Luhan
Wszyscy czekaliśmy cierpliwie lub — powinienem powiedzieć niecierpliwie, na przyjazd policji. Wciąż nie byliśmy w stanie poruszyć się po tym, co się stało. Przygryzłem wargę, kiedy łysy mężczyzna obchodząc stoliki, podszedł do grupki osób stojących obok mnie, Sehuna i mojej rodziny.
Taejin był Bóg wie gdzie, prawdopodobnie poszedł do łazienki, żeby zmyć krew ze swojej twarzy. W końcu Sehun złamał mu nos. Chłopak zesztywniał obok mnie, więc mogłem domyślić się, że dokładnie wiedział, kim był mężczyzna w mundurze.
— Dlaczego nie jestem zaskoczony? — ohydny uśmiech pojawił się na jego ustach. — Za tym całym bałaganem stoi Oh. — Potrząsnął głową, wyciągając notatnik i długopis. — Kto jest właścicielem tego miejsca?
Sehun odwrócił gorzko wzrok i zacisnął szczękę. W tym momencie był bardziej niż zdenerwowany.
— Ja jestem, proszę pana. — Mężczyzna w garniturze, znany również jako Sunmi, podszedł i stanął przed nami.
— Mógłby mi Pan dokładnie powiedzieć, co tu zaszło? — po zapisaniu czegoś, popatrzył ciekawy tego, co miał mu do powiedzenia.
— Witałem właśnie paru klientów. Pytałem, czy smakuje im jedzenie, rozmawiałem z nimi, kiedy usłyszałem zamieszanie...
— Mhm. — Łysy mężczyzna zapisał coś, zanim znów na niego spojrzał. — O co chodziło?
— Ten oto pan Lu. — Położył dłoń na moim ramieniu. — Był przetrzymywany z bronią przystawioną do twarzy przez tego tutaj. — Wskazał na miejsce, w którym ostatni raz był widziany Taejin, a my wszyscy podążyliśmy za nim wzrokiem. Mężczyzna uniósł wysoko brwi i rozejrzał się, drapiąc się w czubek głowy.
— Był tutaj dosłownie minutę temu.
— A gdzie jest teraz? — oficer obrócił się, szukając czegokolwiek podejrzanego. Mój żołądek wywrócił się góry nogami, kiedy zdałem sobie sprawę, że wcale nie poszedł zmyć z siebie krwi. Uciekł.
— Co to ma znaczyć, że tego drania tutaj nie ma? — syknął mój tata. — Przecież tu był! Jakim cudem stąd wyszedł?
— Uspokój się, Ed — mruknęła moja mama.
— Kim była osoba, która przetrzymywała pana Lu? Zaczniemy poszukiwania. Nie musi się Pan o nic martwić panie...
— Lu — odparł mój tata.
— Panie Lu. — Pokiwał głową, notując coś. — Jak ma na imię...
— Taejin — odezwał się Sehun. — Jego pieprzone imię to Son Taejin.
Przygryzłem wargę, modląc się, żeby jego przekleństwa nie sprawiły żadnego kłopotu. Nagle pojawiło się kilku oficerów, zaczęli ze sobą przez chwilę rozmawiać, po czym trzymając w ręku swoje walkie-talkie, opuścili pomieszczenie.
— Namierzymy Pana Taejina, a w tym czasie, czy mógłby nam pan powiedzieć, co się stało?
— Tak. — Sunmi przełknął głośno ślinę. — Ten bandyta ostrzegł nas, żebyśmy nie dzwonili po pomoc, bo inaczej go zabije. Zdawał się wiedzieć, co robi, bo po tym zaczął kłótnię z tym tutaj. — Wskazał na Sehuna, a oficer kiwnął głową. — Wymienili kilka słów, grożąc sobie nawzajem. Ten młody mężczyzna próbował uwolnić Luhana, ale mu się to nie udawało. Chwilę później, Luhan zrobił coś, dzięki czemu uwolnił się z jego uścisku i wtedy po was zadzwoniłem.
— Co stało się po tym, jak Taejin uwolnił Luhana? — wpatrywał się twardo w Sehuna.
— Złapałem go, kopnąłem w brzuch, potem w twarz i zrobiłbym mu więcej, ale mój chłopak mnie przed tym powstrzymał.
— Chłopak? — uniósł brew. Uśmiechnąłem się, lekko machając.
— To ja.
— Dlaczego właściwie Son Taejin cię złapał? — odwrócił się w moją stronę. Wzruszyłem ramionami.
— Jeśli mam być szczery, nie wiem. Poszedłem do łazienki, a kiedy chciałem wyjść, przycisnął mnie do ściany. Powiedziałem, żeby mnie puścił, ale nie posłuchał. Spytałem, czego chce i wtedy powiedział, że chodzi mu o mnie. Zanim stało się cokolwiek innego, Sehun odepchnął go ode mnie i powiedział, że ma się do mnie nie zbliżać. Wziął mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę stolika, kiedy zostałem odciągnięty. Owinął ręce wokół mojej szyi, przycisnął mnie do siebie i wyciągnął broń.
— I?
— Już chyba wszystko wiecie, czego jeszcze byście chcieli? — spytał Sehun, zirytowany tym całym procesem przesłuchiwania. Na myśl, że za każdym razem musiał przechodzić to samo, poczułem ból brzucha.
— Dlaczego Taejin miałby coś do ciebie mieć? — spojrzał na Sehuna. — Czy jest coś, o czym nie wiemy panie Oh?
— Nie wiem. Nie miałem styczności z Taejinem, póki tej nocy nie zdarzyło się to gówno. Może przestaniecie zadawać pytania i zaczniecie szukać dupka, który spowodował ten cały bałagan? — spytał chłopak. Oficer zamykając notes i wsuwając go do kieszeni spodni, ściągnął usta.
— Będziemy w kontakcie, panie Oh.
— Wiem.
— Będziemy was na bieżąco informować co się dzieje z Taejinem — powiedział. Kiwając głową, mój tata uścisnął jego dłoń, po czym razem obserwowaliśmy, jak opuszczał pomieszczenie. Inny oficer podszedł do nas.
— Musicie państwo opuścić to pomieszczenie. Bardzo prosimy o wyjście.
Trzymałem Sehuna za ramię, upewniając się, że nie pójdzie już drugi raz podczas tej kolacji za Taejinem. Wystarczy, że celowano we mnie bronią. Więcej problemów z władzami nie potrzebowałem.
Moi rodzice trzymali się blisko, wciąż będąc w szoku po tym, co się stało. Poczucie winy zżerało mnie od środka. Powinienem powiedzieć im, żebyśmy opuścili pomieszczenie, kiedy tylko zobaczyłem tam Taejina.
Powinienem wiedzieć, że coś takiego mogło się stać.
Zimne, wieczorne powietrze uderzyło mnie w twarz, powodując ciarki na całym moim ciele, gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz. Obok nas przeszło kilka osób, chcących już tylko znaleźć się w domu i zapomnieć o tym wszystkim. Kiedy teren był czysty, odwróciłem się w stronę Sehuna.
— Wszystko w porządku? — szepnąłem. Sehun spojrzał na mnie tylko, ze złością wypisaną na twarzy. Jego klatka piersiowa poruszała się w dół i w górę, a jego szczęka była zaciśnięta. Łapiąc go za rękę, ścisnąłem ją, chcąc jego pełnej uwagi.
— Sehun?
Zmuszając się do spojrzenia na mnie, jego oczy trochę złagodniały. Mogłem wyczuć smutek, żal... Potrząsnąłem głową, chcąc mu powiedzieć, że to nie jego wina, gdy odezwał się mój tata.
— Nie mogę w to uwierzyć — syknął.
— Tato...
— Nie, Luhan! — warknął, sprawiając, że podskoczyłem zaskoczony. Nigdy na mnie nie krzyczał, chyba że chodziło o poważne kłopoty. — Jak możesz stać tam obok tego kryminalisty i pytać go, czy wszystko jest w porządku? Co z nami? Twoją rodziną?
— Przepraszam. — Popatrzyłem na każdego z nich, w tym na Sehuna. — To nie powinno się było stać...
— Prawie dzisiaj przez niego umarłeś, Lu Han! — krzyknęła moja mama, zwracając na siebie naszą uwagę. — Jak możesz stać tam i zamiast swojego taty, bronić tego potwora?!
— Nie rozumiecie...
— Oh, rozumiemy i to aż za dobrze — syknęła, biorąc Minah za rękę i popychając ją w kierunku taty. — Baekhyun miał rację od samego początku. On jest chodzącym problemem!
— Nie.
— Jest kryminalistą i widziałam to dzisiaj na własne oczy. — Wyrzuciła ręce w górę, chcąc do mnie dotrzeć. Ale nic, co miała do powiedzenia, nie zmieniłoby moich uczuć do niego. Nie znali jego i nie znali sytuacji z Taejinem. Nie wiedzieli nic.
— On mnie bronił! — krzyknąłem, nie będąc w stanie dłużej kontrolować emocji.
— Bronił?! Chyba sprawił, że prawie zostałeś zabity!
— Jak możesz tak mówić? Gdyby nie Sehun, to teraz bym tutaj nie stał!
— Nie, Luhan! — mój tato zrobił krok naprzód. — Rozumiesz, że mogłeś dzisiaj zginąć?
— Ale nie zginąłem!
— Nie bądź niemądry, Luhan! — warknął. — Mogłeś dzisiaj umrzeć i wiesz, że to prawda! Jak możesz stać tam, patrzeć mi w oczy i bronić tego potwora? – z obrzydzeniem machnął ręką w stronę chłopaka. Kiedy otworzyłem usta, żeby odpowiedzieć, usłyszałem głos zza pleców i poczułem, jak łamie mi się serce.
— On ma rację. — Odwróciłem się i spojrzałem na Sehuna, który stał z rękoma w kieszeniach, z pustym wyrazem twarzy.
— Oczywiście, że mam rację! — warknął, zwracając swoją uwagę na wyższego. Przeszedł koło mnie i stanął naprzeciwko niego. — Chciałem dać ci szansę. Czułem się źle, oceniając kogoś, kogo nie znałem. Pozwoliłem przyjść ci tutaj, na kolację z moją rodziną, a w zamian dostałem broń celującą w mojego syna!
Sehun tylko stał tam, pozwalając mojemu tacie mówić to, co mu się podobało.
To nie było do niego podobne.
— Masz szczęście, że nie powiedziałem policji, że prawie postrzeliłeś mojego syna. Myśleć, że jesteś przyzwoitym chłopcem... Wygląd naprawdę może zmylić.
— Jak możesz stać tam i pozwalać mu na mówienie tych wszystkich rzeczy? — syknąłem w stronę ukochanego.
— On jest twoim ojcem, Luhan! — sapnął Sehun. — Nie jest tylko jakimś gościem. Nie mogę mu po prostu przyłożyć w twarz. Nie mogę się bronić, wiedząc, że ma rację.
— Wcale nie.
— Nie bądź naiwny Luhan. — Sehun potrząsnął głową, patrząc na mnie z bólem w oczach. — Mogłeś umrzeć...
— Ale nie umarłem! Dlaczego tego nie rozumiecie?! Ciągle tu stoję! Ciągle oddycham!
— To tylko kwestia czasu, zanim znów po ciebie przyjdzie! — krzyknął chłopak.
— To się go pozbędziesz!
— Jak jego nie będzie, to pojawi się kolejna osoba, która będzie próbowała cię zranić. — Potrząsnął głową. — To się nigdy nie skończy.
— Znów po niego przyjdzie? — mruknął tata.
— Proszę, nie rób tego — szepnąłem.
— Tak, znów po niego przyjdzie — odpowiedział Sehun. Mój tata uświadomił sobie coś, bo nagle ignorując wszystkich, skupił całą swoją uwagę na wyższym.
— Przez cały ten czas, kiedy umawiałeś się z moim synem... Był on w niebezpieczeństwie? — w jego oczach pojawiły się łzy, a mój żołądek skręcił się boleśnie. Dwie osoby, które kocham, niszczące mi wszystko.
Sehun pokiwał głową, a ja popatrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami.
— Sehun — mruknąłem, potrząsając głową. — To nie prawda.
— Luhan. — Przeniósł spojrzenie z mojego taty na mnie. — Nie zamierzam udawać, że wszystko jest w porządku. Dzisiejsza noc udowodniła nam, że twoje życie zawsze będzie zagrożone. Jeśli nie przez Taejina, to przez kogoś innego.
— Nie — odpowiedziałem.
— Nie bądź uparty...
— Obiecywałeś, że zawsze przy mnie będziesz — pisnąłem, jak dziecko mówiące do swoich rodziców. — Pamiętasz? Obiecałeś, że będziesz mnie bronił i że nigdy nie odejdziesz. — Łzy pojawiły się w moich oczach.
— I popatrz, co się stało. — Potrząsnął głową, a jego oczy zrobiły się czerwone od wstrzymywania łez. Nie ważne co się działo, nie bał się pokazać swojej słabszej strony. — Prawie umarłeś.
— Nie. — Potrząsnąłem głową. — Wcale nie.
— Taejin miał cię na celowniku i mało brakowało, żeby zabrał cię, żebym znów musiał cię szukać — przerwał. — Tym razem, Luhan, miałbym na to małe szanse.
— Przestań myśleć o „co jeśli". Jestem tutaj, bezpieczny, żywy, czy to nie powinno się teraz liczyć?
— Nie rozumiesz? Moje życie jest zbyt niebezpieczne — szepnął.
— Nie możesz tego zrobić — powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
— Nie jestem tym, za kogo mnie masz. — Cofnął się.
— Nie jesteś tym, za kogo cię mam? — sapnąłem zirytowany.
— Zabijam ludzi, żeby przeżyć. Robię rzeczy, których sobie nawet nie wyobrażasz. Policja mnie ściga i cały czas muszę na siebie uważać. — Wziął głęboki oddech. — Nie możesz tak żyć.
— Przesadzasz!
— Przesadzeniem byłoby powiedzenie, że wszystko jest w porządku! — krzyknął. Stałem tam, nie pozwalając jego słowom mnie dotknąć.
— Powiedziałem ci, że nigdzie się nie wybieram.
— Nie rozumiesz. — Potrząsnął głową. — Przez bycie ze mną, jesteś celem. Możesz umrzeć w każdej chwili, nie ważne gdzie jesteśmy i dzisiejsza noc to potwierdziła! Doświadczyłeś tego, co może się stać, jeśli ze mną zostaniesz.
— Skąd się to bierze? — wpatrywałem się w niego. — Gdzie była rozmowa o bezpieczeństwie miesiąc temu?
— To prawda — mruknął. — Za późno zdałem sobie z tego sprawę.
— Nie. To jest to, co uważasz za prawdę. — Łzy spłynęły po moich policzkach. — Dlaczego nie możesz pozwolić sobie na bycie szczęśliwym?
— Bo nie mogę! — warknął, przebiegając dłonią po swoich włosach i ciągnąc za ich końce. — W tym pakiecie nie ma bycia szczęśliwym.
— Boże, Sehun! — krzyknąłem. — Zachowujesz się tak, jakbyś już był stracony.
— Bo jestem!
— Wcale nie! Możesz być szczęśliwy, jeśli chcesz, ale wolisz tego nie robić! Nie ważne co zrobisz albo powiesz, to nie zmieni tego, co do ciebie czuję. Już na początku powiedziałem ci, że nigdzie się nie wybieram. Pamiętasz, kiedy powiedziałeś mi o Lii?
Wyższy nie odezwał się nic, patrząc na mnie ze smutkiem w oczach i wiedząc, że mam zamiar mówić dalej.
— Powiedziałem ci, że nie odejdę tak, jak ona i tego nie zrobię. Jestem tu z konkretnego powodu i nigdzie się nie wybieram. — Złapałem go za rękę.
— To nie jest bajka, Luhan. To realne życie. Tutaj nie ma szczęśliwych zakończeń.
— Przestań mówić jakby...
— Jakby co?
— Jakby to był koniec — mruknąłem.
— To jest koniec. — Oblizał usta i odwrócił wzrok. — Koniec nas.
— Nie. — Potrząsnąłem głową. — Wcale nie.
— Tak, jest — powiedział, puszczając moją dłoń.
— Dlaczego... Dlaczego to robisz? — spojrzałem na niego.
— To jedyny sposób, żebyś mógł pozostać bezpieczny. — Odwrócił się, wpatrując się twardo w podłogę. — Przepraszam. Nie chciałem, żeby to się stało.
Mój tata zrobił kilka kroków naprzód, stając twarzą w twarz z Sehunem.
— Nie chcę cię widzieć nigdzie w pobliżu mojego syna! Rozumiesz?
— Tato! — krzyknąłem z frustracją.
— Nie musi się Pan o to martwić. Od teraz, pozwalam Pana dziecku odejść.
— Sehun! — krzyknąłem, ale on mnie zignorował. Zamiast tego, zaczął się wycofywać. — Nie! — krzyknąłem, biegnąc za nim mimo protestów moich rodziców i złapałem go za ramię. — Nie rób tego! Nie zostawiaj mnie!
— Nie utrudniaj mi tego, Luhan — syknął, nawet na mnie nie patrząc.
— Kocham cię! Nic to dla ciebie nie znaczy? — chlipnąłem, a łzy zaczęły coraz bardziej spływać po mojej twarzy.
— Przestań, Luhan! — krzyknął, zaciskając mocno szczękę.
— Jak możesz odejść ode mnie, nawet na mnie nie patrząc? Dlaczego tak łatwo jest ci mnie zostawić? Czy ty w ogóle mnie kochałeś, czy to było jedno, wielkie kłamstwo?
— Chcesz wiedzieć, czy cię kochałem? — spytał, a ja cofnąłem dłoń, krzyżując ręce na klatce piersiowej, bojąc się tego, co miał do powiedzenia.
— Kiedy zostałem dźgnięty nożem, przyszedłem do ciebie. Kiedy cię zraniłem, jedyne czego chciałem, to sprawić, żeby wszystko było dobrze. Kiedy Taejin cię zabrał, nawet nie wahałem się przed szukaniem cię. Gdy zobaczyłem tego kutasa na tobie, jedyne, o czym mogłem myśleć, to żeby za to zapłacił. Nie ma nic, czego bym nie zrobił, żeby sprawić, że będziesz bezpieczny. Kiedy dzisiaj cię zabrał... Moje serce przestało bić. Myśl, że mogłem cię stracić była nie do zniesienia.
Moje serce przyspieszyło, a ja poczułem winę, że w ogóle zwątpiłem w to, że mnie kochał.
— Mimo obawy, że zostaniesz zraniony, byłem z tobą, bo znaczysz dla mnie wszystko. Nigdy nie kochałem nikogo tak bardzo, jak kocham ciebie i nigdy nie będę.
— Dobrze. Dobrze więc. — Podszedłem do niego i objąłem jego twarz dłońmi. — Możemy coś wymyślić.
— Nie. — Chłopak potrząsnął głową, zabierając moje ręce. — To, co powiedziałem, niczego nie zmienia.
— Sehun — mruknąłem. — Proszę. Może nam się udać...
— Przestań. To koniec, Luhan — syknął. Potrząsnąłem głową, a łzy znów zaczęły spływać po moich policzkach.
— Proszę Sehun. — Złapałem go za rękę. — Nie rób tego, proszę — szepnąłem. Patrząc na mnie z bólem, odsunął się i tylko potrząsając głową, odszedł.
— Sehun. Proszę, kocham cię!
Wyższy pozostał jednak niewzruszony, odchodząc z dłońmi w kieszeniach i podniesioną głową.
— Sehun! — krzyknąłem. — Kocham cię!
Nic nie mogło wyrazić tego, jak się wtedy czułem. Jakby ktoś zniszczył mój cały świat. Straciłem jedyną osobę, którą naprawdę kochałem.
Upadając na ziemię, przyłożyłem trzęsącą się dłoń do ust, żeby powstrzymać płacz, ale łzy i tak niekontrolowanie zaczęły płynąć po moich policzkach.
Sehun
Moja klatka piersiowa poruszała się w dół i w górę, z powodu wszystkich emocji, które się we mnie kłębiły.
Zaciskałem i otwierałem dłoń, próbując się uspokoić, ale nic w tym momencie nie mogło powstrzymać mnie przed tym, co zamierzałem zrobić. Luhan desperacko próbował mnie nawoływać. Musiałem iść, musiałem iść i się nie odwracać, bo gdybym to zrobił, podbiegłbym do niego i przeprosił. Powiedziałbym mu, że tego nie chciałem i że mi przykro. Obiecałbym mu niemożliwe, czyli, że wszystko wróciłoby do normy.
A to się nigdy nie zdarzy.
Nie ważne jak bardzo nie chciałem go zostawić, musiałem. Był w zbyt wielkim zagrożeniu, a przeze mnie mało dzisiaj nie zginął.
Wchodząc do auta, ruszyłem w drogę, zaciskając dłonie mocno na kierownicy. Jak mogłem pozwolić temu zajść tak daleko? Powinienem zająć się tym śmieciem już dawno temu.
— Nie rób tego. — Głos Luhana ciągle pojawiał się w mojej głowie.
— Kocham cię!
Otwierając oczy, poczułem łzę spływającą po policzku. Po tym rozkleiłem się zupełnie. Nic nigdy nie szło dobrze w moim życiu. Po raz pierwszy poczułem się bezużyteczny.
Przebiegając dłonią po włosach i ciągnąc za ich końce, chciałem pozbyć się wszystkich wspomnień z tego wieczoru.
— Jak możesz stać tam i bronić tego potwora?
— Mogłeś umrzeć...
— Nie chcę widzieć cię nigdzie w pobliżu mojego syna!
Krzycząc, zacząłem uderzać w kierownicę. Przez tego śmiecia Taejina, musiałem pozwolić odejść osobie, która znaczyła dla mnie najwięcej.
Ocierając twarz, postanowiłem skończyć z użalaniem się nad sobą. To był najwyższy czas, żeby zająć się tym raz, na zawsze. Przejeżdżając kilka ulic, co nie zajęło mi długo, znalazłem się pod domem. Zamykając auto i wbiegając do środka, krzyknąłem.
— Chanyeol! — wrzasnąłem. Chłopak pojawił się sekundę później, patrząc na mnie spod uniesionych brwi.
— Sehun? Co tutaj robisz? Jak poszedł obiad z rodzicami Luhana?
— On za to zapłaci.
— Kto?
— Taejin — syknąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz