Strony

I'll Protect You | Hunhan : Seven



Sehun
Opuściłem pokój, zanim wzeszło słońce, zostawiając Soyeon samą pod kołdrą. Miejsce obok niej było teraz puste. Przebiegając dłonią po swoich rozczochranych włosach mówiących 'właśnie uprawiałem seks', wypuściłem oddech pełen ulgi. Moje nerwy były ukojone - tak, jak to możliwe i przez chwilę - nie wiadomo jak długo trwającą - byłem odprężony.
Otwierając drzwi do swojego pokoju, zastałem Luhana śpiącego na podłodze, co przywróciło mnie do rzeczywistości. Bez względu na to, jak bardzo mnie zdenerwował, poczułem się jak chuj, widząc, że naprawdę mnie posłuchał i zasnął na podłodze.
To musi być cholernie niewygodne... Wzdychając, podszedłem do chłopaka i zerkając na niego, przygryzłem wnętrze policzka. Był piękny, nie można zaprzeczyć, ale było w nim coś, co sprawiało, że chciało mi się krzyczeć.
Albo dlatego, że spotkałem go w najlepszym momencie, albo przez gówno, w które wpakowałem się na dole z Chanyeolem kilka godzin temu, wiedziałem, że chłopak oznaczał kłopoty.
Schylając się, wziąłem go na ręce, kołysząc, jakby był dzieckiem, po czym położyłem go na swoim łóżku. Biorąc niedaleko leżący koc, przykryłem go nim od szyi do stóp.
Zerkając na niego po raz ostatni, wyszedłem z pokoju i zwyczajnie zszedłem po schodach.
Automatycznie uśmiechnąłem się, widząc Chanyeola siedzącego na krześle i jedzącego.
- Hej, Chanyeol - krzyknąłem, zaskakując mężczyznę, który dopiero po chwili uświadomił sobie, że to tylko ja.
- Co? - warknął. Nie był rannym ptaszkiem, co dało mi kolejny powód do okazania złości.
Bez zastanowienia podszedłem do Yeola, chwytając go za kołnierz koszulki, zmuszając do wstania i uderzyłem nim o ścianę. Nie zawahałem się przed zadaniem pierwszego ciosu w szczękę, otrzymując w efekcie spojrzenie pełne bólu i jęk niezadowolenia od Chanyeola. Jeszcze raz odchyliłem pięść w tył, po czym uderzyłem nią w brzuch mężczyzny.
- Następnym razem, kiedy odważysz się mi coś zrobić - zakpiłem z obrzydzeniem - I zagrozisz śmiercią. - Przysunąłem się, aż nasze nosy dzieliło kilka centymetrów - Nie będziesz miał szansy się odezwać, zanim się do ciebie dorwę. - Ściszyłem głos do szeptu, jad był słyszalny w każdym słowie, które powiedziałem.
Brutalnie popychając go na ścianę, odszedłem, zostawiając za sobą obolałego Chana. Jeśli istnieje coś, czego nienawidziłem, to byli to ludzie próbujący mnie przewyższyć. Dokładnie tak, jak Chanyeol zrobił to wcześniej.
Wróciłem do pokoju, gdzie zdjąłem wszystkie ubrania - Luhan wciąż spał - i wszedłem do łazienki. Odkręcając wodę, podreptałem pod prysznic, pozwalając gorącej wodzie trysnąć na skórę.
Ciepła ciecz spływająca po karku przywróciła mi spokój. Kochałem brać rano długie prysznice, ponieważ pozwalało mi to uciec od rzeczywistości. Właśnie dlatego, gdy skończyłem myć włosy i zakręciłem wodę, czułem się, jakby wracał na ring, na kolejną rundę.
Susząc włosy do perfekcji, owinąłem ręcznik na biodrach, po czym wyszedłem z powrotem do pokoju, zastając obudzonego Hana. Uśmiechnąłem się.
- Dzień dobry, słonko - drażniłem się ściszonym głosem, sprawiając, że chłopak dostał gęsiej skórki.
Luhan
- H-Hej - przełknąłem ślinę, próbując nie patrzeć na jego umięśniony brzuch, gdzie migotały kropelki wody, spływające po jego porcelanowej skórze.
To powinno być nielegalne. To zwyczajnie niemożliwe, żeby ktoś był tak kurewsko seksowny.
Ale wtedy przypomniałem sobie imprezę, morderstwo, bycie tu przywiezionym i kazanie spać na podłodze. Przed oczami pojawiły mi się mroczki.
- Dobrze się spało? - odwrócił się, przeszukując szafki w poszukiwaniu czegoś do włożenia.
- Po prostu fantastycznie, dzięki za troskę. Drewniana podłoga była wspaniała - sztucznie się uśmiechnąłem, co sprawiło, że na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
Oh, jak bym chciał zetrzeć go z jego twarzy.
- Cóż, miło mi to słyszeć. Jestem pewien, że mojej podłodze podobało się, że twój seksowny tyłek na niej leżał. Wiem, że mi by się podobało - puścił mi oczko, co sprawiło nalot motylków w moim brzuchu.
Zaczynam się czuć, jakbym oszalał. Musi być ze mną coś nie tak. Nie wspominając, że jest jeszcze bardziej bipolarny niż wtedy, a nie sądziłem, że to możliwe.
Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknąłem, nie wymyślając żadnej riposty. Wzdychając, wywróciłem oczami, po czym skrzyżowałem ręce i opuściłem ramiona.
- Co? Kot zjadł ci język? - Sehun zaczął się śmiać, wkładając białą koszulkę.
- Zamknij się - odpyskowałem. - Bipolarny skurwielu.
Zamarł.
- Co właśnie powiedziałeś? - odwarknął. Na chwilę zamilkłem, szerzej otwierając oczy, po czym spojrzałem w jego, przepełnione złością. Podniosłem brew.
- Co? Ogłuchłeś czy coś? - mruknąłem.
- Posłuchaj mnie, mała dziwko - splunął. - Nie odzywaj się tak do mnie, po tym, jak byłem wystarczająco miły, żeby położyć cię na swoim łóżku. Jeśli nie zauważyłeś, nie obudziłeś się na podłodze, więc jeśli byłbym tobą, to bym mi dziękował. Nie obrażał.
Przygryzłem wargę, zastanawiając się, o czym mówił. Spojrzałem w dół i uświadomiłem sobie, że byłem na łóżku. I to nie byle jakim, tylko jego łóżku. Zmarszczyłem brwi.
- Jak to się stało?
- Idiota - mruknął, potrząsając głową. - Duch Święty cię tu przyniósł - sarkazm był wyczuwalny w każdym jego słowie.
- Jak sądzisz, Sherlocku? Ja to zrobiłem - warknął, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Zamilkłem, przyswajając nowe informacje. Ten gnojek naprawdę raz zrobił coś miłego. Zacząłem czuć się z tym źle.
- Przepraszam.
- Co?
- Powiedziałem, że przepraszam - westchnąłem.
- Ah - pokiwał głową. - Tak myślałem.
Nie czułem się z tym źle. Powstrzymywałem się przed przewróceniem oczami, pozwalając im spojrzeć w dół. Wtedy zorientowałem się, że był już całkowicie ubrany.
- Jak udało ci się tak szybko przebrać? - zaskoczony gapiłem się na niego.
- Cóż, kiedy byłeś w trakcie wyzywania mnie, zdążyłem coś na siebie założyć - powiedział. Pokiwałem głową. Jedyne, czego nie rozumiałem to to, że nie zauważyłem, nawet żeby się ruszył, o ubieraniu nie wspomnę. Jęknąłem.
- Przestań jęczeć, to nieatrakcyjne. - Sehun odwróciwszy się, spojrzał w lustro i zaczął układać swoje perfekcyjne włosy. Podniosłem brew.
- Przepraszam? Myślisz, że kim ty jesteś?
- Wierzę, że nazywam się Oh Sehun. - Mrugnął do mnie w lustrze, wiedząc, że widzę jego odbicie. Nie mogłem się powstrzymać i wywróciłem oczami. Ten dzieciak mnie zabije - dosłownie lub nie, jeszcze nie byłem pewien.
- Kiedy wracam do domu? - westchnąłem. Zacząłem bawić się palcami. Najchętniej już bym się stąd wyniósł i wrócił do siebie, zanim moi rodzice zauważą, że wyszedłem.
Chłopak zatrzymał się, by pomyśleć. Po minucie, wydającej się trwać wieczność, odwrócił się i spojrzał mi w oczy.
- Dzisiaj - mruknął. Moja twarz natychmiast się rozpromieniła.
- Naprawdę? - szczerze się uśmiechnąłem. To coś, czego nie robiłem od momentu, w którym zostałem uprowadzony. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
- Yeah, nie mam powodu, żeby cię tu trzymać. Poza tym szczerze mówiąc, jesteś jak wrzód na dupie. - Byłem szczęśliwy. Mimo że powinienem się obrazić za to, jak mnie nazwał, postanowiłem tego nie robić, dopóki mogę wrócić do domu.
- Ale - zaczął, na co się skrzywiłem - jeśli chociaż spróbujesz powiedzieć cokolwiek, komukolwiek, o tym, co zdarzyło się na imprezie... - byłem zaskoczony, jak blisko mnie stał. - Zabiję cię - szepnął mi w usta, po czym się odsunął. Poczułem, jak coś przekręca mi się w żołądku. Mogłem jedynie przytaknąć.
- Chodźmy - podszedł do drzwi.
- Gdzie idziemy? - zmarszczyłem brwi.
- Chciałeś wrócić do domu, prawda? - powiedział, patrząc mi w oczy. Natychmiast wstałem, dołączając do niego w sekundę.
- O tak - odpowiedziałem, a chłopak jedynie się uśmiechnął.
***
Co dziwne, jazda nie była tak niezręczna, jak się spodziewałem. Mimo że prowadził w ciszy, nie było między nami przepaści. To było... normalne. Jakbym był w samochodzie ze znajomym. Sehun włożył rękę do kieszeni kurtki, wyciągając paczkę papierosów, po czym wyjął jednego i go odpalił.
- Możesz mnie tu wysadzić. - Wskazałem na przystanek.
- Jesteś pewien? - spytał, wypuszczając dym z ust.
- Tak, mój dom jest tuż za rogiem - odpowiedziałem, lecz on kontynuował jazdę, skręcając za blokiem.
- Gdzie jedziesz? Powiedziałem, żebyś zatrzymał się na przystanku - spojrzałem na niego z irytacją. Wysunął fajkę z ust, wypuszczając perfekcyjne kółko z dymu.
- Jaki w tym sens, jeśli mogę po prostu przywieźć cię do domu? - zapytał. Westchnąłem, opierając się o fotel.
- Cokolwiek.
Po pięciu minutach zatrzymaliśmy się przy moim domu. Szczerze mówiąc, myślałem, że mnie nie posłucha i będzie jechał dalej. Odwróciłem się w jego stronę i wzrokiem wypalałem dziurę w jego profilu.
- Um, dzięki - szepnąłem, na co chłopak pokiwał głową, zaciągając się jeszcze raz. Wreszcie, wolność. Gdy już miałem otwierać drzwi, głos Sehuna mnie zatrzymał. Zamknąłem oczy, błagając o jak najszybsze pójście do domu.
- Dasz mi swój numer? - Gwałtownie otworzyłem powieki, zastanawiając się, czy żartował, czy może był poważny.
- Chcesz mój numer? - powtórzyłem głupio, a chłopak przytaknął, patrząc na drogę przed sobą. Zawahałem się, lecz mimo wszystko pokiwałem głową.
- Pewnie - odsapnąłem, wyciągając telefon ze swoich jeansów. Wpisałem dyktowany przez niego numer i puściłem sygnał.
- Pa - powiedziałem, po czym wysiadłem, zamykając za sobą drzwi. Lekko mu pomachałem, obserwując, jak odjeżdża. Podszedłem do drzwi.
Wyciągając klucz spod wycieraczki, włożyłem i przekręciłam go kilkukrotnie w drzwiach, po czym wszedłem do środka. Odkładając klucz na miejsce, zamknąłem drzwi i na palcach poszedłem dalej, uważając, żeby nikogo nie obudzić.
- Gdzie byłeś, młody człowieku?
Zamarło mi serce, a żołądek boleśnie się skręcił. Odwracając się, zobaczyłem oboje rodziców siedzących na kanapie w piżamach.
Już na to za późno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz