Luhan
— Mam co zrobić? — Baekhyun wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem, a jego oczy i usta były szeroko otworzone w szoku. Przygryzłem wargę, zastanawiając się, czy to był dobry pomysł, ale właściwie nie miałem na to za wiele czasu. Teraz albo nigdy.
— Chcę, żebyś był świadkiem w dochodzeniu. Proszę Baekhyun — poprosiłem, z desperacją ukrytą w moich słowach. — Jesteś jego jedyną nadzieją.
— Luhan. — Baekhyun potrząsnął głową. — Nie sądzę, że zdajesz sobie sprawę z tego, o co mnie właśnie prosisz.
— Zdaję sobie z tego sprawę, naprawdę. Jesteś jedyną osobą, która może to zrobić. Tamtej nocy byłeś na przyjęciu i go widziałeś.
— Luhan. Prosisz mnie o to, żebym okłamał policję dla kryminalisty.
— On nie jest kryminalistą Baekhyun — warknąłem.
— Jasne, to dlatego jest ścigany przez policję — powiedział z sarkazmem, wywracając oczami. — Widzę w tym sens.
— On nie zrobił nic złego! Oni tylko myślą, że coś zrobił, co jest strasznie niesprawiedliwe. On był ze mną tamtej nocy, pamiętasz?
— Dlaczego nie widzisz, że on nie jest dla ciebie odpowiedni? To jest perfekcyjny przykład na to, dlaczego nie chcę, żebyś był gdziekolwiek w pobliżu niego.
— Nie jesteś moim rodzicem, Baekhyun. Jesteś moim przyjacielem! Powinieneś mnie wspierać. — Potrząsnąłem głową, powstrzymując siebie od zagłębiania się w wyjaśnienia. — Wiesz co? Nie potrzebuję tego. Po prostu idź, a ja coś wymyślę — syknąłem.
— Nie. Nie — zaczął Baek, biorąc głęboki oddech. Spojrzałem na niego z ostrożnością ciekawy, co chciał powiedzieć. — Ja to zrobię — mruknął, odwracając wzrok.
— Zrobisz?
— Tak. — Pokiwał głową. — Jeśli to ma mi przywrócić przyjaciela, zrobię to.
— Skąd mogę wiedzieć, że mnie nie okłamujesz? — popatrzyłem na niego. — Praktycznie obraziłeś mojego chłopaka, dosłownie moment wcześniej.
— Ponieważ, Luhan. Mimo że za nim nie przepadam, z jakiegoś dziwnego powodu on sprawia, że jesteś szczęśliwy, a jako twój przyjaciel, tylko tego chcę. Widzę sposób, w jaki zawsze za nim stajesz i to, że on zrobi wszystko, żeby cię obronić. Że jesteście dla siebie. On przyszedł do mojego domu. Wiesz... po tym, co się stało.
— Wiem — odpowiedziałem.
— Zgaduję, że wiesz, co tam się stało. — Uniósł brew.
— Mhm. — Pokiwałem głową.
— Więc zapewne wiesz, że groził mi, żebym więcej się do ciebie nie zbliżał...
Nie odezwałem się ani słowem, ale on i tak dostał odpowiedź głośną i wyraźną.
— Uważam, że to, w jaki sposób mnie potraktował, było pozbawione szacunku, ale... Wiem, co za tym stało. To, co próbuję powiedzieć to, że mimo tego, że go nie lubię, zrobię cokolwiek, żeby pomóc. Powiedz mi tylko co i to zrobię.
— Dobrze. Musimy to omówić z Sehunem — powiedziałem. Podszedłem do swojego telefonu i wybrałem numer chłopaka. Po kilka sygnałach odebrał.
— Sehun?
— Tak, skarbie?
— Baekhyun chce z tobą porozmawiać.
Sehun
— Dobra. — Usiadłem na kanapie obok Laya. — To, co teraz robimy?
— Czekamy. — Chanyeol wzruszył ramionami. — Zachowujemy się normalnie, nie robimy nic niezwykłego. Kiedy przyjdą jutro zadawać pytania, nie pokazuj ani cienia wahania.
— Cóż, to łatwe.
— Nic czego byś wcześniej nie robił, Oh. — Yeol mrugnął do mnie.
— Masz rację. — Zachichotałem.
— Rozmawiałeś o tym z Luhanem? — zapytał Lay, zwracając na siebie moją uwagę. — Wiesz, że nie może tutaj przychodzić w trakcie dochodzenia. Oni będą obserwować cię przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, dopóki sprawa się nie zakończy.
— Wiem. Powiedziałem mu, że musi zaczekać kilka dni.
— Jak to przyjął? — spytał Kai.
— Był trochę zdenerwowany, ale rozumie, dlaczego tak musi być.
— To dobrze. Ostatnim czego potrzebujemy, to chłopak uznający, że może tutaj przyjść w trakcie dochodzenia policji.
— Nie zrobiłby tego, jest na to zbyt mądry — mruknął Chanyeol.
— Stary, czy jest coś, co chciałbyś mi powiedzieć?
— Co?
— To znaczy... Prawiłeś komplementy mojemu chłopakowi cały dzień.
— Oczywiście, że nie, Oh. Jest ładny, ale nie podoba mi się w ten sposób. Po prostu mam do niego szacunek.
— Dobrze, bo nie chciałbym być zmuszony do skopania ci dupy, żebyś trzymał się od niego z daleka. — Uśmiechnąłem się.
— Nawet byś mnie nie dotknął.
— Chcesz się założyć? — podniosłem się. Na co Chanyeol również wstał.
— Dawaj — warknął. Podeszliśmy do siebie i wybuchliśmy śmiechem. Przybiliśmy piątkę, a ja klepnąłem go w dłonią w plecy, zanim wróciliśmy na miejsce.
— Jesteście idiotami. — Lay wywrócił oczami, rzucając we mnie poduszką. Złapałem ją i odrzuciłem w jego stronę.
— Nie rzucaj we mnie poduszkami, tylko dlatego, że jesteś zazdrosny.
— Naprawdę zamierzasz teraz używać wszystko, co mówiłem do ciebie, przeciwko mnie?
— Może. — Parsknąłem śmiechem, wzruszając ramionami. — Może nie.
— Jesteś strasznie niedojrzały.
— Jesteś strasznie niedojrzały — powtórzyłem wysokim głosem.
— Hej, panienki, wystarczy. — Chanyeol zachichotał. Popatrzyliśmy na siebie z Layem, po czym odwróciliśmy się i rzuciliśmy w Yeola poduszkami. Kiedy tylko na niego spadły, ten spojrzał na nas.
— Za co to do cholery było?
— Karma.
— Czasami zachowujecie się jak dzieci, przysięgam — zaszydził, potrząsając głową. Miałem właśnie zamiar coś powiedzieć, kiedy poczułem wibrujący telefon w kieszeni. Wyciągnąłem go i spojrzałem na ekran, żeby zobaczyć, kto dzwonił.
— Kto to? — spytali w tym samym czasie.
— Luhan.
— Nie odbieraj — powiedział Chan.
— Co jest takiego ważnego? — przejechałem palcem po ekranie, odblokowując go i przykładając telefon do ucha, ignorując natarczywe spojrzenie chłopaka. — Halo?
— Sehun?
— Tak, skarbie?
— Baekhyun chce z tobą porozmawiać.
— Co? — zastygłem, szeroko otwierając oczy.
— Jest tutaj. Przywitaj się Baek. — Luhan włączył tryb głośnomówiący.
— Cześć Sehun...
— Co robisz w jego domu?
— Sehun... — Luhan westchnął.
— Czy nie mówiłem Ci, żebyś się do niego nie zbliżał?
— Sehun. — Luhan znów się odezwał.
— Chcesz, żebym cię za...
— Sehun! — warknął Luhan, powodując, że chłopcy zachichotali do siebie. Spojrzałem na nich wzrokiem mówiącym, że mają się zamknąć.
— Co? — syknąłem.
— Przestań być takim kutasem, chociaż na dwie sekundy i mnie wysłuchaj.
— Co? — mruknąłem, sadowiąc się na kanapie.
— Poprosiłem go, żeby do mnie wpadł.
— I dlaczego do cholery miałbyś to zrobić?
— Możesz przestać i dać mi dokończyć? — skarcił mnie.
— Nie ważne.
— Ma zamiar pomóc ci z policją.
— Co?
— Powiedział, że to zrobi. Okłamie policję odnośnie do tej nocy. — Mogłem poczuć radość, kryjącą się za słowami Luhana.
— A ty mu ufasz?
— Cóż... Tak.
— Luhan — mruknąłem. — Czy ja niczego cię nie nauczyłem?
— Myślałem, że się ucieszysz...
— Cieszę się, tylko skąd wiesz, że możemy mu ufać?
— Byliśmy przyjaciółmi przez lata, Sehun. Znam go jak własną kieszeń. Wiem, kiedy kłamie, a kiedy nie.
Postanowiłem o tym pomyśleć. Moje wnętrze mówiło mi, żeby mu zaufać, zaufać Luhanowi, że on nie kłamie, ale rozum mówił mi, żeby tego nie robić. Skoro raz zachował się w taki sposób wobec Luhana, może zrobić to znowu.
— Daj go do telefonu.
— Halo? — usłyszałem cichy głos. Powstrzymałem się przed powiedzeniem czegoś chamskiego.
— Luhan powiedział, że zamieszasz mi pomóc — powiedziałem zdecydowanym głosem, chcąc mu pokazać, że chodzi o biznes, a jeśli spieprzy sprawę, zabiję go w sekundę bez zastanowienia.
— Tak...
Spojrzałem na chłopców, zauważając ich zdziwione spojrzenie, kiedy zastanawiali się, o co chodzi. Postanowiłem przełączyć na głośnomówiący, żeby łatwiej było to omówić.
— Skąd mogę wiedzieć, że mogę ci zaufać?
— B-bo — przerwał, po czym odchrząknął i ponowił. — Obiecałem to Luhanowi.
— Co sprawia, że myślisz, że to wystarczy?
— Ja... Nie wiem.
Uśmiechnąłem się do siebie. Ten gówniarz bał się ze mną rozmawiać; wątpię, żeby postanowił mnie oszukać. Wiedział, co byłoby stawką, jeśli tak by się stało.
— Okej. Więc tak. Powiem policji, że się widzieliśmy, po czym wyszliśmy wcześniej, żeby się zabawić. Jeśli wiesz, co mam na myśli. — Uśmiechnąłem się, a chłopcy zachichotali.
— Uhm... Okej.
— Jeśli spytają, wyszliśmy około pierwszej. Zabrałem cię do siebie, zabawiliśmy się, po czym wyszedłeś i noc się zakończyła.
— To wszystko?
— Tak. Tyle wystarczy. Nie za wiele informacji. Dajemy im wystarczająco dużo, żeby była to prawda i nie tyle, żeby coś wyszło na jaw.
— Okej.
— Chyba że chciałbyś poznać szczegóły tego, co — zatrzymałem się. — Robiliśmy.
— Uhm... Nie. Tyle wystarczy.
— Jesteś pewien? Bo to znaczy... Możemy im powiedzieć, jak duży jest mój kutas i co z nim robiłeś przez całą noc — mruknąłem. Chanyeol praktycznie spadł z krzesła, próbując kontrolować śmiech.
— Nie, dzięki.
— Okej, cokolwiek zechcesz — powiedziałem i usłyszałem szmer po drugiej stronie, kiedy telefon był przekazywany.
— Jesteś dupkiem — syknął Luhan.
— Przepraszam, skarbie. Musiałem.
— Nie, nie musiałeś.
— Nie bądź zły.
— Nienawidzę cię.
— Wcale nie.
— Tak. W tym momencie naprawdę cię nienawidzę.
— A świnie latają. — Zachichotałem. — Do zobaczenia wkrótce, skarbie.
— Ta, do zobaczenia — szepnął i rozłączył się. Nie mogłem się powstrzymać. Wybuchnąłem śmiechem, kiedy tylko rozmowa dobiegła końca.
— Bawienie się z tym gnojkiem jest zbyt łatwe.
— Mogę sobie wyobrazić, jak bardzo przerażony był. — Kai zachichotał. Po kilku minutach uspokoiłem się na tyle, żeby wziąć głęboki oddech i zablokować telefon, wsuwając go do kieszeni.
— Szykuje się dzień pełen wrażeń. — Chanyeol podniósł się. — Idę do łóżka.
— Tak. — Lay również wstał.
— Mogę sobie wyobrazić, jak szybko jutro policja się pojawi — mruknął Chen i tak samo, jak reszta, wstał.
— Ja jeszcze trochę posiedzę. Do zobaczenia jutro.
— Okej, śpij dobrze. Masz przed sobą wielki dzień — powiedzieli, na co kiwnąłem głową.
Kiedy teren był czysty, wyciągnąłem telefon i wybrałem najczęściej wyszukiwany numer.
— Co?
— Kocham cię.
— Ja ciebie też.
Uśmiechnąłem się i zdecydowałem zakończyć rozmowę na tym. Nacisnąłem czerwoną słuchawkę i wszedłem po schodach na górę.
Luhan
— Dziękuję Baekhyun. — Uśmiechnąłem się lekko. — To wiele dla mnie znaczy i dla Sehuna też, on po prostu czasami jest dupkiem. — Wywróciłem oczami.
— Nie ma sprawy. On ma prawo mi nie ufać, ale cieszę się, że ty masz do mnie zaufanie. To było miłe przyjść do ciebie i trochę tu posiedzieć mimo że to tak wyglądało. — Stał w progu mojego domu, gotowy do wyjścia.
— Tak, było miło. Może jeśli ta cała sprawa się skończy, moglibyśmy dalej zachowywać się tak, jak za dawnych czasów.
— Zapamiętam to. — Uśmiechnął się.
— Powodzenia ze wszystkim.
— Tęskniłem za tobą. — Odsunąłem się i obserwowałem, jak wychodził, zanim jeszcze raz się odwrócił.
— Ja za tobą też.
— Denerwujesz się?
— Czym?
— No wiesz... Policją i tym wszystkim — szepnąłem tak, żeby tylko Baekhyun mógł mnie słyszeć.
— Raczej nie. Historia, którą mam opowiedzieć jest całkiem prosta.
— Okej. Dziękuję jeszcze raz. Naprawdę to doceniam, tak samo Sehun.
— Na pewno to docenia. Do zobaczenia wkrótce?
— Na razie, Baekhyun. — Pomachałem do niego, kiedy wyszedł. Zamknąłem drzwi do swojego pokoju, wypuściłem z ust głęboki oddech, nie zdając sobie sprawy, że do tej pory go wstrzymywałem. Po kilku sekundach zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na ekran, żeby zobaczyć, kto dzwoni.
— Co?
— Kocham cię.
Nie odezwałem się, przygryzając wnętrze policzka. Czy on naprawdę zadzwonił tylko po to, żeby mi to powiedzieć?
— Ja ciebie też.
Oczekiwałem, że powie coś jeszcze, ale ten się rozłączył. Kretyn.
Zgasiłem światło i wszedłem pod koc, którym ściśle się owinąłem. Położyłem telefon obok siebie i zamknąłem oczy. Jedyne, o czym myślałem to Sehun i to, jak bardzo chciałem, żeby wszystko było dobrze.
Sehun
— Otwierać! Policja! — pukaniu do drzwi towarzyszyły wrzaski. Miałem ochotę, żeby wyjść i ich zabić na miejscu, ale przypomniałem sobie, dlaczego tutaj są.
Podniosłem się z łóżka, ziewnąłem i podrapałem się w klatkę piersiową. Bardzo powoli zszedłem po schodach i podszedłem do drzwi. Miałem na sobie tylko bokserki i prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodziło.
— Masz trzy sekundy, zanim wyważymy drzwi, Oh! — krzyknęli. — Raz, dwa...
— Możecie przestać wrzeszczeć? Przecież idę! — mruknąłem i otworzyłem drzwi. Kiedy tylko to zrobiłem, stanąłem twarzą w twarz z trzema policjantami.
— Mamy nakaz przeszukania. — Wysoki, łysy mężczyzna trzymał kawałek papieru. Pokiwałem głową i pozwoliłem im wejść do środka. Dwóch z nich od razu weszło na górę, a jeden został na dole, żeby, jak zgaduję, porozmawiać ze mną. Wszedłem do kuchni i nalałem sobie szklankę wody, zanim wróciłem do miejsca, w którym stał policjant a teraz również chłopcy, zmęczeni jak ja.
— O co chodzi?
— Policja, nakaz przeszukania — mruknąłem. Pokiwali głowami i zajęli miejsce przed telewizorem.
— Panie Oh. — Usłyszałem za sobą srogi głos, więc się odwróciłem.
— Tak?
— Mam do ciebie kilka pytań. — W dłoni trzymał notatnik i długopis. Usiadłem i oparłem łokcie na kolanach.
— Strzelaj.
— Gdzie byłeś w nocy, jedenastego listopada?
— Na imprezie.
— Jaki rodzaj imprezy?
— Nie wiem. Są jakieś specjalne rodzaje?
— Po prostu odpowiedz na pytanie — westchnął.
— Zwyczajna impreza. Wszyscy byli zaproszeni. — Wzruszyłem ramionami.
— I co na tej imprezie robiłeś?
— Piłem, rozmawiałem, tańczyłem i uprawiałem seks. Czyli to, co zazwyczaj robi się na imprezach. — Uśmiechnąłem się. Mężczyzna odchrząknął, czując się niekomfortowo i zapisał informacje, które ode mnie dostał.
— Miałeś na tej imprezie jakieś konfrontacje? Czy ktoś cię zdenerwował na tyle, żebyś mógł mu zrobić coś drastycznego?
— To jest inna droga pytania o to, czy kogoś zabiłem? — zapytałem, a facet nie odpowiedział. Zamiast tego wpatrywał się we mnie, próbując doszukać się w mojej twarzy czegokolwiek niekomfortowego. Parsknąłem śmiechem.
— Sorry, ale nie. Byłem zajęty bawieniem się.
— A co było tą zabawą?
— Naprawdę? Czy ty w ogóle kiedykolwiek gdzieś wychodzisz?
— Odpowiedz.
— Okej, nie trzeba od razu się złościć. Mogłeś po prostu powiedzieć, że nie — mruknąłem.
— Panie Oh...
— To się nazywa żart. Słyszałeś kiedyś o czymś takim? Uprawiałem seks. — Wzruszyłem ramionami. — Co mogę powiedzieć? Lubię słyszeć, kiedy krzyczy moje imię. — Uśmiechnąłem się. Jeśli wcześniej czuł się nie komfortowo, to wyobraź sobie, co czuł teraz.
— Czy przed tym rozmawiałeś albo miałeś jakikolwiek kontakt z Panem L. Lee?
— Panem kim? — spytałem, grając głupiego.
— L. Lee.
— Nigdy o nim nie słyszałem.
— Gdzie byłeś tamtej nocy?
— W domu.
— Robiąc co?
— Uprawiając seks.
— Przepraszam?
— Znalazłem na imprezie chłopaka, z którym mogłem się zabawić. Zabrałem go do domu i uprawiałem z nim seks.
— I o której to było?
— Około pierwszej.
— Oczekujesz, że w to uwierzę?
— Wierz, w co chcesz albo możesz sam go spytać.
— Imię?
— Byun Baekhyun — mruknąłem, a mężczyzna zapisał to w notatniku, po czym go zamknął.
— Będziemy w kontakcie, Panie Oh.
— Będę tutaj.
Po skończeniu rozmowy, dwóch pozostałych policjantów zeszło na dół.
— Nic.
— Zobaczymy się wkrótce, Oh — powiedział łysy mężczyzna.
— Zadzwońcie do mnie, zanim przyjdziecie. Kto wie, z kim będę wtedy uprawiać seks. Chyba nie chcielibyście wejść tutaj w trakcie, prawda? — zapytałem i uśmiechnąłem się, zamykając za nimi drzwi.
— Czy mógłbyś być jeszcze bardziej bezpośredni? — syknął Chanyeol.
— No co? Czasem trzeba się z nimi trochę pobawić. — Wzruszyłem ramionami.
Baekhyun
Wziąłem kilka głębokich oddechów, próbując się uspokoić. Luhan zadzwonił do mnie, mówiąc, że policja może tutaj być w każdej chwili, a ja nie mogłem być jeszcze bardziej zdenerwowany. Jeśli to schrzanię, Luhan nigdy się do mnie nie odezwie, a Sehun mnie zabije.
Spędziłem kolejne pół godziny na zastanawianiu się, co może być źle, kiedy usłyszałem głośne pukanie do drzwi.
— Policja! Otwierać! — kiedy otwierałem drzwi przypomniałem sobie słowa Luhana. Mam nie być ani za miły, ani zbyt ostry. Powinienem być tak spokojny, jakbym to z nim rozmawiał.
— Tak? — spojrzałem na nich z lekkim uśmiechem na ustach.
— Chcielibyśmy zabrać cię na komisariat.
— Mogę zapytać dlaczego, oficerze? — spytałem.
— Chcielibyśmy zadać ci kilka pytań dotyczących śmierci pana Lee.
— Dobrze, tylko wezmę swoją kurtkę. — Odwróciłem się i ściągnąłem ją z wieszaka, po czym na siebie założyłem.
— Tędy.
Szedłem za nimi aż do auta, gdzie otworzyli przede mną drzwi i kazali mi wejść do środka. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, stanąłem oko w oko z ogromnym budynkiem. Przygryzłem wargę i wyszedłem za auta za oficerami.
Wszedłem za nimi do budynku, gdzie zaprowadzili mnie do biura, w którym było jeszcze więcej oficerów. Niektórzy szli z kubkiem kawy w ręku, inni z dokumentami.
Oficer otworzył przede mną metalowe drzwi do pomieszczenia, w którym stał stalowy stół i krzesło, co sprawiło, że moje serce automatycznie przestało bić.
— Zajmij miejsce. Przyjdziemy za chwilę.
Pokiwałem głową i niekomfortowo usiadłem na krześle, kiedy zamknęły się za nimi drzwi. Kilka sekund później drzwi znów się otworzyły i ku mojej niespodziance, do środka został wepchnięty Sehun.
— Nie musisz mnie do cholery pchać. Z jakiegoś powodu mam przecież nogi — syknął i wywrócił oczami.
— Proszę siadać i się zamknąć, Panie Oh — powiedział oficer, zanim zamknął drzwi.
— Jebany dupek — mruknął.
— Sehun? — szepnąłem, będąc w kompletnym szoku.
— Baekhyun? Co ty tu do cholery robisz? — zapytał, sam będąc zaskoczony.
— Zabrali mnie na przesłuchanie.
— Powiedziałeś cokolwiek?
— Nie. Tylko zgodziłem się z nimi pójść. Luhan powiedział, że mam się zachowywać spokojnie, nie ważne co się stanie.
— Dobrze. Chcą cię tylko wystraszyć. Nie pozwól im namieszać sobie w głowie.
— Okej. — Oblizałem usta. — Ale dlaczego ty tutaj jesteś i dlaczego masz kajdanki?
— Najwyraźniej samo przepytywanie w moim domu nie było wystarczające, więc ci idioci zakuli mnie i przywieźli tu, myśląc, że są twardzi.
— Idiotyczne — mruknąłem.
— Wiem coś o tym — westchnął.
— Pan Oh? — zapytał oficer.
— Joe. — Sehun pokiwał głową, nie wykazując żadnych emocji.
— Wyjdź na zewnątrz. Ja muszę porozmawiać z tym kawalerem. — Czarująco uśmiechnął się w moją stronę, a gdy Sehun wyszedł, mężczyzna usiał naprzeciw.
— Więc... Słyszałem, że byłeś na imprezie jedenastego listopada?
— Tak.
— I co tam robiłeś?
— Bawiłem się. To był weekend, czego się spodziewałeś? — uśmiechnąłem się.
— I co robiłeś na tej imprezie?
— Bawiłem się z innymi dzieciakami z mojej szkoły.
— Jakieś imiona, które pamiętasz?
— Raczej nie.
— I... Widziałeś może tam coś dziwnego?
— Cóż. Było tam trochę osób, których nie znałem, ale była to impreza otwarta dla wszystkich.
— Był tam ktoś, kogo rozpoznałeś?
— Sehun.
— Naprawdę?
— Tak.
— Zauważyłeś w nim coś dziwnego?
— Co masz na myśli?
— Wydawał się zły, wściekły?
— Nie. — Lekko się zaśmiałem. — Ani trochę.
— Dlaczego wydaje ci się, że był wesoły?
— Śmiał się, bawił. Kto nie byłby wesoły na imprezie? — niewinnie zatrzepotałem rzęsami.
— Zauważyłeś na imprezie pana Lee?
— Przepraszam, kogo?
— Pan L. Lee. Wysoki, czarne włosy, zielone oczy, piegi?
— Nie, przepraszam.
— O której opuściłeś imprezę?
— Około pierwszej.
— Ktoś był z tobą?
— Sehun.
— Byłeś z Sehunem?
— Tak. Rozmawialiśmy chwilę na przyjęciu, po czym zabrał mnie do siebie.
— I co tam robiliście?
— Trochę się zabawiliśmy — mruknąłem.
— Przepraszam?
— Uprawialiśmy seks! — krzyknąłem, trochę zirytowany. — Zadowolony?
— Widzę... I co robiliście po tym, jak... — uciął.
— Zostałem do rana, około dziesiątej i wyszedłem. Nie mogłem tam przecież zostać na zawsze.
— Widzę. — Pokiwał głową i wsunął ręce w kieszenie. — Wiesz, że jeśli kłamiesz, żeby go obronić, trafisz do więzienia?
— Nie mam nic do ukrycia.
— Jesteś pewien? A może kłamiesz, żeby obronić Pana Oh?
— Nie mam żadnego powodu, żeby kłamać.
— Oh... Ale tak robisz. Wiem, w jakie gry bawią się teraz dzieciaki i wiem, że on bawi się z nami, więc proszę, żebyś powiedział mi prawdę, młody człowieku. Możesz być aresztowany za utrudnianie śledztwa. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
— Tak jak powiedziałem wcześniej, wiecie już wszystko. A teraz przepraszam, oficerze, ale czy już skończyliśmy? Mam trochę rzeczy do zrobienia w domu.
— Możesz iść.
— Czy jest coś jeszcze, czego potrzebujecie, zanim pójdę? — zapytałem. Mężczyzna potrząsnął głową, a ja mentalnie podziękowałem Bogu.
— Przepraszam, jeśli w niczym konkretnie nie pomogłem. — Udałem, że jest mi smutno.
— Nie ma sprawy. Proszę iść i cieszyć się dniem.
Kiwnąłem, uśmiechając się do niego. Wyszedłem z pomieszczenia, dając Sehunowi znak, że wszystko poszło zgodnie z planem, a on uśmiechnął się do siebie.
Sehun
Miałem ochotę staranować ścianę, kiedy policja wróciła i powiedzieli mi, że zabierają mnie na komisariat. Powiedziałem im, że wiedzą wszystko, co powinni. To znaczy, czego mogliby jeszcze chcieć? Wszystko im powiedziałem.
Siedziałem z chłopcami, oglądając telewizor, czekając, aż cała ta sprawa się zakończy, kiedy usłyszałem głośne pukanie do drzwi.
— Otwieraj Oh! Wiemy, że jesteś w środku! — usłyszałem ten sam, znajomy głos. Uniosłem wysoko brwi zdezorientowany. Otworzyłem drzwi i spojrzałem na nich.
— Tak?
— Jesteśmy tutaj, żeby zabrać się na przesłuchanie w sprawie zabójstwa pana Lee. Możemy zrobić to w lekki sposób albo w ten ostry, panie Oh.
— Nie możecie go zabrać za nic — odezwał się Chanyeol. — Wszystko wam już powiedział.
— Mamy każde prawo, żeby go zabrać. To nasza robota.
— Tak? W takim razie masz gównianą robotę — warknąłem.
— Proszę, żebyś się zamknął, Panie Oh albo będzie miał Pan ogromne problemy.
Bez żadnego uprzedzenia złapali mnie za ramiona, założyli na ręce kajdanki i wyprowadzili mnie z domu. Zajęło chwilę, zanim dotarliśmy na komisariat. Weszliśmy do środka, a jeden z oficerów wepchnął mnie do jednego z pomieszczeń.
— Nie musisz mnie do cholery pchać. Z jakiegoś powodu mam przecież nogi.
— Proszę usiąść i się zamknąć, panie Oh — powiedział, zanim zamknął drzwi.
— Jebany dupek — mruknąłem do siebie.
— Sehun? — podniosłem głowę i zauważyłem Baekhyuna, siedzącego na krześle obok stołu.
Cieszyłem się, że mogłem, chociaż porozmawiać z Baekhyunem, zanim go przesłuchali. Ostatnie czego potrzebowałem to żeby był zdenerwowany przed Joe. Jedyne, co w nim szanowałem, to zdolność to czytania z twarzy ludzi, ich emocji i sposobu, w jaki się zachowują.
— Sehun. Wejdź — powiedział. Wstałem i wszedłem do pomieszczenia.
— O co chodzi?
— Zajmij miejsce. Powiedz mi wszystko od początku do końca. Gdzie byłeś jedenastego listopada?
— Już powiedziałem temu łysemu. Dlaczego muszę się powtarzać? To tylko strata czasu.
— Proszę po prostu odpowiedzieć, panie Oh. — Usłyszałem. Wywróciłem oczami, wiedząc, że pytają, mając nadzieję, że coś zmieniłem w swojej historii, ale musieli wiedzieć, że jestem mistrzem w kłamaniu.
— Byłem na imprezie i zanim zapytasz, piłem i tańczyłem. — Wzruszyłem ramionami. — Jak zawsze.
— Widziałeś tam pana Lee?
— Nie. Tak jak mówiłem temu drugiemu, byłem z przyjaciółmi. Nie obchodzili mnie inni.
— O której wyszedłeś z imprezy?
— Około pierwszej.
— Byłeś wtedy z kimś?
— Tak. Z chłopakiem o imieniu Baekhyun.
— I co robiliście?
— Naprawdę chcesz wiedzieć? Powiedzmy, że nie mógł przestać krzyczeć mojego imienia przez całą noc — mruknąłem z uśmiechem. Joe zanotował w głowie wszystko, co mówiłem, zanim opuścił pomieszczanie. Rozejrzałem się wokół, wiedząc, że prawdopodobnie mnie obserwują. Kilka minut później, łysy oficer pojawił się w drzwiach.
— Możesz iść.
— Było miło z wami robić interesy, panowie.
— Nie mogę uwierzyć, że jeszcze nic przeciwko temu dzieciakowi nie znaleźliśmy. To była idealna szansa. — Jeden z oficerów mruknął.
— Muszę mu to przyznać. Ten dzieciak wie, co robi — mruknął Joe. Włożyłem dłonie w kieszenie kurtki i wyszedłem z budynku, czując na skórze ostry podmuch wiatru. W tym jednak momencie nic mnie nie obchodziło.
Chciałem tylko być w stanie zobaczyć swojego chłopaka i wziąć go w ramiona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz