Strony

I'll Protect You | Hunhan : Twenty One



Luhan
Delikatne uderzenia opon o kamienie na drodze przywróciły mnie do rzeczywistości, w której siedziałem w samochodzie Sehuna ze ściśniętymi nogami i dłońmi na udach. Chłopak trzymał oczy na drodze, koncentrując się na niej i kołysząc do swojej własnej melodii. Jak ten gnojek może być tak spokojny? Podczas gdy ja miałem, prawie że załamanie psychiczne, on zachowywał się, jakby nic się między nami nie wydarzyło.
— Co z tobą nie tak? — głos chłopaka wyrwał mnie z rozmyślań. Odwróciłem głowę w jego stronę. Naprawdę mnie teraz o to pyta? Jak głupi może być?
— Nic — mruknąłem.
— To oczywiste, że o coś chodzi, więc czy możemy skończyć to pieprzenie i przejść do sedna? — oderwał oczy od drogi i przeniósł je na mnie. Jego spojrzenie sprawiło, że zacząłem się wiercić na siedzeniu, podobnie jak za pierwszym razem, gdy tu siedziałem.
— Tylko myślę o różnych rzeczach. — Wzruszyłem ramionami, spoglądając w okno. Wiem, że odpowiedziałem wymijająco, ale naprawdę nie chciałem poruszać tematu zżerającego mnie od środka. Jeśli bym to zrobił, wszystko między nami stałoby się niezręczne, a nie chciałem, żeby się do mnie nie odzywał. Jednak myśląc dłużej, może to nie byłoby aż takie złe...
— Na przykład? — skupił się z powrotem na drodze. Przytrzymując kierownicę lewym kolanem, włożył rękę do kieszeni swojej skórzanej kurtki, po czym wyciągnął z niej papierosa i zapalniczkę. Zapalając go, włożył między usta, a następnie odsunął kolano i położył na jego miejscu dłoń. Zaciągając się, otworzył okno i wypuścił przez nie dym.
— Nie wiem — wymamrotałem. — Po prostu... O wszystkim. Tak sądzę. — Wzruszyłem ramionami.
— Tak sądzisz? — potrząsnął głową. — Powinieneś wiedzieć, o czym myślisz. — Ponownie się zaciągnął i wypuścił idealne kółko z dymu. Przygryzłem wargę i moment po tym, gdy to zrobiłem, wydałem z siebie sfrustrowany jęk, przypominając sobie, co zrobiliśmy w magazynie.
— Serio, Luhan? — gwałtownie skręcił i się zatrzymał. — Co z tobą nie tak? — całkowicie się odwrócił, wiercąc wzrokiem dziurę w moim profilu.
Sehun
Ten chłopak mnie zabije. W jednej chwili mnie wyzywa, później jest zabawny, następnie cichy i nieśmiały, po czym się wścieka i zanim się orientuję, obściskujemy się. Po tym, co stało się w magazynie — co przyznaję, było najgorętsze, zważając na to, że nie miałem pojęcia, że ma w sobie coś takiego. To znaczy, był cholernie seksowny i zajebiście się całował, ale nie myślałem, że zajdziemy tak daleko.
Zazwyczaj taka pierdoła by mnie zdenerwowała, ale w tej jednej sytuacji odebrałem to jako kurewsko seksowne. Zwłaszcza że Luhan nie jest jak inni faceci. Tak czy inaczej, od tamtego momentu był cichy, a ten gnojek jest wszystkim oprócz ciszy. Nawet kiedy zabrałem go z imprezy, nie potrafił się zamknąć.
Przyłapałem się na zerkaniu na niego, podziwiając od stóp do głów. Jego włosy były rozczochrane, bluzka pognieciona, ale wyglądała... dobrze. Kiedy oderwałem od niego wzrok, zauważyłem, że jest trochę zamyślony, ale nie przykuwałem do tego zbyt wielkiej uwagi, do chwili, w której wydał z siebie dźwięk brzmiący jak kpina.
Zazwyczaj miałem w dupie co myśli, tak długo, jak dostawałem, co chciałem — szybki numerek, czasem kilka razy — ale było w nim coś, co zawsze mnie ciekawiło. Nie mogłem dłużej wytrzymać. To doprowadzało mnie do szaleństwa.
— Serio, Luhan? — gwałtownie skręciłem i zatrzymałem samochód. — Co z tobą nie tak? — odwróciłem się, wpatrując w jego profil, czekając, aż też na mnie popatrzy.
— Nic. — Wzruszył ramionami.
— Naprawdę? Znowu będziemy przez to przechodzić? — zwalczyłem chęć wywrócenia oczami.
— Przez co? — warknął, patrząc na mnie.
— To! — odrobinę podniosłem głos. — Próbowanie ominięcia wszystkiego, co cię męczy. Nienawidzę tego.
— Dlaczego nie możesz po prostu odpuścić? — syknął przez zaciśnięte zęby.
— Nie mogę.
— Dlaczego? — spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
— Bo wiem, że coś cię męczy, ale jesteś upartym szmaciarzem i nie chcesz mi powiedzieć, o co chodzi.
— Znowu będziemy przez to przechodzić? — powtórzył moje słowa, mrużąc oczy.
— Przechodzić przez co? — zadrwiłem.
— Wyzywanie. — Skrzyżował ręce na piersi.
— Może gdybyś chociaż raz zachował się jak normalny chłopak, nie miałbym ochoty, żeby się zwyzywać — położyłem nacisk na ostatnie słowo, głęboko oddychając.
— Wiesz co? — warknął.
— Co?
— Nie mam na to czasu. — Odpinając pas, wyswobodził się z niego i otworzył drzwi.
— Co ty wyprawiasz?!
— Idę jak najdalej od ciebie. — Wyszedł z samochodu, po czym trzasnął drzwiami. To gnojek. Jęcząc, wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki i wyszedłem, zatrzaskując za sobą drzwi jak on sekundę temu.
— Gdzie masz zamiar iść?
— Gdziekolwiek, byle daleko od ciebie — odkrzyknął, po czym ruszył przez ulicę.
— Co do cholery jest z tobą nie tak?
— Ze mną? — odwrócił się w moją stronę.
— Tak, z tobą — syknąłem. Mniejszy sztucznie się zaśmiał.
— Wydaje mi się, że pytanie brzmi: co jest nie tak z tobą, kolego.
— Ze mną wszystko idealnie. Nigdy nie było lepiej.
— Ugh! — uderzył stopą. — Czy możesz, chociaż na chwilę przestać brać wszystko za żart?
— Kto powiedział, że uważam to za żart? Zachowałeś się jak największa szmata na świecie, chciałem tylko rozluźnić atmosferę.
— Jesteś niemożliwy, wiesz? — krzyknął sfrustrowany.
— Wiem, słyszałem to już. — Posłałem mu uwodzicielskie spojrzenie.
— Obrzydzasz mnie, Oh.
— Och, czyżby? W takim razie, dlaczego próbowałeś się ze mną pieprzyć w magazynie, skarbie? — złośliwie się uśmiechnąłem. Musiałem przyznać, że doprowadzanie go do szaleństwa było moją ulubioną częścią dnia. Stał tam z szybko poruszającą się klatką piersiową, a złość wręcz z niego buchała, wzniecając wokół płomienie.
— Nie mów tak do mnie.
— Dlaczego nie?
— Bo nie jestem twoim „skarbem" i nigdy nim nie będę — warknął.
— Ha, to zabawne, zważając na to, że praktycznie pieprzyliśmy się w magazynie...
— Możesz przestać do tego wracać? — krzyknął.
— Czemu? Nie możesz zaakceptować prawdy? — podniosłem brwi.
— Jakiej prawdy? — spojrzał na mnie jakbym miał pięć głów.
— O tym, co zrobiliśmy — stwierdziłem.
— Gdy ostatni raz sprawdzałem, nie zrobiliśmy nic — syknął.
— Och? Więc twoje oddawanie się mnie było niczym? — długo na niego patrzyłem. Nie miał nic do powiedzenia. — Dokładnie. Czy możemy już skończyć to przedstawienie i wrócić do auta? Umieram z głodu.
— Cóż, to dla ciebie beznadziejne, nieprawdaż? Bo nigdzie z tobą nie jadę.
— Co do kurwy nędzy ma znaczyć, że nigdzie ze mną nie jedziesz? Gdzie indziej mógłbyś pójść? — wyrzuciłem ręce w powietrze.
— Gdzieś, gdzie cię nie ma. — Spojrzał na mnie po raz ostatni, po czym zaczął odchodzić. Patrzyłem, jak szedł w kierunku lasu. Jęknąłem w duchu.
— Czekaj!
— Co?! — krzyknął z twarzą czerwoną ze złości.
— Nie odchodź — wymamrotałem.
— Co? — zmarszczył brwi.
— Powiedziałem, żebyś nie odchodził.
— Czemu nie? — przygryzłem wargę, drapiąc się po karku.
— Nie wiem — mruknąłem, odwracając wzrok.
— Widzisz? Właśnie o to mi chodzi! — wyrzucił ręce w górę jak ja poprzednio. Patrzyłem na niego, zastanawiając się, o co tym razem chodzi.
— W jednej chwili zachowujesz się jak pierdolony gnojek, a w następnej jesteś... miły. — Potrząsnął głową. — Nie rozumiem cię.
— Co tu jest do rozumienia?
— Dużo. — Wypuściłem głęboki oddech.
— Po prostu tu wróć, żebyśmy mogli pójść coś zjeść. Okej?
— Nie — odpowiedział prawie natychmiast. Wystarczy. Za dużo tego.
— Świetnie. Chcesz tu zostać? Proszę bardzo. Nie zatrzymuję cię. Ten jeden raz chciałem zrobić coś odpowiedniego i ponownie uratować twoją dupę, ale jeśli chcesz iść sam przez las i zostać zabity, to tak zrób. — Zacząłem się cofać. — Skończyłem. — Odwracając się, skierowałem się w stronę samochodu, kiedy usłyszałem za sobą cichy pomruk. Po kilku sekundach ciszę przerwał głos Luhana.
— Czego ode mnie chcesz? — zatrzymałem się, ale postanowiłem się nie odwracać, czekając, aż będzie kontynuował.
— Czego chcesz, Sehun? — desperacja była słyszalna w jego głosie. Odwróciłem się.
— O czym ty mówisz?
— Cholernie dobrze wiesz, o czym mówię. — Zaczął do mnie podchodzić. — W jednej sekundzie chcesz mnie zabić, potem mnie ratujesz, kłócimy się, wyzywasz mnie, po czym zachowujesz się, jakby nic się nie stało, przepraszasz i koło się zatacza. A teraz chcesz, żebym z tobą poszedł po tym, co się wydarzyło? — potrząsnął głową. — Nie rozumiem tego. Wydaje mi się, że coś jest z tobą nie tak. Czego ode mnie chcesz? Co cię uszczęśliwi? Huh? Czy chcesz, żebym odszedł? Tego pragniesz? Chcesz, żebym zostawił cię w spokoju? — wygarnął. Patrzyłem na niego z rozszerzonymi źrenicami, przyswajając wszystkie słowa. Poczułem, jak coś przewraca mi się w żołądku, gdy spojrzałem mu w oczy.
— Nie — szepnąłem.
— Więc czego chcesz? Mam zostać? — oblizałem usta, nie odrywając od niego wzroku. Po kilku sekundach potrząsnąłem głową.
— Nie.
— Więc o co chodzi?
Pomimo ścisku w środku, nie mogłem się powstrzymać. Moja głowa mówiła mi jedno — żeby tego nie robić. Żeby pozwolić mu odejść i zapomnieć o wszystkim, co było między nami — ale moje serce kazało mi zostać.
— Chcesz wiedzieć, czego chcę? — odezwałem się. Wreszcie pozbyłem się dumy i przyjąłem prawdę. Nic nie mówił, patrząc mi w oczy. Owinąłem rękę wokół jego bioder.
— Chcę ciebie — szepnąłem, po czym naparłem na jego wargi. Na początku próbował to przerwać, ale z czasem się poddał, chwytając dłonią moją szyję i przyciągając bliżej. Atmosfera wokół robiła się coraz gorętsza. Nasze języki walczyły o dominację, aż w końcu się od niego oderwałem. Nasze klatki piersiowe szybko się poruszały, a oddechy były urywane. Opierając nasze czoła, oblizałem usta, rozkoszując się smakiem. Patrząc mniejszemu w oczy, zorientowałem się, że uścisk w brzuchu zniknął, a moje całe ciało się rozluźniło. Nie mogłem powstrzymać cichego śmiechu.
— Co jest takie zabawne? — spojrzał na mnie, trzymając ręce na moich ramionach. Potrząsnąłem głową, patrząc na niebo, po czym znów na niego.
— Lay miał rację.
— Lay? — zmarszczył brwi.
— Tak, Lay. To jeden z chłopaków.
— Co powiedział? — w jego oczach czaiły się iskierki ciekawości.
— Że cię lubię — szepnąłem, a jego źrenice się rozszerzyły.
— I? — spojrzał mi w oczy z nadzieją.
— Miał rację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz