Luhan
Mój żołądek wykręcił się boleśnie. To nie mogło się teraz dziać.
W momencie, kiedy Sehun obok mnie zastygł w bezruchu, wiedziałem, że coś jest nie tak. Ale nie spodziewałem się, że będzie to Taejin. Ze wszystkich dni, kiedy mógł tutaj przyjść, wybrał akurat dzisiejszy.
— Luhan, kochanie, wszystko dobrze? — spytała moja mama, ale, mimo że była bardzo blisko odnosiłem wrażenie, jakby jej głos dobiegał z bardzo daleka. Przełknąłem głośno ślinę, obserwując Taejina, który uśmiechnął się flirciarsko — lub z mojej perspektywy — obrzydliwie do osoby obok niego, która położyła mu dłoń na ramieniu, drugą wskazując zapewne ich miejsca.
Odwrócili się, idąc do swojego stolika, kiedy niemiła przyjaciółka Taejina położyła mu dłoń na klatce piersiowej, wskazując na coś, a jego spojrzenie zaczęło przemieszczać się w moim kierunku. Patrząc na rodziców, uszczypnąłem Sehuna w rękę, żeby zwrócić jego uwagę.
— Luhan, wszystko w porządku? — na twarzy mamy pojawiło się zmartwienie.
— Oh... Uhm... tak. Wszystko dobrze. — Potrząsając głową, upiłem łyka swojego picia.
— Trzęsiesz się, skarbie — powiedziała z troską, a ja zdałem sobie sprawę, że faktycznie tak było.
— Luhan — zaczął mój tata, patrząc na mnie spod uniesionych brwi. — Jesteś pewien, że wszystko jest w porządku?
Sehun wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że mógłby bez problemu wypalić mi w twarzy dziurę. Wiedziałem, że chciał coś powiedzieć, ale gdyby to zrobił, byłoby już po jego przykrywce.
— Tak tylko... Wydawało mi się, że widziałem robaka... Albo coś. — Machnąłem dłonią, próbując zmienić temat.
— Robaka? — spytała Minah, po raz pierwszy odkąd się tu znaleźliśmy.
— Tak — syknąłem. – Robaka. — Kiedy zobaczyłem zdziwienie na jej twarzy, dopadło mnie poczucie winy. — Przepraszam, nie chciałem na ciebie naskoczyć — westchnąłem i podniosłem się z miejsca. — Wybaczycie mi na moment?
— Gdzie idziesz? — spytał mój tata, zaskoczony tą całą sytuacją.
— Do łazienki.
Moja mama machnęła dłonią, pokazując mi, że mogę iść. Uśmiechnąłem się do niej i w tym samym czasie pokazałem Sehunowi wzrokiem, że jestem zaniepokojony i zdenerwowany. Wstając ze swojego miejsca, poczekał, aż przejdę. Przyłożył dłoń do mojego policzka. Pochylając się, przycisnął do niego swoje usta.
— Wszystko będzie dobrze — mruknął.
— Wiem — szepnąłem, lekko się do niego uśmiechając, po czym odsunąłem się, a Sehun śledził mnie wzrokiem całą drogę do łazienki.
Ciągnąc za klamkę, wszedłem do środka, po czym podskoczyłem zaskoczony na dźwięk zamykanych drzwi. Przeklinając swoje życie, spróbowałem się uspokoić. Podszedłem do zlewu, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze.
Moja twarz pozbawiona była swoich naturalnych barw, a ja wyglądałem, jakbym zobaczył ducha. Moje policzki były zaczerwienione, a dłonie strasznie zaczęły mi się pocić. Oblizałem usta i odkręciłem kurek, pozwalając zimnej wodzie płynąć po moich rękach.
Gęsia skórka pojawiła się na mojej skórze, z powodu zimna. Przycisnąłem dłonie do policzków, próbując pozbyć się z nich tego gorąca. Zerwałem kawałek papieru, teraz dla odmiany się osuszając. Wziąłem głęboki oddech, patrząc na odbicie w lustrze osoby, która nawet nie przypominała mnie.
Kiedy moje życie stało się tak tragiczne?
Dlaczego Bóg mnie tak bardzo nienawidzi?
Chciałem tylko przeżyć jeden szczęśliwy wieczór, w którym mógłbym cieszyć się chwilą, a nie o coś martwić. Wszystko zaczynało być dobrze, więc oczywiście coś musiało się zdarzyć.
Potrząsając głową, próbowałem pozbyć się łez, które desperacko próbowały się wydostać. Zdecydowałem, że najlepiej będzie wrócić do stolika. I tak wyglądałem już wystarczająco podejrzanie.
Otworzyłem drzwi, żeby wyjść z łazienki, kiedy poczułem parę rąk, z siłą przyciskających mnie do ściany. Z moich ust wydobył się wrzask, spowodowany nagłym bólem, a ktoś przycisnął do nich swoją dłoń.
Zaalarmowany popatrzyłem w górę, gdzie zobaczyłem Taejina. Mój żołądek wywrócił się do góry nogami w strachu, ale tak jak poprzednim razem, próbowałem to ukryć. Kiedy wystarczająco się uspokoiłem, odsunął rękę.
— Puszczaj mnie — powiedziałem, próbując wyrwać się z jego uścisku.
— Nie mogę tego zrobić, skarbie — odpowiedział, powodując ciarki przechodzące moje ciało.
— Taejin, tutaj są ludzie. Nie ujdzie ci to na sucho, jeśli nie zabierzesz ze mnie swoich ohydnych łap.
— Ou, wciąż zadziorny, tak jak ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy. — Uśmiechnął się. — Chyba nie chcesz powtórki z tego, co się wtedy stało? — nie odezwałem się ani słowem, a on twardo się we mnie wpatrywał. Próbowałem się wydostać, bardzo chcąc stąd uciec.
Jeśli Sehun by nas zobaczył, kolacja obróciłaby się w najgorsze, co mogłoby się stać. A w końcu zaczęło się nam układać.
— Sugeruję, żebyś przestał się ruszać, albo skręcę twoją małą, piękną szyjkę.
— Puszczaj mnie albo przysięgam, że zacznę krzyczeć — ostrzegłem.
— Zrób to, a odstrzelę ci głowę — szepnął, wbijając palce w skórę moich ramion.
— Czego chcesz?
— Ciebie.
Sehun
Minęło koło dziesięć minut, odkąd Luhan poszedł do łazienki, a ja zaczynałem się martwić.
— Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku. — Mel mruknęła do swojego męża.
— Nie masz się o co martwić. — Nawet jeśli Ed wydawał się spokojny, denerwował się tak samo, jak jego żona.
— Sehun, wiesz może, co mu się stało? — Ed odwrócił się do mnie, a na jego twarzy malowała się jedynie troska o swojego syna. Potrząsnąłem głową i podniosłem się z miejsca.
— Nie, ale może pójdę to sprawdzić. — Uśmiechając się do przechodzących osób, skręciłem w stronę łazienek. Przeszedłem obok pomieszczenia dla kobiet i nagle uderzył mnie nagły widok.
Taejin trzymający Luhana przyciśniętego do ściany.
Złość wystrzeliła w moich żyłach, a ja mocno zacisnąłem szczękę, podchodząc do nich. Złapałem Taejina za koszulkę i odciągnąłem go od niego.
— Co ty kurwa myślisz, że robisz?
Wściekłość pojawiła się w jego oczach, a jego ramiona zgarbiły się jak u zwierzęcia, gotowego na atak. Jeśli ten sukinsyn chciał walki, byłem na to gotowy. Pobiłbym tego kutasa i sprawiłbym, że błagałby o litość.
Łapiąc Luhana za nadgarstek, pociągnąłem go za siebie, żeby móc go obronić tak, jak obiecałem.
— Możesz schować swojego chłopaka, ale to nie powstrzyma mnie przed zabiciem ciebie i tego małego sukinsyna — zadrwił Taejin, dokładnie wiedząc co powiedzieć, żeby mnie zdenerwować.
— Nazwij go tak jeszcze raz, a cię zabiję — syknąłem.
— Ou, ale się boję. — Udał, że przebiegają go dreszcze i wywrócił oczami, pokazując, że zupełnie go to nie obchodziło. Dokładnie znałem jego sztuczki i nie mogłem pozwolić mu mnie podejść. Nie wtedy, kiedy między mną, a Luhanem było tak dobrze.
— Jesteś cipą Taejin — powiedziałem, z odrazą wymalowaną na twarzy. — Tylko taki amator jak ty, spróbowałby rozwiązać problem w publicznym miejscu. Każda szanująca się osoba wiedziałaby, że walka powinna zostać rozegrana na zewnątrz, bez żadnych świadków.
— Nie, Oh. Tutaj chodzi o technikę. Wiem, jak grać w tę grę lepiej, niż ci się wydaje. — Uśmiechnął się. Parsknąłem śmiechem.
— Jesteś żałosny, jeśli myślisz, że uda ci się wygrać. Już raz ci powiedziałem, że to ja zawsze wyjdę pierwszy i nic co powiesz, tego nie zmieni.
— Tak, to dlatego wciąż tutaj jestem? — rozłożył ramiona i obrócił się wokół własnej osi.
— Jedynym powodem, dla którego wciąż oddychasz, jest to, że byłem w stanie uspokoić się, żeby bardziej nie skrzywdzić swojego chłopaka. W przeciwieństwie do ciebie, ja mam szacunek dla słabszych. — Czułem narastającą ochotę na zabicie go. Luhan wyczuł to i położył dłoń na moim ramieniu, przyciskając usta do mojego ucha.
— Nie rób tego tutaj — szepnął, a ja wiedziałem, że miał rację. Pokiwałem głową, próbując się uspokoić.
— Nie mam czasu na twoje gówno. Radzę, żebyś stąd spieprzał, bo inaczej tego pożałujesz.
— Odchodzisz? — zadrwił Taejin, potrząsając głową. — A to mnie nazywasz cipą.
— Coś, co ci się nigdy nie uda — odpowiedziałem, ciągnąc za sobą Luhana w stronę stolika. Przeszliśmy przez pomieszczenie i byliśmy prawie na miejscu, kiedy poczułem rękę Luhana wyślizgującą się z mojego uścisku.
Odwróciłem się i zobaczyłem Taejina, lewą ręką obejmującego Luhana za szyję, przyciskając go tyłem do swojej piersi, a prawą trzymającą broń, przy jego talii. Lu wziął głęboki oddech, a jego oczy zaczęły wypełniać się łzami, wpatrując się we mnie w przerażeniu.
— Rusz się, a go zastrzelę — powiedział Taejin, przyciskając go do siebie mocniej. Wszyscy patrzyli na nas oczami szeroko otwartymi w szoku, a Ed i Mel wstali od stolika zaalarmowani. Mój żołądek skurczył się, a ja sięgnąłem dłonią do broni, ukrytej pod moją koszulką. Wyciągnąłem ją przed siebie, celując prosto w niego.
— Puść go, Taejin.
— Lepiej, żeby wszyscy odłożyli telefony, jeśli chcą, kurwa przeżyć! — warknął, powstrzymując wszystkich przed wezwaniem pomocy. — Odłóż broń, Oh.
— Ty pierwszy — odpowiedziałem.
— Nie mogę tego zrobić. — Uśmiechnął się, przejeżdżając bronią wzdłuż boku Luhana powodując, że moja krew zawrzała.
— Nie wyjdziesz z tego żywy, jeśli nie pozwolisz mu odejść — warknąłem, mocno trzymając broń, żeby, być w stanie strzelić, na wypadek konieczności.
— Zaryzykuję — odpowiedział, wpatrując się we mnie intensywnie.
— On nie ma z tobą nic wspólnego — syknąłem, desperacko chcąc go uwolnić.
— Ale ma dużo wspólnego z tobą, a co jest lepsze od zabicia ciebie? — uśmiechnął się. — Zabicie jedynej rzeczy, która jest dla ciebie ważna.
— Dotknij go, a rozerwę cię na strzępy, kawałek po kawałku — ostrzegłem.
— Twoje groźby nic dla mnie nie znaczą.
— Powinny — odpowiedziałem. — Nie nazywają mnie najbardziej niebezpiecznym człowiekiem w mieście bez powodu. Zabiję cię i sprawię, że będzie to wyglądało jak wypadek. Rozwalę cię, rozumiesz mnie kurwa? Będziesz błagał o wybaczenie. — Wszystkie moje emocje wyszły na zewnątrz i ciemność zaczęła przejmować nade mną kontrolę.
— Sehun — mruknął Luhan przez łzy, które zaczęły spływać mu po policzkach, wyrażając jego strach.
— Zamknij się! — krzyknął Taejin, brutalnie przyciskając broń do Luhana, powodując u niego ból. Zrobiłem krok naprzód, gotowy do ataku.
— Zrób jeszcze jeden krok, a odstrzelę mu głowę, Oh! — krzyknął Taejin, a jego twarz wykrzywiła się w furii.
— Nie wiesz, w co się pakujesz. — Potrząsnąłem głową, śmiejąc się. — Myślisz, że po tym wszystkim po ciebie nie przyjdę? Proszę, zabij go, a zobaczysz, co ci po tym kurwa zrobię.
— Chcesz wiedzieć, czego się o tobie nauczyłem? — Taejin nie czekał na moją odpowiedź, tylko kontynuował. — Dużo mówisz, ale nic nie robisz.
— Nazywasz bicie cię do momentu, kiedy przestaniesz oddychać nic nierobieniem? Więc jesteś jeszcze głupszy, niż sądziłem. Zrozum, że nie masz na mnie nic.
— Co do Boga się tutaj dzieje? — odwróciłem się i zobaczyłem Eda w kompletnym szoku.
— Trzymaj usta zamknięte, jeśli chcesz jeszcze oddychać — warknął Taejin.
— Nie mów tak do niego. To jest między tobą a mną — syknąłem.
— Co jest, Oh? Stajesz się miękki? — uśmiechnął się.
— Nie, to nazywa się zajmowanie problemem, a w tym momencie jesteś nim ty. Puść Luhana, a przeżyjesz. Dotknij go, a cię zabiję. Twój wybór.
— Myślę, że zaryzykuję. — Uśmiechnął się, przyciskając do siebie Lu.
Odbezpieczając broń cichym kliknięciem, wyciągnąłem ją przed siebie, celując prosto w jego serce.
— Puść Luhana.
Chłopak powtórzył mój gest.
— Nie wydaje mi się.
— Daję ci pięć sekund. — Spojrzałem na zaszklone, spuchnięte oczy Hana, przekazując mu wiadomość, modląc się o to, aby ją zrozumiał. Jedynym wyjściem z sytuacji byłoby, gdyby Luhan zdołał się uwolnić.
— Pięć sekund zaraz minie, Oh. Nie chciałbyś się pożegnać ze swoim chłopakiem?
— Nie będę musiał — odpowiedziałem, jeszcze raz patrząc na Lu i uniosłem brwi. Przygryzając wargę, lekko skinął.
— Wydajesz się taki pewny siebie. — Parsknął śmiechem chłopak. Popatrzyłem jak Lu, bez jego wiedzy przesunął się lekko. Po jego urywanym oddechu widać było jego zdenerwowanie. Wiedział, że jeśli spieprzy sprawę, będzie martwy. Za wiele było do stracenia, w tym jego życie, a także życie wszystkich innych.
— Może dlatego, że jestem o wiele mądrzejszy, niż myślisz. — Zacisnąłem palce na broni.
— Z mojego punktu widzenia, to ty jesteś chodzącym wrakiem pełnym nerwów. Dlaczego w końcu nie przestaniesz zachowywać się, jakbyś wszystkim rządził?
— Zawsze będę rządził miastem i nic na to nie poradzisz.
— Nie, kiedy zabiję twojego chłopaka i odstrzelę ci głowę.
— Próbuj dalej — mruknąłem. W momencie, kiedy Taejin chciał odpowiedzieć, Luhan uniósł stopę i zatopił swojego buta prosto w jego palcach, po czym uderzył go łokciem prosto w żebra, powodując podwójny ból.
Odsunąłem go i łapiąc nadgarstek Taejina, uderzyłem nim o kolano, żeby pozbyć się jego broni z ręki. Gdy upadła na podłogę, kopnąłem ją dalej i posłałem mu ostre uderzenie w szczękę.
Rodzice Luhana złapali go i zaczęli wypytywać, czy wszystko jest w porządku i co się stało.
Łapiąc chłopaka za ramiona, dwa razy uderzyłem go w brzuch, po czym jeszcze raz, tym razem w nos. Ostry odgłos zasygnalizował, że prawdopodobnie go złamałem. Po chwili przyłożyłem mu broń do głowy.
— Jak to jest mieć pistolet przy swojej skroni, chłopcze? — warknąłem, nie chcąc niczego więcej, tylko odstrzelenia mu głowy.
— Sehun, przestań! — powiedział Luhan, wiedząc, że zupełnie bym się przed tym nie zawahał. Potrząsnąłem głową i przekląłem mentalnie. Wiedziałem, że nie mogłem zabić tego drania na oczach wszystkich, w tym na oczach jego rodziców. Łapiąc go za szyję, przycisnąłem go do stołu. Pochylając się tak, żeby mieć swoją twarz przy jego, warknąłem.
— Jeśli jeszcze raz tak zrobisz, zabiję cię. Rozumiesz? — warknąłem. Kiedy nie odpowiedział, zacisnąłem uścisk na jego szyi.
— Powiedziałem. Rozumiesz? — ponowiłem pytanie, lecz chłopak nie odezwał się ani słowem. Zamiast tego wbił mi paznokcie w rękę, chcąc się wydostać.
— Puść go, Sehun! Nie rób tego tutaj, proszę! — usłyszałem głos Hana, ale zignorowałem go, skupiając całą swoją uwagę na chłopaku. Przysunąłem się tak, żeby tylko on usłyszał to, co miałem do powiedzenia.
— To nie jest koniec. Słyszysz mnie? Upewnię się, że pożałujesz, że zacząłeś ze mną tę wojnę. Sprawię, że doznasz najbardziej okrutnej śmierci. Będziesz błagał o swoje życie i przebaczenie. Jeśli myślałeś, że puszczę cię wolno po tym, co zrobiłeś Luhanowi, to wyobraź sobie, co zrobię ci teraz. To ostatni strzał. Po dzisiejszej nocy ciesz się, póki możesz, bo nie będzie dla ciebie żadnego jutra, kiedy z tobą skończę. — Odsunąłem się. Luhan podbiegł do mnie i złapał mnie mocno za ramię.
— Policja jest już w drodze! — ktoś krzyknął. — Wszyscy, proszę się uspokoić, wszystko będzie dobrze!
Wziąłem głęboki oddech i zacisnąłem oczy, chcąc, żeby to wszystko okazało się tylko snem. Niestety tak się jednak nie stało. Luhan wtulił się w moją klatkę piersiową, jego rodzice wpatrywali się w to wszystko zszokowani, a Minah patrzyła na nas przerażona.
Pieprzyć moje życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz