Strony

I'll Protect You | Hunhan : Sixty Two




Luhan
— Luhan! — usłyszałem krzyk mamy, dochodzący z dołu. Uniosłem wysoko brwi, odkładając książkę, którą właśnie czytałem na bok, po czym zsunąłem się z łóżka. Otworzyłem drzwi od pokoju i wytknąłem głowę na zewnątrz.
— Zejdź na dół, twój ojciec chciałby z tobą porozmawiać. — Powiedzenie tego jakby sprawiało jej wysiłek, ze względu na to, jaki stosunek miałem do niego w tej sytuacji. Tylko ze względu na nią, postanowiłem odstawić swoją nienawiść na bok.
— Dobrze, zaraz zejdę. — Zamknąłem drzwi, zakładając sweter. Następnie z powrotem je otworzyłem i zbiegłem po schodach, zastając moich rodziców pogrążonych w cichej rozmowie.
— Cześć tato — mruknąłem dość niezręcznie, niepewny czy wciąż był na mnie zły, czy nie.
— Luhan. — Wziął głęboki oddech wyraźnie zdziwiony, że postanowiłem zejść na dół. — Jak się czujesz?
— Dobrze — odpowiedziałem. Jeśli myślał, że mu wybaczyłem, będzie bardzo zdziwiony.
— Wiem, że jesteś na mnie zły, ale chciałbym z tobą porozmawiać.
— Okej. — Wzruszyłem ramionami. — Mów.
— Luhan... — Zaczęła mama, potrząsając głową, ale zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, tata jej przerwał.
— Nic się nie stało, Mel. — Przeniósł wzrok na mnie. — On ma prawo, żeby być na mnie zły.
Zacisnąłem usta, nie wiedząc, jak się zachować. Oczekiwałem krzyku, kłótni, a tymczasem na jego ustach pojawił się wyrozumiały uśmiech.
— Możemy usiąść i porozmawiać? — zapytał, zajmując miejsce na kanapie i wskazując na mnie ręką. Pokiwałem głową i usiadłem w niewielkiej odległości od niego, kładąc dłonie na kolanach. Mama patrzyła na nas ze swojego miejsca, licząc na to, że się pogodzimy. Część mnie również miała taką nadzieję.
— O czym chcesz porozmawiać? — mruknąłem, przerywając ciszę i chcąc już mieć to wszystko za sobą. Nienawidziłem tego oczekiwania na to, co powie druga osoba. To była strata czasu.
— Chcę porozmawiać o zeszłej nocy.
— Tato... — Zacząłem, ale szybko uniósł dłoń, żeby mnie uciszyć.
— Nie, Luhan. — Potrząsnął głową. — Muszę to powiedzieć. Nie powinienem podnieść na ciebie ręki. Jesteś moim synem i cię kocham. Nic tego nie zmieni. Popełniamy naiwnie decyzje, ale przecież jesteś moim dzieckiem, częścią mnie, a ja nie powinienem zrobić tego, co zrobiłem. — Smutek pojawił się w jego oczach. — Przepraszam — szepnął, patrząc na swoje dłonie.
— Przepraszam. — Położyłem swoją rękę na jego. — Gdybym nie zaczął krzyczeć, to byś mnie nie uderzył. Byłem oszołomiony tym wszystkim i nie myślałem, co robię.
— Skarbie. — Przykrył moją dłoń tak, że teraz znajdowała się ona w jego uścisku. — Nie masz za co przepraszać. Broniłeś tego, w co wierzysz. Gdybym był na twoim miejscu i ktoś powiedziałby mi, że nie mogę się widywać z twoją mamą, zwariowałbym. — Lekko się zaśmiał.
— Wiem, że to, co stało się w czasie obiadu, to było zbyt wiele. Uwierz mi, na waszym miejscu dostałbym ataku serca, widząc swojego syna na czyimś celowniku. Ale musicie zrozumieć, że Sehun mnie chronił.
Mężczyzna nic nie powiedział. Zamiast tego słuchał, co miałem mu do powiedzenia, a ja uśmiechnąłem się, czując, że do niego przemówiłem.
— Czy to było niebezpieczne? Oczywiście. Czy mogłem umrzeć? Możliwe, ale liczy się fakt, że tutaj jestem. — Westchnąłem, przypominając sobie to wydarzenie. — Jedyne co widzieliście to Sehuna ze swoją bronią. Przyznajcie, nie widzieliście jej u Taejina.
— Byłem w szoku, Luhan. Baekhyun powiedział nam, że Sehun jest kryminalistą, ale stwierdziliśmy z mamą, że nie możemy go osądzać, skoro go nawet nie widzieliśmy. Wyobraź sobie, jak się czuliśmy, kiedy okazało się, że Baekhyun miał rację.
— Ale to nie jest prawda! — wyrwałem rękę z jego uścisku. — Sehun robi głupie rzeczy, owszem, ale nie jest kryminalistą. Ma broń dla obrony, bo tak, ma wrogów. Wyciągnął ją nie dlatego, że jest bandytą, ale po to, żeby mnie obronić. — Potrząsnąłem głową. — Nie rozumiecie go tak, jak ja.
— Więc wytłumacz nam to Luhan, bo ja i twoja mama chcielibyśmy o tym wiedzieć — powiedział tata, marszcząc brwi.
— Sehun przeszedł przez wiele rzeczy, które nie są moją sprawą i o których nie powinienem wam mówić. Robi to, co robi, bo tego uczył się, rosnąc. Był okłamywany przez wiele lat przez tych, których kochał i którym ufał, przez co było mu trudno zaufać komukolwiek innemu. Ja to zmieniłem. Był oschły, bo nie chciał nikogo wpuścić do środka, ale udało mi się zburzyć jego mur. Bo zobaczyłem w nim troskliwego chłopaka, który później stał się mój.
— Wszyscy popełniamy błędy, robimy rzeczy, które chcielibyśmy cofnąć — dokończyłem. — Ale nikt nie jest idealny. Łącznie z Sehunem. Na obiedzie zobaczyliście prawdziwego Sehuna. Opiekującego się, słodkiego chłopaka, którego nauczyłem kochać. Jeśli nie widzicie go takim, jakim jest naprawdę, to ja już nie wiem co zrobić. — Podniosłem się, gotowy do wyjścia.
— Zaczekaj — odezwał się mój tata, zatrzymując mnie. Odwróciłem się, krzyżując ręce na klatce piersiowej, z grymasem na twarzy.
— Co? — spojrzałem na niego.
— Przepraszam. Masz rację. Nikt nie jest idealny i nie powinienem go oceniać za te złe rzeczy. — Ocierając dłonie w swoje dresy, tata spojrzał na mnie. — Powinienem być mu wdzięczny. Wdzięczny za to, że wciąż tu jesteś, a nie planujesz swojego pogrzebu.
— Boże, tato. Mogłeś to powiedzieć inaczej. — Zaśmiałem się, potrząsając głową.
Sehun
Po podrzuceniu Luhana wróciłem do domu. Zatrzaskując za sobą drzwi od auta, wszedłem do mieszkania i opadłem ciężko na kanapę. Wyciągając przed siebie nogi i zakładając dłonie za głowę, zamknąłem oczy.
Nie minęło długo, zanim chłopcy weszli do salonu, głośno rozmawiając ze sobą. Warknąłem zirytowany.
— Czy możecie przestać zachowywać się jak banda dziewczyn i się zamknąć? — wyrzuciłem ręce w powietrze. Chłopcy automatycznie się uciszyli, patrząc na mnie w szoku.
— Oh? Skąd ty się tu wziąłeś? — spytał Chanyeol.
— Z waginy mojej mamy — odpowiedziałem sarkastycznie, wywracając oczami. Chłopcy parsknęli śmiechem.
— Najwyraźniej — odpowiedział Chan. — Mam na myśli, to kiedy wróciłeś? Nie było cię tu przed tym, jak wyszliśmy.
— Prawdopodobnie poszedł do jego domu kontynuować to, co zaczęli tutaj. — Zachichotał Kai, a ja od razu na niego popatrzyłem.
— Zamknij się. Po prostu odwiozłem go do domu. A gdzie wy byliście? Nie było was tu rano.
— Poszliśmy się trochę przewietrzyć. — Chen zajął miejsce naprzeciwko mnie. — Nie byliście wczoraj najcichszymi osobami na świecie. — Uśmiechnął się.
— Nikt nie powiedział, że mieliście słuchać. — Wzruszyłem ramionami.
— To było ciężkie, biorąc pod uwagę, że jedyne co byliśmy w stanie usłyszeć, to Luhana krzyczącego twoje imię, jakby jego tyłek był w ogniu — odmruknął Chen.
— Nie bądź zły, tylko dlatego, że ty nie możesz tego dostać.
— W każdym razie. — Lay przerwał naszą rozmowę. — Po tych dźwiękach z wczoraj wnioskuję, że dalej jesteście razem.
— Chyba tak.
— Co znaczy „chyba"? — spojrzał na mnie zdezorientowany, nie wiedząc, o co mi chodzi.
— Co jest z tobą? Wydajesz się spięty — zauważył Chan.
— Znów jesteśmy w punkcie, w którym nie możemy się tak często widywać — mruknąłem.
— A to, co znaczy? — uniósł brwi.
— On nie może ciągle wymykać się z domu, a ja nie jestem w najlepszych stosunkach z jego rodzicami.
— Przejdzie im — uspokoił mnie Chen.
— Wątpię. Nienawidzą mnie i szczerze, nie winię ich za to. Ja też nienawidziłbym chłopaka, przed którego prawie zginąłby mój syn.
— Prędzej byś go zabił, niż tylko nienawidził. — Zaśmiał się Kai. — Ale to tak poza tym.
Zaśmiałem się, wiedząc, że ma rację.
— Zapewne byli wtedy w szoku, ale uwierz mi, wcześniej czy później zdadzą sobie sprawę, że tylko go chroniłeś.
— Mam nadzieję — mruknąłem. — Możecie pomyśleć, że jestem szalony, ale nie mogę bez niego żyć. Tylko on utrzymuje mnie przy zdrowym umyśle.
— Czy Oh staje się miękki? — mruknął Kai.
— Dla mojego chłopaka? Tak. W innych sprawach? Nie.
— Cieszę się, że w końcu się ustatkowałeś, Oh — mruknął Chanyeol.
— Z kimś normalnym — dodał Chen ze śmiechem.
— Cieszę się, że się z tym zgadzacie.
— Zgadzałem się z tym od początku — zapewnił Lay dumnie.
— A z tego, co słyszałem wczoraj, jestem pewien, że jest też dobry w łóżku — powiedział Kai, lekko uderzając mnie w ramię.
— Mam związane ręce, chłopcy. — Uśmiechnąłem się, a oni jęknęli.
— Oh no dawaj, musisz nam coś powiedzieć.
Właśnie miałem odpowiedzieć, kiedy dźwięk mojego telefonu wszystkich uciszył. Wysunąłem go z kieszeni spodni i zerknąłem na ekran, na którym wyświetlił się numer Luhana.
— Niech zgadnę, twój chłopak? — Kai podniósł się, patrząc na mnie z uśmiechem.
Odwzajemniłem ten gest, przesuwając kciukiem po ekranie i odblokowując telefon, po czym przyłożyłem go do ucha.
— Halo?
Kai uniósł jedną brew w górę.
— Okej. — Podniósł dłonie. — Widzę, Oh. Wybierasz chłopaka zamiast swoich kumpli. Dobrze.
Odsunął się ode mnie, a Chanyeol, Lay i Chen wstali, wychodząc z pokoju. Kai poruszył sugestywnie brwiami, a ja pokazałem mu środkowy palec. Parsknął śmiechem i opuścił pomieszczenie.
— Co robisz? — spytał.
— Nic. Odpoczywam. A ty? — wyciągnąłem nogi na stół, który kupiliśmy tydzień temu. Ostatni udało mi się troszkę zepsuć.
Mogłem wyczuć jego radość przez ciszę, która między nami zapadła.
— Skarbie?
— Zgadnij co? — pisnął, a ja nie mogłem powstrzymać wybuchu śmiechu.
— Co?
— Zgaduj! — krzyknął. W jego głosie było słychać nutkę szczęścia. Przebiegłem dłonią po włosach, zastanawiając się przez chwilę.
— Nie wiem, skarbie.
— Psujesz całą zabawę — mruknął.
— Naprawdę, skarbie? Nie mam pojęcia, o co mogłoby chodzić.
— Zabijasz cały dobry humor.
— Jakim cudem? To ty zadajesz niedorzeczne pytania.
— To nawet nie było pytanie — odpowiedział. — Próbowałem zrobić tylko coś zabawnego, no ale nie ważne. Powiem Ci następnym razem...
— Nie — przerwałem mu. — Powiedz mi teraz.
— Nie.
— Lulu — jęknąłem. — Nie rób tego. Nie kłóć się ze mną.
— Nie kłócę się.
— Kłócisz — odpowiedziałem. — Nie chcę z tobą walczyć. Mamy już wystarczająco tego — powiedziałem. Między nami zapadła cisza, a Lu wziął głęboki oddech.
— Masz rację. Przepraszam.
— Nic się nie stało, po prostu powiedz mi, o co chodzi.
— Cóóóóż... — Zaczął. — Rozmawiałem dzisiaj z moimi rodzicami... Właściwie, oni rozmawiali ze mną. W każdym razie...
Usiadłem prosto zaciekawiony.
— Co powiedzieli?
— Już mówię, spokojnie. — Zaśmiał się. — Po tym, jak mnie podrzuciłeś, mama przyszła do mojego pokoju. Myślałem, że chce na mnie nakrzyczeć, ale ona przeprosiła.
Moje oczy otworzyły się szeroko, a ja szczerze mówiąc, byłem bardzo zdziwiony. Z jego mamą się nie zadziera. Byłem zaskoczony, że nie zabiła Lu. Gdyby to zrobiła, to czy jest jego mamą, czy nie, zrobiłbym jej krzywdę, za położenie ręki na moim chłopaku. Ale to tak poza tym.
— Powiedziała, że tego nie chciała. — Zatrzymał się. — Że bez względu na to, co o tobie sądzi, nie może zignorować faktu, że mnie kochasz — szepnął cicho. Zastygłem, nie wiedząc co zrobić, czy powiedzieć.
— Ona co?
— Powiedziała, że widziała, w jaki na mnie patrzyłeś, kiedy Taejin mnie przetrzymywał. Widziała, że się o mnie bałeś — powiedział.
— A co z twoim tatą?
— Oh. — Luhan zatrzymał się, dając jeszcze bardziej dramatyczne wrażenie. — On też przeprosił — dokończył, a ja praktycznie zakrztusiłem się swoją własną śliną.
— Żartujesz sobie ze mnie, skarbie?
— Nie. — Zaśmiał się. — Przeprosił, że mnie uderzył i...
— Zaczekaj, co? — zapytałem, niepewny czy dobrze go usłyszałem.
— Nic — odpowiedział szybko.
— Kiedy zamierzałeś powiedzieć mi o tej małej informacji? — syknąłem, nie wierząc, że jego ojciec byłby w stanie podnieść na niego rękę.
— Ja... Zapomniałem.
— Jak do cholery mogłeś zapomnieć?
— Hunnie. — Westchnął. — Proszę, on tego nie chciał. Okej? Nie bądź zły.
— Jak mam nie być zły, Luhan? On położył na tobie swoje ręce! — miałem ogromną ochotę pojechać do jego domu i przyłożyć mu w twarz.
— Sehun. Uspokój się, proszę — szepnął.
— Nie ważne. Masz szczęście, że cię kocham, bo inaczej pojechałbym tam i skopał jego żałosną dupę.
— Sehun! — skarcił mnie. — To wciąż mój ojciec.
— No właśnie! Twój ojciec! Jaki mężczyzna kładzie rękę na swoim dziecku? — potrząsnąłem głową. — Zwykły skurwysyn.
— Sehun. — Luhan westchnął. — Przestań. Wiem, że to, co zrobił, jest złe, ale to wciąż mój ojciec i gdyby nie on, to dzisiaj by mnie tu nie było.
— Technicznie to twoja mama cię urodziła, więc jeśli chcesz komuś podziękować, to powinieneś to zrobić właśnie jej.
— Cóż... On przy tym pomógł.
— Za dużo informacji na raz. — Zachichotałem. — Więc. Co więcej, stało się poza tym, że przeprosił, za coś, czego nie powinien zrobić? — spytałem. Mogłem sobie wyobrazić, że Luhan właśnie wywrócił oczami.
— Rozmawiałem z nim i w końcu udało mi się do niego dotrzeć. Nie podoba mu się fakt, że nosisz broń i robisz rzeczy, które są niebezpieczne, ale on to rozumie.
— Co? Czy to znaczy, że możemy...
— Widzieć się bez wymykania? — dokończył za mnie.
— Tak — powiedziałem. Luhan znów zamilkł i właśnie miałem to przerwać, kiedy przemówił.
— Powiedział, że nie czuje się z tym do końca dobrze, ale akceptuje fakt, że jesteśmy razem.
— Mówisz poważnie? — uśmiechnąłem się.
— Mhm. Powiedział też, że chciałby, żebyś do nas przyszedł. Na prawdziwy obiad, bez żadnych dramatów — odmruknął.
Dramat wokół mnie i Luhana zdawał się nigdy nie kończyć.
— Upewnij się, że nic się nie stanie. Na przykład, że nie spali się dom, bo jestem pewien, że zostałbym o to obwiniony, nawet jeśli byłbym wtedy w łazience. — Zacząłem się drażnić, a Luhan zaśmiał się.
— Zamknij się.
— Wiesz, że to prawda.
— Wiem, że to śmieszne.
Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Czekałem chwilę licząc, że otworzy któryś z chłopców, ale tak się nie stało.
— Zaczekaj chwilę, skarbie. Ktoś dzwoni do drzwi.
— Okej.
Zajrzałem przez wizjer i zdziwiłem się, że nikogo tam nie było. Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi, ale nie zauważyłem wokół niczego dziwnego. Wzruszając ramionami miałem właśnie zamknąć je z powrotem, kiedy zobaczyłem ciało.
— Sehun? — usłyszałem głos Luhana. Nie będąc w stanie oderwać od niego oczu, przyłożyłem telefon do ucha.
— Skarbie, oddzwonię do ciebie.
Zakańczając rozmowę, schowałem komórkę i zakryłem usta. Pochyliłem się, odgarniając jej włosy. Wstrzymałem oddech w szoku, kiedy zobaczyłem tam bladą twarz Soyeon.
— Kurwa.
Wstając, wyciągnąłem broń i rozejrzałem się dookoła. Jeszcze raz spojrzałem w dół i zauważyłem kartkę przyczepioną do jej klatki piersiowej. Złapałem ją do ręki i przebiegłem wzrokiem po literach, a moja twarz automatycznie zbladła.
Twój chłopak będzie następny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz