Sehun
Po wzięciu prysznica czułem się dużo bardziej odświeżony. Naturalnie, pocałunki Luhana ukoiły moje nerwy, ale gorąca woda spływająca po moich mięśniach jeszcze bardziej to polepszyła. Owijając ręcznik wokół bioder, wyszedłem z łazienki i ostrożnie podszedłem do szafy, próbując nie obudzić chłopaka. Kiedy już mi się to udało, otworzyłem ją, wyciągnąłem dresy i koszulkę podobne do tych, które dałem chłopakowi, po czym upuściłem ręcznik na podłogę i się ubrałem.
Przebiegając palcami po włosach, wyszedłem z pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Zbiegłem po schodach i zobaczyłem wszystkich, łącznie z Chanyeolem, siedzących na kanapie. To będzie ciekawe...
— Hej. — Przygryzłem wargę, zastanawiając się, jak zareaguję, ale otaczała mnie jedynie cisza, którą przerwał Chan.
— Jak się trzymasz? — spojrzał mi w oczy, a ja zobaczyłem w jego szczerość.
— Raczej dobrze. — Siadłem na fotelu, przejeżdżając po wszystkich wzrokiem.
— Jak się czuje? — spytał kilka sekund później. — Lay powiedział nam, co się stało — odchrząknął, wiercąc się na krześle. Kiwnąłem głową, zerkając na Laya, żeby się upewnić. Posłał mi spojrzenie mówiące, że tak było, więc przeniosłem wzrok z powrotem na Yeola.
— Jest trochę roztrzęsiony, ale nie jest tak źle — urwałem, przypominając sobie jego płacz w łazience. — Mogłoby być lepiej. — Oparłem się o tył fotela.
— Przepraszam.
— Za co? Nie zrobiłeś nic...
— Zrobiłem. — Potrząsnął głową. — Byłem dla ciebie dosyć oschły, zwłaszcza jeśli chodzi o chłopaka, który zapewne jest teraz w twoim pokoju. Nie zdawałem sobie sprawy, ile dla ciebie znaczy, ale dzisiejszy wieczór otworzył mi oczy. Słyszałem, co mu zrobił... Powinieneś do nas zadzwonić. Bylibyśmy tam w sekundę i upewnilibyśmy się, że za wszystko zapłaci.
— Dzięki, wiem o tym, ale myślałem, że mam wszystko pod kontrolą... Miałem wszystko pod kontrolą, póki Luhan powstrzymał mnie przed zabiciem tego gnojka. — Zacząłem się denerwować.
— Czemu to zrobił? — spojrzał na mnie z niedowierzaniem. — Kiedy Lay powiedział, że pozwoliłeś mu żyć, nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Od kiedy nie zabijasz swoich ofiar?
— Od kiedy Luhan wszedł do mojego życia. — I to było w stu procentach szczere.
— Jest jeszcze na nogach? Chciałbym go poznać.
— Nie, zasnął. — Odwróciłem wzrok. Czułem się, jakbym rozmawiał ze swoim ojcem.
— Cóż, jak się jutro obudzi, chciałbym go poznać. Zakładam, że będziesz spędzał z nim więcej czasu? — wpatrywał się we mnie.
— Nie, przeszedłem przez to wszystko, żeby jutro wywalić go na bruk. — Zwalczyłem chęć wywrócenia oczami, a sarkazm przesiąknął każde moje słowo.
— To nie byłby pierwszy raz — odpowiedział, na co momentalnie zamarłem i zwęziłem oczy.
— Co to miało znaczyć? — warknąłem.
— To, co powiedziałem.
— Jest seksowny? — odwróciłem się i zobaczyłem Kaia wpatrującego się we mnie z szeroko otwartymi oczami. Cicho się zaśmiałem. Tylko Kai potrafi żartować podczas niezręcznych sytuacji.
— Co to za pytanie?
— Normalne. — Wzruszył ramionami. — Mój chłopak nie może umawiać się z brzydkim chłopcem, prawda? — podniósł brew.
— Pewnie nie.
— Więc odpowiedz — mruknął. Kiedy już miałem coś powiedzieć, ktoś wszedł mi w słowo.
— Kto jest seksowny? — odwróciłem się i zobaczyłem Soyeon wchodzącą do salonu. Nikt nic nie mówił, a ona stała w czerwonych butach pasujących do szminki. Przenosząc ciężar ciała na jedną nogę, położyła dłoń na biodrze. — Więc? — przejechała wzrokiem po nas wszystkich, po czym zatrzymała go na mnie.
— Nikt — warknąłem, pokazując jej, że to nie jej sprawa.
— Jestem częścią grupy, mam prawo wiedzieć, o kim mówicie — zakpiła, zarzucając włosy za ramię.
— Jeśli nie chodzi o ciebie, to nie masz — syknąłem. — A, nawet jeśli byłoby to o tobie... I tak nic ci nie powiemy. — Posłałem jej sztuczny uśmiech. — Więc spadaj.
— Nie mów do mnie w ten sposób.
— Będę do ciebie mówił jak mi się podoba, suko — syknąłem zimnym tonem. Dziewczyna rozejrzała się wokół, szukając kogoś, kto ją wesprze, ale Chanyeol i reszta byli cicho. Wiedzieli, że nie powinni się wplątywać, bo w przypadku Soyeon działa jedynie zasada „wszyscy przeciwko suce".
— Bardzo miło chłopcy. Jak zawsze bronicie jego dupy. — Potrząsnęła głową.
— Przyzwyczajaj się Soye i lepiej tak do nich nie mów. — Chłodno patrzyłem jej w oczy, pokazując, że nie miałbym problemu ze skrzywdzeniem jej. Mógłbym wywalić ją na bruk i dobrze o tym wiedziała, ale mimo to lubiła grać w swoje małe gierki.
— Oh, czyżby? — podniosła brew. — W takim razie pewnie nie będziecie potrzebowali tego, po co mnie wysłaliście. — Uśmiechnęła się łobuzersko.
— O czym ty mówisz?
— Yeollie wie, co mam na myśli, prawda? — zatrzepotała rzęsami w jego kierunku.
— Masz przesyłkę?
— Mam i wiesz co? — urwała, nie czekając na naszą odpowiedź. — Nie dam wam jej.
— Co do kurwy nędzy ma znaczyć, że jej nam nie dajesz? — Chan gwałtownie wstał, a jego dłonie zwinęły się w pięści.
— Dokładnie to, co powiedziałam. Nie. Dam. Jej. Wam. Możecie podziękować za to swojemu koledze. Kiedy wyrosną wam jaja, możecie przyjść, pogadać, ale do tego czasu nic nie dostaniecie. Do zobaczenia, chłopcy. — Pomachała ręką, po czym się odwróciła i weszła po schodach.
— O co do kurwy nędzy chodziło? — spytałem.
— Spierdoliłeś, o to chodzi! — wyższy warknął zirytowany.
— Co ja do cholery zrobiłem? — wyrzuciłem ręce w powietrze.
— Nie mogłeś się zamknąć i teraz nie da mi tego, czego potrzebuję!
— A co to jest?
— Wysłałem ją do odwalenia roboty, kiedy ciebie i Laya nie było. Oprócz twoich prywatnych problemów, mamy też inne rzeczy do zrobienia, więc wysłałem ją po coś, co można dostać tylko z jej możliwościami. Teraz to ma, ale nam nie da, bo byłeś na tyle głupi, żeby dostać się na jej czarną listę. — Pokręcił głową, wracając myślami do wydarzeń sprzed kilku minut. — Musisz to naprawić.
— Co?
— Słyszałeś mnie. Napraw to. Nie mam na to czasu, Oh. Do jutra musimy załatwić kilka spraw, a jeśli nie dostaniemy tej wysyłki, jesteśmy skończeni. Zacząłeś gadać, wkurzyłeś ją, teraz do odkręć.
— Pierdolenie — warknąłem.
— Czyżby? Miejmy nadzieję, że nauczyłeś się, kiedy być dupkiem, a kiedy nie. Teraz idź — zarządził i zwalczyłem chęć odpyskowania, bo miał rację. Potrzebowaliśmy tej przesyłki. Wstając, wyszedłem z pomieszczenia i wszedłem po schodach. Podszedłem do jej drzwi, otworzyłem je i wszedłem do środka.
— Soye?
Zero odpowiedzi.
— Soye, jesteś tu? — kiedy nie otrzymałem odpowiedzi, zacząłem się denerwować. — Pieprzyć to — warknąłem i się odwróciłem, kiedy usłyszałem znajomy głos.
— Czego chcesz, Oh? — warknęła, wychodząc z łazienki w samym szlafroku. Przygryzłem wargę, próbując uspokoić swoje hormony.
— Chcę przesyłki.
— Za późno. — Wzruszyła ramionami.
— Za późno? — sarkastycznie się zaśmiałem. — Chyba nie rozumiesz...
— Oh, rozumiem i ci go nie dam. — Skrzyżowała ręce, podnosząc podbródek jak suka, którą jest.
— Bo? — warknąłem.
— Bo nie chcę, a poza tym jesteś chujem — zadrwiła, ciskając we mnie piorunami z oczu.
— Nie mam czasu na twoje pierdolenie, Soyeon, więc daj mi tę cholerną przesyłkę i dam ci spokój — fuknąłem, chcąc już stąd wyjść i sprawdzić co u Luhana.
— Nie wydaje mi się — odpowiedziała. Czując, jak kończy mi się cierpliwość, chwyciłem ją za ramiona i popchnąłem na ścianę, trzymając twarz centymetry od jej. Dziewczyna syknęła z nagłego bólu.
— Co do cholery?! — warknęła.
— Daj mi tę przesyłkę Soyeon — zagroziłem z ciemnymi oczami.
— Nie.
— Świetnie. — Puściłem ją, odwróciłem się i zacząłem przeszukiwać jej pokój. — Sam ją znajdę. — Zacząłem rzucać wszystkim po drodze.
— Nie dasz rady tego znaleźć. Myślisz, że byłam na tyle głupia, żeby schować to w swoim pokoju? — spytała. — Nie wydaje mi się.
— Po prostu mi to daj, Soyeon!
— Wiesz, wyglądasz cholernie seksownie, kiedy się złościsz. — Przygryzła wargę, przelatując po mnie wzrokiem.
— Jesteś bipolarną suką — warknąłem. Dziewczyna nieznacznie się uśmiechnęła, po czym uwodzicielsko oblizała usta, obchodząc mnie wokół.
— Chcesz przesyłkę? — spytała.
— To chyba oczywiste.
— Więc lepiej daj mi dobry powód. — Zatrzymała się tuż przede mną.
— I jak mam to niby zrobić? — spytałem. Brunetka figlarnie się uśmiechnęła, przybliżając się na tyle, że poczułem jej oddech na ustach.
— Pokaż mi, jak bardzo chcesz tej przesyłki. — Jej palce przejechały od mojego torsu do podbrzusza, zatrzymując się tuż przed dresami. — A może rozważę oddanie ci jej.
— A jeśli tego nie zrobię?
— Nigdy jej nie dostaniesz. — Przycisnęła usta do skóry tuż przy moim uchu, bawiąc się sznurkami dresów. — Co ty na to Oh?
Odwracając się, odszedłem. Podchodząc do drzwi, chwyciłem za klamkę i zerknąłem za siebie, gdzie zobaczyłem Soyeon wpatrującą się we mnie z zaciekawieniem. Zamknąłem drzwi, a na jej ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek.
— Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz