Strony

I'll Protect You | Hunhan : Fifty Three

Luhan
— Jak się macie, odkąd ostatnim razem się widzieliśmy? — Lissa odwróciła się do mnie po wytarciu rąk w ręcznik, kiedy tylko skończyła myć naczynia.
— Dobrze, tak samo, jak ostatnio. — Zaśmiałem się.
— Nic nowego? — spytała, opierając się o zlew naprzeciwko mnie.
— Raczej nie.
Lissa zwęziła oczy, patrząc na mnie sceptycznie.
— O czymś mi nie mówisz?
-— Nie. — Przechyliłem głowę na jedną stronę w zdziwieniu. — Dlaczego pytasz?
— Z ciekawości. — Uśmiechnęła się do mnie ciepło.
— A ty jak się masz?
— Tak samo, jak zawsze. Siedzę w domu, sprzątam, robię pranie, plotkuję z innymi dziewczynami przez telefon, zanim Jiwon przyjdzie do domu. Robię obiad, a potem przychodzi Jim i jemy kolację.
— Brzmi nieciekawie. — Zaśmiałem się. Kobieta pokiwała głową, zgadzając się ze mną.
— Nawet nie wiesz jak bardzo.
— Nie wiem, jak ci się to udaje. — Popatrzyłem na nią. — Ja nie dałbym rady zrobić nawet połowy rzeczy, które ty robisz w ciągu jednego dnia.
— Jesteś wciąż młody, kochanie.
— Oh, proszę. — Potrząsnąłem głową. — Mówisz tak, jakbyś była pięćdziesięciolatką.
— Przestań. — Zarumieniła się.
— Mówię poważnie, Lissa. Bo ile tak właściwie masz lat? Dwadzieścia?
— Chciałabym. — Oblizała usta i potrząsnęła głową. — Trzydzieści siedem.
— Niemożliwe.
— Wiem. Jestem stara.
— Stara?! — powtórzyłem. — Chyba młoda! Jesteś matką tr...dwójki dzieci, a wciąż udaje ci się zachować taką figurę i tyle pracować? — uniosłem rękę w górę. — Ja nawet nie chcę wyobrazić sobie siebie za dziesięć lat.
— Spokojnie. — Lissa uśmiechnęła się szeroko. — Będziesz cudowny tak, jak teraz.
— Dziękuję, Lissa. Ale szczerze w to wątpię.
— Nie ma za co kochanie. — Położyła rękę na mojej. — I nie mów tak. Jesteś piękny i mój syn, zdaje się uważać tak samo.
Jeśli wcześniej moje policzki były czerwone, to nie mogłem sobie wyobrazić, jak wyglądały teraz. Zachichotałem, co sprawiło, że kobieta wybuchła śmiechem.
— Jesteś idealny dla mojego syna. Wiesz o tym?
— Dziękuję. — Uśmiechnąłem się.
— To znaczy... No wiesz. Wiem, co powiedziałam... Ale nigdy tego nie wyjaśniłam.
— Nie trzeba.
— Nie. Bo widzisz... Odkąd zmarła nasza mała dziewczynka było nam naprawdę ciężko. Zwłaszcza mojemu synowi. To go złamało. Miał niezliczoną ilość kochanek i kochanków, ale żaden z nich nie sprawił, że się uśmiechał. Żaden oprócz ciebie.
Poczułem pieczenie w oczach i nie mogłem już dłużej powstrzymywać emocji. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, a ja szybko je otarłem.
— Dużo przeżyliśmy i jedyne czego chciałam dla mojego syna to żeby był szczęśliwy i żeby miał do tego powód. Wcześniej takiego nie miał. Teraz ma.
— Ja... Nawet nie wiem co powiedzieć — szepnąłem. Przygryzłem wargę i wziąłem głęboki oddech. — To wiele dla mnie znaczy, Lissa. Kiedy pierwszy raz spotkałem Sehuna wiedziałem, że było w nim coś gorzkiego. Część mnie mówiła, żeby się nie angażować. Nie było tam nic oprócz kłopotów, ale moja inna część była nieugięta. To jest jak... Jesteśmy sobie przeznaczeni.
— To prawda. Jesteś aniołem zesłanym po to, żeby go chronić. Ja nie byłam w stanie tego zrobić, ale ty tak. — Kilka łez spłynęło po jej policzkach. — Uratowałeś go. Ocaliłeś mojego syna i... Zawsze będę ci za to wdzięczna. — Pochyliła się i mocno mnie do siebie przytuliła.
— Co się dzieje? — odsunąłem się, słysząc znajomy głos. Pociągnąłem nosem, a Lissa odsunęła się, ocierając łzy.
— Nic. — Uśmiechnęła się, lekceważąco machając dłonią.
— Nie wydaje mi się. — Sehun wszedł do kuchni i podszedł do nas. — Co się stało?
— Coś mi... Ugh... coś wpadło mi do oka i Luhan próbował to wyciągnąć. — Lissa zamrugała kilkakrotnie, niewinnie patrząc na Sehuna. Zrozumiałem, o co jej chodziło i pokiwałem głową, grając dalej.
— Tak, ja... Pomogłem jej wyciągnąć, to coś z jej oka. — Uśmiechnąłem się, próbując brzmieć przekonująco.
— O-okej? Jesteś pewien, że wszystko jest w porządku? — spojrzał na mnie.
— Tak. — Zachichotałem. Kobieta uśmiechnęła się, patrząc na naszą dwójkę.
— Mamo? — Sehun pomachał dłonią przed jej twarzą. — Dlaczego tak się patrzysz?
— Trochę się zamyśliłam. — Zaśmiała się. — Przypomniałam sobie, że muszę sprawdzić pranie. Zaraz wrócę. Proszę bądź ze swoim mężczyzną.
— Więc... — Sehun stanął między moimi nogami, opierając się dłońmi o ścianę po obu moich stronach. — Co naprawdę się tutaj stało? — uniósł brwi z uśmiechem na twarzy.
— To, co ci powiedziała. Coś wpadło jej do oka i zaczęły jej łzawić oczy... Ja spróbowałem to wyciągnąć i się udało.
— Mhm. To interesujące. Ale może tym razem powiesz mi prawdę?
— O czym ty mówisz?
— Myślę, że dokładnie wiesz, o czym mówię skarbie — mruknął, patrząc prosto w moje oczy. Odwróciłem wzrok. Pochylając się, przycisnął usta do mojej szyi, po czym zaczął całować moją szczękę i policzek.
— Spójrz na mnie. Powiedz mi. — Podniósł dłoń i przejechał nią wzdłuż mojej szyi. Zacisnąłem palce, nie wiedząc, czy powinienem mu powiedzieć.
— Sehun...
— Luhan — powiedział, patrząc mi prosto w oczy. — Po prostu mi powiedz.
— Okej — mruknąłem. — Rozmawialiśmy o tobie.
— O mnie?
— Nie mówiliśmy nic złego... Twoja mama powiedziała mi tylko, że „jestem dla ciebie dobry". — Zarumieniłem się.
— Ma rację. — Uniósł palcem mój podbródek. — Jesteś. Kocham cię — mruknął.
— Ja ciebie też.
— Chodź ze mną. — Uśmiechnął się. — Chcę ci coś pokazać.
— Tak, bracie! Dawaj, dawaj! — krzyknął Jiwon z kanapy powodując śmiech u Jima, a Lissa zdzieliła go w głowę.
— Dziękuję mamo — powiedział Sehun.
— Ał! Co do cholery... Za co to było?!
— Język.
— O co chodzi? Czy to dzień „uderz Jiwona"?!
— Na to zasługujesz idioto. — Sehun wywrócił oczami i wszedł na górę. Kiedy weszliśmy, rozejrzałem się wokół. — To jest mój pokój.
Wszedłem do środka, a moje oczy otworzyły się szeroko. Wyglądał jak zwyczajny pokój nastolatka. Na ścianach było pełno plakatów związanych z baseballem, czy piłką nożną, kilka trofeów, zdjęcia rodziny i przyjaciół i normalna, niebieska pościel. Ściany również były pomalowane na niebiesko.
— To twój pokój?
— Tak. — Wsadził dłonie w kieszenie spodni, rozglądając się wokół tak samo, jak i ja.
— Wow... Wygląda tak normalnie w porównaniu do twojego pokoju teraz.
— Co jest nie tak z moim pokojem teraz? — spojrzał na mnie.
— Jest taki ciemny i ma złą aurę. Ten jest taki chłopięcy.
— Chyba z tego wyrosłem.
— Tak. — Uśmiechnąłem się. — Twoje łóżko jest małe.
— Spałem tutaj kilka lat temu, Luhan. Oczywiście, że jest małe. Trochę od tego czasu urosłem.
— Nie mogę uwierzyć, że minęło tyle czasu...
— Wiem — mruknął, jeszcze raz patrząc na swój pokój, zanim odwrócił się w stronę drzwi. — Chodź, zobaczymy inne pokoje.
Pokiwałem głową i wyszedłem za Sehunem. Kiedy tylko otworzył przede mną drzwi, dokładnie wiedziałem, czym jest, ze względu na wszystkie przedmioty związane z hokejem.
— To jest pokój J...
— Jiwona, wiem — zakończyłem z uśmiechem. — Widać.
Nagle Sehun wybuchnął śmiechem.
— O co chodzi?
— Jiwon będzie miał problem, kiedy zejdziemy na dół.
— Dlaczego?
— Bo znalazłem to pod jego łóżkiem. — Podniósł gazetę w górę.
— No co ty? To jest jego? — spytałem, patrząc na zdjęcie na okładce.
— Znalazłem to w jego pokoju, pod jego łóżkiem. — Zaśmiał się.
— O mój Boże...
— Wiem. Nie mogę się doczekać jego miny, kiedy mu to pokażę. — Zachichotał i włożył gazetę z powrotem pod jego łóżko.
— Chodźmy stąd. — Złapałem go za rękę. — Chyba nie zniosę kolejnych niespodzianek.
— Nie dziwię się — powiedział. Przeszliśmy do kolejnego pokoju, a aura Sehuna zmieniła się całkowicie.
— Sehun? — spytałem, wchodząc za nim i zdałem sobie sprawę, dlaczego zamilknął. Pokój był wypełniony plakatami różnych zespołów. Kilka książek walało się na biurku, a ściany pomalowane były na różowo. — Czy to jest pokój Suz...
— Suzy? — popatrzył na mnie.
Nie odezwałem się.
— Tak — przerwał i oblizał usta. — To jej pokój.  
Sehun
Nie chciałem tutaj wchodzić. Chciałem przejść do pokoju rodziców, ale zapomniałem, że między moim a Jiwona, znajduje się malutki pokój Suzy. Tym, co mnie zdziwiło, było to, że wszystko w środku było nienaruszone. Wszystko było tak, jak w nocy wypadku. Myślałem, że do tej pory moi rodzice wszystko wynieśli.
Pokój Suzy był ostatnim wspomnieniem, który po niej mieliśmy.
— Wszystko w porządku? — szepnął Luhan. Powoli pokiwałem głową. Odkaszlnąłem i wziąłem głęboki oddech.
— Chyba tak...
— Może pójdziemy i...
— Nie. Chcę tutaj zostać.
— Jesteś pewien? — przygryzł wargę, wzrokiem wywiercając mi dziurę w twarzy.
— Nie mogę wiecznie przed tym uciekać. Chodź. — Złapałem go za rękę. — Chcę ci pokazać parę rzeczy.
Luhan szedł za mną, kiedy okrążałem pokój dziewczynki. Mój żołądek ścisnął się, kiedy zobaczyłem zdjęcie zrobione zaledwie parę miesięcy przed wypadkiem. Lekko się uśmiechnąłem, przywierając palcami do szkła.
— Kiedy to było? — spytał, patrząc na zdjęcie.
— Kiedy wygrała kiermasz naukowy. — Spojrzałem na Lu. — Była tak cholernie szczęśliwa, że wygrała. Nie mogła się powstrzymać przed rzucaniem tym we mnie i Jiwona. Lubiła konkurować.
— Zupełnie jak ty.
— Tak — szepnąłem. — Jak ja...
— Co to? — zapytał Luhan, pokazując na naszyjnik.
— Mam dla ciebie niespodziankę, Suz. — Uśmiechnąłem się, chowając za plecami pudełko. Wiedziałem, że zeświruje, kiedy się dowie, co kupiłem jej na szesnaste urodziny.
— Jaką? — pisnęła, skacząc na palcach, nie będąc w stanie kontrolować swoich emocji.
— Powinienem ci to dać teraz a może... powinienem zaczekać?
— Teraz! Proszę, daj mi to teraz!
— Dobrze. Skoro to twoje urodziny. — Uśmiechnąłem się, wyciągając przed siebie dłoń, w której trzymałem fioletowe pudełko. — Wszystkiego najlepszego Suzy.
— Sehun... To jest piękne. — Uniosła w górę naszyjnik, który jej kupiłem.
— Cieszę się, że ci się podoba. Chodź, pomogę ci go założyć.
— Okej. — Uśmiechnęła się, podając mi go, po czym uniosła włosy. Podszedłem do niej i ułożyłem na jej szyi wisiorek, po czym go zapiąłem.
— Proszę — szepnąłem, po czym dziewczynka odwróciła się i objęła mnie ramionami.
— Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Kocham cię!
— Nie ma za co Suz.
— Jesteś najlepszym bratem na świecie!
— To jest prezent, który kupiłem jej na szesnaste urodziny — szepnąłem.
— Jest piękny. — Luhan uśmiechnął się do mnie.
— To samo powiedziała ona, kiedy go zobaczyła. — Lekko odwzajemniłem uśmiech. Chłopak pochylił się i przycisnął usta do mojego policzka. Odwróciłem się i wziąłem głęboki oddech.
— Chciałbym, żeby żyła.
— Wiem — szepnął Luhan, pocierając moje ramię. — Ale nie myśl tak, dobrze? Jestem pewien, że teraz patrzy na ciebie z góry i jest dumna. Przeszedłeś długą drogę.
— Wiem.
— I nie chciałaby, żebyś myślał o przeszłości.
— Masz rację. — Odwróciłem wzrok od biurka i owinąłem ramiona wokół jego bioder. — Pokochałaby cię — mruknąłem, kiedy przycisnął policzek do mojej klatki piersiowej.
— Naprawdę? — spytał, a ja mogłem poczuć, że się uśmiecha.
— Oczywiście, dobrze byście się dogadywali. — Uśmiechnąłem się. — Już wyobrażam sobie, o czym byście rozmawiali.
— Nie schlebiaj sobie, chłopcze. Nie byłbyś głównym tematem naszych rozmów.
— Nie powiedziałem, że chodzi o mnie.
— Ale o tym myślałeś. — Uśmiechnął się Luhan.
— Rozmawiasz o mnie z moją mamą, więc pewnie rozmawiałbyś też o mnie z moją siostrą.
— O mój Boże, Sehun. — Luhan zaśmiał się. — Nie mówię o tobie do twojej mamy. My tylko dyskutujemy.
— Wychodzi na to samo.
— Poza tym... Twoja mama chciała tylko wiedzieć, jak nam się układa.
— I co jej powiedziałeś?
— Cóż... Ominąłem niektóre szczegóły, o których nie powinna wiedzieć.
— Dobrze. — Pocałowałem go w czoło. — Nie potrzebujemy, żeby zaczęła węszyć wokół tego, co robię.
— Jeśli jest przy tym tyle kłopotów, to czemu z tego nie zrezygnujesz?
— Co?
— Tylko mówię. Jeśli to jest taki wielki problem to dlaczego tego po prostu nie zostawisz?
— Nie mogę tego zrobić. — Spojrzałem na niego jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
— Dlaczego nie?
— Bo nie. To jest część tego, kim jestem. Poza tym nie ma z tego drogi wyjścia. Jeżeli raz w to wejdziesz, to musisz w tym pozostać. Na zawsze.
— Oh. — Pokiwał głową, ściągając usta w cienką linię. — Rozumiem. — Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
— Przepraszam — szepnąłem.
— Nie musisz przepraszać. — Machnął dłonią. — Tylko pytałem. Poza tym powiedziałem ci wcześniej, że mi to nie przeszkadza. Zaakceptowałem cię takim, jakim jesteś. Nie chcę, żebyś się zmieniał.
— Wiem, że tak jest, ale wiem też, że beznadziejnie jest martwić się o mnie cały czas, ale obiecuję, że nie pozwolę nikomu ciebie dotknąć, dobrze? Okej? Obronię cię, nie ważne co by się działo.
— Wiem i jestem za to wdzięczny.
Chłopak przycisnął usta do moich, a ja oddając pocałunek, przyciągnąłem go do siebie. Przebiegając dłonią po moich włosach, Luhan ciągnął za ich końce, a nasz pocałunek robił się coraz bardziej namiętny.
— Sehun — mruknął. Jedyne czego w tym momencie chciałem, to zerwać z niego wszystkie ubrania. W momencie, kiedy odsunąłem się, żeby go pocałować, przycisnął ręce do mojej klatki piersiowej, powstrzymując mnie.
— Przestań.
— Dlaczego? Nawet nie wiesz, jak bardzo cię teraz pragnę. — Pocałowałem go, ale on się odsunął.
— Sehun! — syknął. — Nie teraz, a zwłaszcza nie w pokoju twojej siostry!
— Dobrze... — Odsunąłem się. — Masz rację.
— Wiem o tym.
— Chodźmy stąd, zanim moi rodzice pomyślą, że faktycznie tutaj coś robiliśmy.
Złapałem go za rękę, łącząc nasze palce razem i jeszcze raz spojrzałem na pokój, zanim zamknąłem za nami drzwi. Kiedy zeszliśmy na dół, zastaliśmy Jiwona i tatę oglądających razem telewizję.
— Oh, spójrzcie, kto wreszcie zszedł na dół. Robiliście to, co przewidywałem? — uśmiechnął się Jiwon.
— Zamknij się do kurwy nędzy.
— Język! — krzyknęła mama z kuchni. Spojrzałem w tamtym kierunku.
— Jakim cudem to usłyszała?
— Mam słuch jak sokół. — Mama weszła do salonu, patrząc na mnie. — Obiad jest gotowy.
— Dobra, chłopcy. Wystarczy tych kłótni, idziemy jeść.
Jiwon również wstał i wyszedł razem ze mną i Luhanem z pokoju. Zająłem miejsce naprzeciwko swojego taty, a Lu pomagał mamie rozkładać talerze. Kiedy wszystko gotowe, postanowiłem zrzucić bombę na brata.
— Więc... Jiwon — urwałem, biorąc ze stołu kawałek chleba. Chłopak popatrzył na mnie ciekawy, co miałem do powiedzenia.
— Od kiedy czytasz playboya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz