się skręcił. Myśl, że mógł zabić kogoś, a nawet więcej niż jedną osobę była bardzo trudna do zniesienia.
— Co zrobiłeś z ciałami?
— Żadnych pytań więcej, Luhan — uciął.
— Sehun...
— Powiedziałem coś, Luhan. Wiesz już wystarczająco dużo. Daj spokój.
Na szczęście dojechaliśmy na miejsce, więc nie musieliśmy kontynuować tej niezręcznej jazdy. Kiedy zaparkował, odpiąłem pas i wyszedłem z auta, a po kilku chwilach wyższy do mnie dołączył.
— Jesteś na mnie zły?
— Czy gdybym był, to czy stałbym teraz tutaj? — odwróciłem się, żeby na niego spojrzeć. Przekręciłem klamkę i otworzyłem przed nami drzwi, po czym weszliśmy do środka, czując zapachy przygotowywanych steków i burgerów.
— Spójrzcie, kto zaszczycił nas swoją obecnością. Pięć minut spóźniony! — Chanyeol uśmiechnął się szeroko. Miał na sobie obcisłą bluzkę i dresowe spodnie, z czego dość głośno się zaśmiałem.
— Sorry, stary. Korki. — Sehun zamknął za nami drzwi i odłożył klucze na stolik.
— Co jest takiego zabawnego? — spojrzał na mnie.
— Ty — mruknąłem. Zaskoczony moją bezpośredniością, zwrócił się do Sehuna.
— Zadziorny.
Sehun zachichotał i przybił z nim piątkę.
— Nawet nie wiesz jak bardzo.
— Cieszę się, że przyszedłeś, Luhan.
— Ja też — odpowiedziałem i wyszedłem na zewnątrz, gdzie Lay, Chen i Kai siedzieli na ogrodowych krzesłach.
— Luhan! — powiedzieli w tym samym czasie. Uśmiechnąłem się.
— Cześć chłopcy. Co robicie? — spytałem, opierając się biodrem o stół i krzyżując ręce na klatce.
— Zwyczajny odpoczynek. — Lay wziął łyka piwa.
— Nie nudzi wam się to?
— Nudzi — burknął Kai. — Nawet nie wiesz, jak irytujące jest ciągłe siedzenie w domu.
— To dlaczego nigdzie nie wyjdziecie albo coś?
— Wychodzimy, ale czasem jest to zbyt męczące.
— Lenie.
— Hej! — krzyknął Chen. — Nie jestem leniwy.
— Oczywiście. — Kai potrząsnął głową. — Jesteś jedną z najbardziej leniwych osób, które kiedykolwiek spotkałem.
— Wiesz co? Ty też nie jesteś taki niewinny — syknął Chen.
— Hej, hej hej, nie musicie się kłócić. — Uniosłem dłonie w obronnym geście. — Tylko zapytałem.
— Nie ma sprawy. Czasem odrobinę nam przygrzewa i nie jest to nic dziwnego.
— To prawda. — Usłyszałem głos za sobą i nawet nie musiałem się odwracać, żeby zobaczyć, do kogo należy. — Czasem tak się dzieje.
— Nawet nie jest tak gorąco.
— Dla nich jest. — Sehun zachichotał i wyciągnął spod stołu krzesło, na którym usiadł i posadził mnie na swoich kolanach. Próbując się dostosować, usiadłem odpowiednio.
— Nie rób tak skarbie — Sehun mruknął.
— Jak? — jeszcze raz się poruszyłem. — Tak?
— Jeśli nie chcesz, żebym teraz posadził cię na stole i zaczął pieprzyć, to lepiej przestań.
Moje oczy otworzyły się szeroko i kaszlnąłem, żeby pozbyć się niezręcznej ciszy.
— Okej.
Zarumieniłem się i odwróciłem, żeby nie mogli zobaczyć mojej czerwonej twarzy.
— Tak myślałem — mruknął. Wywróciłem oczami i spojrzałem na Chanyeola, który otworzył grill i przygotowywał burgery. Na sam ich widok poczułem, jak cieknie mi ślinka.
— Więc, Luhan? Jak tam u ciebie? — spytał Lay.
— Eh. — Wzruszyłem ramionami. — Chodzę do szkoły, a potem wracam do domu i znów to samo od nowa.
— Brzmi jak niezła zabawa.
— I to jaka.
— Jak to jest być w związku z tym tutaj? — Kai wskazał na Sehuna.
— Dobrze, tak myślę.
— Dobrze? — Sehun spojrzał na mnie. — Tylko dobrze? Zgaduję, że wszystkie razy, kiedy cię zadowalałem, też były tylko dobre, tak?
— Sehun! — syknąłem i uderzyłem go w klatkę piersiową. Chanyeol praktycznie wypuścił z dłoni to, co udało mu się właśnie przygotować.
— Co? — spojrzał na mnie. Zacisnąłem zęby i potrząsnąłem głową.
— Jesteś strasznym dupkiem.
— I tak mnie kochasz. — Uśmiechnął się.
— Nie. — Wstałem z miejsca. — Wcale nie.
— Skarbie...
— Przestań. — Odwróciłem się, gotowy, żeby odejść, kiedy Sehun złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę, przyciskając do klatki piersiowej.
— Przepraszam — szepnął do mojego ucha, lekko mnie całując.
— Zostaw mnie — ostrzegłem.
— Przestań Luhan... Nie zachowuj się tak.
— Powiedziałem, żebyś mnie zostawił. Teraz.
Westchnął i pozwolił mi odejść, robiąc krok w tył.
— Dziękuję.
Sehun
Spieprzyłem sprawę. Znowu. Nawet nie byłem zdziwiony.
— Dlaczego nie potrafisz zamknąć ust, Oh — skarcił mnie Chanyeol.
— Ja tylko żartowałem! Nie sądziłem, że go to zdenerwuje. — Usiadłem na krześle.
— On nie jest dominującym. Oni nie rozmawiają o swoich seksualnych związkach publicznie.
— Nie ważne, stary. — Wywróciłem oczami.
— Chanyeol ma rację. Mimo że było to zabawne, musisz uważać na to, co mówisz.
— Tak zrobię, tato — syknąłem, posyłając mu zirytowane spojrzenie. Lay uniósł ręce w geście poddania.
— Tylko mówię.
— Więc przestań — warknąłem. Lay wzruszył ramionami i usiadł na krześle, dokańczając swoją butelkę piwa.
— Mamy tego więcej? — zapytałem. Chłopak pokiwał głową i podał mi jedno. Odkręciłem butelkę, czując na sobie ich spojrzenia. Kiedy skończyłem, oblizałem usta.
— Cóż, to odświeżające — mruknął Lay, patrząc się wprost na mnie.
— Co?
— Nic.
— Tak myślałem — mruknąłem.
— Tylko dlatego, że jesteś na siebie zły, nie musisz wyżywać się na nas — ostrzegł Chanyeol. — Zorganizowałem to małe spotkanie, żeby cieszyć się z uwolnienia się od sprawy z policją i żeby pobyć chwilę razem. Nie chcę tutaj żadnego złego zachowania.
Zacisnąłem pięści, a Chan odwrócił się w stronę grilla. Wstałem i odsunąłem od siebie krzesło. Wszedłem do środka domu w poszukiwaniu Luhana.
— Luhan?
Żadnej odpowiedzi.
Uniosłem wysoko brwi w zdziwieniu, wchodząc po schodach i znajdując Lu w moim pokoju, leżącego na łóżku i wpatrującego się w sufit.
— Han? Wciąż jesteś na mnie zły?
— No co ty — mruknął. — Właśnie powiedziałeś im, że mnie „zadowalałeś". Wiesz, jak krępujące to było?
— Nie myślałem, okej? Zapomniałem, że się z tym kryjecie.
— Jak do cholery mogłeś zapomnieć?
— Nie wiem, okej? Tylko żartowałem. Chciałem spędzić fajnie czas, powinienem pomyśleć dwa razy, zanim otworzyłem usta.
— Nie. Musisz się po prostu nauczyć jak przestać mówić i zacząć używać przy tym mózgu.
Nie chcąc zagłębiać się w kłótnie, pokiwałem głową.
— Masz rację.
— To znaczy, to cię nie zabije tylk... Czekaj, co ty powiedziałeś? — zapytał zdziwiony.
— Powiedziałem... — Podszedłem do niego i usiadłem obok. — Że masz rację. Chociaż raz powinienem użyć swojego mózgu.
— Jaki jest haczyk?
— Haczyk? Jaki haczyk?
— Nie wiem. Po prostu zgodziłeś się ze mną w kłótni. To się rzadko zdarza.
— Cóż... Chyba jestem już zmęczony kłótniami z tobą. — Złapałem go za rękę i wciągnąłem go sobie na kolana. — Prawie cię straciłem. Nie chcę tracić czasu na kłótnie.
— Ja też nie.
— Więc uwierz mi, kiedy mówię, że mi przykro.
— To nie to, że ci nie wierzę. Po prostu nienawidzę, kiedy mówisz takie rzeczy. To psuje humor — szepnął. Przycisnąłem swoje usta do jego. Oddając mi pocałunek, Luhan przycisnął mnie do siebie za szyję. Położyłem się, kładąc go pod sobą. W momencie, kiedy zacząłem całować go po szyi, zatrzymał mnie.
— Sehun. — Przycisnął dłonie do mojej klatki piersiowej. — Przestań.
— Dlaczego? — szepnąłem, pozbawiony oddechu.
— Bo nie chcę.
— Dobrze, chodź tutaj. — Wstałem i pociągnąłem go za sobą.
— Przepraszam.
— Nie musisz. To nie jest przestępstwo. — Objąłem go ramionami, na co uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
— Dziękuję.
— Nie ma problemu. A teraz... Czy możemy wrócić do chłopców?
— Jasne, możemy. Wybaczyłam ci... Tak w ogóle – mruknął do mnie, po czym zeszliśmy do ogrodu.
— Aw... Patrzcie, kto wrócił — powiedział Lay dziecinnym głosem. — Robiliście coś nieodpowiedniego?
— Zamknij się, Lay.
— Cieszę się, że w końcu wróciliście — powiedział Chanyeol, stawiając przed nami talerze steków, burgerów i frytek. — Baliśmy się, że ominie was jedzenie.
— Nigdy byśmy tego nie odpuścili — mrugnąłem, owijając ramiona wokół talii Luhana. — Jesteś głodny?
— Umieram z głodu.
— W takim razie jedzmy.
Nagle wszyscy zamilkli, słysząc zbliżający się odgłos szpilek. Para czerwonych butów pojawiła się przed nami, a ja powiodłem wzrokiem w górę i jęknąłem, widząc, kto to był.
— Aw. — Soyeon jęknęła. — Zaczęliście beze mnie.
Zacisnąłem uścisk wokół Luhana wiedząc, że Soyeon nas zobaczyła, a po błysku w jej oczach wiedziałem, że miała coś zaplanowanego.
*Cornball - oklepany, prostak/pierdoła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz