Sehun
Musiało być po mnie widać, że byłem wkurwiony i miałem ochotę kogoś zabić, bo Luhan zauważył to gdy tylko wsiadłem do samochodu.
— Wszystko okej? — spytał głosem przepełnionym troską. Zacisnąłem szczękę, próbując opanować złość na tyle, żeby na niego nie naskoczyć. Oblizując usta, przekręciłem kluczyk w stacyjce, wyjeżdżając na drogę.
— Wszystko w porządku — szepnąłem. Kątem oka zauważyłem, że zaczyna się niekomfortowo wiercić, chcąc zadać kolejne pytanie, ale ugryzł się w język, nie chcąc mnie zdenerwować. Dobry chłopiec.
Kładąc lewą dłoń na górze kierownicy, poczułem dużą chcicę. Przechyliłem się na bok i zacząłem przeszukiwać małą przegródkę w poszukiwaniu tego, czego najbardziej teraz potrzebowałem. Chwytając paczkę papierosów, lekko odchyliłem się na siedzeniu, przesuwając wzrokiem po pudełku i drodze, żeby upewnić się, że nie spowoduję wypadku. Wyciągnąłem fajkę i zapalniczkę z kieszeni, po czym rzuciłem opakowanie na bok i odpaliłem peta.
Zaciągnąłem się i poczułem, jak moje mięśnie przestają być napięte. Minęło trochę czasu, odkąd miałem okazję zapalić. Otworzyłem okno, gdy zauważyłem, że powietrze zaczęło być pełne dymu. Luhan w skupieniu się we mnie wpatrywał. Przeniósł usta na jedną stronę i zmarszczył brwi tak, że wyglądały teraz, jak jedna linia. Wyglądał, jakby nad czymś myślał. Wzdychając, zjechałem na bok i zatrzymałem samochód.
— O co chodzi? — warknąłem. Chłopak był zaskoczony moim wybuchem, bo szeroko otworzył oczy.
— O nic...
— Przestań pierdolić, Lu — wymamrotałem, ponownie się zaciągając. Przez chwilę trzymałem dym w ustach, po czym go wypuściłem.
— Ja ni...
— Powiedziałem — zacząłem jeszcze raz, a mój głos był głośny i wyraźny. — Przestań pierdolić.
— Ja... po prostu — urwał, głośno wzdychając. — Wydajesz się...
— Po prostu to powiedz, Luhan — syknąłem, próbując powstrzymać swojego wewnętrznego demona.
— Wydajesz się spięty, okej? Jakby coś było z tobą nie tak — powiedział na jednym wydechu. Zacisnąłem usta, wpatrując się przed siebie, zauważając wiele samochodów przejeżdżających obok, chmury wolno płynące po niebie, słońce zachodzące na niebie, ciemność coraz bardziej się do nas zbliżającą. Napięcie wzrosło, gdy zacząłem sobie przypominać wydarzenia sprzed kilkunastu minut.
— Już niedługo twój chłopak będzie krzyczał moje imię, prosząc o więcej — szepnął mi do ucha z kpiną w głosie. Moje ręce automatycznie zwinęły się w pięści. Chwilę później zacisnąłem je na jego koszulce, przyciskając go do ściany.
— Na twoim miejscu uważałbym na słowa — warknąłem, trzymając twarz centymetry od jego.
— Twoje groźby nic dla mnie nie znaczą, Oh.
— A powinny — syknąłem. — To znaczy, jeśli chcesz być żywy. Chyba się nie zrozumieliśmy, Black. Nie boję się wysadzić twojej głowy tu i teraz.
— Nie zrobiłbyś tego.
— Chcesz się założyć? Jeśli jeszcze raz się do niego zbliżysz albo położysz na nim swoje brudne ręce, upewnię się, że twoja śmierć będzie wolna i bolesna, a gdy skończę, nie zostawię po sobie żadnych śladów. Nie, żebyś miał po co żyć. — Przechyliłem głowę na bok, wiedząc, że trafiam w czuły punkt. — To znaczy, twoi rodzice i brat nie żyją, prawda? — uśmiechnąłem się, gdy nic nie powiedział. — Co? Kot odgryzł ci język, Black? Czyżbym trafił w czuły punkt? — uśmiechnąłem się złośliwie. Black zacisnął szczękę i popatrzył na mnie z mordem w oczach.
— Jeśli ktoś tu kogoś nie zrozumiał, to raczej ty mnie — krzyknął.
— Nie boję się ciebie — warknąłem.
— A powinieneś. — Uśmiechnął się łobuzersko. — Bo wiesz, nie mam oporów przed wysadzeniem twojego chłopaka w kawałeczki. Pamiętasz stare, dobre czasy, gdy byliśmy blisko? — chłopak wciąż mnie prowokował.
— Nigdy się nie przyjaźniliśmy — warknąłem.
— Dlaczego? Oh, pamiętam... — Klasnął w dłonie, udając zaskoczonego. — Bo twoja rodzina wyrzekła się twojej żałosnej dupy? Koleś sądziłem, że już ci przeszło.
— Zamknij się! — krzyknąłem.
— Co? Czyżbym trafił w czuły punkt? — powtórzył moje własne słowa. — A może to nie twoja rodzina jest problemem... Czy może chodzić o to, że to przeze mnie twoja bezcenna siostrzyczka, Suzy, umarła? — zapytał z kpiną. Wtedy poczułem, jakby cały świat się zatrzymał, zostawiając tylko mnie i Blacka. Zacząłem czuć wszystkie możliwe uczucia na raz, a moje policzki zrobiły się czerwone ze złości, gdy chłopak przypomniał mi dzień, który tak bardzo chciałem zapomnieć.
— Zamknij się! — krzyknąłem jeszcze raz, czując, jak robi mi się gorąco.
— Co? — Black podniósł ręce w górę. — Nie możesz pogodzić się z przeszłością, Oh? — zawołał, a jego głos rozniósł się echem po pokoju. — Jakie to uczucie?
— Pierdol się — warknąłem i wymierzyłem pięść w jego twarz, po czym popchnąłem go na ścianę i ponownie uderzyłem. — Wcześniej ci odpuściłem, Black. Ale teraz? Moja cierpliwość się kończy i mam niezwykłą ochotę cię zabić.
— Nie odważyłbyś się — syknął. — Nie bałem się zabić Suzy, a teraz zdecydowanie nie boję się zabić też twojego bezcennego chłopaka — zakpił.
— Dotknij Luhana, a osobiście cię potnę i nakarmię tobą psy — syknąłem, upewniając się, że usłyszał każde słowo wyraźnie. — Rozumiemy się?
— Pamiętaj Oh, nie mam oporów przed odrobiną rywalizacji.
— To nie Chiny, kolego. — Uśmiechnąłem się łobuzersko. — To ja rządzę w tym mieście.
— Nie na długo.
— Jeszcze się przekonamy. — Podszedłem do drzwi. — Oh i Black? — odwróciłem głowę, żeby na niego spojrzeć. — Jeszcze raz wspomnisz o Suzy i zobaczysz część mnie, z którą jeszcze nie miałeś styczności. Mogę ci to obiecać.
— Masz rację — wymamrotałem. Luhan spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.
— Mam?
— Coś jest ze mną nie tak. — Spojrzałem na niego. — Ale nie musisz się niczym martwić, okej? — moja twarz złagodniała. Delikatnie pogłaskałem go po policzku. — Zajmę się tym.
Luhan
— Nie masz się czym martwić — szepnął Sehun, sprawiając wrażenie, że jeśli powiedziałby to głośniej, coś by we mnie pękło.
— Okej — szepnąłem. Sehun przełknął ślinę, oblizując usta, po czym wjechał z powrotem na drogę, kierując się do mojego domu. Wiedziałem, że to nie wszystko i gryzło go coś jeszcze, ale stwierdziłem, że nie powinienem się już odzywać. Niektóre rzeczy to nie moja sprawa. Nie minęło dużo czasu, gdy wyższy skręcił w moją ulicę i zatrzymał się kilka domów od mojego. Odpinając swój pas, odwróciłem się w jego stronę.
— Dziękuję. — Uśmiechnąłem się. Sehun pokiwał głową, wpatrując się w drogę przed sobą.
— Nie ma za co — wymamrotał. Zacisnąłem usta, nie wiedząc, czy powinienem coś powiedzieć, czy wyjść. Zauważając moją niepewność, chłopak z powagą spojrzał mi w oczy.
— Kocham cię, wiesz o tym... prawda? — spytał.
— Tak i też się kocham. — Popatrzyłem na niego ze smutkiem, czując, jak zaciska mi się żołądek.
— Chodź tu. — Kiwnął głową. Przygryzłem wargę, po czym się do niego zbliżyłem. Kładąc mi dłoń na policzku, lekko się pochylił, łącząc nasze usta. Westchnąłem, pogłębiając pocałunek, również kładąc mu rękę na poliku. Chwytając mnie za biodra, lekko popchnął tak, że oparłem się o drzwi. Odsuwając się, zanim doszłoby do czegoś więcej, Sehun oblizał usta, rozkoszując się smakiem.
— Do zobaczenia jutro — szepnął. Pokiwałem głową, po raz ostatni go całując, po czym wyszedłem z samochodu. Zamknąłem za sobą drzwi, po czym mu pomachałem i odszedłem.
— Mamo! Tato! Jestem w domu! — krzyknąłem, zdejmując buty. Wszedłem do salonu, gdzie spodziewałem się zastać ich oglądających telewizję, ale zamiast tego stali tam z rękoma skrzyżowanymi na piersi i złością wymalowaną na twarzy. Tuż na nimi siedział zaskakujący gość.
— Baekhyun? — spytałem, zszokowany.
Przyłapany.
Sehun
— Musi odejść.
— Kurwa, Oh, starczy tego gówna z Blackiem. Potrzebujemy go do bomb... — Zaczął, ale mu przerwałem.
— Zapomnij o tych pierdolonych bombach! — warknąłem. Chanyeol spojrzał na mnie, zaskoczony moim wybuchem. — Nie obchodzą mnie. Chcę się go jedynie szybko pozbyć.
— Nie możemy go po prostu zabić, Oh. To tak nie działa.
— Zabijamy naszych wrogów, prawda? Tych, którzy grożą ludziom, których kochamy? — czekałem, a Chanyeol jedynie się we mnie wpatrywał. — Mam rację?
— Tak, tak, ale cholera, Sehun! Nie możemy go po prostu zabić!
— Wydaje mi się, że możemy — syknąłem.
— Nie, nie możemy. — Pokręcił głową. — Policja będzie wszędzie, chcąc się dowiedzieć, jak zginął znany Black. To zbyt ryzykowne, nie możemy.
— Zabiłem Lee i nie było żadnych problemów....
— Chyba zapomniałeś, że twój szanowny chłopak był świadkiem — zakpił.
— Wiesz co? — spojrzałem na niego, a z moich oczu cisnęły błyskawice. — Zapomnij o sobie. Sam to zrobię. To nic, czego już nie robiłem.
— Nie możesz zabić go sam, Oh — syknął Chan. — Przestań myśleć dupą, a zacznij mózgiem.
— Właśnie to robię i mój mózg każe mi zabić ten kawałek gówna — powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
— Słuchaj Oh, wiem, że troszczysz się o swojego chłopaka, ale to nie jest tego warte. Żaden chłopak nie jest — powiedział.
— Nie mów tak o nim.
— Ja tylko mówię. Kurewsko dużo ryzykujesz.
— Nie robię tego tylko dla Luhana. Robię to dla siebie. Robię to dla świętego spokoju. Robię to dla Suzy — urwałem. Chanyeol zamarł, słysząc jej imię. Chwilę nad tym myśląc, wypuścił krótki, roztrzęsiony oddech.
— Dawno o niej nie wspominałeś — wymamrotał.
— Ta, cóż, nie myślałem o niej, dopóki Black mi o wszystkim nie przypomniał, grożąc, że zrobi to samo z Luhanem.
— Kurwa — warknął, mierzwiąc swoje włosy.
— Dokładnie — mruknąłem. — Właśnie ty wiesz najlepiej, dlaczego muszę to zrobić.
— Wiem, zaufaj mi, masz rację, ale... — Ponownie pokręcił głową. — Suzy nie chciałaby, żebyś ryzykował w ten sposób życie.
— Nie wiesz, co chciałaby Suzy i ja też nie. Jest martwa, pamiętasz? Nie jest tu i nie może wyrazić swojego zdania. Właśnie dlatego muszę to zrobić.
— Mogłeś załatwić to dawno temu, ale się powstrzymałeś.
— Bo wiedziałem, że jeśli bym to zrobił, a Suzy by wciąż żyła, to by mnie za to znienawidziła.
— Więc czemu chcesz zrobić to teraz? — spytał.
— Ponieważ — urwałem. — Suzy zawsze powtarzała, że gdy znajdę drugą połówkę, mam nigdy i bez względu na wszystko nie pozwolić jej odejść i teraz Luhan jest tą drugą połówką i nie mam zamiaru pozwolić, by Black naruszył jego bezpieczeństwo — powiedziałem. Chanyeol wpatrywał się we mnie, nie wiedząc co powiedzieć. Wiedział, że miałem rację, ale nie chciał tego przyznać. Posyłając mu ostatnie spojrzenie mówiące, że zamierzam to zrobić, wyszedłem z pokoju. Jeszcze zanim to zrobiłem, usłyszałem jego wiązankę przekleństw i kilkukrotne uderzenie w ścianę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz