Sehun
Czy ten gówniarz oszalał?
Jak mógł po prostu wejść do samochodu jakiegoś nieznajomego?
Jest głupi? Zgaduję, że tak.
Jest głupi? Zgaduję, że tak.
Zacząłem przemierzać parking, próbując zebrać się w sobie, po czym się załamałem. Jeśli myśleliście, że coś mnie trafiło wcześniej, powinniście zobaczyć mnie teraz. Byłem bliski zamordowania kogoś przez narastający we mnie stres. Gdzie do cholery jest Soyeon, kiedy jej potrzebuję?
Skup się Sehun, skup się. Mentalnie się zbeształem, pocierając swój kark. Nawet nie wiedział, kim był ten facet. To znaczy, gdyby było inaczej, od razu wsiadłby do samochodu, a tak zajęło mu to dobre pięć minut. Cholera, nawet jeśli by go znał, nie powinien tak po prostu uciec.
Musiał mu coś powiedzieć...
To znaczy, nie ma innego wyjaśnienia, dlaczego mógłby uciec z nieznanym kolesiem. Jak nieostrożnym można być?
Kopnąłem oponę cudzego samochodu, a w myślach jęknąłem. Prawdopodobnie wyglądałem w tym momencie jak jakiś nienormalny socjopata, ale miałem to w dupie. Luhan odjechał z kimś, kogo nie znam. Samochód nie wyglądał ani trochę znajomo, a przez przyciemnione szyby nie mogłem zobaczyć nic w środku.
Kurwa.
Przekląłem swoje życie, po czym zacząłem kierować się w stronę auta. Nie ma mowy, żebym pozwolił mu odjechać z jakimś idiotą. Kiedy już znalazłem swojego range rovera, szeroko otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, natychmiastowo odpalając silnik. Coś mi mówiło, że Luhan nie był w dobrych rękach i nie zamierzałem bezczynnie gapić się na to, jak potoczą się sprawy. Znajdę go. Nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz, jaką zrobię.
Wyjechałem z parkingu i ruszyłem wzdłuż ulicy, w tym samym kierunku co Luhan chwilę wcześniej. Jechałem tak do skrzyżowania, na którym uświadomiłem sobie, że nie wiem, gdzie pojechali dalej. Wyrzucając z siebie wiązankę przekleństw, szybko zawróciłem i skierowałem się w stronę domu. Przekraczając dozwoloną prędkość, miałem nadzieję nie spotkać policji.
Stwierdzając, że przydałoby się powiadomić chłopaków, że wracam i mają być gotowi, wyciągnąłem telefon z kieszeni jeansów. Wybierając numer, przysunąłem urządzenie do ucha, jednocześnie skręcając w kolejną ulicę.
— Tak? — zachrypnięty głos Laya rozbrzmiał w słuchawce.
— Hej słuchaj, możecie przygotować sprzęt? Musimy coś, a raczej kogoś wytropić.
— Po co?
— Po prostu to zrób. Powiem ci wszystko, kiedy wrócę do domu, okej? — powiedziałem.
— Okej, do zobaczenia.
— Pa — mruknąłem i się rozłączyłem.
Mam nadzieję, że kiedy znajdę Luhana, będzie w jednym kawałku.
Luhan
Zaczynałem zastanawiać się, czy dobrze zrobiłem, wsiadając do tego samochodu. Nie dlatego, że Suo — wreszcie poznałem jego imię — robił coś dziwnego, ale po prostu nie byłem tu z nikim znajomym. Nie miałem pojęcia, kim był chłopak i mnie to martwiło.
Głupi Sehun. To przez niego się wkurzyłem. Może gdyby nie był tak kontrolujący i irytujący, nie byłbym tu teraz. Wzdychając, oparłem brodę na dłoni, spoglądając na zewnątrz.
— Wszystko okej? — chłopak przeniósł wzrok z drogi na mnie.
— Ta, chyba jestem po prostu zmęczony.
— To zrozumiałe. Każdy byłby zmęczony po kłótni, jakiej byłem świadkiem — powiedział. Automatycznie spiąłem się, na wzmiankę o Sehunie i naszej sprzeczce. Nigdy wcześniej nie widziałem go tak złego, a to, jak wręcz uderzył mną o samochód, naprawdę mnie przestraszyło.
— Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować. — Delikatnie się uśmiechnął.
— W porządku. — Lekceważąco machnąłem ręką. — Jestem wdzięczny za to, że tam byłeś. Nawet nie chcę myśleć, co by się ze mną stało, gdybyś mnie nie uratował — zażartowałem ckliwym tonem, a chłopak szeroko się uśmiechnął.
Wow, flirtujesz z nieznajomym, Lu? Przeszedłeś samego siebie.
Nie będę kłamać, jest całkiem uroczy.
Ale nie jest Sehunem.
— Gdzie zawieźć, piękny?
Czy naprawdę powinienem podawać nieznajomemu swój adres? To było wystarczająco blisko mojego mieszkania. Musiałem przejść ze dwa bloki dalej, ale niespecjalnie mi to przeszkadzało. Chciałem tylko wrócić do domu, wziąć gorący prysznic i zrobić sobie długą drzemkę.
Sehun
— Dlaczego do cholery mieliśmy wyciągać cały sprzęt? Myślałem, że mamy zająć się Taejinem o czwartej. Czemu nie jesteś w szkole? — głos Chanyeola dotarł do moich uszu w chwili, w której przekroczyłem próg domu.
— Sprawa z Taejinem musi poczekać. Mamy ważniejsze rzeczy do roboty, a szkoła to szkoła. Mam ją w dupie.
— Nie możesz tak po prostu jej olewać. Kiedy się zerwałeś? — spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
— Naprawdę wypytujesz mnie o szkołę? — warknąłem, zaczynając być sfrustrowanym. — Naprawdę mnie to nie obchodzi. Chcę tylko znaleźć Luhana i upewnić się, że dzisiaj nie umrze! — wszyscy automatycznie się uciszyli, a Chan lekko się zaśmiał.
— Zwołałeś nas wszystkich dla tego chłopaka? Chłopaka, od którego kazałem ci się trzymać z daleka?
— On nie jest jakimś tam chłopakiem i niekoniecznie mogę go ignorować, skoro chodzimy razem do szkoły, idioto — warknąłem z jadem w każdym moim słowie.
— Nawet nie wiesz, w co się pakujesz, Oh — powiedział gorzko Yeol, kręcąc głową. — Naprawdę chcesz powtórkę z tego, co wydarzyło się z Lią?
— Nie — syknąłem przez zaciśnięte zęby. — Nie wymawiaj imienia tej suki. Rozumiemy się? — warknąłem, a chłopak wziął głęboki wdech, po czym odrzucił głowę do tyłu, ściskając końcówkę swojego nosa.
— Czuję się jakbym brał udział w jakiejś pieprzonej operze mydlanej.
— To ty dramatyzujesz. — Wywróciłem oczami.
— Zamknij się — wymamrotał. — On nie może się tu kręcić i wplątywać w biznes, Oh. To zbyt ryzykowne i tym razem nas złapią, bo już dwie szmaty wiedzą, co robimy.
— Lia nie piśnie ani słówka. Wie, co dla niej dobre, a Luhan... Już wyjaśniałem mu sytuację. — Oblizałem usta. — Słuchaj, muszę go znaleźć, okej? Nie mogę się teraz z tobą kłócić. On jest w samochodzie z jakimś nieznajomym, o którym nic nie wiem i muszę go znaleźć. Pomożesz mi czy nie?
— Naprawdę ci na nim zależy, prawda? — spojrzał na mnie z powagą. Poczułem, jak robi mi się gorąco w szyję, kiedy jego słowa rozbrzmiały mi głowie. Bez chwili zawahania się pokiwałem głową.
— Tak, nawet bardzo — szepnąłem.
— W takim razie chodźmy. Musi być gdzieś niedaleko. Jak długo go już nie ma? — podszedł do rzeczy potrzebnych do znalezienia Luhana.
— Nie wiem — przyznałem głupio. Przebiegając palcami po włosach, spojrzałem na Laya. — Kiedy do ciebie dzwoniłem?
— Jakieś pół godziny temu.
— I masz odpowiedź.
Luhan
Zdawało mi się, że jechaliśmy przez wieki. Normalnie dotarcie do miejsca, gdzie miał mnie zabrać nie zajmuje tyle czasu.
— Zgubiłeś się czy coś? — spojrzałem na niego.
— Nie dlaczego?
— Bo mam wrażenie, że jedziemy od kilku godzin, a mój dom nie jest aż tak daleko stąd. — Przygryzłem wargę.
— To dlatego, że jesteś zmęczony — wyjaśnił. — Wydaje się dłużej, ale jedziemy dosłownie kilkanaście minut. — Jesteśmy na miejscu. — Odwrócił się do mnie z łobuzerskim uśmiechem.
— Dziękuję za wszystko. — Uśmiechnąłem się. — Naprawdę to doceniam.
— Nie ma za co. Mam nadzieję, że niedługo znów się spotkamy.
— Ja też. — Chwyciłem za klamkę, a następnie otworzyłem drzwi i wyszedłem. Gdy tylko podniosłem wzrok, poczułem, jak coś przeskakuje mi w żołądku, a serce zamiera.
— Czekaj. — Odwróciłem się. — To nie jest adres, który ci podawałem.
— Och, naprawdę? — lekko się zaśmiał. — Musiało mi się coś pomylić. — Warkot silnika ucichł. — Wiesz, co mówią rodzice. Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomymi.
— Co do cho...
— Hej, kochanie.
Odwróciłem się, a moje oczy się rozszerzyły. Poczułem coś zakrywającego moje usta i silną parę rąk oplatającą moje biodra. Lecz zanim mogłem zacząć się wierzgać, poczułem, jak odpływam i sekundę później moje ciało bezwładnie opadło w ręce oprawcy, a wszystko wokół ogarnęła ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz