Sehun
Jestem jebanym idiotą. To oficjalne.
Kilkukrotnie uderzyłem pięścią w szafkę, próbując wyładować złość, ale w efekcie denerwowało mnie to jeszcze bardziej. Kiedy się wkurzę, złość przejmuje nade mną kontrolę i już nad sobą nie panuję. Jakbym stał, a ktoś inny mną sterował. Wyładowuję złość i nie wiem, co robię, dopóki czegoś nie spieprzę.
Kiedy już skończyłem bić szafki, moja klatka piersiowa gwałtownie się poruszała, pięści były czerwone i krwawiły, dodając rany do tych po wczorajszej walce z Taejinem. Potrząsając głową, zmierzwiłem włosy, pociągając za ich końce.
Musiałem naprawić wszystko z Luhanem, bo w innym przypadku oszaleję. On jest jak narkotyk. Narkotyk, którego zawsze mi mało. Bez względu jak bardzo mnie zasmuci, zirytuje lub wkurzy, zależy mi na nim. Coś wewnątrz mnie nie chciało dać mu odejść. Nawet jeśli nie zasługuję na przebaczenie, chcę przynajmniej spróbować.
Ignorując patrzących się na mnie ludzi, przedzierałem się przez korytarz w poszukiwaniu Luhana. Dzwonek jeszcze nie zadzwonił, więc miałem kilka minut do lekcji. Skręciłem i zacząłem rozglądać się za jego drobnym ciałem wśród tłumu. Wzdychając, zawróciłem, próbując iść po jego krokach. Musiał być blisko. Czułem to.
Wracając myślami do niego stojącego przy szafce, wyjmującego książki, których potrzebował i pierwszym, co chwycił, był podręcznik od historii. Gdybym tylko wiedział, która to klasa.
— Ty! — chwyciłem za ramię jakiegoś chłopaka, odwracając go przodem do siebie. — Gdzie jest sala od historii?
— T-to sala 290 B.
— Okej, dzięki.
— Nie ma za co — pisnął, na co poklepałem go po ramieniu i pobiegłem do właściwej klasy.
Wbiegając po schodach na drugie piętro, zacząłem iść po korytarzu, czytając numery sal i przepychając dzieciaki przed sobą. Kiedy zbliżyłem się do pokoju 290, lekko zwolniłem. Zaczynałem się męczyć i tracić oddech. Miałem wrażenie, że ścigam tego chłopaka od kilku godzin, gdy w rzeczywistości minęło parę minut. Po chwili znalazłem klasę i chłopaka, którego szukałem.
— Luhan! — krzyknąłem, na co odwróciło się kilka głów. Posłałem im znaczące spojrzenia, cicho warcząc, dzięki czemu wrócili do swoich własnych spraw. Jego oczy spotkały moje i przez sekundę myślałem, że do mnie podejdzie, ale niestety odwrócił się, wcześniej patrząc na mnie spode łba. Zmarszczyłem brwi, chcąc zawołać go jeszcze raz, gdy zadzwonił dzwonek.
— Cholera — mruknąłem, przedzierając się przez tłum, żeby dotrzeć do Luhana. Wszyscy weszli już do klas, a ja doszedłem akurat w momencie, gdy chłopak też zamierzał to zrobić. Złapałem jego rękę, pociągając do tyłu.
— Co do... Sehun — syknął. — Puść mnie! Co ty wyprawiasz?
— Muszę z tobą porozmawiać — powiedziałem szybko, chcąc, żeby mnie wysłuchał.
— Nie. — Potrząsnął głową. — Już powiedziałeś wszystko, co chciałeś. Muszę iść na lekcję.
— Nie miałem na myśli tego....
— Oczywiście, że miałeś. W porządku. Nie obchodzi mnie to, ale przejmuję się spóźnianiem, więc jeśli pozwolisz... — Próbował wyrwać się z mojego uścisku, na co tylko go wzmocniłem. Skrzywił się. — Sehun...
— Proszę, wysłuchaj mnie — poprosiłem. Blondyn spojrzał na mnie oczami przepełnionymi złością i smutkiem, przez co coś ścisnęło mnie w sercu i żołądku. Nienawidziłem widzieć go przybitego, zwłaszcza gdy to ja go raniłem. Natychmiast poluźniłem uścisk. — Błagam.
— Nie zasługujesz na to. Czemu miałbym cię słuchać?
— Ponieważ chcę, żebyś mnie wysłuchał...
— Już to zrobiłem i usłyszałem same wyzwiska, Sehun...
— Wiem i przepraszam. Okej?
— Przeprosiny nie zawsze wszystko naprawiają.
— Wiem o tym, ale próbuję. Mógłbym dać ci spokój i mieć to wszystko w dupie, ale tu pojawia się mój problem. Przejmuję się i nienawidzę cię smucić. Brzmi cholernie oklepanie, ale to prawda.
— Byle szybko.
— Dziękuję — mruknąłem. Puściłem jego rękę, a chłopak skrzyżował je na klatce, czekając na moje słowa. — Jestem chujem.
— Jak widać.
— Jestem też idiotą — powiedziałem. Niższy przytaknął, zgadzając się ze mną. — I jestem popierdolony.
— Nie mógłbym tego ująć lepiej.
— Wielkie dzięki.
— Taka prawda.
— Wiem i właśnie dlatego przyszedłem przeprosić. Bo wiem, że właśnie taki jestem, a nie powinienem. Tylko żartowałeś, a ja niepotrzebnie wziąłem to na poważnie. Przesadziłem.
— Przesadziłeś? Raczej oszalałeś.
— Tak się dzieje, kiedy tracę kontrolę. Moja złość wychodzi na wierzch i nad nią nie panuję. Gdy to się dzieje, nie decyduję, co mówię, czy robię. Ja... robię to bezmyślnie, nie zastanawiając się nad konsekwencjami.
— Musisz nauczyć się kontrolować samego siebie, Sehun.
— Wiem, ale czasem jest ciężko i nie wiem, kiedy to się stanie. Wszystko dzieje się nagle i ostatnim, czego chciałem, było skrzywdzenie cię. Zwłaszcza po wszystkim, co się stało — powiedziałem z głosem przepełnionym desperacją, drapiąc się po karku.
— Nie ważne, czy chciałeś to zrobić, czy nie. Czasem, gdy się złościsz, prawda wychodzi na jaw i...
— Nie — warknąłem, gwałtownie kręcąc głową. — To nie prawda, bo jesteś idealny taki, jaki jesteś. Nie myślałem trzeźwo, kiedy to wszystko mówiłem. Byłem idiotą, mówiąc coś takiego. Nie ma mowy, żebyś chociaż przypominał dziwkę. Rozumiesz? — zapytałem. Chłopak spojrzał w bok, unikając mojego spojrzenia. Delikatnie chwytając go za brodę, podniosłem go, żeby na mnie zerknął. — Spytałem, czy mnie rozumiesz?
— Nieważne.
— Nie mów, że to „nieważne" Luhan — westchnąłem zbulwersowany.
— Bo co? Znów mnie zwyzywasz? — podniósł brew, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę, kładąc rękę na biodrze.
— Nie.
— Zaskakujące. — Wywrócił oczami, patrząc na drugi koniec korytarza.
— Luhan...
— Co? — wymamrotał, wciąż unikając mojego wzroku.
— Spójrz na mnie — powiedziałem głosem słyszalnym tylko dla niego. — Skarbie... — Zobaczyłem ból w jego oczach, to, jak był zmęczony i uświadomiłem sobie, że nie chciał mówić ani słuchać. Chciał pocieszenia i właśnie to musiałem zrobić. Podszedłem do niego, oplotłem rękoma i przyciągnąłem do siebie. Młodszy cicho zaczerpnął powietrza, gdy nasze ciała się zetknęły.
— Przepraszam — szepnąłem mu we włosy. Chłopak nic nie mówił, przyciskając twarz do mojego torsu, próbując się przede mną ukryć. Jeśli słowa nie działały, musiałem mu to udowodnić.
— Mam pomysł. — Lekko się odchyliłem, żeby mieć na niego lepszy widok. Podniósł na mnie wzrok.
— Jaki? — szepnął.
— Podczas lunchu spotkajmy się przy głównym wejściu...
— Sehun, to chyba nie jest dobry po...
— Zaufaj mi, nie zrywamy się, ale...
— Sehun, już raz opuściłem lekcje i zobacz, jak to się skończyło. Nie chcę dziś więcej afer.
— Posłuchaj, ja tylko zabieram cię...
— Sehun, nie musisz...
— Ale chcę. Jeśli nie możemy zobaczyć się po szkole, nie mam zamiaru czekać do końca twojej kary, żeby wszystko naprawić. Podczas lunchu, chcę się spotkać przy głównym wejściu. Zabiorę cię gdzieś. — W jego oczach pojawił się błysk zmartwienia, więc szybko się poprawiłem. — Nie martw się, wrócimy jeszcze przed twoją następną lekcją.
— Ale...
— Żadnych ale, okej? Proszę, pozwól mi to zrobić... dobrze? — spytałem cicho. Myślał chwilę nad moimi słowami, po czym się poddał.
— Okej.
— Obiecuję, że nie będziesz tego żałować!
— Mam nadzieję — mruknął żartobliwie.
— Idź już na lekcje i pamiętaj, że spotykamy się...
— Przy głównym wyjściu. Tak, tak, rozumiem. — Lekko się zaśmiał.
— Do zobaczenia.
— A teraz do sali. — Lekko popchnąłem go w kierunku klasy, otrzymując w zamian chichot.
Wreszcie wszystko naprawiłem.
Luhan
— Przyszedłeś.
— Przecież obiecałem.
— Wiem, ale część mnie bała się, że jednak tego nie zrobisz — szepnął, a ja wiedziałem, że to był zły pomysł, nie zasługiwał na moją uwagę przynajmniej przez kilka dni, ale dotrzymałem słowa. Bez względu na wszystko.
— Mogę być wieloma rzeczami, ale nie kłamcą. — Przeszedłem obok niego.
— Przeprosiłem.
— Więc?
— Miałem nadzieję, że skończyliśmy już z tą sprawą. — Mogłem wyczuć w jego głosie frustrację.
— Tak? Cóż, myliłeś się — warknąłem.
— Luhan...
— Nie — przerwałem mu, odwracając się. — Możesz myśleć, że przeprosiny wszystko naprawią, ale tak nie jest i nie wiem, co zaplanowałeś, ale bez względu na to, co zrobisz, nie wynagrodzisz mi słów, które powiedziałeś.
— Nie miałem tego na myśli!
— Nie ważne, bo to boli tak samo! - spojrzałem na niego z niedowierzaniem. — Jak możesz myśleć, że to, co powiedziałeś, było w porządku?
— Nie twierdzę, że...
— Owszem, bo inaczej nie myślałbyś, że temat już skończony. Nie udawałbyś, że zwykłe przeprosiny mogą wszystko naprawić...
— Właśnie dlatego teraz wychodzimy. Zamiast mówić, chcę ci pokazać, że przepraszam.
— Jeśli myślisz o uprawianiu ze mną seksu, żeby pokazać jak ci przykro, to się rozczarujesz.
— Woah, woah, woah. — Sehun pokręcił głową, podnosząc ręce w geście obronnym. — Kto mówił coś o seksie?
— Tylko uprzedzam.
— Nie to planowałem zrobić. Nie masz się o co martwić...
— Dlaczego? Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry?
— Co? Nigdy tego nie powiedziałem. — Patrzył na mnie z połączeniem szoku i niezrozumienia. Poczułem, jak policzki czerwienią mi się ze złości i zażenowania. Mierzwiąc ręką włosy, podrapałem się w kark, a następnie zacząłem się wachlować. Miałem wrażenie, że zaczyna brakować mi powietrza.
— Wszystko w porządku? — spytał Sehun z niepokojem.
— Tak, jest okej. Daj mi sekundkę.
Zajęło mi to chwilę, ale wreszcie zaczęło do mnie docierać, co się dzieje i uświadomiłem sobie, że pozwoliłem swojemu sfrustrowaniu wyjść na wierzch. Wzdychając, potrząsnąłem głową, pozbywając się wszelkich myśli. Wziąłem kilka głębokich wdechów, żeby oczyścić umysł. Wreszcie otworzyłem oczy i zobaczyłem Sehuna wpatrującego się we mnie z troską. Odwróciłem wzrok, oblizując usta.
— Przepraszam.
— Za co?
— Za naskakiwanie na ciebie. Nie wiem, co się ze mną dzieje.
— W porządku. Po prostu cię to przytłacza. Poświęć minutkę, żeby się uspokoić — zaproponował. Pokiwałem głową, korzystając z jego rady. Policzyłem w głowie do dziesiątki, wyobrażając sobie wesołe rzeczy jak tęcze i jednorożce. Co dziwne, zacząłem się relaksować. Po kilku minutach stanąłem prosto.
— Dzięki.
— Nie ma za co. Już wszystko dobrze?
— Tak, chodźmy.
— Posłuchaj — westchnął, chwytając mnie za nadgarstek, żebym stanął. Skrzywiłem się, szybko wyrywając rękę. Wyższy zmarszczył brwi, po czym jeszcze raz chwycił mój nadgarstek i zaczął się mu przyglądać. Spojrzał na mnie, zaciskając szczękę.
— Ja to zrobiłem? Luhan? — zapytał. Powoli pokiwałem głową.
— Cholera, Lu — westchnął, mierzwiąc wolną ręką włosy.
— Jest okej...
— Żartujesz sobie? Oczywiście, że nie jest okej! — warknął. — Przepraszam. Po prostu.... nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem...
— Nie zrobiłeś. Większość jest od tych cholernych sznurów.
— A ja się do tego dołączyłem... — Ścisnął czubek nosa, kręcąc głową z niedowierzaniem.
— Sehun...
Miałem wrażenie, że był w innym świecie. Jego ciało było tutaj, ale umysł gdzie indziej. Przełknąłem ślinę, obserwując go. Schylił się i przycisnął usta do moich blizn. Gwałtownie wciągnąłem powietrze.
— Przepraszam — szepnął. Patrzyłem mu głęboko w oczy po raz pierwszy od rana, a w moim brzuchu natychmiast pojawiło się stado motyli. Oblizał usta, wpatrując się we mnie, a następnie powoli zamknął oczy i się zbliżył. Zrobiłem to samo, a nasze usta złączyły się w cudownym pocałunku. Po kilku sekundach odsunął się, nie odrywając od siebie naszych czół. Oboje oddychaliśmy nierówno. Znów spojrzał mi w oczy, oblizując usta.
— Ja...
— Tak? — zapytałem. Chłopak zamknął oczy, potrząsając głową.
— Po prostu bardzo... bardzo przepraszam.
— Wiem — szepnąłem.
— Wybaczysz mi?
— Nie jestem pewien — mruknąłem. Wyższy pokiwał głową, po czym jeszcze raz mnie pocałował.
— Chodźmy. — Chwycił moją dłoń i zaczął prowadzić do swojego samochodu. Szedłem tuż za nim, przyciskając palce wolnej ręki do ust, delikatnie się uśmiechając. Bez względu na to, jak bardzo byłem na niego zły, ten pocałunek coś w sobie miał. Mówił to, czego my nie mieliśmy odwagi.
— Więc... gdzie jedziemy?
— Myślałem, że wreszcie skończysz się o to pytać.
— Nie, wciąż jestem tak samo ciekawski.
— To masz pecha, bo cały czas jestem uparty i nic ci nie powiem, więc usiądź wygodnie i czekaj.
— Nienawidzę, kiedy to robisz.
— Niee, w głębi duszy to kochasz.
— Nie bardzo.
— Bardzo.
— Niee.
— Taak.
— Niee.
— Taak.
— Jesteś niemożliwy — powiedziałem, krzyżując ręce na piersi.
— Wygrałem.
— Tak, tak. — Lekceważąco machnąłem ręką.
— Aw, co ty, nie bądź zły, skarbie.
— Nawet nie zaczynaj — ostrzegłem.
— Czy mówiłem ci już, jak pociągający jesteś, gdy się złościsz? — uśmiechnął się łobuzersko.
— Serio? Więc muszę być teraz cholernie seksowny, bo wszystko się we mnie gotuje!
— A mówiłeś, że to ja jestem bipolarny.
— Bo jesteś — odpyskowałem.
— Widocznie nie widzisz siebie.
— No tak, w końcu podobno jestem szmatą i w ogóle — mruknąłem. Zauważyłem, jak chłopak mocniej ściska kierownicę i się napina. Mentalnie przekląłem, wiedząc, że może wybuchnąć w każdej sekundzie, dlatego zdziwiłem się, widząc, że się opanował i skupił na prowadzeniu w ciszy.
— Przepraszam, nie powinienem...
— W porządku.
— Nie masz za co przepraszać. Po prostu powtarzasz moje słowa — westchnął ze smutkiem.
— Wiem, ale nie powinienem ci tego wypominać — powiedziałem. Chłopak ścisnął moją dłoń, żeby pokazać, że jest okej, po czym ją puścił i znów chwycił kierownicę. Zaczęło mi być głupio przez swoje zachowanie. Może powinienem po prostu mu wybaczyć?
Sehun zachowywał się naprawdę dziwnie, aż w pewnej chwili poczułem jego niepokój. Marszcząc brwi, odwróciłem się i zobaczyłem jego kamienną twarz, oczy jak szklanki i mocny uścisk na kierownicy.
— Sehun?
— Hmm?
— Sehun, wszystko okej?
— Tak, jest dobrze.
— Na pewno? Bo...
— Shh! — przyłożył palec do ust, pokazując, żebym się zamknął. Wykonałem jego polecenie, w ciszy obserwując wyższego, próbując odgadnąć jego myśli.
Sehun
Coś jest nie tak. Czułem to. Nie wiedziałem tylko, o co chodzi.
— Sehun? — wiedziałem, że Luhan wyczuł mój dyskomfort i niepokój.
— Hmm?
— Wszystko okej?
— Tak, jest dobrze. — Skłamałem. Zdecydowanie nie było dobrze, ale musiałem udawać, dopóki nie dowiem się, co się dzieje. Nie mogłem niepokoić Luhana.
— Na pewno? Bo...
— Shh! — uciszyłem go, przykładając palec do ust. Usłyszałem jakieś tykanie, ale nie miałem pojęcia, skąd pochodzi. Nie mogłem się skoncentrować, kiedy gadał. Jeśli chciałem się dowiedzieć, co jest nie tak, musiałem pracować w ciszy.
Próbując skoncentrować się na pustej drodze przed sobą, omiotłem wzrokiem samochód, próbując znaleźć źródło dźwięku. Spojrzałem na radio i zobaczyłem jasne cyfry, zmniejszające się co sekundę.
— Sehun? — szepnął Luhan. Wpatrywałem się w czarny prostokąt, a moje serce biło równo z każdym pojawiającym się czerwonym numerem.
12... 11... 10...
— Sehun?
— Wychodź z samochodu.
— Co?
— Powiedziałem, wychodź z samochodu! — odpiąłem swój pas.
— Dlaczego?
— Chcesz umrzeć?
8... 7... 6...
— O czym ty mówisz? — warknął.
— Otwórz te pierdolone drzwi i skacz! Teraz! — krzyknąłem.
4... 3... 2...
— SKACZ! — wrzasnąłem, otwierając drzwi w tym samym momencie co on.
— JUŻ! — wyleciałem z samochodu, upadając na ulicę. Przeturlałem się na chodnik w sekundzie, w której samochód rozleciał się w kawałki, powodując wielki wybuch. Zakryłem się przed hałasem będącym w stanie ogłuszyć, a części samochodu zaczęły spadać, uderzając we mnie.
Rozejrzałem się i zobaczyłem Luhana skulonego po drugiej stronie ulicy z zaciśniętymi powiekami i rękoma zakrywającymi uszy. Zauważyłem, że eksplozja nieco się uspokoiła, więc pobiegłem do chłopaka.
— Wszystko w porządku? Jesteś ranny? Coś w ciebie uderzyło? — wziąłem go w ramiona, upewniając się, że wszystko jest dobrze.
— Jest dobrze, jestem tylko troszkę roztrzęsiony. — Przełknął ślinę, biorąc głęboki wdech, po czym zakaszlał, patrząc na płomienie ognia kilkanaście metrów od nas. Wiedziałem, że nad czymś myśli.
— Lu?
— Co do cholery się właśnie stało? — spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. Jego klatka piersiowa gwałtownie się poruszała. Wpatrywałem się w ogień, który szydził ze mnie, mówiąc, że to mogłem być ja i Luhan.
— Ktoś próbował nas zabić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz