Luhan
Wydarzenia z dziś wciąż pojawiały mi się w umyśle. Od momentu, w którym zemdlałem, obudziłem się przywiązany do krzesła, Taejin uderzający mnie, Suo tnący po twarzy, aż do ocknięcia się na łóżku i czucia rąk Taejina na całym ciele.
Łzy ponownie pojawiły mi się w oczach, ale nie pozwoliłem im wypłynąć. Byłem silniejszy i dobrze o tym wiedziałem. Nie pozwolę nikomu, nawet Sehunowi wpłynąć na to, jaki jestem i zamierzam zacząć od teraz.
Wycierając twarz, pociągnąłem nosem, próbując się ogarnąć, po czym wyszedłem z wanny i owinąłem się ręcznikiem. Kiedy skończyłem się wycierać, zerknąłem na swoje nadgarstki i coś ścisnęło mnie w brzuchu. Były czarne i niebieskie, z licznymi ranami od sznura.
Potrząsając głową, wytarłem lustro z pary, a gdy w nie spojrzałem, zorientowałem się, że rana biegnąca od policzka na szyję wreszcie przestała krwawić. Przyciskając do niej palce, przygryzłem wargę i odwróciłem wzrok, nie będąc w stanie dłużej na siebie patrzeć. Widząc szlafrok wiszący przy drzwiach, chwyciłem go i wsunąłem ręce w rękawy, po czym zawiązałem go na biodrach. Kiedy miałem zamiar wyjść, usłyszałem głosy dochodzące z pokoju Sehuna. Marszcząc brwi, zaciekawiony przystawiłem ucho do drzwi.
— Nie powinienem był pozwolić mu wejść do tego samochodu.
— Nie — ktoś warknął. — Nie powinieneś, ale co się stało, to się nie odstanie i nie możesz tego zmienić, Sehun. Ale wiem, co możesz zrobić.
— Możesz się upewnić, że wszystko u niego w porządku i go pocieszyć, bo właśnie tego teraz najbardziej potrzebuje. Twoje obwinianie się, wcale mu nie pomoże. Potrzebuje kogoś, kto tu dla niego będzie i oboje wiemy, że tym kimś jesteś ty. — Usłyszałem ciche kroki, które po chwili ustały. — Jeszcze jedno, Sehi.
— Możesz uważać się za niepokonanego, ale wszyscy czasem przegrywamy.
Przygryzłem dolną wargę, myśląc chwilę o słowach nieznajomego, po czym wolno otworzyłem drzwi i oparłem się o framugę, widząc Sehuna patrzącego przed siebie ze smutkiem wymalowanym na twarzy.
— On ma rację — powiedziałem.
Sehun
Zmarszczyłem brwi, spojrzałem w stronę drzwi od łazienki i zobaczyłem Luhana w szlafroku. Pomimo złego stanu, wciąż wyglądał pięknie.
— Chodź tu — szepnąłem, kiwając głową. Siedziałem na końcu swojego łóżka, ze stopami na drewnianej podłodze. Kiedy chłopak do mnie podszedł, położyłem dłonie na jego biodrach, przyciągając bliżej.
— Wszystko w porządku? — szepnąłem, a chłopak pokiwał głową.
— Nie kłam — mruknąłem, patrząc mu w oczy.
— Wszystko okej.
— Boli cię ciało?
— Tak — powiedział cicho. Pochylając się, przyłożyłem palce do rany na jego policzku, przesuwając nimi aż do szyi.
— Przepraszam — szepnąłem.
— Nie masz za co mnie przepraszać.
— Popełniłem błąd...
— Oboje popełniliśmy błąd, Sehun. — Pokręcił głową.
— Powinienem po prostu powiedzieć ci prawdę o Lii.
— A ja nie powinienem wchodzić do tego samochodu. — Wzruszył ramionami, wpatrując się w swoje dłonie. — Nie możemy zmienić przeszłości.
— Wiem, ale żałuję, że nie uratowałem cię wcześniej.
— Nawet jeśli byś to zrobił, Taejin znalazłby inny sposób, żeby mnie skrzywdzić — wymamrotał.
— On nigdy więcej cię już nie skrzywdzi, rozumiesz? Od teraz nie spuszczę z ciebie wzroku. — Lekko się zaśmiałem, chcąc rozluźnić atmosferę.
— Czy to obietnica? — łobuzersko się uśmiechnął.
— Oh, tak, to obietnica. — Rozciągnąłem wargi w szerokim uśmiechu. Spojrzałem na niego, nie przestając się uśmiechać. — Jakim cudem znalazłem takiego chłopaka jak ty?
— Huh? — spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Nawet się nie zorientowałem, że powiedziałem to na głos. Odchrząkając, odwróciłem wzrok.
— Nic. — Oblizałem usta.
— Nie kłam — szepnął, wykorzystując moje słowa przeciwko mnie.
— Ja... — Odchrząknąłem. — Zastanawiałem się, jakim cudem znalazłem chłopaka... — Chwyciłem jego dłoń — jak ty? — wymamrotałem, przyciągając go bliżej, aż stał między moimi nogami.
— Nie wiem — zaczął się ze mną drażnić. — Ale szczerze mówiąc, cieszę się, że spotkałem kogoś takiego jak ty. — Uśmiechnął się.
— Masz na myśli samolubnego, ignoranckiego, humorzastego dupka? — łobuzersko się uśmiechnąłem, delikatnie głaszcząc jego usta kciukami. — Nie wydaje mi się, skarbie.
— To pasuje do bycia uciążliwą szmatą. — Wzruszył ramionami.
— Tak się bałem, że cię stracę — szepnąłem.
— Nigdy nie mógłbyś mnie stracić. Nawet jeśli byś chciał.
— Nigdy. — Oblizałem usta, przesuwając wzrokiem od jego oczu do ust. Chwyciłem jego policzek w dłoń i wziąłem głęboki wdech, wciąż się w niego wpatrując. Luhan pochylił się, patrząc na moje usta, po czym się przysunął. Lekko otarłem swoje usta o jego, a nasze oddechy się ze sobą mieszały, gdy patrzyliśmy sobie w oczy.
— Mogę? — szepnąłem. Chłopak przytaknął, kładąc dłonie na moim torsie. Oblizałem usta i pewnie złączyłem je z jego. Luhan od razu odwzajemnił pocałunek, a jego wargi idealnie współgrały z moimi. Wciąż trzymając dłoń na jego biodrze, przyciągnąłem go bliżej.
Chwytając mnie za szyję, przyciągnął moją głowę bliżej siebie, a nasze nosy się złączyły. Zjeżdżając dłonią z policzka na talię, oplotłem go rękoma i posadziłem na swoim kolanie tak, że siedział na mnie okrakiem. Usadawiając się wygodnie, mniejszy przerwał pocałunek, spojrzał mi w oczy, a jego oddech był nierówny. Przygryzł wargę, po czym przycisnął usta do mojej szyi i zaczął ją ssać.
Jęknąłem, odchylając głowę w bok, aby dać mu więcej miejsca. Zjechałem rękoma na jego tyłek i lekko go ścisnąłem, na co pisnął. Odsuwając się od mojej szyi, ponownie złączył nasze wargi. Poczułem, jak napiera dłońmi na mój tors, zmuszając mnie do położenia się na łóżku, po czym sam kładzie się na mnie, ani na chwilę nie przerywając pocałunku.
Chwyciłem go za biodra i odwróciłem tak, że teraz ja byłem na górze. Składając pocałunki od jego ust do szyi, zacząłem zadowalać go tak, jak on mnie wcześniej, dodając więcej języka i zębów, otrzymując w zamian jęki. Wracając do ust, przejechałem językiem po dolnej wardze, prosząc o dostęp, który z ochotą mi dał. Nasze języki zaczęły się o siebie ocierać, walcząc o dominację.
Odsuwając się, Luhan nas obrócił i teraz on siedział na mnie, ale zamiast ponownie złączyć nasze usta, siadł na mojej dolnej części. Spojrzałem na niego pytająco, a chłopak chwycił sznurki przy szlafroku. Zerknąłem na jego ręce, po czym z powrotem na oczy. Bez względu na to, jak bardzo tego chciałem, nie mogłem do tego dopuścić. Delikatnie chwyciłem jego dłonie.
— Nie — mruknąłem.
— Czemu nie?
— Ponieważ. — Potrząsnąłem głową. — Nie możemy. Nie w ten sposób. Nie bierz tego do siebie, kochanie. Z wielką chęcią bym to z tobą zrobił i nie zrozum mnie źle, ale nie wydaje mi się, żeby robienie tego teraz było dobre. Nie po tym, co się wydarzyło. — Pochyliłem się, gładząc palcami jego policzek. Młodszy pokiwał głową, powoli ze mnie schodząc i siadając na łóżku.
— Nie powiedziałem, że masz zmienić pozycję. — Łobuzersko się uśmiechnąłem.
— Za późno. — Wytknął język.
— Prześpij się trochę, okej? — szepnąłem, wstając. Mogłem dostrzec ból w jego oczach na wspomnienie dzisiejszych wydarzeń.
— Hej — szepnąłem, kładąc dłoń na jego szyi. — On nigdy więcej cię nie skrzywdzi, rozumiesz? Nie dopuszczę do tego — zapewniłem, a chłopak wstał.
— Masz coś, co mógłbym założyć? Nie koniecznie chcę spać w samej bieliźnie. — Przygryzł wargę, lekko się rumieniąc.
— Pewnie. — Podszedłem do szafy, z której wyjąłem dresy i białą koszulkę, po czym do niego wróciłem. — Trzymaj.
— Dzięki.
Kiwnąłem głową, wkładając ręce do kieszeni. Delikatnie się skrzywiłem, gdy jeansy otarły się o moje poharatane dłonie. Zauważając to, Luhan gwałtownie wciągnął powietrze.
— O mój Boże!
Luhan
Byłem tak skupiony na sobie, że nawet nie zauważyłem, że Sehun był tak samo, jeśli nie mocniej, poharatany. Wyraz jego twarzy, gdy potarł rękoma o jeansy, sprawił, że ścisnął mi się żołądek. Wtedy zauważyłem też rany na jego twarzy. Delikatnie je dotknąłem.
— Ktoś powinien to obejrzeć.
— Dam radę.
— Nie — warknąłem. — Te rany same się nie zagoją...
— Zawsze zapominasz, że jestem do tego przyzwyczajony, skarbie. Dam radę. To nic, czego nie wyleczą leki, bandaże i inne pierdoły.
— Co ja mam z tobą zrobić?
— Co powiesz na buziaka? — szepnął. Zanim miałem szansę odpowiedzieć, pochylił głowę i złączył nasze usta. Uśmiechnąłem się, oplatając jego szyję rękoma, pogłębiając pocałunek, po czym się od niego oderwałem, pozwalając swojemu czołu opierać się o jego.
— Idź wziąć prysznic.
— Chcesz dołączyć? — oblizał usta, mrugając do mnie.
— Nie, dzięki.
— Twoja strata. — Cicho się zaśmiał, ostatni raz mnie całując, po czym ruszył w kierunku łazienki.
— Oczywiście.
Słysząc za drzwiami śmiech, zdjąłem szlafrok, odłożyłem go na bok i włożyłem na siebie ubrania Sehuna, po czym położyłem się w jego wygodnym łóżku. Zamknąłem oczy i zanim się zorientowałem, zapadłem w głęboki sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz