Strony

I'll Protect You | Hunhan : Twenty Seven



Luhan
Poczułem, jak coś przewraca mi się w żołądku, kiedy zrozumiałem, że będę zmuszony do zrobienia czegoś, na co nie mam najmniejszej ochoty. Poza tym byłem przywiązany do łóżka, a on nie chciał przestać, bez względu ile razy go prosiłem. Jedynie kontynuował robienie tego, co go zadowalało, wywołując u mnie jeszcze więcej łez.
Czułem się bezużyteczny, brudny... obrzydliwy.
Chciałbym, żeby się pośpieszył i było już po wszystkim. Zabija mnie fakt, że nie mogę zrobić nic oprócz przeleżenia całego wydarzenia. Zacisnąłem powieki, czując, że chwycił guzik moich jeansów. Zacząłem krzyczeć, próbując go odciągnąć od tego, co zamierzał zrobić. Zamiast tego zdenerwował się i zatkał mi usta dłonią.
— Proszę... — Moje łkanie brzmiało jak bełkot. Zacząłem ruszać dolną połową ciała, próbując go kopnąć gdzieś, gdzie by go zabolało. Wszystko, żeby tylko zyskać trochę więcej czasu.
— Pieprzona szmato, przestań się ruszać! — warknął, napierając na mnie jeszcze bardziej, przez co gwałtownie złapałem powietrze. Zacząłem jeszcze głośniej krzyczeć w jego rękę, chcąc, żeby ten koszmar się już skończył.
— Nie potrafisz się nauczyć, prawda, kochanie? — zakpił. — Mam zamiar cię pieprzyć i nic na to nie poradzić. — Mrugnął do mnie uwodzicielsko, po czym się pochylił i ponownie przyssał się do mojej szyi. Zacząłem skomleć z przerażenia i niedowierzania. Otworzyłem usta, żeby odpowiedzieć, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły, a moje ciało zaczęło się trząść ze strachu, kto mógł wejść.
— Masz trzy sekundy, żeby z niego zejść albo rozpierdolę ci głowę na kawałki. — Usłyszałem znajomy głos z nutą groźby, przez który dostałem gęsiej skórki. Taejin odsunął usta od mojej szyi, nisko warcząc.
— Kto do kurwy nędzy pozwolił ci przerwać? Powiedziałem już, że potem go dostaniesz. — Ktokolwiek stał w drzwiach, cicho się zaśmiał.
— Chyba nie rozumiesz, Taejin...
— To raczej ty nie rozumiesz — odpyskował. Pół sekundy później kula z pistoletu przeleciała centymetry od mojej głowy. Podskoczyłem, kuląc się.
— Co do cholery?! — warknął Taejin, odwracając się w kierunku drzwi, dając mi świetny widok na stojącego tam Sehuna z nienawiścią wymalowaną na twarzy. Ogarnęła mnie ulga, a z oczu popłynęły łzy. Przyłożyłem dłoń do ust, zszokowany widząc go tutaj.
— Następnym razem ta kulka przeleci przez twoją pierś — zakpił Sehun, trzymając w dłoni broń.
Sehun
— Oh — warknął Taejin przez zaciśnięte zęby. — Co ty tu kurwa robisz?!
— Nie pomyślałeś, że poskładam wszystko do kupy? — zaśmiałem się, potrząsając głową. — Za jak głupiego mnie masz? Jesteś jebanym idiotą, myśląc, że nie zorientuję się, że go zabrałeś. Popełniłeś duży błąd, bo gdybyś był sprytny, nie zrobiłbyś tego, co zrobiłeś. — Spojrzałem na niego, mówiąc chłodnym tonem.
— Dosyć długo ci to zajęło, Oh. — Zachichotał Taejin. — To znaczy, ile minęło? — udał, że patrzy na zegarek. — Godzina? Dwie? Więcej? Sądziłem, że jesteś w tym dobry.
— Wiesz — zacząłem, bawiąc się pistoletem. — Jestem najlepszy w zabijaniu. — Podniosłem wzrok.
— Powinienem się ciebie bać? — podniósł brew. Rozbawiony się uśmiechnąłem. Co to za pytanie? Każdy inny już dawno by się posrał ze strachu. Pamiętam, jak Lee prawie się posikał, kiedy rzuciłem go na ziemię.
— Zdecydowanie powinieneś — powiedziałem i wycelowałem pięść w jego twarz, przez co odleciał do tyłu. Podszedłem do niego, uderzając go jeszcze kilka razy, sprawiając, że zwinął się z bólu. Wykorzystałem ten moment, by podbiec do Luhana i odwiązać jego lewą rękę, po czym przenosząc się na prawą. Przekląłem pod nosem, próbując rozwiązać węzły. Kiedy uwolniłem jego dłonie, poczułem, jak jestem odciągany do tyłu i uderzyłem w podłogę, po czym dostałem w nos.
Usłyszałem chrupnięcie, co znaczyło, że był złamany. Taejin kilkukrotnie uderzył mnie w policzki i szczękę, aż go z siebie zepchnąłem, po czym trafiłem go w twarz. Jęknął z bólu, co wywołało u mnie triumfalny uśmiech. Jeśli teraz był obolały, poczekajcie na to, aż z nim skończę. Podniosłem się z niego, po czym chwyciłem go za szyję, pociągnąłem w górę i rzuciłem o ścianę.
— Nawet nie wiesz, w jakie gówno się wpakowałeś, kładąc ręce na moim chłopaku — warknąłem.
— Ma ciało, za które można zabić, Oh. — Oblizał usta. — I wielki tyłek — urwał, próbując przywrócić swój oddech do normalności. — Nic dziwnego, że wciąż go trzymasz.
— Na twoim miejscu uważałbym na słowa. — Zacisnąłem szczękę, ignorując ból z każdej jej części.
— Albo co?
— Zabiję cię. — Ściszyłem głos do szeptu i gdy miał zamiar rzucić jakąś ripostę, mocno złapałem go za szyję, sprawiając, że się zachwiał. Zaczął mi się wyrywać, chcąc, żebym go puścił. Pokręciłem głową, zwijając dłoń w pięść, po czym trafiłem nią w jego brzuch, przez co zaczął kaszleć.
Wyczułem obecność kogoś innego w pokoju. Nie odwracając się, trzymałem Taejina, zaciskając z wściekłości zęby. Wszystko, co ten gnojek mi zrobił, zaczynając od jego pierwszych słów, Lii, restauracji, dźgnięcia nożem, zabrania Luhana i robienia z nim Bóg wie co. To było już za dużo i wiedziałem, że muszę z tym skończyć.
Chwytając jego koszulkę, rzuciłem nim przez pokój, a jego głowa uderzyła w ścianę. Odwracając się, zobaczyłem trzęsącego się, skulonego Luhana z rękoma owiniętymi wokół własnego ciała. Moje oczy złagodniały i dopiero wtedy zobaczyłem ranę na jego policzku, szyi, odsłonięty tors i rozpięte jeansy. Eksplodowała we mnie wściekłość i pewnie byłem cały czerwony. Uspokoiłem się wystarczająco, by zdjąć kurtkę i podejść ostrożnie do jego trzęsącego się ciała.
— Proszę, załóż to — szepnąłem. Delikatnie położyłem mu dłoń na ramieniu, na co się wzdrygnął i odwrócił głowę.
Bał się.
— Nie skrzywdzę cię. Tylko włóż na siebie kurtkę, przykryje cię — wymamrotałem. Chłopak słabo przytaknął i trzęsącą się ręką wziął ode mnie okrycie, po czym przysunął je do swojej klatki piersiowej.
Chciałem jedynie mocno go przytulić i obiecać, że wszystko będzie dobrze. Chciałem się upewnić, że wszystko jest w porządku i zabrać go do domu, gdzie będzie bezpieczny, ale wcześniej musiałem załatwić ważną sprawę. Wtedy to wszystko mnie zalało, gwałtownie się odwróciłem i zobaczyłem... Taejin zniknął.
Podchodząc do drzwi, miałem zamiar wyjść, kiedy usłyszałem słaby głos mówiący, żebym uważał, a chwilę później coś uderzyło mnie w tył głowy. Upadłem z bólu i jęcząc, podniosłem się na łokciach. Podnosząc wzrok, zobaczyłem go trzymającego w ręce broń. Moją broń. Nawet się nie zorientowałem, kiedy mi wypadła.
Wszystko przede mną lekko zawirowało, a po chwili widziałem przed sobą dwie postacie. Spojrzałem na nie niezadowolony. Jeden mi wystarczy, dziękuję bardzo. Próbowałem usiąść, gdy zostałem z powrotem powalony na ziemię przez but Taejina na swojej piersi.
— Naprawdę myślałeś, że możesz zrobić to wszystko i tak po prostu odejść? — rozbawiony pokręcił głową. — Nie wiesz, do czego jestem zdolny, Oh.
Zwalczyłem chęć wybuchnięcia śmiechem. Zachowuje się, jakby siedział w tym już długi czas, ale tak naprawdę był to tylko rok. Ja robiłem to, odkąd tylko pamiętam. Nieznacznie odwróciłem głowę i zobaczyłem, jak Lay wszedł po schodach. Podniósł pistolet i delikatnie nim potrząsnął, pokazując, że chroni moje tyły. Pokiwałem głową, po czym odwróciłem się z powrotem do chłopaka.
— Możesz ssać mi kutasa — zakpiłem.
— Szkoda, że nie jestem twoją małą dziwką. Co przypomina mi. — Łobuzersko się uśmiechnął — że zamierzam go ostro zerżnąć, kiedy już z tobą skończę.
— Dlaczego sądzisz, że tego dożyjesz? — podniosłem brew. Niższy miał zamiar odpowiedzieć, kiedy Lay podniósł broń i strzelił przez pokój, zdobywając pełną uwagę Taejina, dając mi wystarczająco czasu na wstanie, chwycenie jego nadgarstka i wyrwanie mu pistoletu z ręki. Uderzyłem jego koniec o głowę chłopaka, rozcinając ją, po czym uderzyłem nim o podłogę.
— Miło było cię poznać, Taejin — wymówiłem jego imię z obrzydzeniem, przez które przenikała nienawiść. Podniosłem broń, wycelowałem w jego pierś, gotowy, żeby strzelić i na dobre zakończyć jego życie.
— Nie — odezwał się delikatny głos. Zmarszczyłem brwi, ale nie odważyłem się odwrócić.
— Co?
— Nie strzelaj, Sehun — rozpoznałem głos Luhana. Wzmocniłem uścisk na pistolecie.
— Dlaczego nie?
— Ponieważ... — Zbliżył się do mnie, przyciskając do siebie kurtkę.
— Nie ma mowy, żebym pozwolił tego sukinsynowi żyć. Zapłaci za to, co ci zrobił.
— Jest okej, Sehun. Spójrz, nic nie zrobił.
— Ta, nie ma za co. Jeśli bym nie przyszedł, zgwałciłby cię i Bóg wie co jeszcze. — Zacisnąłem zęby, z każdą sekundą jeszcze bardziej chcąc go zabić.
— Ale mnie uratowałeś — szepnął, kładąc mi dłoń na ramieniu. — Czy nie to się liczy? Że nic mi nie jest?
— Oczywiście, że to się liczy — wymamrotałem. — Ale to wciąż go nie usprawiedliwia. Zabiję go za samą myśl o położeniu na tobie rąk. Co innego atakować mnie, co innego ludzi, na których mi zależy.
— Nie rób tego, Sehun. Proszę. Chcę tylko iść do domu — szepnął. — Proszę... — Mogłem wyczuć w jego głosie desperację. Chwilę nad tym myślałem, po czym opuściłem rękę. Włożyłem broń do tylnej kieszeni, a Luhan wypuścił oddech.
— Dziękuję — szepnął. Przytaknąłem, po czym się odwróciłem i od razu owinąłem ręce wokół jego drobnego ciała, przytulając go.
— Przepraszam — szepnąłem. — To nie miało się stać.
— To nie twoja wina — odszepnął. Odsunąłem się, patrząc na jego pociętą twarz. Coś przekręciło mi się w żołądku. Biorąc jego twarz w dłonie, spojrzałem mu głęboko w oczy, po czym się schyliłem i pewnie złączyłem nasze usta.
— Chodźmy stąd. — Zanim wyszliśmy, odwróciłem się i zobaczyłem Taejina zwijającego się z bólu. Wyciągając broń z jeansów, strzeliłem mu w nogę.
— Karma to suka — warknąłem, po czym zszedłem po schodach i wyszedłem z magazynu. Luhan szedł obok, a Lay tuż za nami. Może go nie zabiłem, ale chuj i tak dostanie to, na co zasługuje.
Postaram się o to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz