Sehun
— Co ty tutaj do cholery robisz, Soyeon? — warknąłem, nie chcąc jej gdziekolwiek blisko nas, a szczególnie Luhana.
— Co? — uniosła swoją idealnie wystylizowaną brew. — Chyba nie myślałeś, że ominie mnie przyjęcie?
— Cóż, nie jesteś tutaj mile widziana.
— Jakby obchodziło mnie to, co myślisz — syknęła, groźnie się we mnie wpatrując. — Jestem częścią tej grupy, Oh. Czy ci się to podoba, czy nie.
— Ale to nie znaczy, że mam cię lubić. Więc może wyświadczysz nam przysługę i stąd znikniesz? Nikt cię nie tu nie chce.
— Pieprz się, Oh.
— I mam złapać Aids? Nie wydaje mi się — parsknąłem.
— Uważaj na to, co mówisz, Oh. Najwyższy czas, żebyś zaczął traktować mnie z szacunkiem. Poza tym, Aids jakoś nie zatrzymało cię wcześniej.
— Z szacunkiem? — wybuchnąłem głośnym śmiechem i potrząsnąłem głową. — Jak mam cię traktować z szacunkiem, jeśli sama siebie nie szanujesz?
— Jesteś strasznie żałosnym człowiekiem, wiesz o tym?
— Wolę być żałosny niż być dziwką, tak jak ty — warknąłem. To było dla niej za wiele. Próbowała się na mnie rzucić, ale Chanyeol ją powstrzymał.
— Okej, przestańcie! — krzyknął, trzymając ją. Wypuściłem z rąk Luhana i stanąłem przed nim na wypadek, gdyby Soyeon się uwolniła.
— Chcę go zabić! — krzyknęła, próbując wbić we mnie paznokcie. Zachichotałem i cofnąłem się o kilka kroków.
— Powodzenia kochanie — mruknąłem. Wpatrywałem się w to, jak żałośnie próbowała wyrwać się Chanowi, chociaż wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że nie miała najmniejszych szans.
— Czy do jasnej cholery możemy chociaż raz spotkać się w spokoju, bez was rzucających się sobie do gardeł? — syknął Chanyeol, wyraźnie zirytowany.
— To jej wina — mruknąłem.
— Nie obchodzi mnie, czyja to wina, Oh! Chciałem, żeby to była zabawa, a nie mecz, kto pierwszy zabije drugiego.
— Nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
Chanyeol wywrócił oczami, nie chcąc więcej kontynuować tej rozmowy. Kiedy się uspokoiła, wypuścił ją, przytrzymując tylko na wypadek, gdyby chciała mnie zaatakować.
— Robisz z siebie tylko idiotkę, wiesz o tym? — uśmiechnąłem się. Luhan pozostał cichy, nie chcąc się w to mieszać. Widać było, że nie leży mu ta cała sytuacja, a jego stosunek do Soyeon był oczywisty. Przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem.
— Wszystko w porządku? — mruknąłem mu do ucha.
— Tak, wszystko okej. — Popatrzył na mnie, lekko się uśmiechając.
— Aw — zagruchała Soyeon, z fałszywym uśmiechem na twarzy. — Jesteście po prostu uroczy.
— Przepraszam? — mruknął Luhan i spojrzał na nią. Soyeon ściągnęła usta.
— Chyba jeszcze oficjalnie się nie poznaliśmy. — Wyciągnęła przed siebie rękę. — Jestem Soyeon.
— Luhan — powiedział wolno.
— Hm. — Soyeon cofnęła rękę i wpatrywała się w niego, jakby był jakimś śmieciem na podłodze.
— Uważaj sobie, Soyeon — warknąłem.
— Co zamierzasz z tym zrobić, Sehun? — spytała, wiedząc, co mam na myśli.
— To, co powinienem zrobić już dawno temu — syknąłem, wpatrując się w nią groźnie.
— Musisz wyluzować Sehun. Wydajesz się trochę spięty. Powinieneś być miły. Może będę mogła później ci w tym pomóc — powiedziała uwodzicielsko. Zwęziłem oczy i mocniej przycisnąłem Luhana.
— Zamknij się.
— Co? — uśmiechnęła się niewinnie. — Tylko mówię.
— Wyświadcz nam przysługę i przestań mówić.
— Zachowujesz się, jakbym chciała popełnić zbrodnię. Próbuję tylko odpowiednio przedstawić się twojemu chłopakowi. Bo on jest twoim chłopakiem... Tak?
— To nie jest twoja sprawa.
Dziewczyna przechyliła głowę na jedną stronę, a na jej czerwonych ustach pojawił się uśmiech.
— Zastanawiam się tylko czy wie, jak dużo przed nim ukrywasz? — zapytała. Zanim odpowiedziałem, wszystko w mojej głowie kliknęło. Ta suka myślała, że coś na mnie ma. Uśmiechnąłem się, zdając sobie sprawę, jak głupia była.
— Naprawdę? — wskazałem na nią. — Chcesz się założyć?
— Obejdę się bez twojej forsy.
— Jesteś pewna? Bo ja mogę to zrobić.
— Dużo ryzykujesz, jesteś pewien, że wiesz, co robisz?
— Oczywiście, że tak. — Zaśmiałem się. — Bo nic, co powiesz, niczego nie zmieni.
— Pozwólmy zadecydować o tym Luhanowi.
— Proszę bardzo — powiedziałem i go puściłem. Luhan popatrzył na mnie, nie wiedząc, o co chodzi, ale dałem mu spojrzenie mówiące, że mam wszystko pod kontrolą. Zająłem miejsce naprzeciwko Laya i kazałem mu podać piwo. Odgłos szpilek Soyeon rozszedł się wokół, kiedy podeszła do Luhana. Dokładnie się jej przypatrywałem, upewniając się, że nie położy łap na Lu.
— Jak dobrze znasz Sehuna?
— Całkiem dobrze, tak myślę.
— Tak myślisz?
— Po prostu przejdź do rzeczy. — Wyraźnie nie był w humorze i nie mogłem go za to winić. Soyeon była irytującą idiotką.
— Wiesz, jak zły potrafi stać się Sehun?
— No raczej — powiedział. Uśmiechnąłem się, a chłopcy szeroko otworzyli oczy, nie wiedząc, że powiedziałem wszystko Hanowi.
— Wiesz, co robi, kiedy jest zły? — teraz Soyeon stała twarzą w twarz z Luhanem.
— Uderza w ścianę? — spytał, pokazując, że zupełnie nie jest zainteresowany tym, co ona mówi.
— Nie, zgaduj dalej. — Uśmiechnęła się.
— On... Wszystko niszczy?
— Dobrze! — potrząsnęła głową. — Ale to nie to. Chcesz znów spróbować, czy mam ci powiedzieć?
— Dawaj — mruknął obojętnie Luhan. Soyeon zbliżyła się tak, że ich nosy praktycznie się stykały.
— On przychodzi do mojego pokoju i... mnie pieprzy. — Zaakcentowała każdą sylabę, upewniając się, że Luhan dobrze zrozumie. Chłopcy niemalże sikali w gacie, patrząc na mnie zdziwieni, że nie miałem zamiaru się obronić ani nic powiedzieć.
— To wszystko?
Usta Laya otworzyły się szeroko, zszokowany brakiem zainteresowania Luhana tym, co powiedziała do niego dziewczyna. Uśmiech powoli zszedł z ust Soyeon.
— Co?
— Spytałem, czy masz jeszcze jakieś bezużyteczne gówno do powiedzenia? — Luhan uniósł brwi. Soyeon wydawała się zdziwiona, bo nic nie odpowiedziała.
— Czy mogę coś teraz powiedzieć? Kiedy tę sprawę mamy już za sobą... Chcę wykorzystać ten czas, żeby powiedzieć, że jesteś żałosna. To znaczy, fakt, że byłaś tak bardzo pewna siebie, że wiesz coś, czego ja nie, był całkiem imponujący, nie powiem. — Luhan zaczął okrążać Soyeon. — Myślisz, że nie wiem, że Sehun przychodził do ciebie, żeby o wszystkim zapomnieć? Zgaduj dalej. Tak robił i szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. Bo widzisz, nie byliśmy wtedy nawet razem, więc to się nie liczy. Nie winię go za to, no bo spójrz tylko na siebie. — Cofnął się i wskazał na nią. — Desperacko próbujesz zaleźć pod skórę mojemu chłopakowi.
— Jeśli ktoś tutaj był zdesperowany, to on. To on przychodził do mnie, nie odwrotnie.
— Jesteś w błędzie. To ty zawsze chciałaś seksu z nim. Wyraźnie widać to przez twoje zachowanie.
— Jakie zachowanie? — syknęła Soyeon.
— To kiedy oskarżasz Sehuna i udajesz, że go nienawidzisz a tak naprawdę, jest odwrotnie. — Uniosłem brwi, nie wiedząc, dokąd z tym zmierzał. Soyeon nienawidziła mnie i vice versa. To przykuło również uwagę chłopców, ponieważ wyraźnie zaczęli wszystkiemu dokładnie się przypatrywać.
— Nie nienawidzisz go. Nienawidzisz faktu, że jest zajęty. Przyzwyczaiłaś się do tego, że zawsze był obok ciebie. Byłaś osobą, do której zawsze szedł, kiedy coś było nie tak. A jak teraz na to spojrzę, widzę, że to dobiegło końca. Bądźmy szczerzy, bo... Jest gorący i wiesz o tym. Chcesz go i nienawidzisz tego, że jest zajęty i już nigdy więcej do ciebie nie przyjdzie. Kochałaś być w centrum zainteresowania, kochałaś to, że Sehun zwracał na ciebie uwagę, nawet jeśli chodziło tylko o seks. Mam rację?
— Teraz robisz wszystko, żeby go zdenerwować i żeby znów do ciebie przyszedł. Nie znosisz tego, że jego nienawiść do ciebie jest prawdziwa i że nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Chcesz, żebyśmy zerwali. Ale wiesz co, kochanie? Nigdzie się nie wybieram.
Uśmiechnąłem się. Mój chłopak.
— Zostaję, a jeśli ci to przeszkadza to cóż, nie obchodzi mnie to. Dużo osób już próbowało nas złamać, ale będziemy silni. Pamiętaj o tym. — Podszedł bliżej, stając twarzą w twarz z Soyeon. — Jeśli jeszcze raz tego spróbujesz, to przyjdę po ciebie, a uwierz mi, nie chcesz mnie zdenerwować, suko. Nie zdasz sobie nawet sprawy, kiedy owinę ręce wokół twojej małej, pięknej szyi. Załapałaś?
Otworzyłem szeroko oczy. Najwyraźniej nauczyłem go jednej czy dwóch rzeczy. Zachichotałem na tę myśl. Mój chłopak.
— Kim ty do cholery jesteś, że do mnie tak mówisz? Wiesz, co mogłabym ci zrobić? — warknęła Soyeon. — Mogłabym cię zabić.
— Nie sądzę. — Wstałem. Przycisnąłem Luhana do siebie i zwróciłem się do Soyeon. — Jeśli chociaż przez chwilę pomyślałaś, że możesz położyć łapy na Luhanie, będziesz miała kolejny problem, bo osobiście cię zamorduję.
— Nawet byś mnie nie dotknął.
— Nie lubię brudzić sobie rąk, ale jeśli będę musiał, tak zrobić w obronię swojego chłopaka, to tak zrobię. — Oblizałem usta i fałszywie się uśmiechnąłem. — Zabawne, że wszystko, co powiedział Luhan wydaje się prawdą. To wszystko ma sens. Każda chwila, kiedy wracałem do domu, a ty pytałaś, gdzie byłem i czy byłem z Luhanem... Zabawne jest to, że myślałaś, że możesz wygrać.
— Mam dosyć ludzi, którzy próbują zniszczyć i odebrać ode mnie wszystko to, co najlepsze. To moje ostatnie ostrzeżenie, Soyeon. Trzymaj się z daleka od Luhana i ode mnie albo będziesz miała problemy. Nie tylko Taejin skończy martwy. Ty także.
Przeniosłem całą swoją energię, posyłając jej spojrzenie mówiące, że nie żartuję. Soyeon stała przez chwilę nie mówiąc ani słowa, po czym spuściła wzrok i tak po prostu odeszła.
— Więc... — Zaczął Luhan, przerywając niezręczną ciszę. — Kto jest głodny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz