Luhan
Od: Sehun
Kocham cię.
Kocham cię.
Wpatrywałem się w ekran telefonu, całkiem zaskoczony słowami, które się na nim wyświetlały. Skłamałbym, mówiąc, że się tego spodziewałem, bo było zupełnie na odwrót. Zazwyczaj, gdy się kłóciliśmy, krzyczeliśmy albo robiliśmy to, co dziś, po czym od siebie odchodziliśmy, żeby ochłonąć. Nie sądziłem, że teraz się wysili i zrobi coś takiego. Coś w jego wcześniejszym zachowaniu sprawiło, że miałem wrażenie, że szanse na pogodzenie się były coraz mniejsze.
Najwyraźniej się myliłem.
Przygryzając wargę, poczułem, jak mój brzuch ściska się w jakiś inny sposób. Część mnie chciała mu odpowiedzieć i znów mieć wszystko po staremu. Zanim się pokłóciliśmy, zanim wszystko wywróciło się do góry nogami. Ale moja druga połowa mi tego zabraniała. Nie chciała pozwolić mu znów mnie skrzywdzić, mimo wcześniejszych obietnic.
Dlaczego to musiało być takie trudne? Dlaczego on nie mógł być normalnym, troszczącym się i wyrozumiałym chłopakiem?
Wiedziałem dlaczego.
Bo nazywa się Oh Sehun i nasz związek zdecydowanie nie jest normalny.
Do: Sehun
Ja ciebie też.
Ja ciebie też.
Przygryzłem wargę i nacisnąłem, wyślij. Chowając telefon z powrotem do kieszeni, ruszyłem korytarzem do swojej sali.
Sehun
Od: Kochanie
Ja ciebie też.
Ja ciebie też.
Te słowa pojawiły się na wyświetlaczu mojego telefonu, przypominając o wcześniejszym błędzie. Miałem nadzieję, że moje słowa coś poprawią i pokażą mu, że naprawdę mi przykro, ale najwyraźniej byłem w błędzie. Nie chciał mieć ze mną nic wspólnego i, szczerze mówiąc, nie dziwiłem się mu. Spierdoliłem. I to bardzo.
— Hej, wszystko w porządku? — spytał Lay, siadając obok mnie na kanapie.
— Jest na mnie zły. Jak zawsze. — Wymusiłem lekki uśmiech.
— Troszczysz się o tego chłopaka bardziej, niż o kogokolwiek innego, ale i tak zawsze udaje ci się coś spieprzyć. — Wydąłem usta, wiedząc, że ma rację, ale byłem uparty i nie chciałem tego przyznać.
— Nie kontroluję tego — szepnąłem.
— Oczywiście, że tak — warknął, na co lekko zszokowany podniosłem głowę. Lay był z nas najspokojniejszy i dziwnie było widzieć go zdenerwowanego. — Kontrolujesz to, jak traktujesz swojego chłopaka. Ty i tylko ty to robisz.
— Mimo wszystkiego, co musi przez ciebie przechodzić, on wciąż tu jest. I nigdzie się nie wybiera. Nigdy nie znajdziesz drugiego takiego, Sehun. Nigdy. Może zbyt dobrze go nie znam, ale widać, że jest twardy. Sposób, w jaki poradził sobie z zabraniem przez ciebie, twoim życiem, tym, co robimy... Bombą w twoim samochodzie. Został i nie pisnął ani słówka o tym, co robimy. Wiesz, że mam rację. Więc czemu do cholery wciąż traktujesz go jak śmiecia? Chłopaki słyszeli cię tu, na dole. To, co do niego powiedziałeś... Kocham cię i szanuję, jesteś dla mnie jak brat, ale to było za wiele.
— Wiem, Lay. — Spojrzałem na niego spode łba. — Wiem. Zawaliłem, okej?
— Nie — powiedział. — Nie zawaliłeś, spierdoliłeś. Otwórz oczy i uświadom sobie wreszcie, co ty do cholery robisz. To nie jest Lia. To nie jakiś sukinsyn, którego zgarnąłeś z ulicy kilka lat temu. To twój chłopak.
— Myślisz, że tego kurwa nie wiem?! — warknąłem, pozwalając złości przejąć nade mną kontrolę. — Wiem, kim jest i czym jest dla mnie. Nie musisz mi przypominać.
— Chyba jednak muszę, bo wciąż o tym zapominasz. W innym przypadku byś go tak nie traktował!
— Mówisz, jakbym codziennie napierdalał w niego pięściami czy coś. Uspokój się.
— Możesz nie krzywdzić go fizycznie, ale zdecydowanie robisz to psychicznie. Nie widzisz całego gówna, które robisz, ale my, tu na dole, wszystko słyszeliśmy i prawie mogliśmy poczuć jego ból. To, jak dobierasz słowa, jakbyś mówił do Soyeon lub kogoś podobnego.
— Pierdolić Soyeon i Lię, Lay. Przestań to ciągle do nich porównywać — warknąłem z jadem w głosie. — Mam dość tych suk już do końca życia.
— Próbuję tylko ci coś udowodnić.
— Udowodniłeś, teraz skończ — syknąłem. Lay długo się we mnie wpatrywał, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową.
— Wszystkiego się wypierasz i nawet tego nie zauważasz.
— Wypieram się czego?
— Swojego zachowania. Co w ciebie wstąpiło? Nie jestem Chanyeolem ani innymi chłopakami. Możesz ze mną porozmawiać.
— Nie wiem! Ja już po prostu nie wiem. — Odwróciłem wzrok, mierzwiąc sobie włosy. — Po prostu... za każdym razem, gdy wszystko idzie dobrze, mówię coś i wszystko psuję, wiesz? Kocham go. Naprawdę kocham, ale kiedy tylko jestem szczęśliwy i wszystko układa się świetnie, coś we mnie wstępuję i mówię lub robię rzeczy, które wszystko rozpieprzają.
— To dlatego, że nie jesteś przyzwyczajony do posiadania kogoś, kto się o ciebie troszczy. Wiem, że nie chcesz słyszeć jej imienia, więc go nie wymówię, ale ona zjechała ci psychikę. Masz wrażenie, że każdy w końcu zrobi to, co ona, ale mogę cię zapewnić, że Luhan taki nie jest.
— Wiem, że nie jest. Coś we mnie wybucha. Jakby ktoś przejmował nad moim ciałem kontrolę. Taki już jestem, Lay. Nie mogę tego zmienić.
— Wiem, że tego nie powstrzymasz, ale na pewno możesz kontrolować. Kiedy z nim jesteś bądź dojrzały. Myśl o tym, co cię uszczęśliwia, gdy możesz z nim być. Wiem, że brzmi oklepanie, ale działa. Nie chcę patrzeć, jak odrzucasz coś tak cennego.
— Dzięki. — Poklepałem go po plecach. — Naprawdę to doceniam.
— Do usług. Wiesz, że zawsze tu dla ciebie jestem. Poza tym obstawiłem całą swoją kasę na wasze bycie razem. — Łobuzersko się uśmiechnął. — Nie chciałbym tego stracić.
— Brzmisz jak dziewczyna.
— Ja tylko mówię! — obronił się ze śmiechem.
— Co was tak bawi? — głos Yeola rozbrzmiał w pokoju. Podniosłem głowę, uśmiechając się w jego kierunku.
— Nic.
— Nie powinieneś być teraz w szkole?
— Musiałem uporządkować myśli. Nie wytrzymałbym z nauczycielami zawracającymi mi dupę i gapiącymi się na mnie idiotami, mając w głowie taki mętlik.
— Okej, ale będziesz musiał się tym później zająć.
— Wiem, wiem.
— Więc skoro już tu jesteś, możemy wznowić planowanie przeciwko Taejinowi — powiedział, a ja od razu skupiłem na nim całą uwagę. Wytężyłem słuch i się pochyliłem, opierając łokcie na kolanach.
— Zdecydowaliśmy się na strzelaninę, ale powinniśmy zrobić z tego coś jeszcze ciekawszego — powiedział z uśmiechem.
— Co masz na myśli?
— Bomby w ich magazynach. — Natychmiast szeroko się uśmiechnąłem. — Co wy na to?
— Robimy to. Zaskoczmy gnoja i pokażmy, że nie powinien z nami zadzierać. — Z satysfakcją oparłem się o kanapę.
— Jeśli to w ogóle przeżyje — powiedział Chen, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
— Też racja! — zawołałem ze śmiechem.
— Skoro już to ustaliliśmy, to w noc ataku na niego i jego ekipę będziemy ubrani na czarno. Nikt nie może nas zobaczyć, ale jeśli im się to uda, nie mogą widzieć naszych twarzy, o czym dobrze wiecie. Broń jest wybrana i schowana do toreb. Każdy z nas będzie miał przy sobie pistolet na wypadek, gdyby ktoś z nich był na tyle głupi, żeby do nas strzelać. Pójdziemy o północy, kiedy gangi zazwyczaj planują lub gdzieś wychodzą. To ich całkowicie zaskoczy. Bierzemy czarny SUV, jedziemy nim za wzgórze tuż obok brzegu i strzelamy z daleka.
— I wtedy ich wysadzimy. — Figlarnie się uśmiechnąłem.
— Dokładnie. — Chanyeol wstał. — A teraz muszę coś ustalić.
— Ustalić?
— W sprawie bomb — powiedział, odwrócił się i wyszedł. Wzruszyłem ramionami, po czym zacząłem rozmawiać z chłopakami o tym, jak podekscytowani byliśmy możliwością pozbycia się Taejina i tego całego gówna. Mimo wszystko przez cały czas myślałem o Luhanie i o tym, co teraz robił.
Luhan
Pieprzyć Sehuna i jego wpływ na mnie.
Przez całą lekcję nie mogłem się skupić, bo bez względu na to, co robiłem, myślałem tylko o nim. Wychodząc z klasy po zebraniu wszystkich swoich rzeczy, a raczej togo co z nich zostało, podszedłem do szafki, schowałem tam książki, których nie będę potrzebował w domu, po czym ją zatrzasnąłem i wyszedłem. Wolnym krokiem zacząłem iść do domu.
Przynajmniej mam teraz czas, żeby uporządkować myśli.
Jakim cudem moje życie stało się tak beznadziejne w zaledwie kilka sekund? Jeszcze wczoraj wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku, a teraz? Zdecydowanie nie było lepiej, a gorzej. Dopiero kilka godzin temu, na fizyce, zorientowałem się, że mój plecak spłonął z samochodem Sehuna, a razem z nim połowa moich książek. A teraz muszę zmierzyć się z rodzicami.
Właśnie tego potrzebowałem, żeby polepszyć sobie dzień. Wyczuwacie ten sarkazm?
Po mniej więcej piętnastu minutach doszedłem do domu. Kiedy miałem zamiar zapukać, zauważyłem, że drzwi są lekko uchylone. Marszcząc brwi, niepewnie je otworzyłem.
— Mamo? Tato?
— Tu jestem! — usłyszałem głos mamy z kuchni. Wszedłem do pomieszczenia i zacząłem się wiercić.
— Hej...
— Cieszę się, że przyszedłeś na czas. — Odwróciła się od zlewu i zaczęła wycierać ręce. — Szczerze mówiąc Luhan, nie spodziewałam się tego.
— Cóż, obiecałem, że przyjdę i jestem, więc...
— Usiądź, Luhan — poprosiła. Wykonałem jej polecenie i zauważyłem mojego tatę podchodzącego do mamy. Stali obok siebie, wpatrując się we mnie.
— Twój ojciec i ja mieliśmy wystarczająco czasu, żeby to przemyśleć i, jak pewnie wiesz, jesteśmy tobą bardzo rozczarowani. Ale cieszy nas, że postanowiłaś skupić się na szkole. Nie jesteśmy zadowoleni, że nie zadzwoniłeś i spędziłeś noc u kogoś obcego, mimo szlabanu, ale zrobiłeś to ze względu na szkołę, a nie co innego.
— Twoja matka i ja ustaliliśmy, że twój szlaban nie będzie obejmował jedynie spraw związanych ze szkołą, ale poza tym wciąż jesteś uziemiony, bez telewizji czy spotkań ze znajomymi — powiedział ojciec. Próbowałem powstrzymać uśmiech, wiedząc, że w ten sposób będę w stanie spotykać się z Sehunem bez ucieczek czy pakowania się w kłopoty.
— Ufamy ci na tyle. Mimo że wciąż jesteśmy źli, nie możemy powstrzymywać cię od robienia projektów. Możesz też przyprowadzić swojego partnera do domu, gdzie będziecie mieli kilka wyznaczonych godzin do pracy.
— Rozumiem — pisnąłem.
— Dobrze, cieszy nas to. Chcemy dla ciebie wszystkiego, co najlepsze, Luhan. Wiesz o tym... prawda?
— Oczywiście. — Z uśmiechem do nich podszedłem i przytuliłem. — Kocham was.
— Też cię kochamy — powiedzieli jednocześnie.
— To wszystko?
— Na razie tak. Chyba że znów wywiniesz jakiś numer. Wtedy nie będzie końca.
— Dobrze, naturalnie — zasalutowałem, na co się zaśmiali, po czym odszedłem. Szczerze mówiąc, bałem się, że będę całkowicie odcięty od świata, przez co nie będę w stanie zobaczyć się z Sehunem. W takim wypadku nie rozwiązalibyśmy swoich problemów, a ostatnim czego chciałem, były kłótnie ciągnące się w nieskończoność. Chciałem, żeby skończyły się jak najszybciej. Mimo wszystko nie mogłem gniewać się na niego do końca życia.
Za bardzo go kochałem.
Sehun
— Kiedy przyjdzie? — usłyszałem jak Lay pyta Chanyeola chwilę po tym, jak wrócił.
— Niedługo.
— Kto przyjdzie? — przeleciałem wzrokiem po nich, a potem po reszcie. Wzruszyli ramionami, nie mając o niczym pojęcia tak, jak ja. Przynajmniej tak sądziłem. Kiedy Chan miał zamiar mi odpowiedzieć, drzwi się otworzyły i wszyscy spojrzeliśmy w ich stronę. Usłyszeliśmy szelest, a po kilku sekundach pojawiła się postać. Coś ścisnęło mnie w żołądku.
— Tęskniliście? — uśmiechnął się chłopak stojący w drzwiach. Spojrzałem na niego spode łba.
— Serio? Ze wszystkich ludzi na świecie, musiałeś wplątywać w to akurat jego?
— Aw, nie smuć się tak, Oh. Wiesz, że jestem w tym najlepszy — zakpił Black.
— I jak na razie najbardziej irytujący — warknąłem, cisnąc z oczu pioruny w jego stronę.
— Nie, nie, Oh... Bądź uprzejmy. Jestem tutaj, żeby ci pomóc.
— Niby jak?
— Chcesz wysadzić magazyn Taejina, prawda? — łobuzersko się uśmiechnął.
Kurwa mać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz