Luhan
Leżałem w łóżku, myśląc o różnych rzeczach, o życiu. To nie było dobre. Widzicie, mam tendencję do nad interpretowania wszystkiego. Właśnie dlatego nienawidzę nie spać, kiedy naprawdę bym chciał. Wolałbym przywalić głową w ścianę. Nazwijcie mnie szalonym, ale to zniechęca do myślenia o wszystkim, co przyjdzie ci do głowy.
Wzdychając, usiadłem prosto, pocierając skronie, aby się uspokoić, zanim oszaleję. Jest prawie druga po południu i jestem wykończony, ale z jakiegoś dziwnego powodu, sen nie chce do mnie przyjść. Moi rodzice są w pracy i nie wrócą do późna. Utknąłem tu sam, zagubiony we własnych myślach. To nie jest dobre połączenie.
Gdybym tylko nie miał szlabanu... Wyszedłbym wtedy do Baekhyuna.
Zdejmując z siebie kołdrę, przekręciłem się tak, że moje nogi zwisały z krawędzi łóżka. Rozglądając się, próbowałem znaleźć coś, co odciągnęłoby moją uwagę od rozmyślań. Rodzice zabrali wszystko. Mój telewizor, komputer, laptop i telefon.
Tak, zabrali mi telefon godzinę po tym, jak wróciłem do domu. Co przy okazji, zakończyło się pomyślnie. Tym razem mnie nie złapali. Gdybym tylko miał tyle szczęścia za pierwszym razem. Więc, teraz jestem zamknięty w domu, znudzony jak cholera, robiący nic i myślący o wszystkim.
Zrzucając się z łóżka, skierowałem się do łazienki, w której zdjąłem wszystkie ubrania i wrzuciłem je do kosza na brudy, po czym wszedłem pod prysznic, gdzie pozwoliłem gorącej wodzie spłynąć po moim ciele.
Wylewając trochę szamponu na rękę, zacząłem wcierać go w skórę głowy. Zamknąłem oczy, czując wszystko jeszcze lepiej. Najlepszą częścią mojego dnia jest prysznic, bo jestem wtedy sam, nikt mi nie przeszkadza i mogę tam być, jak długo chcę – cóż, tak długo, jak woda będzie ciepła.
Rozprowadzając mydło na rękach i nogach, zacząłem się kołysać w tylko sobie znanym rytmie, kiwając głową do piosenki, którą właśnie wymyśliłem. Ponownie zamykając oczy, wszedłem pod strumień ciepłej wody, pozwalając jej wszystko ze mnie zmyć.
Jeżdżąc rękoma po swojej skórze, zarumieniłem się, gdy myśli o Sehunie dotykającym moje ciało zalały mój umysł. Tak jakby moje ręce były naprawdę jego. Przygryzając dolną wargę, przesunąłem dłoń na szyję, wyobrażając sobie Sehuna składającego tam lekkie pocałunki.
Cicho jęknąłem, gdy obraz w mojej głowie zaczynał wydawać się naprawdę realistyczny... Jakby to było prawdziwe. Gwałtownie otworzyłem oczy, opadła mi szczęka, a ręce zastygły w jednym miejscu. Rozejrzałem się, zauważając, że byłem pod prysznicem sam, bez chłopaka gdziekolwiek w zasięgu wzroku.
Co się właśnie stało?
Miałeś zboczone myśli o Sehunie. — Głos gdzieś we wnętrzu mojej głowy sprawił, że się skrzywiłem.
Mentalnie przeklinając, szybko się ogarnąłem, spłukując z włosów odżywkę, po czym jednym ruchem wyłączyłem wodę. Wychodząc spod prysznica, chwyciłem ręcznik i owinąłem go sobie wokół ciała. Wchodząc do pokoju, szybko przebrałem się w dresy, koszulkę i wytarłem włosy w ręcznik.
Siedząc na krawędzi łóżka, przebiegłem palcami po włosach, zaciskając powieki.
Czy naprawdę robiłem pod prysznicem to, o czym myślałem? Nie chciałem w to uwierzyć. Nie mogłem. To znaczy... ja? Myślący o Sehunie... w taki sposób? Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić.
Rzuciłem się na łóżko, z kolanami zwisającymi z jego krawędzi. Oszalałem, traciłem głowę. Nie można było tego inaczej wyjaśnić. To znaczy, jak ja, Lu Han, mogłem to zrobić? Tak myśleć?
Ale o Sehunie?
Zabijcie mnie, teraz.
Wiem, że jest seksowny. I to nawet bardzo, ale jest też kryminalistą. Bardzo seksownym, śmiałym, tajemniczym kryminalistą...
Przestań, Luhan. Przestań tak myśleć. Wciąż jest bipolarnym mordercą.
— Luhan! — irytujący głos należący do mojej siostry rozbrzmiał w całym domu.
— Co? — warknąłem. Nie byłem w nastroju na pierdoły.
— Baekhyunnie tu jest! — odkrzyknęła. Natychmiast podniosłem się na nogi, biegnąc do drzwi, a potem po schodach, gdzie zastałem chłopaka.
— Baek! – krzyknąłem, mocno go przytulając.
— Cześć Luhan. – Odsunął się.
— Co tutaj robisz? — spytałem, po czym przypomniałem sobie, że chłopak nie wie o moim szlabanie.
— Czemu pytasz? Nie mogę po prostu odwiedzić swojego najlepszego przyjaciela? — zaskoczony na mnie spojrzał, żartobliwie posyłając mi łobuzerski uśmiech, żeby dać mi znać, że żartuje.
— Nie, naturalnie, że możesz. Chodzi o to, że... nieważne. — Potrząsnąłem głową.
— Ooo-kej? — zaśmiał się i wszedł do salonu, gdzie Minah grała w jakąś grę.
— Idź stąd, przychlaście. Baekhyun i ja musimy pogadać. — Pokazałem palcem za siebie, wprost na schody.
— Nie — mruknęła i kontynuowała grę.
— Jesteś tego pewna? — podszedłem do jej Xboxa, schylając się do wyłącznika. — Powiedz, że tego nie zrobię — ostrzegłem.
— Okej. — Momentalnie podskoczyła z rękoma przed sobą, prosząc mnie w ten sposób, żebym tego nie robił. Wiedziała, że nie powinna ze mną zadzierać.
— Wyjdź. — Łobuzersko się uśmiechnąłem.
— To zawsze działa. — Odwróciłem się do Baekhyuna z wielkim bananem na twarzy, gdy rodzeństwo wyszło.
— Jesteś dla niej wredny.
— Nie prawda — zacząłem się bronić. — Albo wyjdzie, albo zostanie, żeby nas podsłuchiwać. — Wzruszyłem ramionami, siadając obok przyjaciela na kanapie.
— Cokolwiek. — Żartobliwie wywrócił oczami. Spojrzałem na swoje paznokcie, czekając, aż zacznie rozmowę. To było oczywiste, że przyszedł tu z jakiegoś powodu, pomijając fakt, że chciał mnie zobaczyć. Jak oczekiwałem, zaczął mówić.
— Gdzie poszedłeś po imprezie zeszłej nocy? Ty, jak jakby, zniknąłeś!
— Co? To ja szukałem ciebie! Nie można było cię nigdzie znaleźć. — Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Mogłem przysiąc, że oczy prawie mi wypadły.
— Kiedy?
— Dokładnie! — wyrzuciłem ręce w powietrze. — Nawet nie wiesz kiedy. Tak poza tym, gdzie poszedłeś? Próbowałem cię znaleźć, ale widocznie mnie zostawiłeś.
— Nie zostawiłem cię! Poszedłem do łazienki.
— Jak poszedłeś do łazienki? To nie była impreza w domu! — pisnąłem, a chłopak zamarł, zamykając usta, po czym się zarumienił i zażenowany spojrzał w dół.
— Cóż, widzisz... ja...
— O Boże, Baekhyun... Co zrobiłeś? — zdążyłem sobie wyobrazić milion różnych scenariuszy. — Nie poszedłeś do domu jakiegoś chłopaka, prawda?
— Co? Fuj, nie. — Energicznie potrząsnął głową.
— W takim razie, gdzie poszedłeś? — zmarszczyłem brwi.
— Ja, cóż... widzisz, naprawdę potrzebowałem iść do łazienki i jak zauważyłeś, w okolicy nie było żadnej, więc tak jakby poszedłem do lasu i cóż, wysikałem się. — Odwrócił wzrok. Zszokowany szeroko otworzyłem usta.
— Baekhyun! — pisnąłem.
— Co? — nieśmiało na mnie spojrzał.
— To obrzydliwe! — krzyknąłem. — To gorsze niż pójście do domu jakiegoś chłopaka! Wolałbym pójść do mieszkania nieznajomego niż do lasu!
— Cii! Możesz nie krzyczeć? Twoja siostra jest na górze — fuknął.
— Nie obchodzi mnie to. Nie wiesz, kto mógł cię zobaczyć albo jakie stworzenia tam siedziały. — Potrząsnąłem głową z jego głupoty. To znaczy, Baekhyun nie zawsze był całkowicie błyskotliwy, ale nie myślałem, że do tego stopnia.
— Wiem, ale byłem pijany i naprawdę musiałem siku... — Ponownie spojrzał w inną stronę. — A ty? — Baekhyun usiadł na swoich piętach, skupiając na mnie swoją pełną uwagę.
— Co ja?
— Gdzie poszedłeś? Szukałem cię wszędzie i nie mogłem znaleźć.
— Ja — przerwałem. Nie mogłem powiedzieć mu o Sehunie ani o tym, co widziałem. Obiecałem, że nie pisnę ani słówka i cóż, nie chciałem umrzeć. — Wróciłem do domu. To znaczy, robiło się późno. Pomyślałem, że już poszedłeś, więc zrobiłem to samo. — Wzruszyłem ramionami.
— Przepraszam. — Spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się. Baekhyun zawsze był delikatny. Mimo że miał na sobie maskę, nienawidził smucić ludzi. Nie mówię, że mnie zasmucił czy coś.
— Jest okej. — Machnąłem na niego ręką. Już otwierałem usta, żeby coś powiedzieć, kiedy ktoś inny mnie uprzedził.
— Luhan? — podniosłem głowę i zobaczyłem mamę stojącą w wejściu.
— Oh, dzień dobry pani Lu. — Baekhyun przyjaźnie się uśmiechnął, machając do niej.
— Witaj skarbie. - Mama odwzajemniła uśmiech. — Jak się czujesz?
— Dobrze. A pani?
— W porządku — mruknęła. To dziwne... Nie powiedziała nic na temat Baeka siedzącego w naszym domu.
— To dobrze, kochanie. — Mama znów się uśmiechnęła. — Nie zrozum mnie źle, ale co ty tutaj robisz? — zmarszczyła brwi, zdejmując z ramienia torbę. Wykrakałem.
— Pomyślałem tylko, że miło by było porozmawiać chwilę z Luhanem. — Wskazał na mnie ręką.
— Oh, przykro mi, kochanie, ale Luhan ma szlaban — powiedziała, a Baekhyun obrócił głowę, żeby na mnie spojrzeć. Niewinnie przygryzłem wargę.
— Nie powiedział ci? — spytała mama.
— Zabrałaś mi telefon, pamiętasz? — przypomniałem jej przesłodzonym głosem.
— Nie, nie powiedział. — Znacząco na mnie spojrzał. Wzruszyłem ramionami. Baek zwrócił wzrok z powrotem na moją mamę.
— Przepraszam, pani Lu. Nie wiedziałem. — Wstał.
— W porządku, nie przejmuj się tym.
— Zobaczymy się... — Zaczął Baekhyun.
— W szkole — dokończyła za niego mama. Wskazałem w jej kierunku.
— Co powiedziała — mruknąłem, a przyjaciel pokiwał głową i odwrócił się z powrotem do mojej rodzicielki.
— Przepraszam za najście.
— Nie ma za co, kochanie. Do zobaczenia. Pozdrów swoją mamę! — pomachała do Hyuna, który właśnie wyszedł. Słysząc, jak chłopak krzyczy okej, mama zamknęła drzwi.
— Powiedziałam, że masz szlaban. — Zmrużyła oczy.
— Powiedziałaś, że idziesz do pracy — odpyskowałem.
— Nie tym tonem — pogroziła. Odwróciłem wzrok.
— Suka — mruknąłem, tonem słyszalnym tylko dla moich uszu. Niestety, miała słuch jak sowa. Podchodząc do mnie, stanęła przy krawędzi kanapy.
— Co powiedziałeś?
— Spytałem, co robisz w domu. — Zignorowałem jej morderczy wzrok, a ona jedynie porzuciła temat, nie chcąc wszczynać kłótni. Dzięki ci Boże.
— Wypuścili mnie wcześniej, bo pacjenci na dziś byli obsłużeni, a nie było nic do zrobienia w biurze. — Weszła do kuchni.
— Oh, okej. — Podniosłem się z kanapy, odwracając się do niej plecami, ale jej głos mnie zatrzymał.
— Nie chcę widzieć tu więcej niespodziewanych gości. Pamiętaj, jesteś uziemiony.
— Jak mógłbym zapomnieć? — wymamrotałem, po czym podniosłem dwa kciuki w górę i posłałem jej sztuczny uśmiech, a ona jedynie potrząsnęła głową, odwracając się do kuchenki.
Wszedłem po schodach i otworzyłem drzwi do pokoju siostry, zastając ją na łóżku, podrzucającą piłkę do kosza.
— Możesz wrócić na dół. Baek wyszedł, a mama wróciła.
— Okej. — Zeskoczyła z łóżka, rzucając piłkę na stertę ciuchów, po czym zbiegła po schodach. Potrząsnąłem głową, zamykając za sobą drzwi swojego pokoju. Podchodząc do łóżka, rzuciłem się na nie, kładąc głowę na poduszkach. Zanim się zorientowałem, ogarnął mnie sen.
Wzdychając, usiadłem prosto, pocierając skronie, aby się uspokoić, zanim oszaleję. Jest prawie druga po południu i jestem wykończony, ale z jakiegoś dziwnego powodu, sen nie chce do mnie przyjść. Moi rodzice są w pracy i nie wrócą do późna. Utknąłem tu sam, zagubiony we własnych myślach. To nie jest dobre połączenie.
Gdybym tylko nie miał szlabanu... Wyszedłbym wtedy do Baekhyuna.
Zdejmując z siebie kołdrę, przekręciłem się tak, że moje nogi zwisały z krawędzi łóżka. Rozglądając się, próbowałem znaleźć coś, co odciągnęłoby moją uwagę od rozmyślań. Rodzice zabrali wszystko. Mój telewizor, komputer, laptop i telefon.
Tak, zabrali mi telefon godzinę po tym, jak wróciłem do domu. Co przy okazji, zakończyło się pomyślnie. Tym razem mnie nie złapali. Gdybym tylko miał tyle szczęścia za pierwszym razem. Więc, teraz jestem zamknięty w domu, znudzony jak cholera, robiący nic i myślący o wszystkim.
Zrzucając się z łóżka, skierowałem się do łazienki, w której zdjąłem wszystkie ubrania i wrzuciłem je do kosza na brudy, po czym wszedłem pod prysznic, gdzie pozwoliłem gorącej wodzie spłynąć po moim ciele.
Wylewając trochę szamponu na rękę, zacząłem wcierać go w skórę głowy. Zamknąłem oczy, czując wszystko jeszcze lepiej. Najlepszą częścią mojego dnia jest prysznic, bo jestem wtedy sam, nikt mi nie przeszkadza i mogę tam być, jak długo chcę – cóż, tak długo, jak woda będzie ciepła.
Rozprowadzając mydło na rękach i nogach, zacząłem się kołysać w tylko sobie znanym rytmie, kiwając głową do piosenki, którą właśnie wymyśliłem. Ponownie zamykając oczy, wszedłem pod strumień ciepłej wody, pozwalając jej wszystko ze mnie zmyć.
Jeżdżąc rękoma po swojej skórze, zarumieniłem się, gdy myśli o Sehunie dotykającym moje ciało zalały mój umysł. Tak jakby moje ręce były naprawdę jego. Przygryzając dolną wargę, przesunąłem dłoń na szyję, wyobrażając sobie Sehuna składającego tam lekkie pocałunki.
Cicho jęknąłem, gdy obraz w mojej głowie zaczynał wydawać się naprawdę realistyczny... Jakby to było prawdziwe. Gwałtownie otworzyłem oczy, opadła mi szczęka, a ręce zastygły w jednym miejscu. Rozejrzałem się, zauważając, że byłem pod prysznicem sam, bez chłopaka gdziekolwiek w zasięgu wzroku.
Co się właśnie stało?
Miałeś zboczone myśli o Sehunie. — Głos gdzieś we wnętrzu mojej głowy sprawił, że się skrzywiłem.
Mentalnie przeklinając, szybko się ogarnąłem, spłukując z włosów odżywkę, po czym jednym ruchem wyłączyłem wodę. Wychodząc spod prysznica, chwyciłem ręcznik i owinąłem go sobie wokół ciała. Wchodząc do pokoju, szybko przebrałem się w dresy, koszulkę i wytarłem włosy w ręcznik.
Siedząc na krawędzi łóżka, przebiegłem palcami po włosach, zaciskając powieki.
Czy naprawdę robiłem pod prysznicem to, o czym myślałem? Nie chciałem w to uwierzyć. Nie mogłem. To znaczy... ja? Myślący o Sehunie... w taki sposób? Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić.
Rzuciłem się na łóżko, z kolanami zwisającymi z jego krawędzi. Oszalałem, traciłem głowę. Nie można było tego inaczej wyjaśnić. To znaczy, jak ja, Lu Han, mogłem to zrobić? Tak myśleć?
Ale o Sehunie?
Zabijcie mnie, teraz.
Wiem, że jest seksowny. I to nawet bardzo, ale jest też kryminalistą. Bardzo seksownym, śmiałym, tajemniczym kryminalistą...
Przestań, Luhan. Przestań tak myśleć. Wciąż jest bipolarnym mordercą.
— Luhan! — irytujący głos należący do mojej siostry rozbrzmiał w całym domu.
— Co? — warknąłem. Nie byłem w nastroju na pierdoły.
— Baekhyunnie tu jest! — odkrzyknęła. Natychmiast podniosłem się na nogi, biegnąc do drzwi, a potem po schodach, gdzie zastałem chłopaka.
— Baek! – krzyknąłem, mocno go przytulając.
— Cześć Luhan. – Odsunął się.
— Co tutaj robisz? — spytałem, po czym przypomniałem sobie, że chłopak nie wie o moim szlabanie.
— Czemu pytasz? Nie mogę po prostu odwiedzić swojego najlepszego przyjaciela? — zaskoczony na mnie spojrzał, żartobliwie posyłając mi łobuzerski uśmiech, żeby dać mi znać, że żartuje.
— Nie, naturalnie, że możesz. Chodzi o to, że... nieważne. — Potrząsnąłem głową.
— Ooo-kej? — zaśmiał się i wszedł do salonu, gdzie Minah grała w jakąś grę.
— Idź stąd, przychlaście. Baekhyun i ja musimy pogadać. — Pokazałem palcem za siebie, wprost na schody.
— Nie — mruknęła i kontynuowała grę.
— Jesteś tego pewna? — podszedłem do jej Xboxa, schylając się do wyłącznika. — Powiedz, że tego nie zrobię — ostrzegłem.
— Okej. — Momentalnie podskoczyła z rękoma przed sobą, prosząc mnie w ten sposób, żebym tego nie robił. Wiedziała, że nie powinna ze mną zadzierać.
— Wyjdź. — Łobuzersko się uśmiechnąłem.
— To zawsze działa. — Odwróciłem się do Baekhyuna z wielkim bananem na twarzy, gdy rodzeństwo wyszło.
— Jesteś dla niej wredny.
— Nie prawda — zacząłem się bronić. — Albo wyjdzie, albo zostanie, żeby nas podsłuchiwać. — Wzruszyłem ramionami, siadając obok przyjaciela na kanapie.
— Cokolwiek. — Żartobliwie wywrócił oczami. Spojrzałem na swoje paznokcie, czekając, aż zacznie rozmowę. To było oczywiste, że przyszedł tu z jakiegoś powodu, pomijając fakt, że chciał mnie zobaczyć. Jak oczekiwałem, zaczął mówić.
— Gdzie poszedłeś po imprezie zeszłej nocy? Ty, jak jakby, zniknąłeś!
— Co? To ja szukałem ciebie! Nie można było cię nigdzie znaleźć. — Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Mogłem przysiąc, że oczy prawie mi wypadły.
— Kiedy?
— Dokładnie! — wyrzuciłem ręce w powietrze. — Nawet nie wiesz kiedy. Tak poza tym, gdzie poszedłeś? Próbowałem cię znaleźć, ale widocznie mnie zostawiłeś.
— Nie zostawiłem cię! Poszedłem do łazienki.
— Jak poszedłeś do łazienki? To nie była impreza w domu! — pisnąłem, a chłopak zamarł, zamykając usta, po czym się zarumienił i zażenowany spojrzał w dół.
— Cóż, widzisz... ja...
— O Boże, Baekhyun... Co zrobiłeś? — zdążyłem sobie wyobrazić milion różnych scenariuszy. — Nie poszedłeś do domu jakiegoś chłopaka, prawda?
— Co? Fuj, nie. — Energicznie potrząsnął głową.
— W takim razie, gdzie poszedłeś? — zmarszczyłem brwi.
— Ja, cóż... widzisz, naprawdę potrzebowałem iść do łazienki i jak zauważyłeś, w okolicy nie było żadnej, więc tak jakby poszedłem do lasu i cóż, wysikałem się. — Odwrócił wzrok. Zszokowany szeroko otworzyłem usta.
— Baekhyun! — pisnąłem.
— Co? — nieśmiało na mnie spojrzał.
— To obrzydliwe! — krzyknąłem. — To gorsze niż pójście do domu jakiegoś chłopaka! Wolałbym pójść do mieszkania nieznajomego niż do lasu!
— Cii! Możesz nie krzyczeć? Twoja siostra jest na górze — fuknął.
— Nie obchodzi mnie to. Nie wiesz, kto mógł cię zobaczyć albo jakie stworzenia tam siedziały. — Potrząsnąłem głową z jego głupoty. To znaczy, Baekhyun nie zawsze był całkowicie błyskotliwy, ale nie myślałem, że do tego stopnia.
— Wiem, ale byłem pijany i naprawdę musiałem siku... — Ponownie spojrzał w inną stronę. — A ty? — Baekhyun usiadł na swoich piętach, skupiając na mnie swoją pełną uwagę.
— Co ja?
— Gdzie poszedłeś? Szukałem cię wszędzie i nie mogłem znaleźć.
— Ja — przerwałem. Nie mogłem powiedzieć mu o Sehunie ani o tym, co widziałem. Obiecałem, że nie pisnę ani słówka i cóż, nie chciałem umrzeć. — Wróciłem do domu. To znaczy, robiło się późno. Pomyślałem, że już poszedłeś, więc zrobiłem to samo. — Wzruszyłem ramionami.
— Przepraszam. — Spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się. Baekhyun zawsze był delikatny. Mimo że miał na sobie maskę, nienawidził smucić ludzi. Nie mówię, że mnie zasmucił czy coś.
— Jest okej. — Machnąłem na niego ręką. Już otwierałem usta, żeby coś powiedzieć, kiedy ktoś inny mnie uprzedził.
— Luhan? — podniosłem głowę i zobaczyłem mamę stojącą w wejściu.
— Oh, dzień dobry pani Lu. — Baekhyun przyjaźnie się uśmiechnął, machając do niej.
— Witaj skarbie. - Mama odwzajemniła uśmiech. — Jak się czujesz?
— Dobrze. A pani?
— W porządku — mruknęła. To dziwne... Nie powiedziała nic na temat Baeka siedzącego w naszym domu.
— To dobrze, kochanie. — Mama znów się uśmiechnęła. — Nie zrozum mnie źle, ale co ty tutaj robisz? — zmarszczyła brwi, zdejmując z ramienia torbę. Wykrakałem.
— Pomyślałem tylko, że miło by było porozmawiać chwilę z Luhanem. — Wskazał na mnie ręką.
— Oh, przykro mi, kochanie, ale Luhan ma szlaban — powiedziała, a Baekhyun obrócił głowę, żeby na mnie spojrzeć. Niewinnie przygryzłem wargę.
— Nie powiedział ci? — spytała mama.
— Zabrałaś mi telefon, pamiętasz? — przypomniałem jej przesłodzonym głosem.
— Nie, nie powiedział. — Znacząco na mnie spojrzał. Wzruszyłem ramionami. Baek zwrócił wzrok z powrotem na moją mamę.
— Przepraszam, pani Lu. Nie wiedziałem. — Wstał.
— W porządku, nie przejmuj się tym.
— Zobaczymy się... — Zaczął Baekhyun.
— W szkole — dokończyła za niego mama. Wskazałem w jej kierunku.
— Co powiedziała — mruknąłem, a przyjaciel pokiwał głową i odwrócił się z powrotem do mojej rodzicielki.
— Przepraszam za najście.
— Nie ma za co, kochanie. Do zobaczenia. Pozdrów swoją mamę! — pomachała do Hyuna, który właśnie wyszedł. Słysząc, jak chłopak krzyczy okej, mama zamknęła drzwi.
— Powiedziałam, że masz szlaban. — Zmrużyła oczy.
— Powiedziałaś, że idziesz do pracy — odpyskowałem.
— Nie tym tonem — pogroziła. Odwróciłem wzrok.
— Suka — mruknąłem, tonem słyszalnym tylko dla moich uszu. Niestety, miała słuch jak sowa. Podchodząc do mnie, stanęła przy krawędzi kanapy.
— Co powiedziałeś?
— Spytałem, co robisz w domu. — Zignorowałem jej morderczy wzrok, a ona jedynie porzuciła temat, nie chcąc wszczynać kłótni. Dzięki ci Boże.
— Wypuścili mnie wcześniej, bo pacjenci na dziś byli obsłużeni, a nie było nic do zrobienia w biurze. — Weszła do kuchni.
— Oh, okej. — Podniosłem się z kanapy, odwracając się do niej plecami, ale jej głos mnie zatrzymał.
— Nie chcę widzieć tu więcej niespodziewanych gości. Pamiętaj, jesteś uziemiony.
— Jak mógłbym zapomnieć? — wymamrotałem, po czym podniosłem dwa kciuki w górę i posłałem jej sztuczny uśmiech, a ona jedynie potrząsnęła głową, odwracając się do kuchenki.
Wszedłem po schodach i otworzyłem drzwi do pokoju siostry, zastając ją na łóżku, podrzucającą piłkę do kosza.
— Możesz wrócić na dół. Baek wyszedł, a mama wróciła.
— Okej. — Zeskoczyła z łóżka, rzucając piłkę na stertę ciuchów, po czym zbiegła po schodach. Potrząsnąłem głową, zamykając za sobą drzwi swojego pokoju. Podchodząc do łóżka, rzuciłem się na nie, kładąc głowę na poduszkach. Zanim się zorientowałem, ogarnął mnie sen.
***
Bum.
Podniosłem się na łóżku, przewracając na drugą stronę.
Bum.
Jęknąłem, próbując zagłuszyć dźwięk.
Bum.
Co do cholery?
Odwracając się, spojrzałem na zegar wiszący nade mną, który pokazywał godzinę 20:45.
Chrzęst, bum, bum.
— Cholera. — Usłyszałem gniewny pomruk. Siadłem prosto, uświadamiając sobie, że dźwięki dochodziły z mojego pokoju.
— Minah? — zawołałem cicho. Brak odpowiedzi.
— Mamo? — znowu cisza.
— Tato? — powoli się podniosłem, kładąc stopy na podłodze, czując, jak moje serce przyśpiesza z każdym krokiem, który stawiam. — Jest tu ktoś?
Podchodząc do miejsca, z którego dobiegał dźwięk, poczułem, jak brzuch mi się skręca na widok otwartego okna. Gdy zasypiałem, było zamknięte. Odwracając się, wpadłem na coś lub, może raczej, na kogoś. Otworzyłem usta, gotowy wydrzeć się najgłośniej, jak potrafię, gdy poczułem dłoń zatykającą mi buzię. Zacząłem wierzgać, próbując ją zabrać.
— Możesz się uspokoić?! To tylko ja. — Usłyszałem syk przy uchu. Głos brzmiący bardzo znajomo. Uspokajając się wystarczająco, żeby pozwolić tej osobie zabrać dłoń z moich ust, odwróciłem się i zobaczyłem Sehuna stojącego przede mną.
— Co do cholery? — syknąłem cicho, pamiętając o mojej mamie piętro niżej.
— Możesz przestać być tak głośno? Dostanę przez ciebie migreny — syknął. Już miałem odpowiedzieć na jego głupie pytanie i stwierdzenie, gdy światło z zewnątrz oświetliło jego ciało, ukazując lekką poświatę kontrastującą z kolorem jego skóry — ale to nie był zwykły kolor.
To była krew.
Bum.
Podniosłem się na łóżku, przewracając na drugą stronę.
Bum.
Jęknąłem, próbując zagłuszyć dźwięk.
Bum.
Co do cholery?
Odwracając się, spojrzałem na zegar wiszący nade mną, który pokazywał godzinę 20:45.
Chrzęst, bum, bum.
— Cholera. — Usłyszałem gniewny pomruk. Siadłem prosto, uświadamiając sobie, że dźwięki dochodziły z mojego pokoju.
— Minah? — zawołałem cicho. Brak odpowiedzi.
— Mamo? — znowu cisza.
— Tato? — powoli się podniosłem, kładąc stopy na podłodze, czując, jak moje serce przyśpiesza z każdym krokiem, który stawiam. — Jest tu ktoś?
Podchodząc do miejsca, z którego dobiegał dźwięk, poczułem, jak brzuch mi się skręca na widok otwartego okna. Gdy zasypiałem, było zamknięte. Odwracając się, wpadłem na coś lub, może raczej, na kogoś. Otworzyłem usta, gotowy wydrzeć się najgłośniej, jak potrafię, gdy poczułem dłoń zatykającą mi buzię. Zacząłem wierzgać, próbując ją zabrać.
— Możesz się uspokoić?! To tylko ja. — Usłyszałem syk przy uchu. Głos brzmiący bardzo znajomo. Uspokajając się wystarczająco, żeby pozwolić tej osobie zabrać dłoń z moich ust, odwróciłem się i zobaczyłem Sehuna stojącego przede mną.
— Co do cholery? — syknąłem cicho, pamiętając o mojej mamie piętro niżej.
— Możesz przestać być tak głośno? Dostanę przez ciebie migreny — syknął. Już miałem odpowiedzieć na jego głupie pytanie i stwierdzenie, gdy światło z zewnątrz oświetliło jego ciało, ukazując lekką poświatę kontrastującą z kolorem jego skóry — ale to nie był zwykły kolor.
To była krew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz