Luhan
Nawet nie zorientowałem się, gdy odleciałem, dopóki nie otworzyłem oczy i stwierdziłem, że jest prawie wpół do piątej (patrząc na ilość słońca za malutkim oknem w pokoju). Próbowałem się rozciągnąć, a moje plecy wygięły się w łuk. Spojrzałem na siebie i zauważyłem, że nie byłem już na krześle. Byłem zaskoczony, że znajdowałem się teraz na łóżku. Jakim cudem się tu znalazłem?
Kręcąc się, zerknąłem na nadgarstki, które były mocno przywiązane do ramy łóżka. Syknąłem z bólu, gdy sznur wbił się w moją skórę. Dlaczego takie rzeczy zawsze przytrafiają się mnie? Czy naprawdę jestem aż tak znienawidzony przez Boga?
Poczułem, jak żołądek zaciska mi się od zżerającego mnie niepokoju. Czy kiedykolwiek stąd wyjdę? Umrę? Czy będę mógł jeszcze kiedyś zobaczyć rodziców? Czy będę w stanie spotkać Minah, Baekhyuna, a nawet Sehuna?
Pociągając nosem, próbowałem zatrzymać łzy chcące zacząć lecieć. Nie mam zamiaru pokazywać tym gnojkom słabości. Odwracając głowę, syknąłem z bólu pochodzącego z rozciętego policzka i szyi. Miałem wrażenie, jakby ktoś posypał je solą. Przygryzłem wargę, powstrzymując wrzask. Zamykając oczy, zdecydowałem, że najlepiej będzie spróbować znów zasnąć. Może w ten sposób czas upłynie szybciej.
Dosłownie chwilę po tym, jak udało mi się uspokoić, prawie wyskoczyłem z własnej skóry, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły, a do środka wszedł ten gnojek, znów z łobuzerskim uśmiechem na ustach. Jeśli wtedy się bałem, teraz byłem zdecydowanie przerażony.
— Patrzcie, kto się wreszcie obudził. — Usłyszałem ten sam kpiący, irytujący głos. Ten sam, który należał do faceta, przez którego tu jestem. Tego, który zagwarantował, że zrobi ze mną, co będzie chciał.
— Chyba chłopak Oh jest gotowy na trochę zabawy. Jak sądzicie? Już czas? — uśmiechnął się obrzydliwie, wywołując u mnie odruch wymiotny.
— Odwiąż mnie — syknąłem.
— Nie ma mowy, kochanie. Mam zamiar się z tobą zabawić. — Potarł ręce, oblizując usta.
— Hej, Suo, masz kamerę? — uśmiechnął się, a moje źrenice się rozszerzyły.
Kamera? Po co?
— Pewnie, stary. Jest tu. — Odwróciłem się i zobaczyłem, jak trzyma to w górze, a na twarzy ma wymalowane zadowolenie. Jeśli nie byłbym związany, kopnąłbym go w twarz.
— Dzięki. — Podszedł do chłopaka i wziął ją.
— Nie ma za co, Taejin.
Taejin? Ten z restauracji? Dlatego wydawał się taki znajomy. To nim gardził Sehun. On dźgnął go nożem. I właśnie dlatego mnie zabrali. Stąd wiedzieli, że się znamy. Pierdolę takie życie.
— Ty jesteś Taejin? — szepnąłem bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego, ale chyba powiedziałem to dosyć głośno, bo chłopak odwrócił się do mnie z łobuzerskim uśmiechem.
— Oh, więc mnie pamiętasz? — podniósł brew.
— Myślałem, że nigdy się nie pojawisz. — Podszedł do szafki i postawił na niej kamerę. Włączył ją, a po chwili zaczęło migać czerwone światełko, sygnalizując, że się nagrywa.
— Sehun cię zabije — warknąłem z jadem w głosie. Wiem, że Sehun chroni ludzi, na których mu zależy. Jeśli by tak nie było, nie obchodziłby go jego gang. Chłopak głośno się zaśmiał, a dwóch pozostałych mu zawtórowało.
— Czyżby? W takim razie gdzie on jest, kotku? Bo kiedy ostatnio sprawdzałem, mieliście wielką kłótnię, a on nawet za tobą nie pobiegł.
— Myślisz, że pozwoliłby mi odjechać z jakimś śmieciem i zostawić na pastwę losu? — łobuzersko się uśmiechnąłem, lekko chichocząc. — Musisz być głupszy, niż myślałem. — Mogłem się wydawać pewny siebie, ale w rzeczywistości było całkiem inaczej. Nie wiedziałem gdzie do cholery był Sehun ani czy w ogóle po mnie przyjdzie. Kto wie? Może odpoczywa u siebie z chłopakami, ciesząc się życiem beze mnie.
— Jeśli sam byłbyś mądry, nie mówiłbyś nawet połowy z tego — warknął. — Na twoim miejscu siedziałbym cicho. Wyzywanie mnie jest ostatnim, co powinieneś robić.
— Albo co? Znów mnie uderzysz? Potniesz? — zakpiłem, odwracając głowę. — Dupek. — Gwałtownie złapałem powietrze, czując pięść uderzającą w moją twarz, co sprawiło, że zacząłem niespodziewanie kaszleć, a moje ciało się odchyliło, przez co sznury jeszcze bardziej wbiły mi się w skórę.
— Zdecydowanie za często otwierasz usta. Powinieneś to do czegoś wykorzystać — warknął z obrzydzeniem, wbijając palce w moją brodę, przez co pisnąłem z bólu. Wykorzystując resztkę siły, którą w sobie miałem, spojrzałem mu w oczy i czując narastającą we mnie nienawiść, splunąłem mu w twarz.
— Ty szmato! — krzyknął, wycierając ślinę tyłem dłoni, po czym chwycił moją szyję i zaczął mnie dusić.
— Prze-przestań.
— Zapłacisz za to — syknął i po raz ostatni ściskając moją szyję, rzucił mnie z powrotem na łóżko. Wziąłem gwałtowny wdech i zacząłem kaszleć. Jego klatka piersiowa szybko się unosiła, a twarz była czerwona z wściekłości.
— Możecie już wyjść. Wygląda na to, że tej szmacie przydałaby się mała lekcja. — Łobuzersko się uśmiechnął.
Suo razem z drugim chłopakiem pokiwali głowami, po czym wyszli i zamknęli za sobą drzwi. Taejin wciąż patrzył na mnie z pożądaniem, a w jego oczach tańczyły złośliwe iskierki. Chwycił za rąbek swojej koszulki i ją zdjął, po czym rzucił na bok. Poczułem, że staje mi serce, a w żołądku się coś przewraca, kiedy chłopak się nade mną oparł. Cicho zaskomlałem, czując się bezużyteczny.
— Teraz ze mną nie wygrasz, gnojku — mruknął, po czym schylił się do mojej szyi i zaczął ją ssać.
— Nie, przestań — wymamrotałem, próbując się pod nim poruszyć. — Proszę, nie rób tego. Przepraszam — szepnąłem.
— Za późno, skarbie — syknął, po czym przycisnął usta do moich. Potrząsnąłem głową, chcąc się go z siebie pozbyć. Taejina to nie obchodziło. Wciąż ściskał mnie za boki, miażdżąc mi usta. Zacząłem płakać, próbując go odepchnąć. Kiedy wreszcie się ode mnie oderwał, niemal poczułem ulgę, dopóki nie pociągnął mojej bluzki i rozerwał ją jednym pociągnięciem.
— Przestań! — krzyknąłem. — Nie rób tego! Proszę, zrobię wszystko — załkałem. — Proszę...
— Nie ma mowy, kochanie — wymamrotał z ustami przy mojej odsłoniętej klatce piersiowej.
Sehun
Kiedy dorwę tego skurwiela, zabiję go. Będzie żałował, że kiedykolwiek mnie spotkał. Mocniej zaciskając ręce na kierownicy, kontynuowałem jazdę, mając w dupie to, że łamię przepisy. Skręcając, poczułem, jak serce bije mi coraz szybciej. Co, jeśli coś mu się stało? Jeśli Taejin go dotknął?
— Uspokój się — syknął Lay. — Musisz się skupić na tym, co mamy zrobić. Nie możesz kipieć ze złości, gdy tam wejdziemy, bo od razu cię to przekreśli.
— Jak do cholery mam się uspokoić, jeśli nawet nie wiem, co oni z nim robią? Mogli go nawet zabić! — krzyknąłem, czując, jak rozsadza mnie wściekłość. Już sama myśl o Taejinie kładącym na nim ręce doprowadzała mnie do szaleństwa.
— Wiem, że to trudne. Nie mówię, że nie możesz się martwić, ale nie pozwól, żeby nienawiść do tego faceta przejęła nad tobą kontrolę. Musisz go uratować i upewnić się, że gnojek za wszystko zapłaci. Nie będziesz w stanie zrobić obu tych rzeczy, jeśli skupisz się tylko na jego zabiciu.
Kiwając głową, próbowałem się uspokoić. Lay miał rację. Nie mogłem pozwolić temu przejąć nade mną kontroli. Muszę myśleć trzeźwo. Skręcając ponownie, nacisnąłem jeszcze mocniej na pedał gazu, przyśpieszając i przekraczając 120 km/h. Kiedy wreszcie dotarliśmy niedaleko celu, zwolniłem, nie chcąc przykuwać do siebie uwagi.
Ostatnim, czego potrzebowałem, było zauważenie mnie przez jednego ze znajomych Taejina. Zbliżając się do terytorium gnojka, zauważyłem czerwony samochód, którym odjechał Luhan. Zakpiłem, potrząsając głową.
— Wiedziałem... Byłem pewien, że sukinsyn za tym wszystkim stał. — Lay spojrzał w tym samym kierunku co ja.
— Więc gnojek naprawdę go zabrał. — Pokręcił głową.
— Będzie żałował, że kiedykolwiek mnie poznał. — Pochyliłem się i wyciągnąłem naładowany pistolet, po czym podałem go Yixingowi. — W razie, gdybym potrzebował pomocy, trzymaj. Nigdy nie wiadomo, któremu idiocie zachce się strzelać.
Zbliżając się do magazynu, upewniłem się, że nikogo nie ma wokół, po czym zakradłem się wokół domu. Wyciągnąłem zza pleców pistolet i się do niego odwróciłem. Kiwnąłem głową, po czym wstałem i wykopałem tylne drzwi z zawiasów. Trzymając przed sobą pistolet, rozejrzałem się wokół. Bezszelestnie wchodząc do środka, zajrzeliśmy przez każde drzwi, wykopywaliśmy te zamknięte i przemykaliśmy się po korytarzach.
Usłyszeliśmy głosy dochodzące zza drzwi obok. Słuchając przez chwilę, zrozumiałem, że siedziała tam cała jego grupa. Lay położył mi rękę na ramieniu, pokazując, że się nimi zajmie. Pokiwałem głową, odwracając się do drugiej strony pokoju, z plecami przyciśniętymi do ściany. Mogłem stąd zobaczyć chłopaków. Nie było tam ani Taejina, ani Luhana. Poczułem, że coś przewraca mi się w żołądku.
Mogłem stąd dostrzec schody, ale niestety chłopaki też, więc nie mogłem się tam dostać niezauważony. Posłałem Yixingowi znaczące spojrzenie, które od razu zrozumiał. Ukrył się za ścianą, wystawiając poza nią rękę, po czym kilka razy strzelił, przykuwając ich uwagę.
Przebiegłem przez pokój i w górę po schodach w momencie, w którym zaczęli się zbliżać do Laya. Martwiłbym się, gdybym nie był pewien, czy sobie poradzi, ale miał już do czynienia z gorszymi rzeczami. Wie, jak ich wszystkich załatwić.
Przebiegłem przez pokój i w górę po schodach w momencie, w którym zaczęli się zbliżać do Laya. Martwiłbym się, gdybym nie był pewien, czy sobie poradzi, ale miał już do czynienia z gorszymi rzeczami. Wie, jak ich wszystkich załatwić.
Kiedy dostałem się na górę, zacząłem iść po korytarzu, kopiąc w każde drzwi, chcąc znaleźć Luhana. Doszedłem prawie do końca, kiedy usłyszałem ciche łkanie zza drzwi, które właśnie minąłem. Powoli do nich podszedłem. Chwytając klamkę, przyłożyłem do nich ucho i usłyszałem znajomy głos błagający, żeby cokolwiek miało się stać, przestało.
To wystarczyło, żeby doprowadzić mnie do szaleństwa. Odsuwając się, z całej siły wykopałem drzwi z zawiasów. Wchodząc, zauważyłem Taejina leżącego na trzęsącym się ciele Luhana. W moich oczach pojawił się błysk mordercy.
Nikt nie dotyka mojego chłopaka, nie ponosząc za to konsekwencji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz