Luhan
Z wszystkich wydarzeń z mojego życia, to zdecydowanie było najbardziej niezręczne, a uwierzcie, było ich wiele. Oblizałem usta, przełykając gulę w gardle. Zacząłem się pocić i mógłbym przysiąc, że serce mi przyśpieszyło. Czując lekki uścisk ręki, odwróciłem się i zobaczyłem Sehuna patrzącego na mnie z lekkim uśmiechem. Chłopak po chwili przeniósł wzrok na Baekhyuna.
— Baek, hej...
— Cześć. — Nie wiedząc co zrobić, ścisnąłem dłoń Sehuna jeszcze bardziej. Powinienem wyznać prawdę czy skłamać mu w twarz?
— Posłuchaj, to nie to, na co wygląda...
— Chyba jednak tak — warknął.
— Baekhyun...
— Nie, Luhan. — Potrząsnął głową. — Okłamałeś mnie.
— Nie, ja...
— Spytałem się, czy rozmawialiście, a ty zaprzeczyłeś. Skłamałeś mi prosto w oczy i zażądałeś zmiany tematu. Sprawiłeś, że poczułem się jak idiota, kiedy miałem całkowitą rację.
— Wiem i przepraszam. Chodzi o to, że... to nie do końca była moja sprawa.
— To nie była twoja sprawa? — zakpił. — Co to ma do cholery znaczyć?
— To znaczy, że na początku nawet nie wiedziałem, co między nami było! Zabroniono mi cokolwiek mówić.
— Jestem twoim najlepszym przyjacielem! — wyrzucił ręce w powietrze. — Czy to coś dla ciebie znaczy?
— Oczywiście, że tak! — krzyknąłem. — To znaczy dla mnie wszystko! Wiem, że jesteś moim najlepszym przyjacielem i przepraszam. Nie chciałem kłamać, ale obiecałem! Jakbyś się czuł, gdybyś mi coś powiedział i poprosił, żebym nikomu o tym nie mówił, a ja powiedziałbym... — Rozejrzałem się, próbując kogoś znaleźć, gdy mój wzrok padł na chłopaka — o wszystkim Sehunowi? Spodobałoby ci się to?
— Nie.
— Dokładnie. — Wypuściłem oddech.
— Ale to wciąż nie usprawiedliwia skłamania mi prosto w twarz.
— Baek, posłuchaj, mówię ci o wszystkim i dobrze o tym wiesz!
— Sam już nie wiem, w co wierzyć. Skąd mam pewność, że znów mi nie kłamiesz? — zapytał. Otworzyłem usta, żeby odpowiedzieć, gdy wyprzedził mnie Sehun.
— Nie kłamie.
— Co? — przeniósł wzrok ze mnie na niego. Oboje patrzyliśmy na chłopaka jakby miał dwie głowy.
— Powiedziałem, że on nie kłamie. — Wzruszył ramionami. — To ja zabroniłem mu cokolwiek mówić. Tylko wykonywał moje polecenia.
— On nie musi cię słuchać. Nie jest twoim pieskiem.
— Nie jest, ale jeśli chciałbyś, żeby był martwy, to... Oh, zabroniłem mu o tym mówić, bo to nie była niczyja sprawa i tylko w ten sposób mógł zostać bezpieczny. Zaufaj mi, chciał ci o wszystkim powiedzieć, ale mu zakazałem. To nie jego wina. Jeśli chcesz kogoś winić, obwiń mnie — mówił tak nonszalancko, że musiałem mrugnąć i upewnić się, że na pewno tam stoi.
— Nieważne.
— Więc... — Przygryzłem wargę. — Wybaczasz mi?
— Sam nie wiem... Obiecujesz już mnie nie okłamywać?
— Obiecuję. — Puszczając dłoń Sehuna, podszedłem do Baekhyuna i go przytuliłem. — Dobrze jest mieć to już z głowy.
— Pewnie tak.
— Cieszę się, że sobie to wyjaśniliśmy. Nienawidzę cię okłamywać. — Odsunąłem się.
— Więc jesteście teraz... razem?
— Tak. — Sehun się zbliżył i objął mnie ramieniem. — Tak, jesteśmy.
— Cóż... to dosyć... interesujące. — Pokiwał głową. — Nigdy bym tego nie przypuszczał.
— Szczerze mówiąc ja też nie.
— Bez względu na to, jak okropnie to dla mnie brzmi. — Podniósł rękę w obronnym geście. — Bez urazy. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, troszczę się o ciebie i chcę, żebyś był szczęśliwy. Nawet jeżeli narażasz przez to życie.
— Cóż, jeśli to tak odbierasz...
— Przepraszam. — Lekko się skrzywił. — Tylko w ten sposób mogłem to jakoś nazwać.
— Jak przyjęli to rodzice?
— Nie mam pojęcia.
— Co masz na myśli?
— Uhm. — Delikatnie się zaśmiałem. — Nie wiedzą...
— Nie wiedzą? — zszokowany otworzył usta. — Jak ci się to udało?
— Jestem w tym bardzo dobry. Potrafię wymyślić dobre kłamstwo ot, tak.
— Chyba ostatnio często to robisz...
— Cóż, nie mogłem im powiedzieć prawdy... Wiesz, jacy są.
— Tak i wiem, jak zareagują, kiedy się o was dowiedzą. Nie będzie miło, Lu.
— Zaryzykują, a poza tym, jak mają się dowiedzieć? Nie wiedzą, kim jest Sehun, ani że się z nim spotykam.
— Kłamstwo ma krótkie nogi, Luhan.
— Co to ma być, Baek? Przesłuchanie? — syknąłem, chcąc już skończyć tę rozmowę.
— Nie, po prostu mówię ci prawdę. W przeciwieństwie do twojego chłopaka nie będę kłamać, że wszystko będzie dobrze.
— Baekhyun!
— Nie. — Sehun potrząsnął głową. — W porządku.
— Posłuchaj — westchnął Baek. — Przepraszam. Po prostu... Masz rację. Wiem, jacy są i wiem też, że nie będziesz nawet w stanie zobaczyć światła dziennego, gdy zorientują się, że przez cały czas im kłamałeś.
— Nie dowiedzą się, Baek.
— Dowiedzą się, a kiedy to zrobią to koniec. Jesteś skończony.
— Co w ciebie wstąpiło? — spojrzałem na niego z szeroko otwartymi oczami. W jednej chwili jest normalny, a sekundę później jego zachowanie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Wygląda na to, że nie tylko Sehun jest bipolarny.
— Nic... Zapomnij, że coś powiedziałem. Posłuchaj, muszę iść na lekcję. Do zobaczenia. — Westchnął. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale stwierdziłem, że powinien trochę ochłonąć przed kontynuowaniem tej rozmowy.
— Okej, pa.
— To było dziwne — szepnąłem.
— Yhm, cieszę się, że już się skończyło. — Sehun cicho się zaśmiał.
— Ta — przerwałem. — Przepraszam za niego. Po prostu się o mnie martwi.
— Ma do tego prawo.
— Tak, ale nie zna cię tak, jak ja.
— Skarbie, ty sam ledwo mnie znasz.
— Co to ma znaczyć?
— Nic. — Potrząsnął głową.
— Słuchaj, wiem wystarczająco, żeby stwierdzić, że nie ma się o co martwić.
— Nie powiedziałbym tego, Luhan. Wczoraj prawie cię zgwałcono, nie wspominając o skrzywdzeniu przez ten nic nie warty kawałek gówna — warknął. — Co mi przypomina.... Jak się dziś czujesz?
— Ocaliłeś mnie, okej? Gdyby nie ty, Taejin zrobiłby dużo więcej, a u mnie wszystko dobrze. Jestem trochę obolały i takie tam, ale jest okej.
— To dobrze — mruknął. Gdy szliśmy przez korytarz, nie mogłem się powstrzymać przez wracaniem do jego słów. Co miał na myśli mówiąc, że go nie znam? Oczywiście, że znałem. Praktycznie żyłem z nim przez cały dzień, a poza tym byliśmy razem przez resztę czasu. Widziałem rzeczy, o których inni nie mieli pojęcia.
— Zaczekaj, to moja szafka. — Podszedłem do niej, wpisałem kod, otworzyłem i wyjąłem książki, których potrzebowałem.
— Nie spuszczam dziś z ciebie wzroku. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
— Wiem i dziękuję za wszystko. — Zamknąłem szafkę i się do niego odwróciłem.
— Wszystko dla mojego słonka. — Łobuzersko się uśmiechnął, po czym złączył nasze usta. Odsunąłem się, trzymając wargi centymetry od jego.
— Jak na kogoś, kto nie chce, żeby ktokolwiek o nas wiedział, okazujesz dużo uczuć publicznie.
— Będą plotkować, odkąd zobaczyli nas razem rano.
— Racja. — Zaśmiałem się.
— Poza tym, jeśli spytają — zaprzecz. Im mniej wiedzą, tym lepiej.
— Zgoda. — Figlarnie się uśmiechnąłem. — A teraz chodź, musimy iść do klasy.
— Nie rozumiem, dlaczego musimy chodzić do tej pieprzonej szkoły. To strata czasu. Poza tym mam już pracę, w której dużo zarabiam. Po co mi edukacja? To nie ma sensu.
— To część życia, Sehun.
— To strata czasu, Luhan — zaczął naśladować mój głos, po czym wrócił do swojego. — Mógłbym teraz robić lepsze rzeczy...
— Na przykład co? Zabijanie kogoś? — lekko się zaśmiałem, oczekując, że mi zawtóruje, ale ani trochę go to nie rozbawiło. — O co chodzi?
— To nie było zabawne, Lu — warknął.
— Przepraszam.
— Nie. — Potrząsnął głową. — Jeśli by tak było, nie powiedziałbyś tego.
— Tylko żartowałem, Sehun. Uspokój się.
— Nie mów mi, żebym się kurwa uspokoił — zakpił, odsuwając się ode mnie. Jego oczy pociemniały, przez co dostałem gęsiej skórki.
— Co w ciebie wstąpiło?
— Co, jeśli ktoś by cię usłyszał? Hm? Co byś wtedy zrobił?
— Powiedziałbym, że to był tylko żart?
— Nie rozumiesz, prawda? Żart czy nie, ludzie dużo gadają i wszyscy wiedzą, co robię. Nie słyszałeś plotek, Luhan?
— Nie interesują mnie plotki.
— Cóż, może powinny. — Przygryzłem wnętrze policzka, a moje ciało zadrżało z irytacji, że zachowuje się tak akurat teraz.
— Nie bez powodu nie mam w mieście najlepszej opinii.
— Naturalnie. — Wywróciłem oczami. Natychmiast tego pożałowałem, widząc, jak jego mięśnie się napinają. Zaczynał się denerwować i to bardzo szybko.
— Ja...
— Wiesz, przez chwilę myślałem, że może się czegoś nauczyłeś, ale wciąż jesteś taką samą szmatą, którą byłeś wcześniej. — Skrzywiłem się, słysząc jego słowa. Zabolało, ale złość przerosła rozczarowanie.
— Jaki ty masz kurwa problem?!
— Ciebie! — krzyknął, przez co kilka osób się odwróciło, ale gdy zobaczyli, że to Sehun, postanowili go zignorować. Część mnie chciała, żeby słuchali naszej rozmowy, bo wtedy wyższy skończyłby temat, ale w moim życiu rzeczy nigdy nie idą po mojej myśli.
— Ty jesteś moim problemem — syknął.
— Więc zostaw mnie w spokoju.
— Nie.
— Potrzebujesz pomocy psychiatry.
— A ty musisz się nauczyć szanować ludzi.
— Przejdź już do jebanego sedna, Sehun!
— Jesteś idiotą.
— A ty chujem.
— Wolałbym być chujem niż bezużyteczną dziwką — warknął. Przerwałem, biorąc do siebie jego słowa. Jeśli to, co powiedział, wcześniej zabolało, wyobraźcie sobie, jak się czuję teraz.
— Oh, więc teraz jestem dziwką? I ty chcesz mnie uczyć szacunku. — Sarkastycznie się zaśmiałem, kręcąc głową. — Jesteś niemożliwy.
— Ludzie wiedzą, co robię. Jeśli by cię usłyszeli, byłbym skończony.
— Nie mają żadnego dowodu, że moje słowa odzwierciedlają prawdę.
— Nie ważne.
— Zachowujesz się, jakbym popełnił przestępstwo, Sehun. Musisz się uspokoić.
— Kurwa, nie mów mi co mam zrobić. Wiesz, jak kurewsko nienawidzę, kiedy to robisz — warknął. Nic nie mówiłem, wiedząc, że w innym przypadku powiedziałbym coś, czego będę żałować.
— Po prostu się zamknij, okej? Bo następnym razem nie będziesz miał tyle szczęścia.
— Grozisz mi? — odpyskowałem. Zrobiło mi się gorąco w kark. Zbliżyłem się do niego, trzymając twarz kilkanaście centymetrów od jego.
— Nie, mówię prawdę. Jeśli byłby tu Chanyeol...
— Ale go tu nie ma, prawda? — przechyliłem głowę na bok, wskazując rękoma naokoło. Chłopak brutalnie złapał mój nadgarstek, przysuwając bliżej.
— Nie wymądrzaj się — warknął. Gwałtownie złapałem powietrze, próbując zabrać z siebie jego rękę.
— Puść. Krzywdzisz mnie. — Cicho pisnąłem. Zignorował mnie, a w jego oczach pojawiła się złość.
— Chanyeola tu nie ma, ale gdyby był i cię usłyszał, kazałby mi cię zabić.
— I co? Zrobiłbyś to? — zapytałem. Chłopak nie odpowiedział. — Więc to tak? Już nic dla ciebie nie znaczę?
— Luhan....
— Nie. — Potrząsnąłem głową, wreszcie wyrywając nadgarstek z jego uścisku. — Muszę iść — Odwróciłem się i zacząłem iść, gdy chwycił mnie za rękę i pociągnął w tył.
— Gdzie idziesz?
— Gdzieś, gdzie cię nie ma — syknąłem, wyrywając rękę. — I nawet nie próbuj za mną iść. I tak jestem bezużyteczną szmatą. — Pokręciłem głową i odszedłem.
— Kurwa. — Usłyszałem, jak mruczy pod nosem, uderzając pięścią w najbliższą szafkę. Skrzywiłem się, pocierając nadgarstek. Zerknąłem na niego i zobaczyłem na nim czerwony ślad, niemal zlewający się z ranami od sznurów.
A myślałem, że się zmienił...
— Baek, hej...
— Cześć. — Nie wiedząc co zrobić, ścisnąłem dłoń Sehuna jeszcze bardziej. Powinienem wyznać prawdę czy skłamać mu w twarz?
— Posłuchaj, to nie to, na co wygląda...
— Chyba jednak tak — warknął.
— Baekhyun...
— Nie, Luhan. — Potrząsnął głową. — Okłamałeś mnie.
— Nie, ja...
— Spytałem się, czy rozmawialiście, a ty zaprzeczyłeś. Skłamałeś mi prosto w oczy i zażądałeś zmiany tematu. Sprawiłeś, że poczułem się jak idiota, kiedy miałem całkowitą rację.
— Wiem i przepraszam. Chodzi o to, że... to nie do końca była moja sprawa.
— To nie była twoja sprawa? — zakpił. — Co to ma do cholery znaczyć?
— To znaczy, że na początku nawet nie wiedziałem, co między nami było! Zabroniono mi cokolwiek mówić.
— Jestem twoim najlepszym przyjacielem! — wyrzucił ręce w powietrze. — Czy to coś dla ciebie znaczy?
— Oczywiście, że tak! — krzyknąłem. — To znaczy dla mnie wszystko! Wiem, że jesteś moim najlepszym przyjacielem i przepraszam. Nie chciałem kłamać, ale obiecałem! Jakbyś się czuł, gdybyś mi coś powiedział i poprosił, żebym nikomu o tym nie mówił, a ja powiedziałbym... — Rozejrzałem się, próbując kogoś znaleźć, gdy mój wzrok padł na chłopaka — o wszystkim Sehunowi? Spodobałoby ci się to?
— Nie.
— Dokładnie. — Wypuściłem oddech.
— Ale to wciąż nie usprawiedliwia skłamania mi prosto w twarz.
— Baek, posłuchaj, mówię ci o wszystkim i dobrze o tym wiesz!
— Sam już nie wiem, w co wierzyć. Skąd mam pewność, że znów mi nie kłamiesz? — zapytał. Otworzyłem usta, żeby odpowiedzieć, gdy wyprzedził mnie Sehun.
— Nie kłamie.
— Co? — przeniósł wzrok ze mnie na niego. Oboje patrzyliśmy na chłopaka jakby miał dwie głowy.
— Powiedziałem, że on nie kłamie. — Wzruszył ramionami. — To ja zabroniłem mu cokolwiek mówić. Tylko wykonywał moje polecenia.
— On nie musi cię słuchać. Nie jest twoim pieskiem.
— Nie jest, ale jeśli chciałbyś, żeby był martwy, to... Oh, zabroniłem mu o tym mówić, bo to nie była niczyja sprawa i tylko w ten sposób mógł zostać bezpieczny. Zaufaj mi, chciał ci o wszystkim powiedzieć, ale mu zakazałem. To nie jego wina. Jeśli chcesz kogoś winić, obwiń mnie — mówił tak nonszalancko, że musiałem mrugnąć i upewnić się, że na pewno tam stoi.
— Nieważne.
— Więc... — Przygryzłem wargę. — Wybaczasz mi?
— Sam nie wiem... Obiecujesz już mnie nie okłamywać?
— Obiecuję. — Puszczając dłoń Sehuna, podszedłem do Baekhyuna i go przytuliłem. — Dobrze jest mieć to już z głowy.
— Pewnie tak.
— Cieszę się, że sobie to wyjaśniliśmy. Nienawidzę cię okłamywać. — Odsunąłem się.
— Więc jesteście teraz... razem?
— Tak. — Sehun się zbliżył i objął mnie ramieniem. — Tak, jesteśmy.
— Cóż... to dosyć... interesujące. — Pokiwał głową. — Nigdy bym tego nie przypuszczał.
— Szczerze mówiąc ja też nie.
— Bez względu na to, jak okropnie to dla mnie brzmi. — Podniósł rękę w obronnym geście. — Bez urazy. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, troszczę się o ciebie i chcę, żebyś był szczęśliwy. Nawet jeżeli narażasz przez to życie.
— Cóż, jeśli to tak odbierasz...
— Przepraszam. — Lekko się skrzywił. — Tylko w ten sposób mogłem to jakoś nazwać.
— Jak przyjęli to rodzice?
— Nie mam pojęcia.
— Co masz na myśli?
— Uhm. — Delikatnie się zaśmiałem. — Nie wiedzą...
— Nie wiedzą? — zszokowany otworzył usta. — Jak ci się to udało?
— Jestem w tym bardzo dobry. Potrafię wymyślić dobre kłamstwo ot, tak.
— Chyba ostatnio często to robisz...
— Cóż, nie mogłem im powiedzieć prawdy... Wiesz, jacy są.
— Tak i wiem, jak zareagują, kiedy się o was dowiedzą. Nie będzie miło, Lu.
— Zaryzykują, a poza tym, jak mają się dowiedzieć? Nie wiedzą, kim jest Sehun, ani że się z nim spotykam.
— Kłamstwo ma krótkie nogi, Luhan.
— Co to ma być, Baek? Przesłuchanie? — syknąłem, chcąc już skończyć tę rozmowę.
— Nie, po prostu mówię ci prawdę. W przeciwieństwie do twojego chłopaka nie będę kłamać, że wszystko będzie dobrze.
— Baekhyun!
— Nie. — Sehun potrząsnął głową. — W porządku.
— Posłuchaj — westchnął Baek. — Przepraszam. Po prostu... Masz rację. Wiem, jacy są i wiem też, że nie będziesz nawet w stanie zobaczyć światła dziennego, gdy zorientują się, że przez cały czas im kłamałeś.
— Nie dowiedzą się, Baek.
— Dowiedzą się, a kiedy to zrobią to koniec. Jesteś skończony.
— Co w ciebie wstąpiło? — spojrzałem na niego z szeroko otwartymi oczami. W jednej chwili jest normalny, a sekundę później jego zachowanie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Wygląda na to, że nie tylko Sehun jest bipolarny.
— Nic... Zapomnij, że coś powiedziałem. Posłuchaj, muszę iść na lekcję. Do zobaczenia. — Westchnął. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale stwierdziłem, że powinien trochę ochłonąć przed kontynuowaniem tej rozmowy.
— Okej, pa.
— To było dziwne — szepnąłem.
— Yhm, cieszę się, że już się skończyło. — Sehun cicho się zaśmiał.
— Ta — przerwałem. — Przepraszam za niego. Po prostu się o mnie martwi.
— Ma do tego prawo.
— Tak, ale nie zna cię tak, jak ja.
— Skarbie, ty sam ledwo mnie znasz.
— Co to ma znaczyć?
— Nic. — Potrząsnął głową.
— Słuchaj, wiem wystarczająco, żeby stwierdzić, że nie ma się o co martwić.
— Nie powiedziałbym tego, Luhan. Wczoraj prawie cię zgwałcono, nie wspominając o skrzywdzeniu przez ten nic nie warty kawałek gówna — warknął. — Co mi przypomina.... Jak się dziś czujesz?
— Ocaliłeś mnie, okej? Gdyby nie ty, Taejin zrobiłby dużo więcej, a u mnie wszystko dobrze. Jestem trochę obolały i takie tam, ale jest okej.
— To dobrze — mruknął. Gdy szliśmy przez korytarz, nie mogłem się powstrzymać przez wracaniem do jego słów. Co miał na myśli mówiąc, że go nie znam? Oczywiście, że znałem. Praktycznie żyłem z nim przez cały dzień, a poza tym byliśmy razem przez resztę czasu. Widziałem rzeczy, o których inni nie mieli pojęcia.
— Zaczekaj, to moja szafka. — Podszedłem do niej, wpisałem kod, otworzyłem i wyjąłem książki, których potrzebowałem.
— Nie spuszczam dziś z ciebie wzroku. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
— Wiem i dziękuję za wszystko. — Zamknąłem szafkę i się do niego odwróciłem.
— Wszystko dla mojego słonka. — Łobuzersko się uśmiechnął, po czym złączył nasze usta. Odsunąłem się, trzymając wargi centymetry od jego.
— Jak na kogoś, kto nie chce, żeby ktokolwiek o nas wiedział, okazujesz dużo uczuć publicznie.
— Będą plotkować, odkąd zobaczyli nas razem rano.
— Racja. — Zaśmiałem się.
— Poza tym, jeśli spytają — zaprzecz. Im mniej wiedzą, tym lepiej.
— Zgoda. — Figlarnie się uśmiechnąłem. — A teraz chodź, musimy iść do klasy.
— Nie rozumiem, dlaczego musimy chodzić do tej pieprzonej szkoły. To strata czasu. Poza tym mam już pracę, w której dużo zarabiam. Po co mi edukacja? To nie ma sensu.
— To część życia, Sehun.
— To strata czasu, Luhan — zaczął naśladować mój głos, po czym wrócił do swojego. — Mógłbym teraz robić lepsze rzeczy...
— Na przykład co? Zabijanie kogoś? — lekko się zaśmiałem, oczekując, że mi zawtóruje, ale ani trochę go to nie rozbawiło. — O co chodzi?
— To nie było zabawne, Lu — warknął.
— Przepraszam.
— Nie. — Potrząsnął głową. — Jeśli by tak było, nie powiedziałbyś tego.
— Tylko żartowałem, Sehun. Uspokój się.
— Nie mów mi, żebym się kurwa uspokoił — zakpił, odsuwając się ode mnie. Jego oczy pociemniały, przez co dostałem gęsiej skórki.
— Co w ciebie wstąpiło?
— Co, jeśli ktoś by cię usłyszał? Hm? Co byś wtedy zrobił?
— Powiedziałbym, że to był tylko żart?
— Nie rozumiesz, prawda? Żart czy nie, ludzie dużo gadają i wszyscy wiedzą, co robię. Nie słyszałeś plotek, Luhan?
— Nie interesują mnie plotki.
— Cóż, może powinny. — Przygryzłem wnętrze policzka, a moje ciało zadrżało z irytacji, że zachowuje się tak akurat teraz.
— Nie bez powodu nie mam w mieście najlepszej opinii.
— Naturalnie. — Wywróciłem oczami. Natychmiast tego pożałowałem, widząc, jak jego mięśnie się napinają. Zaczynał się denerwować i to bardzo szybko.
— Ja...
— Wiesz, przez chwilę myślałem, że może się czegoś nauczyłeś, ale wciąż jesteś taką samą szmatą, którą byłeś wcześniej. — Skrzywiłem się, słysząc jego słowa. Zabolało, ale złość przerosła rozczarowanie.
— Jaki ty masz kurwa problem?!
— Ciebie! — krzyknął, przez co kilka osób się odwróciło, ale gdy zobaczyli, że to Sehun, postanowili go zignorować. Część mnie chciała, żeby słuchali naszej rozmowy, bo wtedy wyższy skończyłby temat, ale w moim życiu rzeczy nigdy nie idą po mojej myśli.
— Ty jesteś moim problemem — syknął.
— Więc zostaw mnie w spokoju.
— Nie.
— Potrzebujesz pomocy psychiatry.
— A ty musisz się nauczyć szanować ludzi.
— Przejdź już do jebanego sedna, Sehun!
— Jesteś idiotą.
— A ty chujem.
— Wolałbym być chujem niż bezużyteczną dziwką — warknął. Przerwałem, biorąc do siebie jego słowa. Jeśli to, co powiedział, wcześniej zabolało, wyobraźcie sobie, jak się czuję teraz.
— Oh, więc teraz jestem dziwką? I ty chcesz mnie uczyć szacunku. — Sarkastycznie się zaśmiałem, kręcąc głową. — Jesteś niemożliwy.
— Ludzie wiedzą, co robię. Jeśli by cię usłyszeli, byłbym skończony.
— Nie mają żadnego dowodu, że moje słowa odzwierciedlają prawdę.
— Nie ważne.
— Zachowujesz się, jakbym popełnił przestępstwo, Sehun. Musisz się uspokoić.
— Kurwa, nie mów mi co mam zrobić. Wiesz, jak kurewsko nienawidzę, kiedy to robisz — warknął. Nic nie mówiłem, wiedząc, że w innym przypadku powiedziałbym coś, czego będę żałować.
— Po prostu się zamknij, okej? Bo następnym razem nie będziesz miał tyle szczęścia.
— Grozisz mi? — odpyskowałem. Zrobiło mi się gorąco w kark. Zbliżyłem się do niego, trzymając twarz kilkanaście centymetrów od jego.
— Nie, mówię prawdę. Jeśli byłby tu Chanyeol...
— Ale go tu nie ma, prawda? — przechyliłem głowę na bok, wskazując rękoma naokoło. Chłopak brutalnie złapał mój nadgarstek, przysuwając bliżej.
— Nie wymądrzaj się — warknął. Gwałtownie złapałem powietrze, próbując zabrać z siebie jego rękę.
— Puść. Krzywdzisz mnie. — Cicho pisnąłem. Zignorował mnie, a w jego oczach pojawiła się złość.
— Chanyeola tu nie ma, ale gdyby był i cię usłyszał, kazałby mi cię zabić.
— I co? Zrobiłbyś to? — zapytałem. Chłopak nie odpowiedział. — Więc to tak? Już nic dla ciebie nie znaczę?
— Luhan....
— Nie. — Potrząsnąłem głową, wreszcie wyrywając nadgarstek z jego uścisku. — Muszę iść — Odwróciłem się i zacząłem iść, gdy chwycił mnie za rękę i pociągnął w tył.
— Gdzie idziesz?
— Gdzieś, gdzie cię nie ma — syknąłem, wyrywając rękę. — I nawet nie próbuj za mną iść. I tak jestem bezużyteczną szmatą. — Pokręciłem głową i odszedłem.
— Kurwa. — Usłyszałem, jak mruczy pod nosem, uderzając pięścią w najbliższą szafkę. Skrzywiłem się, pocierając nadgarstek. Zerknąłem na niego i zobaczyłem na nim czerwony ślad, niemal zlewający się z ranami od sznurów.
A myślałem, że się zmienił...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz