Strony

I'll Protect You | Hunhan : Thirty Five




Luhan
— Kto do cholery chciałby nas zabić? — spytałem zszokowany. To było głupie pytanie, co uświadomiłem sobie, gdy tylko otworzyłem usta. Naturalnie, że istnieją ludzie chcący nas zabić. Przecież Sehun ma wrogów.
— Czy to nie oczywiste? — zakpił, kręcąc głową, ze złością w głosie i oczach. Ten złoty, miodowo brązowy stopniowo ciemniał, zastępując niewinność nienawiścią. Wpatrywałem się w niego, chcąc, żeby kontynuował. Dużo ludzi źle mu życzyło. Skąd miałem wiedzieć, o którego chodzi?
— To był Taejin — warknął z obrzydzeniem, a na jego twarzy pojawił się wstręt. Zadrżałem, słysząc to imię, nie chcąc przypominać sobie wszystkiego, co mi zrobił, ale musiałem spytać...
— Dlaczego Taejin próbowałby cię zabić?
— A czemu nie? — przeniósł wzrok z resztek samochodu na mnie.
— Nie wiem.
— Nie bądź naiwny, Luhan. — Brunet oblizał usta, patrząc mi w oczy.
— Nie jestem.
— Jesteś. — Odwrócił wzrok. — Ma wiele powodów, żeby chcieć mnie martwego.
— Ale dlaczego...
— Bo uciekliśmy. — Ponownie na mnie zerknął. — Nie rozumiesz?
— Uciekliśmy, wyszliśmy, nie patrząc się za siebie. Chciał mojej śmierci, chciał, żebym — poprawka — żebyś ty zniknął.
— Ja? Dlaczego?
— Bo wiedział, ile dla mnie znaczysz — szepnął, będąc myślami gdzie indziej. — Wiedział, że jeśli cię porwie i urządzi piekło, to mnie tym trafi. Zabicie cię byłoby idealną zemstą. Oszalałbym, jeśli byś zginął, co uczyniłoby mnie dla niego łatwym celem. — Odchrząknął. Pokiwałem głową, rozumiejąc i przyjmując to wszystko do siebie. Poczułem mocniejsze bicie serca, gdy powiedział, że mu na mnie zależy, ale jednocześnie coś mnie w nim ścisnęło, na myśl o naszej śmierci.
— Pojawiając się, zniszczyłem jego plan. Nie podobało mi się to, a gdy wyszliśmy ramię w ramię, wkurzył się jeszcze bardziej, bo mimo kilku ran, oboje byliśmy bezpieczni. On chce zemsty, Luhan. I nie przestanie, dopóki jej nie dostanie.
— Nie rozumiem, dlaczego to robi, skoro pozwoliłeś mu żyć...
— Jest popierdolony, Lu. — Spojrzał na swoje dłonie. — Chcę, żeby mnie tu nie było.
— I tak nie wiem, jak to się zaczęło. To znaczy, czemu miałby to robić, skoro wciąż oddycha i wszystko z nim w porządku? Strzeliłeś go w nogę, ale wciąż oddycha...
— Nie zrozumiesz.
— Zrozumiem. Musisz mi tylko wytłu...
— Już i tak za dużo ci powiedziałem.
— Ale Sehun...
— Nie. Wystarczy — powiedział głośno, po czym wyciągnął z kieszeni telefon, na co zmarszczyłem brwi.
— Siema! Tak, jest okej. Słuchaj, musisz przyjechać i mnie zabrać... Nie, nie zerwałem się, planowałem wrócić... Kurwa, przyjedziesz czy nie?! Prawie kurwa zginąłem... Tak myślałem... jestem na rogu, okej, okej... Do zobaczenia. — Rozłączył się.
— Kto to był?
— Lay.
— Co powiedział?
— Przyjedzie po nas.
— Powiedziałeś mu, co się stało?
— Tak — mruknął. Po kilku minutach siedzenia pojawił się samochód, a brunet wstał, podając mi rękę. Chwyciłem ją, a chłopak mnie podniósł.
— Wszystko w porządku? — spytał z troską.
— Jestem tylko obolały. Upadłem z dużą siłą — mruknąłem. Sehun pokiwał głową, obejmując mnie w pasie i prowadząc do samochodu. Kiedy byłem w środku, starszy musnął mój policzek i siadł z przodu.
— Siema. — Kiwnął głową, do jak sądziłem, Laya.
— Hej. — Przybili żółwika, po czym wyjechał na drogę.
— Jak się czujecie? — spytał Lay, zerkając na Sehuna, po czym na boczne lusterko.
— Dobrze.
— Hej, Lay? — westchnąłem, opierając się wygodniej, gdy przypomniałem sobie, co miałem zrobić.
— Hmm? — chyba zaskoczyło go, że się do niego odezwałem. Zerknąłem na Sehuna, bez pewności, czy mogę z nim rozmawiać. Kiedy chłopak na mnie spojrzał, wiedziałem, że mogę kontynuować.
— Uhm. — Zacząłem bawić się palcami, czując na sobie ich wzrok. — Dzięki.
— Za co?
— Za no wiesz, pomoc w ratowaniu mnie... wiesz...
— Nie ma za co. — Wzruszył ramionami. — Zrobię wszystko dla Sehuna i ludzi, na których mu zależy.
— Zamknij się — cicho warknął Sehun. Lay zaskoczony podniósł brew.
— Jeszcze mu nie powiedziałeś, że go lubisz?
— Powiedziałem.
— I? — drążył.
— I co? — spytał Sehun.
— Jesteście razem czy nie. — W duszy zamarłem. Sehun wzruszył ramionami, odwracając się do mnie.
— Jesteśmy? — zwrócił się do mnie. Czy w taki sposób pytał, czy zostanę jego chłopakiem? Wolno, ale pewnie pokiwałem głową.
— Jesteśmy.
— No nareszcie! — krzyknął Lay. Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu podczas reszty jazdy. Kiedy Sehun otworzył przede mną drzwi, delikatnie się uśmiechnąłem.
— Gotowy? — zapytał z wielkim bananem na twarzy. Pokiwałem głową, chwytając jego rękę, a chłopak pomógł mi wyjść. Podchodząc do drzwi, czekaliśmy aż Lay wyjmie klucz i je otworzy. Weszliśmy do środka i niemal natychmiast zostaliśmy zawaleni pytaniami — cóż, raczej Sehun był, ja jedynie stałem z boku.
— Dlaczego do cholery opuściłeś szkołę? Jakim cudem wybuchł twój samochód? Jak się czujesz? Co się stało?
— Woah, Chan, spokojnie.
— Nie każ mi się kurwa uspokoić. Prawie umarłeś!
— Wiem, ale wypytywanie mnie w niczym nie pomoże — wytknął.
— Okej, ale wciąż mam prawo wiedzieć, co się stało.
— Wiem i wszystko ci powiem. Ale najpierw usiądźmy — odparł brunet. Chanyeol bez słowa opadł na krzesło, Sehun siadł na krześle, sadzając mnie na swoim kolanie, a Lay tuż obok nas. Zauważyłem, że reszta też tu jest.
— Więc? — zaczął Yeol.
— Pokłóciłem się z Luhanem w szkole i chciałem mu to jakoś wynagrodzić. Zamierzałem go gdzieś zabrać, co zrobiłem i wszystko było dobrze, kiedy zacząłem się niepokoić. Wiedziałem, że coś jest nie tak, usłyszałem tykanie, ale nie wiedziałem skąd, dopóki nie zerknąłem na radio i tego nie zobaczyłem. Pierdolona bomba odliczająca dwanaście sekund. Kazałem mu skakać i zrobiliśmy to akurat, gdy samochód wybuchnął...
W opowieści przerwał mu cichy śmiech Chana. Sehun podniósł brew.
— Co cię tak bawi?
— Przepraszam, ale zauważyłem, że Luhan zawsze bierze udział w takich chorych sytuacjach.
— Co ty nie powiesz — mruknąłem.
— Muszę przyznać, jesteś twardy. — Chanyeol uśmiechnął się. — Bo nikt inny nie wytrzymał tego, co ty. Nawet Lia.
Sehun
Poczułem, że Luhan napiął się, słysząc wzmiankę o Lii i westchnąłem. Kiedy zobaczyłem jego uśmiech, byłem pewien, że jest dobrze, ale nie mogłem odpuścić. Wiedziałem, że muszę z nim porozmawiać.
— Lubię go — szepnął Chanyeol. Na moje usta wszedł łobuzerski uśmieszek.
— Ja też — odpowiedziałem. Luhan się zarumienił, a mój uśmiech jeszcze bardziej się powiększył. Przysunąłem usta do jego ucha.
— Lubię, kiedy się rumienisz — szepnąłem. Jego policzki zrobiły się jeszcze czerwieńsze, na co się zaśmiałem. To zdumiewające, jak na niego działam.
— Okej. — Chan klasnął. — Czas na poważną rozmowę, bo nie odpuszczę temu gnojkowi dwukrotnej próby zabicia cię.
— Dwukrotnej? — spytał Lu.
— Raz, kiedy mnie dźgnął i drugi dzisiaj — przypomniałem mu.
— Oh. — Pokiwał głową.
— To, co robimy? — spytał najwyższy.
— To, co planowaliśmy. Rozstrzelamy ich.
— Wysadzamy magazyn?
— Tak — powiedziałem. — Pokażemy kretynowi, z kim zadziera i że nie wygra, próbując się mnie pozbyć. Będzie musiał zrobić więcej niż wysadzanie mojego samochodu.
— Kiedy atakujemy? — spojrzał na mnie.
— Dzisiaj.
— Nie. — Potrząsnął głową.
— Bo? — zmarszczyłem brwi. — Ten gnojek próbował mnie zabić!
— Bo będzie na nas czekał, Oh. Wie, że po niego przyjdziemy. Nie jest głupi. Wie, że gdy cię zdenerwuje, nie będziesz myślał trzeźwo i zrobisz to, co powiedziałeś. Musimy zaatakować, gdy nie będzie się tego spodziewał.
— Okej, więc kiedy?
Luhan
Słuchanie, jak planują strzelaninę, było dziwne. Nie byłem do czegoś takiego przyzwyczajony, ale cieszyło mnie, że pozwolili mi tu być. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, wiedząc, że ufają mi na tyle, żebym poznał ich plany. Sehun powiedział, że miałem prawo wiedzieć, bo byłem tego częścią. Pewnie miał rację, ale wiedziałem, że to jego wojna, a ja jedynie stałem z boku.
— Wszystko okej? — spytał, gdy wchodziliśmy po schodach do jego pokoju.
— Tak, jestem tylko trochę zmęczony.
— Dużo się wydarzyło. — Lekko ścisnął moje ramiona.
— Racja — zachichotałem.
— Jesteś bardzo silny, kochanie, wiesz o tym?
— Nie bardzo.
— Nie, skarbie, jesteś.
— Pewnie tak.
— Przyjmujesz wszystko, co się wydarzyło i nie robisz z tego afery. Nie zacząłeś się awanturować, nie narzekałeś. Wziąłeś to na klatę. — Zaśmiał się. — Jestem z ciebie dumny.
— Dziękuję — szepnąłem. Chłopak zamknął nogą drzwi i szedł tuż za mną, trzymając dłonie na moich ramionach.
— Nie ma za co, kochanie.
— Chcesz się ze mną położyć? — spytał, na co się do niego odwróciłem.
— O tak — przeciągnąłem. Brunet zaśmiał się z mojej odpowiedzi, prowadząc do łóżka. Po chwili uderzyłem o nie tyłem kolan i spadłem na tyłek. Chłopak położył się obok, gdy zrobiłem dla niego trochę miejsca i objął mnie, a ja wtuliłem się w niego jak dziecko w misia, oplatając go rękoma w pasie i kładąc mu głowę na torsie. Poczułem, jak bawi się moimi włosami i uśmiechnąłem się przez to, jak uroczy byliśmy.
— Luhan? — szepnął.
— Hmm?
— Wiesz, że mi na tobie zależy, prawda?
— Oczywiście.
— I nie chcę, żebyśmy mieli przed sobą tajemnice — kontynuował. Przygryzłem wargę, zastanawiając się, dokąd zmierza.
— Ja też nie — odpowiedziałem szczerze.
— Dlatego chcę być z tobą szczery... zaczynając od Lii.
— Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz — szepnąłem.
— Ale chcę... W zeszłym roku ja i Lia byliśmy razem i wszystko było świetnie. Kochałem ją i sądziłem, że ona kocha mnie... Aż dowiedziałem się, że cały czas mnie okłamywała. Widzisz, Lia wciąż miała wymówkę, dlaczego nie mogła spędzić ze mną czasu. Najpierw niczego nie podejrzewałem, bo jej ufałem, ale to zaczęło być irytujące. Nie mogłem znieść, że codziennie mnie spławiała, więc któregoś dnia zacząłem ją śledzić. Tylko żeby sprawdzić, o co chodzi. Wyszło na to, że nie robiła nic nadzwyczajnego, więc przestałem, czując się głupio, że ją o cokolwiek podejrzewałem, aż następnego dnia powiedziano mi, że zaginęła. Zacząłem panikować, nie wiedząc, kto ją zabrał, ani czemu miałby to zrobić. Zacząłem jej szukać i znalazłem przywiązaną do krzesła w magazynie, z zaklejonymi ustami. Chciałem ją uratować, gdy poczułem pistolet przy twarzy.
Skrzywiłem się, słysząc jego słowa. Zacząłem głaskać go po szyi. A gdy to robiłem, wyższy nieco się uspokoił.
— Okazało się, że zabrał ją Taejin. Nie mogłem w to uwierzyć i chciałem ją uratować. Powiedziałem, że na to nie zasługiwała i jeśli chciał kogoś skrzywdzić, powinien skrzywdzić mnie. Powiedział, że na to za późno. Próbowałem się jakoś dogadać, ale był nieugięty. Miał w oczach nienawiść i chciał zemsty. Za co? Nie miałem pojęcia. Powiedziałem, że to było idiotyczne i że powinien już skończyć, ale odparł, że nie może, dopóki mi czegoś nie powie. Nie rozumiałem, dopóki nie zobaczyłem szeroko otwartych oczu Lii i wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Taejin podszedł, zdjął jej taśmę z ust i ją pocałował. Myślałem, że zacznie krzyczeć i się wyrywać, ale zrobiła coś niespodziewanego... oddała pocałunek.
— Poczułem się zdradzony, obrzydzony... nic nie warty. Nie mogłem uwierzyć, że moja dziewczyna widywała się z wrogiem. Taejin powiedział, że spotykali się z Lią od miesięcy. Za moimi plecami. Byłem za głupi, żeby to zobaczyć, a wtedy powiedział mi coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Oznajmił, że była w ciąży... ale to nie było moje dziecko. Było jego. — Lekko ścisnąłem jego prawą dłoń, mówiąc, że tu jestem i wszystko będzie dobrze.
— Czułem się, jakby ktoś mnie spoliczkował i postrzelił. Miałem wrażenie, że jestem gdzie indziej, że już nie stoję w tym magazynie. Jakby ktoś mnie stamtąd zabrał. Myślałem, że to tylko głupi sen i chciałem, żeby tak było, ale to działo się naprawdę. Moja dziewczyna spotykała się z moim wrogiem i była z nim w ciąży — powiedział z żalem w głosie. Przełknąłem ślinę zalegającą mi w gardle, czując ukłucie w sercu. Takie jak u Sehuna. Zacząłem czuć jego ból.
— Byłem wściekły i zraniony. Próbowała się z tego wykręcić, przeprosić, ale nie chciałem jej słuchać. Chwilę później jej ręce były odwiązane, a ja opuściłem pokój i zacząłem biec po schodach. Była tuż za mną, złapała mnie za rękę, a ja, zdenerwowany, gwałtownie ją odepchnąłem, przez co straciła równowagę... — Zobaczyłem, że zaszkliły mu się oczy.
— Spadła ze schodów... Zabrali ją do lekarza, gdzie dowiedziała się, że straciła dziecko. Nie mogłem sobie tego wybaczyć. Nienawidziłem jej, za doprowadzenie mnie do takiego stanu, ale jeszcze bardziej nienawidziłem siebie za zrobienie tego. Czy ją nienawidziłem? Tak. Czy chciałem, żeby coś takiego się stało? Zdecydowanie nie. Mimo wszystko, Lia mi wybaczyła i chciała do mnie wrócić. Próbowała mnie przekonać, żebym dał jej drugą szansę, ale nie mogłem tego zrobić i od tego czasu Taejin próbował mi coś zrobić. Chciał, żebym poczuł jego „ból". Nienawidził tego, że nawet po tym, kiedy się dowiedziałem, Lia i tak wybrała mnie. Wiedział, że wolała mnie od niego, mimo że wiele razy mnie oszukała i zabijało go to od środka.
Skrzywiłem się, nie dowierzając, że byłem dla niego taki oschły w restauracji. Nie chciał mi powiedzieć, bo było to zbyt osobiste, a ja zrobiłem z tego wielką aferę.
— Od tamtego czasu nie ufałem nikomu. Nie otwierałem dla nikogo serca i nie pokazywałem żadnych uczuć. Byłem zamknięty w sobie i ignorowałem wszystkich, oprócz chłopaków. Zajmowałem się tylko pracą i nie obchodziło mnie nic ani nikt inny. Aż pojawiłeś się ty... Pokazałeś mi, dlaczego nie powinienem być w związku. — Zaśmiał się, widząc, jak szeroko otwieram oczy. — Ale pokazałeś mi też, dlaczego nie powinienem się dłużej ukrywać. Otworzyłeś mi oczy na prawdziwy świat. Pokazałeś mi, że nie każdy jest jak Lia. I pokazałeś jak znów pokochać — szepnął. Przełykając ślinę, przyłożyłem dłoń do jego policzka.
— Pokazałeś mi, dlaczego powinienem otworzyć serce i się zatracić. Mimo że nastrój zmienia ci się bardziej niż dziewczynie z okresem. — Zaśmiał się.
— Masz wielkie serce i pokazałeś to już wiele razy. Przepraszam, że zawsze wypytywałem o Lię... Ja...
— Shh, nie przejmuj się tym. Masz prawo wiedzieć.
— Wiem, ale nie powinienem cię do niczego zmuszać. Powinienem być cierpliwy.
— Kochanie, jest okej. Cieszę się, że już to wyjaśniliśmy.
— Ja też... Przykro mi, że ci się to przytrafiło. Lia jest pieprzoną idiotką, skoro zostawiła cię dla takiego śmiecia jak Taejin, a co do dziecka... To nie była wina twoja ani Lii. I, mimo że trudno mi to przyznać, po prostu mieliście pecha i pewnie staliście tak, że...
— Nie powinienem jej tak odepchnąć.
— Byłeś wściekły i miałeś do tego prawo! Właśnie dowiedziałeś się, że twoja dziewczyna jest dwulicowa i zdradziecka. Nie chcę, żebyś żył z poczuciem winy, okej?
— Sehun — westchnąłem.
— Okej.
— To dobrze — szepnąłem. Ogarnęła nas cisza, podczas której docierało do nas, co się właśnie stało. To było dużo, ale daliśmy radę z rzeczami gorszymi niż sekret. Po kilku minutach zbliżyłem się do wyższego.
— Tak dla jasności — szepnąłem. — Nigdy cię nie zostawię i nigdy nie zdradzę. Będę tu, zawsze. Okej? — zapytałem. Chłopak z uśmiechem chwycił moją brodę i złączył nasze usta. Niemal natychmiast pogłębiłem pocałunek, zbliżając się tak, że nasze ciała były do siebie przyciśnięte.
Łapiąc mnie za lewe udo, przełożył je sobie w pasie tak, że siedziałem na nim okrakiem. Chwycił mnie za biodra ani na chwilę nie przerywając pocałunku. Przejechałem dłońmi po jego torsie, chwytając go za koszulkę. Sehun z jękiem polizał moją dolną wargę, na co otworzyłem usta, a nasze języki rozpoczęły walkę. Chłopak przejechał palcami po moich plecach i złapał za biodra, chcąc posunąć się dalej, czego nie zamierzałem mu odmówić. Chwyciłem swoją koszulkę i oderwałem się na tyle długo, by zdjąć ją przez głowę, po czym ponownie złączyłem nasze usta.
Sehun przeturlał nas tak, że teraz to on górował, po czym pochylił się i ciężko oddychając, zrzucił T-shirt. Przygryzłem wargę, przejeżdżając po nim wzrokiem, a następnie chwyciłem go za kark, aby pocałować go jeszcze raz. Kiedy chłopak chciał zdjąć mi spodnie, drzwi gwałtownie się otworzyły, na co natychmiast się od siebie oderwaliśmy, a nasze klatki piersiowe poruszały się nierówno.
Podniosłem wzrok i zobaczyłem dziewczynę z ciemnymi włosami i hipnotyzującymi oczami. Zacząłem zastanawiać się, gdzie już ją widziałem. Zajęło mi to chwilę, ale wreszcie przypomniałem sobie, że spotkałem ją, gdy Sehun przywiózł mnie tu po raz pierwszy. Atmosfera nagle zrobiła się napięta i wzrosło ciśnienie, co poczułem, zwłaszcza gdy chłopak zakrył mnie w niemal opiekuńczy sposób.
— Czego chcesz, Soyeon? — warknął. Podniosłem brew. Więc nazywała się Soyeon... Wyglądało na to, że Sehun jej nie lubił, a ja prawie natychmiast również przestałem. Coś w niej krzyczało, że oznacza kłopoty. Miałem nadzieję, że się myliłem. Ostatnim, czego potrzebowałem, było jeszcze więcej problemów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz