Luhan
Sehun stał rozbawiony z ustami po jednej stronie.
- Jestem pod wrażeniem, mały. Nie wiedziałem, że masz w sobie coś takiego. - Odszedł od samochodu, aż stanął ze mną twarzą w twarz. Na jego ustach malował się ten sam przebiegły, kpiący uśmieszek.
- Cóż teraz już wiesz. - Posłałem mu sztuczny uśmiech.
Zerknąłem na niego, pozwalając swoim oczom przelecieć po całym jego ciele. Wreszcie zobaczyłem, w co był ubrany i nie będę kłamać, wyglądał dobrze. Miał na sobie białą koszulkę, na którą narzucił skórzaną kurtką, do tego ciemne, wąskie spodnie i czarne supry.
- Gapisz się na mnie. - Napotkałem jego wzrok. Droczył się ze mną.
- Nie. - Spojrzałem w inną stronę, zażenowany tym, że mnie przyłapał.
- Też nie wyglądasz źle.
Zerknąłem w dół i zorientowałem się, że miałem na sobie rurki, koszulkę, na którą narzuciłem sweter, a do tego wszystkiego trampki. Nie wiedziałem, czy mówił serio, czy robił sobie jaja, ale przyjąłem komplement, dziękując mu pod nosem.
- Wskakuj do samochodu, kotku. - Kiwnął głową w stronę swojego samochodu, który wyglądał nieco jak batmobile. Dopiero teraz to zauważyłem. Zmienił auto, a od naszego ostatniego spotkania nie minęła nawet godzina.
Miałem zamiar spytać się, gdzie go kupił, ale coś w środku mnie powstrzymało. Nie zorientowałem się, że Sehun wsiadł już do samochodu, dopóki nie nacisnął klaksonu, wyrywając mnie z zadumy. Wytknął głowę z samochodu, pozwalając jednej ręce zwisać przez okno.
- Wchodzisz czy nie? - zapytał. Spojrzałem na niego, jego samochód, po czym na swój dom. To nie była zbyt trudna decyzja. Przenosząc wzrok z powrotem na chłopaka, podszedłem do drzwi od strony pasażera. Wyciągając rękę, żeby je otworzyć, zorientowałem się, że nie mam za co chwycić.
- Co aż tyle trwa? - zawołał przez okno.
- Zamknij się! Nie bądź tak głośno, rodzice cię usłyszą. Poza tym nie wiem jak to coś otworzyć! - cicho krzyknąłem. Szatyn zachichotał.
- Po prostu naciśnij na ten guzik - mruknął. Spojrzałem w dół, próbując go znaleźć. Gdy już mi się to udało, wywróciłem oczyma, po czym wszedłem do środka.
- Już myślałem, że się nie doczekam - żartobliwie zaczął się kłócić.
- To nie moja wina, że masz taki skomplikowany samochód - syknąłem w obronie. Chłopak jedynie łobuzersko się uśmiechnął, wycofując samochód i przyśpieszając na drodze. Minęło kilka minut, podczas których kołysałem się we własnym rytmie, wybijając palcami rytm. Zerknąłem przez okno, zastanawiając się, gdzie jesteśmy. Wtedy zorientowałem się, że nawet nie wiem, gdzie jedziemy.
- Gdzie jedziemy? - odwróciłem się, żeby na niego spojrzeć, lecz wyższy tylko się zaśmiał.
- Co jest takie zabawne? - zapytałem. Zamiast odpowiadać, śmiał się dalej. Kiedy mu przeszło, przeniósł na mnie wzrok.
- Nauczyłeś się czegokolwiek od ostatniego razu, gdy mnie o to zapytałeś? - spojrzał z powrotem na drogę.
Przebłyski dzisiejszego dnia przewinęły mi się w głowie i przypomniałem sobie, że kiedy zadałem mu to samo pytanie, zachował się jak gnojek i mi nie odpowiedział. Wzruszyłem ramionami.
- Nie, wciąż jestem tak samo ciekawski. - Dumnie się uśmiechnąłem, ponownie go rozbawiając.
Przytrzymał kierownicę kolanem, odchylając się lekko w siedzeniu. Trzema palcami lewej ręki pilnował, żeby kierownica nie wymknęła się spod kontroli, podczas gdy drugą dłoń zanurkował w kieszeni kurtki. Wyciągając paczkę papierosów i zapalniczkę, włożył jednego z nich do ust i go odpalił. Wypuścił z ust dym i wrzucił pudełko z powrotem do kieszeni.
Biorąc fajkę między dwa palce, z powrotem wziął w rękę kierownicę, wyciągając spod niej kolano. Przez chwilę przytrzymał dym w ustach, po czym wypuścił perfekcyjne kółko, które momentalnie rozeszło się po całym samochodzie.
Potrząsnąłem głową. Ten dzieciak nas zabije, jeśli będzie poświęcał tak mało uwagi prowadzeniu, a tak dużo temu cholernemu papierosowi.
Skłamałbym, mówiąc, że nie wyglądało to seksownie. Nie chciałem tego przyznać, ale wszystko, co robił, automatycznie stawało się pociągające. Naturalnie, przerażało mnie to. Właśnie wtedy po raz kolejny uświadomiłem sobie, że byłem w aucie z mordercą.
- Skąd mam wiedzieć? Jestem w samochodzie z mordercą - wywróciłem oczami, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Masz zamiar mi to wypominać za każdym razem, gdy spróbuję coś powiedzieć? - warknął, a jego oczy zrobiły się ciemne.
Mój brzuch skręcił się z poczucia winy. Wydaje mi się, że zbyt szybko go oceniłem. Wiem, że kogoś zabił i był prawdopodobnie najbardziej bipolarną osobą, jaką znam, ale wciąż nie miałem prawa go osądzać, bo nie wiedziałem, czemu robił to, co robił.
Można powiedzieć, że byłem nim zaintrygowany, a w dodatku pod wrażeniem, że dotrzymał słowa i rzeczywiście pozwolił mi wrócić do domu. Spojrzałem na niego, podziwiając brak jakiejkolwiek niedoskonałości na jego twarzy.
- Na co się patrzysz? - jego ramiona zatrzęsły się od śmiechu.
- Na nic. - Zawstydzony, odwróciłem wzrok.
- Wiesz, zawsze możesz zrobić zdjęcie, skarbie. Zostanie na dłużej.
Jeśli ktoś by się spytał, dlaczego zgodziłem się gdziekolwiek z nim pójść, to szczerze mówiąc, nie potrafiłbym odpowiedzieć, bo najzwyczajniej w świecie nie wiedziałem.
- Idziemy coś zjeść - powiedział Sehun, odpowiadając na pytanie, które zadałem mu wcześniej. - Pasuje ci to? - zerknął na mnie.
- Pewnie - wzruszyłem ramionami, udając, że wszystko mi jedno, ale w rzeczywistości było zupełnie odwrotnie.
Przyszła mi do głowy kolejna rzecz i, jak zwykle, moje gadulstwo dało o sobie znać, więc się odezwałem, zanim zdążyłem zakodować, co robię.
- Czy to jest randka? - mentalnie się przekląłem, gdy tylko te słowa opuściły moje usta, a chłopak jedynie łobuzersko się uśmiechnął.
- Tylko, jeśli tego chcesz, skarbie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz