Strony

I'll Protect You | Hunhan : Thirty Nine



Sehun
— Nie ma mowy, żebym z nim pracował! — warknąłem. — Bomby czy nie, możemy znaleźć kogoś innego! — pozwoliłem mojej upartości wyjść na wierzch.
— Skończ pierdolić, Oh. Tylko ja jestem w stanie zrobić to dobrze, wiesz o tym — powiedział Black.
— Mam to w dupie! Wolę, żeby wszystko poszło źle, niż pracować z sukinsynem jak ty! — warknąłem z jadem w głosie.
— Kurwa, Sehun! — krzyknął Chanyeol. — Chcesz pozbyć się Taejina czy nie?
— Oczywiście, że chcę! Co to za pytanie?! — spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
— Więc przestań być chujem i daj mu pomóc!
— Nie — syknąłem.
— Ja pierdolę — jęknął Black, opadając na kanapę za mną. Spojrzałem na niego z nienawiścią.
— Zamknij się.
— Nie chcesz pozbyć się gnoja, który próbował zabić nie tylko ciebie, ale też twojego chłopaka? Nie obchodzi mnie, jaki masz problem z Blackiem, ale pomyśl o Luhanie i jego bezpieczeństwie — warknął. W duchu przekląłem, wiedząc, że ma rację. Potarłem ręce, przygryzając wargę, i chwilę nad tym myśląc. Przekląłem Chanyeola i to, że wiedział dokładnie co powiedzieć, żeby mnie przekonać. Jeśli nie pozbędę się Taejina, on znowu spróbuje nas załatwić.
Teraz albo nigdy.
— Okej, ale tylko dla Luhana.
— Dziękuję — powiedział. Black natychmiast się wyprostował, a na jego twarzy wymalowana była ciekawość.
— Luhan? Kto to Luhan?
— Nawet o tym nie myśl, Black — ostrzegłem. Chłopak łobuzersko się uśmiechnął, podnosząc ręce w górę.
— Tylko się spytałem. Jest twoją nową seks zabawką? — zaśmiał się, myśląc, że jest zabawny. Sądził, że wszyscy mu zawtórują i zaskoczyło go, gdy napięcie wzrosło i każdy spojrzał na niego ostrzegawczo.
— Lepiej uważaj na słowa.
— Widzę, że się bronisz. — Potrząsnął głową. — Musi być naprawdę dobry w łóżku, skoro się tak wysilasz.
— Czy nie kazałem ci się zamknąć? — warknąłem. Zauważając moją postawę, Lay szybko wstał i chwycił mnie za ramiona.
— Uspokój się.
— Aww, Oh znalazł sobie chłopaka? Jak słodko — zaczął się drażnić.
— Zamknij się — warknąłem, chcąc wysadzić jego głowę.
— Boże, Oh. — Chłopak łobuzersko się uśmiechnął. — Tylko żartuję. Nie musisz się od razu napinać.
— Tak? Cóż, nie jestem w nastroju na słuchanie twoich żałosnych wymówek co do żartu. Po prostu wypierdalaj, skąd niestety przyszedłeś.
— Pamiętaj Oh, przyszedłem ci pomóc. Trochę szacunku. — Przyjął postawę podobną do mojej, chłodno na mnie patrząc.
— Nigdy cię tu nie zapraszałem, więc mam to w dupie, poza tym jesteś tu, tylko żeby mnie zdenerwować i wyrobić sobie opinię.
— Mam już wyrobioną opinię, Oh i na twoim miejscu uważałbym na słowa, chyba że chcesz zostać wysadzony — zagroził.
— Zachowaj groźby dla kogoś, kto jest na tyle głupi, żeby w nie wierzyć.
— Wiesz, do czego jestem zdolny, Oh. Nie udawaj twardego — warknął, a w jego żyłach wybuchła złość.
— Oboje wiemy też, że zdajesz sobie sprawę, do czego ja jestem zdolny, Black.
— Okej chłopcy — przerwał nam Yeol, wiedząc, że w innym przypadku zrobi się naprawdę nieprzyjemnie. — Wystarczy już.
— On zaczął — mruknąłem.
— Ile mamy lat? Pięć? — syknął blondyn. Ugryzłem się w język, nie chcąc powiedzieć czegoś, co wywołałoby kolejną kłótnię. Mimo że kocham pieprzyć się z Blackiem, potrzebowałem go do przygotowania bomb.
— Tak czy inaczej — powiedział Chan. — Przyniosłeś swoje rzeczy?
— Tak, mam już wszystko. Dajcie mi pokój, kilka godzin i wszystko będzie gotowe. — Uśmiechnął się.
— Możesz zająć piwnicę — powiedział Yeol, prowadząc Blacka do schodów na dół.
— Ten dzieciak testuje moją cierpliwość — mruknąłem.
— Byłeś gotów go zabić.
— Musisz opanować złość, Oh. Dobrze wiesz, że robi to tylko po to, żeby cię podenerwować.
— Ta i za każdym razem dajesz mu wygrać. — Kai potrząsnął głową.
— Nie mogę tego powstrzymać, okej? Wie co powiedzieć, żeby mnie wkurzyć, a mówienie w ten sposób o Luhanie było dużą przesadą.
— Cóż, nie możesz go winić. Długi czas byłeś swego rodzaju męską dziwką — wymamrotał Chen.
— Co powiedziałeś? — warknąłem, momentalnie odwracając do niego głowę.
— Nic — mruknął szybko. Lay wypuścił głęboki oddech, wiedząc, dokąd to prowadzi.
— Kłamca — warknąłem. — Dlaczego nie powtórzysz swoich słów? — zacząłem go drażnić.
— Uspokój się, Sehun — ostrzegł Lay. Ignorując go, zaśmiałem się.
— Nie, pozwólmy chujowi powtórzyć. Czego się boisz? Powiedz to — rozkazałem. W pokoju zrobiło się cicho.
— Powiedziałem, że nie możesz winić Blacka. Niedawno bardzo lubiłeś się zabawiać — mruknął Chen, unikając mojego wzroku.
— Zabawne — mruknąłem. — Kocham, jak stajesz po jego stronie.
— Nie staję po niczyjej stronie. Jesteś moim kumplem, ale po prostu stwierdzam fakty — powiedział.
— Wszystko jedno. — Przechodząc obok niego, wyszedłem z pokoju i domu, czując, jak przepełnia mnie złość i chęć do walki. Zaczerpnąłem chłodnego powietrza, nerwowo trąc rękami swoją twarz, po czym zmierzwiłem włosy i pociągnąłem za końce. Zirytowany warknąłem, a po chwili syknąłem, czując narastającą niecierpliwość. Minęło trochę czasu, odkąd z kimś walczyłem i już nie mogłem się doczekać.
Pocierając dłońmi bok domu, minęło tylko kilkanaście sekund, gdy nieco się odsunąłem i uderzyłem w nią pięścią, przez co się skruszyła. Prawie natychmiast poczułem, jak z ramion spada mi ogromny ciężar. Przygryzając wargę, nie powstrzymywałem się przed zadawaniem kolejnych ciosów. Kiedy miałem zamiar ponownie uderzyć w ścianę, telefon zaczął wibrować mi w kieszeni. Nie chciałem odbierać, lecz nie przestawał. Wywracając oczami, wyjąłem go i odebrałem bez patrzenia na numer.
— Co? — warknąłem.
— Sehun?
— Luhan?
— Hej...
— Hej... Przepraszam, że na ciebie naskoczyłem. Nie patrzyłem, kto dzwoni, gdy odebrałem — powiedziałem, czując się niezręcznie.
— Jest okej.
— Więc... czemu dzwonisz? Nie, żebym narzekał... — Cicho się zaśmiałem.
— Mam dobre wieści i chciałem się nimi podzielić.
— Jakie wieści?
— Cóóóż. Moi rodzicie w pewnym sensie, zdjęli mi szlaban, ale tylko w razie projektów czy pracy domowej. Ale kiedy wracam do domu, wciąż jestem uziemiony.
— To świetnie, skarbie. Dzięki temu będzie nam dużo łatwiej i nie będziesz musiał się wymykać ani pakować swojego małego tyłka w kłopoty.
— Hej! Mój tyłek nie jest mały. — Wiedziałem, że w tym momencie wydął usta.
— Wiem.
— Zamknij się — powiedział, chichocząc.
— Skarbie?
— Hmm?
— Przepraszam.
— W porządku.
— Nie — westchnąłem. — Nie powinienem mówić takich rzeczy. Po prostu się zdenerwowałem i nie myślałem trzeźwo. Wiem, że to wszystkiego nie naprawia, ale musisz mi uwierzyć, gdy mówię, że naprawdę nie miałem tego na myśli.
— Wybaczam ci — powiedział miękko. Jedna część mnie się z tego cieszyła, ale druga była zła, że w ogóle do tego dopuściłem.
— Jest możliwość, żebyś tu przyszedł?
— Gdzie?
— Do mojego domu?
— Wszystko okej?
— Tak, chciałbym cię po prostu zobaczyć.
— Okej.
— Okej. Do zobaczenia. Wiesz, jak się tu dostać, prawda? Mam po ciebie podjechać?
— Co to za pytanie? W ciągu tygodnia byłem u ciebie częściej niż u mnie i nie, dam sobie radę.
— Racja... — Cicho się zaśmiałem, nawiązując do jego pierwszego zdania. — I okej, do zobaczenia.
— Pa — urwał. — Kocham cię.
— Też cię kocham. — Po tych słowach połączenie zostało przerwane.
Luhan
Po odrobinie przekonywania wreszcie przekonałem rodziców, żeby puścili mnie do Baekhyuna na „pracę domową z włoskiego", kiedy naprawdę jechałem do Sehuna. Zajęło to trochę czasu, ale wreszcie udało mi się znaleźć autobus, który zawiózłby mnie niedaleko mieszkania chłopaka.
Nie będę kłamać. Denerwowałem się.
Po kłótni myślałem, że nie będzie między nami tak samo, ale kiedy rozmawialiśmy przez telefon, wszystko wydawało się normalne. Jakby miało już być lepiej. Naturalnie starałem się opanować podekscytowanie, bo w innym przypadku pewnie nie przyniosłoby to wiele dobrego. Mimo wszystko nie mogłem powstrzymać czającego się zwątpienia. Ostatnim, czego chciałem, było zniszczenie wszystkiego, co było między nami.
Prawie poleciałem do przodu, gdy autobus zaczął jechać po nierównej drodze, dzięki czemu wróciłem do rzeczywistości. Podniosłem się, wyszedłem z pojazdu i zacząłem iść w kierunku domu Sehuna. Nie zajęło mi to długo. Uśmiechając się, jakbym osiągnął coś wielkiego, skierowałem się w kierunku drzwi, gdy zauważyłem chłopaka siedzącego na schodach z głową w dłoniach.
— Sehun? — szepnąłem. Chłopak podniósł głowę, rozglądając się za osobą, która go zawołała. Kiedy zobaczył, że to ja, wstał i do mnie podszedł.
— Nie zgubiłeś się. — Łobuzersko się uśmiechnął. — Zaskoczyłeś mnie.
— Dzięki za wsparcie, bardzo to doceniam, chłopaku — powiedziałem sarkastycznie.
— Wiesz, że tylko żartowałem.
— Wiem — mruknąłem. Sehun nie wahał się przed wzięciem mnie w ramiona, zamykając w niedźwiedzim uścisku, wręcz podnosząc mnie z ziemi. Wypuściłem oddech pełen satysfakcji.
— Tęskniłem za tobą.
— Też tęskniłem.
— Bez względu jak cholernie oklepanie to brzmi, nie mogłem wytrzymać, gdy byłeś na mnie zły. — Lekko się zaśmiał, drapiąc się po karku.
— Skarbie?
— Hmm? — spojrzałem na niego z ciekawością.
— Chcesz poznać sekret?
— Pewnie? — zaśmiałem się.
— Dzięki tobie jestem spokojny.
— Co?
— Powstrzymujesz mnie przed wybuchnięciem. Przysięgam, że gdy cię tu nie ma, mam ochotę kogoś pobić, ale kiedy się pojawiasz, czuję się dużo bardziej zrelaksowany, mimo że w połowie przypadków doprowadzasz mnie do szaleństwa.
— Nawet nie zaczynaj. — Podniosłem rękę, mówiąc tym samym „Wcale nie jesteś lepszy".
— Ja tylko mówię. — Uśmiechnął się.
— Cóż, cieszy mnie, że cię uspokajam.... — Szeroko się uśmiechnąłem, po czym schowałem wargi do środka.
— Nie rób tego — mruknął Sehun.
— Czego? — przechyliłem głowę na bok.
— Tego — kiwnął brodą. Przejechał palcami pod moimi ustami. — Chowania ich do środka.
— Dlaczego?
— Bo wtedy nie mogę zrobić tego — szepnął, po czym złączył nasze wargi. Uśmiechnąłem się, nie przerywając pocałunku i chwyciłem go za szyję. Przyciągając mnie bliżej, wyższy cicho jęknął i przechylił głowę na bok, co chwilę przygryzając moją wargę. Chwytając mnie za biodra, podniósł tak, że oplotłem go nogami w pasie.
Po chwili zjechał rękoma na mój tyłek i go ścisnął, na co cicho krzyknąłem, a on figlarnie się uśmiechnął. Przerwałem pocałunek i oparłem o siebie nasze czoła. Jego klatka piersiowa poruszała się szybko, a oczy nie odrywały się od moich. Biorąc głęboki wdech, przejechałem mu palcami po policzku, po czym go tam pocałowałem. Zacząłem sunąć palcami po jego szczęce, składając pocałunki wszędzie, gdzie go dotknąłem, aż dotarłem do szyi.
— Kurwa, Luhan, gdzie ty się tego nauczyłeś? — spytał zachrypniętym głosem, gdy się od niego oderwałem.
— Chyba z natury jestem w tym dobry.
— O tak. — Kładąc dłoń na szyi, lekko się skrzywił.
— Cholera, skarbie, zdecydowanie zrobiłeś mi malinkę.
— Zrobiłem ci malinkę?
— Tak, czuję to — mruknął. Gwałtownie wciągnąłem powietrze, odsuwając jego dłoń. Zobaczyłem czerwonawą plamę.
— O mój Boże.... Przepraszam. — Skrzywiłem się.
— Co? — Sehun cicho się zaśmiał. — Nie masz za co przepraszać, kochanie. To cholernie seksowne. — Mrugnął do mnie. Ze śmiechem wywróciłem oczami, uderzając do w ramię.
— Ał, dlaczego nagle musiałeś to zrobić? — syknął.
— Oh, daj spokój. Byłeś już postrzelony i nic, ale lekkie uderzenie cię boli? Dorośnij. — Wytknąłem w jego stronę język.
— Nie kuś mnie tym językiem, skarbie. — Sehun natychmiast złączył nasze wargi, trzymając dłonią moją głowę, jednocześnie wślizgując swój język do moich ust. Po odkryciu wnętrza mojej buzi powoli się odsunął.
— Wow.
— Ostrzegałem, żebyś nie kusił.
— Nieważne.
— Ej, Oh, chodź tu! — zawołał Yeol zza frontowych drzwi.
— Wiesz, że cię widzę! Hej Luhan! — pomachał. Z uśmiechem mu odmachałem.
— Hej Chan!
— Zaraz będę! — krzyknął zirytowany. Ostrzegawczo na niego spojrzałem, po czym słabo uśmiechnąłem się do Chana. Facet pokręcił głową, lekceważąco machając ręką, a następnie wszedł z powrotem do środka.
— Czemu nagle jesteś zły? — szepnąłem. Chłopak potrząsnął głową, patrząc na drugi koniec ulicy. Westchnąłem, podnosząc jego brodę.
— Co się dzieje? I nie pierdol, że nic.
— Wszyscy mnie denerwują. Chen myśli, że może się wymądrzać, przywołując moją nieistniejącą przeszłość, która nawet nie jest ważna, a to wszystko przez Blacka...
— Kto to?
— Kawałek gówna, który uważa się za lepszego od innych.
— Nie przejmuj się nim i skup na sobie. Nie pozwól mu dostać się do twojej głowy.
— To nie takie proste — mruknął.
— Wiem, ale nie zaszkodzi spróbować.
— Nie myślałbyś tak, gdybyś wiedział, o czym mówię.
— Po prostu nie denerwuj się bez powodu. Teraz postaw mnie na ziemię — poprosiłem.
— Dlaczego?
— Po prostu to zrób — powiedziałem cicho, a chłopak delikatnie mnie puścił. Chwyciłem jego dłoń i zacząłem ciągnąć w kierunku drzwi.
— Gdzie mnie zabierasz?
— Serio skarbie? A na co to wygląda? Chanyeol cię wołał. To wydaje się ważne. — Sehun wywrócił oczami, nie chcąc iść. Kiedy weszliśmy do środka, wszyscy na nas spojrzeli. Od razu się cofnąłem, a moje policzki zrobiły się czerwone.
— Hej Luhan — powiedzieli uśmiechnięci chłopcy. Nieśmiało im pomachałem.
— Hej. — Lekko się uśmiechnąłem. Nie rozpoznałem jednej pary oczu. Wyglądał nieco znajomo, ale nie byłem niczego pewien. Miał czarne oczy, jak Sehun, ale jego włosy były przyklapnięte, w kolorze ciemnego blondu. Kątem oka zobaczyłem, jak Lay uśmiecha się do siebie.
— Czego chciałeś Chan? Co było tak ważne, że musiałeś wyjść na zewnątrz? — warknął Sehun. Wymownie na niego spojrzałem, ale mnie zignorował.
— Chciałem ci tylko powiedzieć, że Black skończył budować bombę i chcieliśmy ją przetestować. Sprawdzić, ile szkód wyrządzi i czy jest wystarczająca do wysadzenia magazynu.
— Woah, chwila. — Chłopak z potarganymi włosami wstał z fotela. — Od kiedy mówicie o biznesie, kiedy on jest w pokoju? — wskazał na mnie. Przesunął po mnie wzrokiem, na co zacząłem się wiercić.
— Pilnuj własnych spraw, Black — warknął Sehun. — I lepiej uważaj, gdzie patrzysz, bo wydłubię ci oczy — ostrzegł.
— Jak się nazywasz, piękny? — Black zignorował Sehuna, wpatrując się we mnie. — Nie bój się, nic ci nie zrobię. Jestem tylko ciekawy.
— To...
— Nie twoja sprawa — warknął Oh.
— Nie przypominam sobie, żebym zwracał się do ciebie, Oh. Mówiłem do tego ciasteczka obok.
— Nazwij go tak jeszcze raz. — Sehun zrobił krok naprzód, zasłaniając mnie swoim ciałem. — A osobiście podetnę ci gardło.
— Sehun... — Położyłem mu rękę na plecach, nie chcąc, żeby zaczął się bić. Jego mięśnie przestały być napięte, ale wciąż wpatrywał się w chłopaka z chęcią mordu w oczach.
— Spokojnie — powiedział Lay. — Nie rób tego znowu.
— Nie wiem, dlaczego się uśmiechasz, Black, bo to dotyczy się też ciebie. Zamknij się i nie pierdol. Nie masz prawa tak do niego mówić — warknął. Właśnie wtedy chłopak poskładał sobie wszystko do kupy, bo jego źrenice się rozszerzyły.
— Ah, ty musisz być jego chłopakiem... — Łobuzersko się uśmiechnął, wystawiając do mnie rękę. — Jestem Black — powiedział z uśmiechem. I wtedy zrozumiałem, dlaczego wyglądał tak znajomo. To Black, ten poszukiwany w Chinach. Co tydzień w wiadomościach mówili o tym, jak wysadził kolejne miejsca, ale nie mieli dowodów, żeby go złapać i wsadzić do więzienia. Poczułem dreszcze.
— Trzymaj ręce przy sobie — syknął Sehun. Chłopak podniósł dłonie do góry.
— Spokojnie, chciałem tylko miło przywitać się z twoim chłopakiem.
— Ta, miałeś okazję zrobić to już wiele razy.
— Dopiero go poznałem.
— Nie obchodzi mnie to.
— Wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
— Co?
— Od kiedy wplątujecie go w biznes? Nawet jeśli jesteście razem?
— Pozwoliliśmy mu — powiedział Chan. — Wystarczy tych pytań. Pokaż nam wreszcie, co chciałeś.
— Za mną. — Kiwnął głową w kierunku tylnych drzwi. — Musimy pojechać nad jezioro. Nikt tam nie chodzi, co jest daleko od miasta. Nikt nic nie zobaczy. Będzie prościej.
— W takim razie chodźmy — powiedział Chan, kierując się do samochodów. Przytuliłem się Sehuna, trącając nosem jego szyję, gdy Black jechał do miejsca, w którym mieli testować bomby.
— Zaraz będziemy — szepnął Sehun. Po kilku minutach wreszcie dojechaliśmy. Przygryzłem wargę, przypominając sobie, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Sehuna w lesie i już wtedy wiedziałem, do czego był zdolny. Skrzywiłem się, ale po chwili uśmiechnąłem, wiedząc, że właśnie w ten sposób się poznaliśmy. Wyższy musiał myśleć o tym samym, ponieważ pocałował mnie w skroń i się uśmiechnął.
— Okej, przymocuję to w tym miejscu. Kiedy wrócę, wcisnę przycisk i wszystko powinno wybuchnąć.
— Pośpiesz się — warknął Sehun, zabierając ze mnie wzrok.
— Powinniśmy wcisnąć guzik teraz i sprawdzić, czy zabija.
— To nie jest śmieszne — syknąłem.
— Dla mnie tak.
— Okej. — Chwycił detonator. — Raz... Dwa.... Trzy! — kiedy wcisnął czerwony guzik, wszyscy zasłonili uszy. Sehun zasłonił moje, wiedząc, że to dźwięk będzie dla mnie stanowczo za głośny. Sam musiał być do tego przyzwyczajony, bo nawet nie drgnął. Szopa wybuchła w drobne kawałeczki.
— Idealnie.
Sehun
Kiedy wróciliśmy do domu, wszyscy siedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać, żartować i się śmiać. Luhan dogadywał się z chłopakami, siedząc na moim kolanie. Już wiedziałem, że wszystkim się spodobał. Siedział z nami nawet Black i pomimo tego, jak go nienawidziłem, nie było z nim tak źle.
— Co ci się stało w szyję, Oh? — uśmiechnął się łobuzersko. Cofam to. Ten gnojek wciąż jest irytujący.
— Czy to było tak ważne, że nie chciałeś wracać do środka? — Chanyeol zaczął się ze mną drażnić. Luhan przygryzł wargę, a jego policzki poczerwieniały.
— Nie bądź zły, bo w przeciwieństwie do mnie nie masz kogo pieprzyć — mruknąłem. Luhan zaczął się niekomfortowo kręcić, a ja prawie natychmiast pożałowałem swoich słów. Delikatnie ścisnąłem jego dłoń, a Black podniósł brew, próbując mnie przetestować. Zrobiłem to samo, wiedząc, że jeśli by coś zrobił, byłbym gotów odpowiedzieć tym samym. Ku mojemu zaskoczeniu jednie się uśmiechnął i pokręcił głową.
***
— Cholera, muszę już iść — oznajmił Luhan.
— Serio, skarbie?
— Tak, obiecałem mamie, że wrócę do domu przed szóstą. — Skrzywił się i musnął moje usta.
— Awww! — wszyscy zaczęli się do nas uśmiechać jak dzieci.
— Zamknijcie się. — Cicho się zaśmiałem, po czym wstałem. — Chodź skarbie, wezmę cię do domu.
— Na pewno? — spojrzał na mnie.
— Pewnie. Nie ma mowy, żebym puścił cię samego tak późno. Spotkajmy się na zewnątrz, muszę tylko skoczyć po klucze i kurtkę — powiedziałem. Chłopak przytaknął, po czym odwrócił się i przytulił każdego, z Blackiem włącznie. Wbiegłem po schodach, wziąłem klucze z szafki, po czym założyłem skórzaną kurtkę. Kiedy już miałem wyjść, stanął przede mną Black ze skrzyżowanymi rękami.
— Czego chcesz?
— Oh, niczego... — Zaczął się kołysać, łącząc swoje dłonie. — Pomyślałem, że zdradzę ci mały sekret. — Uśmiechnął się złośliwie.
— Jaki?
— Już niedługo twój chłopak będzie krzyczał moje imię, prosząc o więcej — szepnął mi do ucha z kpiną w głosie.
Moje ręce automatycznie zwinęły się w pięści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz