Luhan
Czy Oh Sehun właśnie przyznał, że mnie lubi czy po prostu wariuję? Prawdopodobnie tak. Pewnie niedobór jedzenia w moim organizmie wywołuje halucynacje i rzeczy, które nie są prawdą.
— Zaczekaj! — potrząsnąłem głową, robiąc krok w tył. — Czy właśnie powiedziałeś, że mnie lubisz? — patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami.
— Cóż... nie do końca wprost, ale się do tego przyznałem. — Podrapał się po karku, unikając mojego spojrzenia.
— Aww. — Powstrzymałem śmiech. — Jak uroczo. — Ścisnąłem jego policzek.
— Nie rób tego — mruknął. Łobuzersko się uśmiechnąłem.
— Kto by pomyślał, że Oh Sehun ma uczucia? — spytałem dziecinnym głosem, chichocząc, gdy na mnie spojrzał.
— Zamknij się — wymamrotał, przygryzając wargę. — Może jestem bez serca, ale nie aż tak.
— Hej. — Podniosłem ręce w górę. — Nigdy tak nie powiedziałem. — Chłopak chwilę nad tym myślał, po czym westchnął.
— Racja — mruknął, przejeżdżając palcami po włosach.
— Cóż. — Stanąłem na palcach. — Też cię lubię. — szepnąłem, po czym musnąłem jego usta. Odsunąłem się i zacząłem iść w drugim kierunku.
— Gdzie idziesz? — krzyknął za mną.
— Do samochodu, umieram z głodu. — Kontynuowałem drogę do range rovera. Kilka sekund później usłyszałem szelest liści i zanim miałem szansę się odwrócić, jego ręce oplotły mnie w talii, przysuwając bliżej do siebie.
— Cześć, skarbie — powiedział zachrypniętym głosem, wywołując ciarki na moich plecach.
— Przestraszyłeś mnie. — Lekko uderzyłem go w bok, po czym położyłem dłonie na jego i zaczęliśmy iść.
— Przyzwyczajaj się do tego, kotku. — Delikatnie pocałował mnie w ucho, a następnie puścił, żebyśmy mogli wejść do samochodu. Obchodząc go naokoło, wszedłem do środka w momencie, w którym Sehun odpalił silnik. Następnie wyjechał na ulicę i ruszył w miejsce, w które chciał nas zabrać. Po kilku minutach ciszy i nudy zacząłem się wiercić w siedzeniu. Zerknąłem na radio, a później na chłopaka. Przygryzając wargę, zacząłem się zastanawiać czy włączyć radio.
— Hej, Sehun?
— Hmm? — na sekundę na mnie spojrzał, po czym przeniósł oczy z powrotem na drogę. Przytrzymał kierownicę lewą ręką, a drugą włożył do kieszeni i wyjął z niej kolejnego papierosa, po czym odpalił go zapalniczką i się zaciągnął, wypełniając cały samochód dymem.
— Czy mogę włączyć radio?
— Nie. — Otworzył okno i wypuścił przez nie dym.
— Dlaczego nie? — syknąłem.
— Ponieważ nie lubię muzyki — powiedział.
— Serio? — westchnąłem. — Kto nie lubi muzyki?
— Ja. — Spojrzał mi w oczy. Lekko się zaśmiał, na co zmarszczyłem brwi.
— Co jest takie zabawne?
— Nie pamiętasz? — podniósł brwi.
— Czego?
— Zapytałeś mnie o to samo w noc imprezy, kiedy cię zabrałem. — W jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia. Otworzyłem usta, żeby odpowiedzieć, po czym zacząłem nad tym myśleć. Po chwili to do mnie doszło i się zarumieniłem.
— Och, racja... — Delikatnie zachichotałem. — Ups?
— Jakim cudem ja to zapamiętałem, a ty nie? — z niedowierzaniem patrzył przed siebie. Zaśmiałem się.
— Nie mam pojęcia.
— Pewnie mam dobrą pamięć.
— Albo to, co powiedziałem, utkwiło ci w pamięci, bo coś znaczę — powiedziałem śpiewnym tonem, lekko się śmiejąc. Zawtórował mi.
— W cokolwiek chcesz wierzyć, mały. — Poczułem, jak czerwienią mi się policzki, gdy nazwał mnie tak, jak pierwszej nocy.
— Jesteśmy na miejscu. — Podniosłem wzrok, widząc, że jesteśmy na parkingu.
— Już? — spytałem zaskoczony. Wyższy przytaknął, parkując blisko wejścia do restauracji, po czym wyjął kluczyki ze stacyjki. Wysiadłem z samochodu chwilę po nim i ruszyliśmy w kierunku budynku.
— Znowu ta restauracja? — spojrzałem na niego.
— Mają najlepsze jedzenie. — Wzruszył ramionami i otworzył drzwi, przez które weszliśmy. Nie mogłem powstrzymać wspomnień z naszej ostatniej wizyty w tym miejscu.
— Tym razem coś zjesz, prawda? — dałem mu coś na kształt ostrzegającego spojrzenia. Nie chciałem zostawiać swojego do połowy skończonego jedzenia i jego nietkniętego.
— Nie tylko ty tu jesteś głodny, skarbie. — Mrugnął do mnie, po czym poszedł w głąb lokalu, kierując się do naszych poprzednich miejsc. Wślizgując się na skórzane siedzenie, patrzyłem na Sehuna siadającego na wprost. Po raz setny zaburczało mi dziś w brzuchu. Jęknąłem, zakrywając go. Sehun momentalnie podniósł głowę. W jego oczach tańczyły figlarne iskierki, a na ustach malował się łobuzerski uśmiech.
— Podnieciłeś się, skarbie? — moje policzki natychmiast zrobiły się czerwone.
— Nie — wymamrotałem, odwracając wzrok.
— Na pewno? — kontynuował z cieniem kpiny w głosie. — Bo wiesz... — Oblizał usta. — Możemy pójść do łazienki i dokończyć to, co zaczęliśmy w magazynie, jeśli tylko chcesz. — Uwodzicielsko do mnie mrugnął. Wywróciłem oczami.
— W twoich snach, Oh. Nie ma mowy, żebym pozwolił temu, co się stało, wydarzyć się jeszcze raz.
— Jeszcze się przekonamy. — Uśmiechnął się, odwracając głowę do kelnerki, która podeszła do naszego stolika. Zmarszczył brwi, spoglądając na nią. Przygryzłem wnętrze policzka, zastanawiając się, o czym teraz myślał.
— Witam, nazywam się Monn Lia i...
— Cholera. — Usłyszałem. Odwróciłem głowę, zastając Sehuna mamroczącego pod nosem niecenzuralne słowa. Zdezorientowany zmarszczyłem brwi.
— Sehun, czy wszystko...
— Sehun? — odwróciłem wzrok na kelnerkę, która zaalarmowana podniosła głowę. — Oh Sehun? — syknęła. Zerknąłem na Sehuna, nie rozumiejąc, co się dzieje. Zobaczyłem, jak jego ciało się napina.
— Hej, Lia. — Przełknął ślinę. — Sporo czasu minęło, nie?
— Chwila, wy się znacie? — wskazałem na nich palcem. Chłopak przez chwile nic nie mówił, patrząc na wszystko oprócz tej dziewczyny.
— Sehun i ja mieliśmy wspólną przeszłość — wymamrotała. — Prawda, Sese? — wycedziła.
— Yeah... — Chłopak złączył ręce. — Mieliśmy wspólną przeszłość. — Zaśmiał się bez krzty rozbawienia, kręcąc głową. — Chcę inną kelnerkę — warknął przez zaciśnięte zęby.
— Sehun — zaczęła.
— Chcę nową kelnerkę, teraz — rozkazał i przez sposób, w jaki odwrócił głowę, oboje wiedzieliśmy, że chodzi o biznes. Kobieta przygryzła wargę, powstrzymując się przed dodaniem czegoś jeszcze.
— Świetnie — warknęła. — Załatwię wam kogoś innego. — Odwróciła się i odeszła zostawiając mnie w dezorientacji, a Sehuna w złości.
— Co się właśnie stało?
— Nic.
— To nie wyglądało na nic, Sese — wypowiedziałem to imię z obrzydzeniem.
— Nie — warknął, podnosząc głowę. — Nie nazywaj mnie tak.
— Czemu nie? — skrzyżowałem ręce na piersi. — Lia właśnie to zrobiła, dlaczego ja nie mogę? — odparowałem.
— Bo tak powiedziałem — zakpił. Trzymałem usta zamknięte, wiedząc, że gdybym je otworzył, słowa zaczęłyby ze mnie wypływać i nie mógłbym tego powstrzymać. Po kilku sekundach ciszy pojawiła się nowa kelnerka.
— Dzień dobry, jestem Han Vean i będę dziś waszą kelnerką. Co mogę podać?
— Poproszę szklankę mrożonej herbaty, a dla niego lemoniadę. — Wskazał w moim kierunku.
— W porządku, zaraz je przyniosę. W tym czasie możecie przejrzeć nasze menu. — Podała nam po jednym. — I wybrać coś do jedzenia. — Przytaknęliśmy, nic nie mówiąc. Kiedy odeszła, chwyciłem menu, udając, że je czytam, ale w rzeczywistości tylko myślałem o tym, co się właśnie stało.
Kim do cholery była Lia?
Dlaczego znała Sehuna?
Skąd znała Sehuna?
I dlaczego się tak zdenerwował i chciał inną kelnerkę?
W momencie, w którym chciałem otworzyć usta i spróbować ponownie coś z niego wyciągnąć, wróciła Vean z napojami.
— Proszę bardzo. — Postawiła przed nami szklanki. — Zdecydowaliście się już na coś?
— Poproszę cheeseburgera, frytki i pikle.
— Dla mnie... to samo — wyższy mruknął i odłożył menu. — Tylko bez pikli.
— Okej, wasze zamówienia powinny być gotowe za pół godziny. — Uśmiechnęła się i odeszła do innych klientów. Skrzyżowałem pod stołem nogi, przyciskając dłonie do klatki piersiowej.
— Powiesz mi kiedyś, o co chodzi z Lią?
— Nie.
— Dlaczego nie? — spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
— Daj spokój, Luhan — ostrzegł.
— Nie. Mam prawo wiedzieć.
— Nie, kurwa, nie masz! To nie twoja pierdolona sprawa i kiedy ostatnio sprawdzałem, nie jesteś moim chłopakiem, więc nie musisz nic wiedzieć, a, nawet jeśli byś nim był, nic bym ci nie powiedział. A teraz siedź cicho i się do cholery zamknij — warknął przez zaciśnięte zęby. Przez błysk w jego oczach wiedziałem, że nie żartuje.
Coś przekręciło mi się w brzuchu, gdy słowa „Nie jesteś moim chłopakiem" rozbrzmiały mi w głowie. Oblizując usta, odwróciłem głowę, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej. W jednej chwili przyznaje, że mnie lubi, a w drugiej pieprzy o tym, że nie jestem jego chłopakiem. Jest bardziej niż mylący i wiecie co? Lepiej niech planuje swój pogrzeb, bo mam zamiar go zabić.
Po kilku sekundach nie wytrzymałem. Musiałem wiedzieć. Doprowadzał mnie do szaleństwa.
— Wiesz co? — znów się odezwałem. Sehun ponownie zwinął dłonie w pięści.
— Co? — warknął.
— To śmieszne, że zawsze wymagasz, żebym ci wszystko mówił, nie przyjmując odmowy, ale kiedy raz cię o coś spytam, nawet nie raczysz mi odpowiedzieć.
— Pogódź się z tym, skarbie.
— Nie jestem twoim skarbem — warknąłem. — Pamiętasz? Nie jestem twoim chłopakiem. — Jad przesiąknął przez każde moje słowo. Brunet tylko na mnie patrzył, nic nie mówiąc.
— Jesteś jednym z największych hipokrytów w mieście. — Potrząsnąłem głową. Chłopak w dalszym ciągu się na mnie patrzył, zaciskając usta w cienką linię.
— A kiedy skończymy jeść. — Wskazałem na przestrzeń między nami. — Wychodzę. I tym razem lepiej za mną nie biegnij. Bo skończyłem z tobą i twoim gównem.
— Zaczekaj! — potrząsnąłem głową, robiąc krok w tył. — Czy właśnie powiedziałeś, że mnie lubisz? — patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami.
— Cóż... nie do końca wprost, ale się do tego przyznałem. — Podrapał się po karku, unikając mojego spojrzenia.
— Aww. — Powstrzymałem śmiech. — Jak uroczo. — Ścisnąłem jego policzek.
— Nie rób tego — mruknął. Łobuzersko się uśmiechnąłem.
— Kto by pomyślał, że Oh Sehun ma uczucia? — spytałem dziecinnym głosem, chichocząc, gdy na mnie spojrzał.
— Zamknij się — wymamrotał, przygryzając wargę. — Może jestem bez serca, ale nie aż tak.
— Hej. — Podniosłem ręce w górę. — Nigdy tak nie powiedziałem. — Chłopak chwilę nad tym myślał, po czym westchnął.
— Racja — mruknął, przejeżdżając palcami po włosach.
— Cóż. — Stanąłem na palcach. — Też cię lubię. — szepnąłem, po czym musnąłem jego usta. Odsunąłem się i zacząłem iść w drugim kierunku.
— Gdzie idziesz? — krzyknął za mną.
— Do samochodu, umieram z głodu. — Kontynuowałem drogę do range rovera. Kilka sekund później usłyszałem szelest liści i zanim miałem szansę się odwrócić, jego ręce oplotły mnie w talii, przysuwając bliżej do siebie.
— Cześć, skarbie — powiedział zachrypniętym głosem, wywołując ciarki na moich plecach.
— Przestraszyłeś mnie. — Lekko uderzyłem go w bok, po czym położyłem dłonie na jego i zaczęliśmy iść.
— Przyzwyczajaj się do tego, kotku. — Delikatnie pocałował mnie w ucho, a następnie puścił, żebyśmy mogli wejść do samochodu. Obchodząc go naokoło, wszedłem do środka w momencie, w którym Sehun odpalił silnik. Następnie wyjechał na ulicę i ruszył w miejsce, w które chciał nas zabrać. Po kilku minutach ciszy i nudy zacząłem się wiercić w siedzeniu. Zerknąłem na radio, a później na chłopaka. Przygryzając wargę, zacząłem się zastanawiać czy włączyć radio.
— Hej, Sehun?
— Hmm? — na sekundę na mnie spojrzał, po czym przeniósł oczy z powrotem na drogę. Przytrzymał kierownicę lewą ręką, a drugą włożył do kieszeni i wyjął z niej kolejnego papierosa, po czym odpalił go zapalniczką i się zaciągnął, wypełniając cały samochód dymem.
— Czy mogę włączyć radio?
— Nie. — Otworzył okno i wypuścił przez nie dym.
— Dlaczego nie? — syknąłem.
— Ponieważ nie lubię muzyki — powiedział.
— Serio? — westchnąłem. — Kto nie lubi muzyki?
— Ja. — Spojrzał mi w oczy. Lekko się zaśmiał, na co zmarszczyłem brwi.
— Co jest takie zabawne?
— Nie pamiętasz? — podniósł brwi.
— Czego?
— Zapytałeś mnie o to samo w noc imprezy, kiedy cię zabrałem. — W jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia. Otworzyłem usta, żeby odpowiedzieć, po czym zacząłem nad tym myśleć. Po chwili to do mnie doszło i się zarumieniłem.
— Och, racja... — Delikatnie zachichotałem. — Ups?
— Jakim cudem ja to zapamiętałem, a ty nie? — z niedowierzaniem patrzył przed siebie. Zaśmiałem się.
— Nie mam pojęcia.
— Pewnie mam dobrą pamięć.
— Albo to, co powiedziałem, utkwiło ci w pamięci, bo coś znaczę — powiedziałem śpiewnym tonem, lekko się śmiejąc. Zawtórował mi.
— W cokolwiek chcesz wierzyć, mały. — Poczułem, jak czerwienią mi się policzki, gdy nazwał mnie tak, jak pierwszej nocy.
— Jesteśmy na miejscu. — Podniosłem wzrok, widząc, że jesteśmy na parkingu.
— Już? — spytałem zaskoczony. Wyższy przytaknął, parkując blisko wejścia do restauracji, po czym wyjął kluczyki ze stacyjki. Wysiadłem z samochodu chwilę po nim i ruszyliśmy w kierunku budynku.
— Znowu ta restauracja? — spojrzałem na niego.
— Mają najlepsze jedzenie. — Wzruszył ramionami i otworzył drzwi, przez które weszliśmy. Nie mogłem powstrzymać wspomnień z naszej ostatniej wizyty w tym miejscu.
— Tym razem coś zjesz, prawda? — dałem mu coś na kształt ostrzegającego spojrzenia. Nie chciałem zostawiać swojego do połowy skończonego jedzenia i jego nietkniętego.
— Nie tylko ty tu jesteś głodny, skarbie. — Mrugnął do mnie, po czym poszedł w głąb lokalu, kierując się do naszych poprzednich miejsc. Wślizgując się na skórzane siedzenie, patrzyłem na Sehuna siadającego na wprost. Po raz setny zaburczało mi dziś w brzuchu. Jęknąłem, zakrywając go. Sehun momentalnie podniósł głowę. W jego oczach tańczyły figlarne iskierki, a na ustach malował się łobuzerski uśmiech.
— Podnieciłeś się, skarbie? — moje policzki natychmiast zrobiły się czerwone.
— Nie — wymamrotałem, odwracając wzrok.
— Na pewno? — kontynuował z cieniem kpiny w głosie. — Bo wiesz... — Oblizał usta. — Możemy pójść do łazienki i dokończyć to, co zaczęliśmy w magazynie, jeśli tylko chcesz. — Uwodzicielsko do mnie mrugnął. Wywróciłem oczami.
— W twoich snach, Oh. Nie ma mowy, żebym pozwolił temu, co się stało, wydarzyć się jeszcze raz.
— Jeszcze się przekonamy. — Uśmiechnął się, odwracając głowę do kelnerki, która podeszła do naszego stolika. Zmarszczył brwi, spoglądając na nią. Przygryzłem wnętrze policzka, zastanawiając się, o czym teraz myślał.
— Witam, nazywam się Monn Lia i...
— Cholera. — Usłyszałem. Odwróciłem głowę, zastając Sehuna mamroczącego pod nosem niecenzuralne słowa. Zdezorientowany zmarszczyłem brwi.
— Sehun, czy wszystko...
— Sehun? — odwróciłem wzrok na kelnerkę, która zaalarmowana podniosła głowę. — Oh Sehun? — syknęła. Zerknąłem na Sehuna, nie rozumiejąc, co się dzieje. Zobaczyłem, jak jego ciało się napina.
— Hej, Lia. — Przełknął ślinę. — Sporo czasu minęło, nie?
— Chwila, wy się znacie? — wskazałem na nich palcem. Chłopak przez chwile nic nie mówił, patrząc na wszystko oprócz tej dziewczyny.
— Sehun i ja mieliśmy wspólną przeszłość — wymamrotała. — Prawda, Sese? — wycedziła.
— Yeah... — Chłopak złączył ręce. — Mieliśmy wspólną przeszłość. — Zaśmiał się bez krzty rozbawienia, kręcąc głową. — Chcę inną kelnerkę — warknął przez zaciśnięte zęby.
— Sehun — zaczęła.
— Chcę nową kelnerkę, teraz — rozkazał i przez sposób, w jaki odwrócił głowę, oboje wiedzieliśmy, że chodzi o biznes. Kobieta przygryzła wargę, powstrzymując się przed dodaniem czegoś jeszcze.
— Świetnie — warknęła. — Załatwię wam kogoś innego. — Odwróciła się i odeszła zostawiając mnie w dezorientacji, a Sehuna w złości.
— Co się właśnie stało?
— Nic.
— To nie wyglądało na nic, Sese — wypowiedziałem to imię z obrzydzeniem.
— Nie — warknął, podnosząc głowę. — Nie nazywaj mnie tak.
— Czemu nie? — skrzyżowałem ręce na piersi. — Lia właśnie to zrobiła, dlaczego ja nie mogę? — odparowałem.
— Bo tak powiedziałem — zakpił. Trzymałem usta zamknięte, wiedząc, że gdybym je otworzył, słowa zaczęłyby ze mnie wypływać i nie mógłbym tego powstrzymać. Po kilku sekundach ciszy pojawiła się nowa kelnerka.
— Dzień dobry, jestem Han Vean i będę dziś waszą kelnerką. Co mogę podać?
— Poproszę szklankę mrożonej herbaty, a dla niego lemoniadę. — Wskazał w moim kierunku.
— W porządku, zaraz je przyniosę. W tym czasie możecie przejrzeć nasze menu. — Podała nam po jednym. — I wybrać coś do jedzenia. — Przytaknęliśmy, nic nie mówiąc. Kiedy odeszła, chwyciłem menu, udając, że je czytam, ale w rzeczywistości tylko myślałem o tym, co się właśnie stało.
Kim do cholery była Lia?
Dlaczego znała Sehuna?
Skąd znała Sehuna?
I dlaczego się tak zdenerwował i chciał inną kelnerkę?
W momencie, w którym chciałem otworzyć usta i spróbować ponownie coś z niego wyciągnąć, wróciła Vean z napojami.
— Proszę bardzo. — Postawiła przed nami szklanki. — Zdecydowaliście się już na coś?
— Poproszę cheeseburgera, frytki i pikle.
— Dla mnie... to samo — wyższy mruknął i odłożył menu. — Tylko bez pikli.
— Okej, wasze zamówienia powinny być gotowe za pół godziny. — Uśmiechnęła się i odeszła do innych klientów. Skrzyżowałem pod stołem nogi, przyciskając dłonie do klatki piersiowej.
— Powiesz mi kiedyś, o co chodzi z Lią?
— Nie.
— Dlaczego nie? — spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
— Daj spokój, Luhan — ostrzegł.
— Nie. Mam prawo wiedzieć.
— Nie, kurwa, nie masz! To nie twoja pierdolona sprawa i kiedy ostatnio sprawdzałem, nie jesteś moim chłopakiem, więc nie musisz nic wiedzieć, a, nawet jeśli byś nim był, nic bym ci nie powiedział. A teraz siedź cicho i się do cholery zamknij — warknął przez zaciśnięte zęby. Przez błysk w jego oczach wiedziałem, że nie żartuje.
Coś przekręciło mi się w brzuchu, gdy słowa „Nie jesteś moim chłopakiem" rozbrzmiały mi w głowie. Oblizując usta, odwróciłem głowę, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej. W jednej chwili przyznaje, że mnie lubi, a w drugiej pieprzy o tym, że nie jestem jego chłopakiem. Jest bardziej niż mylący i wiecie co? Lepiej niech planuje swój pogrzeb, bo mam zamiar go zabić.
Po kilku sekundach nie wytrzymałem. Musiałem wiedzieć. Doprowadzał mnie do szaleństwa.
— Wiesz co? — znów się odezwałem. Sehun ponownie zwinął dłonie w pięści.
— Co? — warknął.
— To śmieszne, że zawsze wymagasz, żebym ci wszystko mówił, nie przyjmując odmowy, ale kiedy raz cię o coś spytam, nawet nie raczysz mi odpowiedzieć.
— Pogódź się z tym, skarbie.
— Nie jestem twoim skarbem — warknąłem. — Pamiętasz? Nie jestem twoim chłopakiem. — Jad przesiąknął przez każde moje słowo. Brunet tylko na mnie patrzył, nic nie mówiąc.
— Jesteś jednym z największych hipokrytów w mieście. — Potrząsnąłem głową. Chłopak w dalszym ciągu się na mnie patrzył, zaciskając usta w cienką linię.
— A kiedy skończymy jeść. — Wskazałem na przestrzeń między nami. — Wychodzę. I tym razem lepiej za mną nie biegnij. Bo skończyłem z tobą i twoim gównem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz