Sehun
— Cholera, cholera, cholera, cholera — jęknąłem, podnosząc się na łóżku, gdy głośne narzekanie dotarło do moich uszu. Próbowałem ponownie zasnąć, ale nie udało mi się to, bo usłyszałem kolejne przekleństwa. Potarłem oczy, po czym je otworzyłem i zobaczyłem chodzącego po pokoju Luhana, rzucającego wszystkim po drodze.
— Skarbie, co ty wyprawiasz?
— Próbuję znaleźć swoje ubrania! — wciąż dreptał po podłodze z twarzą czerwoną z niepokoju.
— Skarbie...
— Gdzie one mogą być?!
— Skarbie... — Usiadłem na łóżku.
— Serio? — wyrzucił ręce w powietrze. — Muszą gdzieś być!
— Luhan!
— Co? — warknął, odwracając się. Kiedy zobaczył, że już nie śpię, zatrzymał się. — Przepraszam.
— Nie masz za co. — Oblizałem usta. — Ale denerwujesz się bez powodu.
— Bez powodu? Sehun...
— Twoich ubrań tu nie ma. Są w koszu na brudy. — Próbowałem powstrzymać śmiech, kiedy to do niego dotarło.
— Oh. — Nieśmiało się uśmiechnął.
— Tak. — Lekko się zaśmiałem. — Więc wracaj do łóżka. — Podniosłem kołdrę, przywołując go. Wciąż byłem zmęczony.
— O nie! Oszalałeś? — spojrzał na mnie z niedowierzaniem. — Mamy dzisiaj szkołę, Sehun! Nie wspominając o tym, że kiedy wrócę do domu, rodzice oszaleją!
— Nawet o tym nie myślałem.
— Ta, ja też nie. — Zmierzwił włosy palcami. — Ich kazanie nigdy się nie skończy. Oni mnie zabiją, Sehun. — Kopnął w podłogę. — Nawet do nich nie zadzwoniłem, żeby powiedzieć, że wszystko w porządku! Pewnie czekają na mnie teraz w domu. O mój Boże... — Zakrył twarz rękoma. — Jestem martwy.
— Skarbie. Wszystko będzie w porządku. — Chwyciłem jego dłonie i odsunąłem od twarzy. — Porozmawiamy z nimi.
— Oczywiście, Sehun. Powiemy im, że zerwaliśmy się z lekcji, pokłóciliśmy, mnie porwano, prawie zgwałcono, pobito, ty mnie uratowałeś, ale byliśmy w takim szoku, że zapomnieliśmy dać im znać, że nie wrócę do domu. To taki świetny pomysł — powiedział sarkastycznie.
— Nie możemy powiedzieć im dokładnie tego, ale można nieco zmodyfikować prawdę.
— Jestem martwy.
Luhan
— Skarbie, spokojnie, będzie dobrze. — Sehun potarł moje ramię. Siedzieliśmy w jego samochodzie zaparkowanym przed moim domem. Przygryzłem wargę, patrząc przed siebie.
— Nie rozumiesz, Sehun. Nie są jak twoi normalni, wyrozumiali rodzice. Zabiją mnie i wcale nie przesadzam. Powiedziałem ci, co mi zrobili, kiedy wróciłem późno w noc imprezy. Zostałem uziemiony i... Oh, nawet tego nie drążmy! Nie powinienem nawet wyjść z domu! — przygryzłem wargę, biorąc głęboki wdech.
— Luhan... Luhan spójrz na mnie.
— Co, Sehun?
— Możesz wyświadczyć mi przysługę?
— Jaką?
— Zamknij oczy.
— Co?
— Po prostu zamknij oczy, Luhan — mruknął. Wywróciłem oczy, po czym spełniłem jego prośbę.
— Okej, teraz weź głęboki wdech i go wypuść — powiedział ciszej. Zaczerpnąłem powietrza, chwilę je przytrzymałem, po czym wypuściłem.
— Teraz policz do dziesięciu — szepnął. Przygryzłem wnętrze policzka. W myślach policzyłem od jednego do dziesięciu i powoli się uspokajałem.
— Lepiej ci? — zapytał, a ja kiwnąłem głową.
— Okej, teraz otwórz oczy.
— Jak to zrobiłeś?
— To moja tajemnica. Dobra, mamy jakąś godzinę do rozpoczęcia lekcji. Osobiście mało mnie to obchodzi, ale wiem, że nie chciałbyś się spóźnić, więc teraz albo nigdy, skarbie. — Pokiwałem głową. Miał rację. Nie mogę się tu wiecznie ukrywać. Muszę zmierzyć się z rzeczywistością i bez względu na to, jak bardzo nie chciałem, musiałem to zrobić.
— Będę tu na ciebie czekał, w porządku? — ścisnął moją dłoń. Uśmiechnąłem się, zerkając na nasze złączone dłonie i z powrotem na niego.
— Okej. — Pochylając się, złączyłem nasze usta, a po chwili się odsunąłem.
— Nie. — Mocniej chwycił moją dłoń. — Chodź tu. — Przyciągając mnie bliżej, ponownie złączył nasze usta, tym razem trzymając je zamknięte. Uśmiechnąłem się, nie przerywając pocałunku i go pogłębiłem. Sehun przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp, który mu dałem. Nasze języki zaczęły toczyć zawziętą walkę, gdy chłopak przeniósł mnie na swoje kolana. Wtedy zaczęło się robić gorąco, a ja wplątałem palce w jego włosy, przyciągając bliżej.
— Sehun — szepnąłem, odrywając się od niego.
— Mhm? — zaczął całować mnie po szyi.
— Muszę iść.
— Oh. Racja. — Odsuwając się od mojej szyi, posłał mi uśmiech. — Dalej. — Klepnął mnie w tyłek. Zaśmiałem się, szturchając go, po czym zszedłem z niego i wyszedłem z samochodu. Zamykając za sobą drzwi, podbiegłem do domu. Zacząłem dreptać w miejscu, zerkając na Sehuna, który machnął ręką na znak, żebym wszedł do środka. Westchnąłem, kiwając głową i odwracając się do drzwi. Teraz albo nigdy i niestety musiało to być teraz.
— Mamo? Tato? To ja, Luhan! — zawołałem. Czekałem chwilę, uderzając stopą w podłogę. Miałem wrażenie, że minęły godziny. Kiedy miałem zamiar się poddać i pójść do szkoły wyglądając jak pół dupy zza krzaka, drzwi się otworzyły, ukazując za nimi Minah.
— Luhan? — spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.
— Hej. Są rodzice? — zapytałem, a dziewczyna pokiwała głową, wskazując za siebie.
— Tak, siedzą w kuchni. Gdzie byłeś?
— Gdzieś.
— Gdzie konkretnie? Martwili się! Prawie zadzwonili na policję, ale ich powstrzymałam!
— Ja... nieważne.
— Luhan, oni cię zabiją!
— Wiem, ale mam bardzo dobrą wymówkę.
— Oh, czyżby?
— Tak. To nie była całkiem moja wina.
— Pewnie nie — mruknęła, otwierając drzwi szerzej. Wszedłem do środka w momencie, w którym mama pojawiła się w przedpokoju.
— Kochanie, kto przy... Luhan?! — pisnęła, a na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha.
— Hej mamo... — Pomachałem do niej, przygryzając wargę.
— O mój Boże! — mocno mnie przytuliła. — Twój ojciec i ja niesamowicie się martwiliśmy! Wszystko w porządku? Jadłeś coś? Skrzywdzono cię?
— Ugh, wszystko okej, mamo. Jest dobrze, jest świetnie. — Przytuliłem ją. Co się dzieje? Mieli na mnie krzyczeć, a nie się martwić.
— To dobrze. — Odsunęła się, zakładając włosy za ucho. — Bałam się, że coś ci się stało.
— Nie, nic mi nie jest. — Uśmiechnąłem się.
— Okej, więc mamy to już za sobą. Gdzie byłeś, młody człowieku? — wbiła we mnie wzrok. — Wiesz, która jest godzina? Nie było cię całą noc! I co to za ubrania? — spojrzała na mnie. — Czyje one są?
A myślałem, że to Sehun był bipolarny...
— Więc widzisz, taki chłopak, Yojin i ja zostaliśmy przydzieleni do zrobienia tego projektu i pracowaliśmy nad nim przez całą lekcję, a potem zadecydowaliśmy, że powinniśmy skończyć go jak najwcześniej, więc poszliśmy do niego. Nie chciałem zostać długo, bo wiedziałem, że mam karę — westchnąłem, przygryzając wargę. Nie chciałem kontynuować, ale wiedziałem, że musiałem. — Przypadkiem wylałem na siebie picie, więc pożyczył mi swoje ubrania i wznowiliśmy pracę, a potem, sam nie wiem, jak to wyszło, ale zasnęliśmy.
— Zasnęliście?
— Tak — przytaknąłem. — Wiem, że to brzmi głupio, ale byliśmy zmęczeni. Pracowaliśmy nad tym projektem bardzo ciężko i chciałem iść do domu, ale jego mama była miła i zaprosiła mnie na kolację, a ja konałem z głodu, bo zapomniałem lunchu i nie zjadłem nic w szkole, a dalej samo się potoczyło...
— To już drugi raz, kiedy coś takiego robisz, Luhan. Naprawdę mnie rozczarowałeś.
— Wiem mamo i naprawdę przepraszam! Nie miałem telefonu i całkiem zapomniałem ci powiedzieć.
— A myślałam, że się czegoś nauczyłeś, Luhan...
— I tak jest!
— Nie, tak nie jest, Luhan, bo nie zrobiłbyś wtedy czegoś takiego! W nocy nie mogłam spać, bo myślałam o wszystkim, co mogło ci się przytrafić! Prawie zadzwoniłam na policję, ale dzięki Bogu twoja siostra mnie powstrzymała!
— Wiem, mamo. Naprawdę przepraszam.
— Przeprosiny nie zawsze wystarczą, Luhan. Idź na górę, przygotuj się do szkoły, a gdy skończysz, przyjdź do kuchni. Twój ojciec i ja musimy z tobą porozmawiać.
— Ale...
— Idź już, Luhan. - Wskazała w kierunku schodów.
— Mamo...
— Natychmiast — krzyknęła. Westchnąłem, obszedłem ją i wbiegłem po schodach, kierując się do pokoju, a następnie łazienki, gdzie szybko się odświeżyłem. Podszedłem do szafy, z której wyjąłem jeansy, białą koszulkę, czarną kurtkę, a do tego trampki. Zdjąłem ubrania Sehuna i włożyłem te wcześniej wybrane, przejrzałem się w lustrze, po czym zszedłem na dół, prosto do kuchni, na małą „rozmowę" z rodzicami.
— Hej tato...
— Siadaj. — Wskazał na krzesło naprzeciwko. Wykonałem jego polecenie, nie patrząc mu w oczy.
— Twoja matka opowiedziała mi, co się stało i muszę przyznać, że jestem tobą bardzo rozczarowany. Wychowaliśmy cię lepiej.
— Wiem i przepraszam.
— Czasem „przepraszam" nie poprawi sytuacji, Luhan. Ostatnim razem też przeprosiłeś i, mimo że cię uziemiliśmy, znów zawaliłeś.
— Nie chciałem...
— Bez względu na to, czy chciałeś, czy nie ani ja, ani twoja matka już ci nie ufamy, Luhan. Masz już szlaban, co jeszcze możemy zrobić?
— Nie wiem, ale powiem wam jedno. — Po raz pierwszy od przyjścia na nich spojrzałem i zabolał mnie błysk w ich oczach. — Bardzo, bardzo przepraszam. Wiem, że mi nie wierzycie, ale naprawdę chciałem dostać dobrą ocenę z projektu i udowodnić wam, że biorę edukację na poważnie. Chciałem, żebyście byli ze mnie dumni i... Przepraszam. — Zacząłem się wiercić.
— Po prostu idź już do szkoły Luhan, a gdy skończysz, wróć prosto do domu. Będziemy czekali. Twoja matka i ja musimy omówić kilka spraw.
— Okej. — Wstałem i zamierzałem wyjść, ale coś mnie powstrzymało. Podszedłem do nich i przytuliłem.
— Kocham was.
— My ciebie też, słoneczko. A teraz idź do szkoły, bo się spóźnisz.
— W porządku, pa. — Pomachałem, po czym opuściłem kuchnię i drzwi frontowe, a następnie skierowałem się do samochodu Sehuna. Kiedy już wszedłem do środka, chłopak odpalił silnik.
— I jak poszło?
— Cóż... lepiej, niż sądziłem. Jak widzisz, nie zabili mnie, ale są mną rozczarowani — westchnąłem.
— Nie przejmuj się, skarbie. — Lekko poklepał mnie po kolanie. — Przejdzie im.
— Mam nadzieję. — Wyjrzałem przez okno.
— Tak czy inaczej, co im powiedziałeś? — zapytał, a po dłuższej chwili, kiedy skończyłem opowiadać, chłopak się zaśmiał.
— Co? Wymyśliłeś to ot, tak?
— Tak...
— Kurde, skarbie, mógłbyś równie dobrze pracować dla mnie. — Cicho się zaśmiał, zerkając na mnie na sekundę.
— Nie, dzięki. — Zawtórowałem mu.
— Ja tylko mówię.... To naprawdę dobre kłamstwo.
— To najlepsze, co mogłem wymyślić!
— Nie mogę uwierzyć, że to kupili.
— To dosyć wiarygodna wymówka.
— Pewnie tak... — Ponownie się zaśmiał. Uśmiechnąłem się, odwracając wzrok.
— Oh, przy okazji, Chan i reszta chce cię poznać po szkole.
— Co?
— Chanyeol wie o tobie... o nas i zdaje sobie sprawę, ile dla mnie znaczysz, więc stwierdził, że chce cię poznać, a chłopaki się z nim zgodzili.
— Powinienem się martwić?
— Nie. — Zachichotał. — Kiedy ich poznasz, są spoko.
— Jestem tego pewien. — Łobuzersko się uśmiechnąłem. — Ale będziemy musieli to przełożyć.
— Co? Dlaczego?
— Bo moi rodzice chcą ze mną pogadać, a nie chcę znów im kłamać.
— Cholera. — Skręcił, kierując się do szkoły. — Czy to znaczy, że nie możemy być razem po szkole?
— Nie wiem. Nie znam jeszcze swojej „kary", więc nie mam pojęcia, na co mi pozwolą.
— Tak czy inaczej, coś wymyślę. Jak zawsze.
— Nie chcę tu być — jęknąłem, kiedy wjechaliśmy na parking.
— Ja też nie. Wystarczy, że w nocy nie zmrużyłem oka. Ostatnim, czego chcę, jest wysłuchiwanie skrzeczenia nauczycieli w tej dziurze.
— Nie dałem ci spać? — zmarszczyłem brwi. — Jeśli tak, to przep...
— Co? Nie, skarbie, po prostu dużo myślałem, a musiałem jeszcze coś załatwić z chłopakami.
— Skoro tak mówisz.
— Skarbie. — Chwycił moją dłoń. — Nie masz się czym martwić.
— Wiem. — Uśmiechnąłem się.
— W takim razie chodźmy i pozwólmy temu dniu upłynąć jak najszybciej. — Otworzyłem drzwi, wyszedłem i czekałem na wyższego. Kiedy już do mnie podszedł, złapał moją dłoń, przyciągając bliżej.
— Nie kłamałeś, mówiąc, że będziesz obok mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę — zacząłem się z nim drażnić.
— Cóż, zawsze dotrzymuję obietnic. Zwłaszcza jeśli dotyczą one ludzi, na których mi zależy — mruknął, a ja poczułem, jak czerwienią mi się policzki.
— Rumienisz się, skarbie? — Sehun łobuzersko się uśmiechnął.
— Nie. — Ukryłem twarz.
— Chyba jednak tak...
— Oh, zamknij się. — Żartobliwie uderzyłem go w tors.
— Wiesz, skarbie, ostatnio często mnie tak nazywasz.
— Mhm... nie podoba ci się to?
— Nie, kocham to. Tylko... mówisz to częściej niż kiedykolwiek.
— To dlatego, że najpierw mogłem cię tym denerwować, a teraz.... mam do tego powód.
— Oh, czyżby?
— Chcesz wiedzieć jaki?
— Jaki?
— Bo jesteś teraz mój. — Łobuzersko się uśmiechnął i złączył nasze usta.
— Luhan? — usłyszałem głos. Zmarszczyłem brwi, odsunąłem się od chłopaka i zobaczyłem zszokowanego Baekhyuna, stojącego naprzeciwko nas.
Kurwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz