Sehun
— Jesteś słodki, kiedy się denerwujesz — zagruchał Luhan przez telefon, a ja mogłem sobie wyobrazić, że się przy tym uśmiechał.
— Nie jestem zdenerwowany, skarbie. — Skrzywiłem się, wyrzucając piłkę w powietrze, po czym łapiąc ją i powtarzając proces, z telefonem między uchem a ramieniem.
— Nie musisz mnie okłamywać. Wiem, jacy są moi rodzice. Masz prawo, żeby być zdenerwowany.
— Po raz dziesiąty mówię, że się nie denerwuję — syknąłem zniecierpliwiony.
— Cokolwiek powiesz. Po prostu bądź sobą i wyglądaj odpowiednio.
— Sobą? Czyli chcesz, żebym wziął ze sobą broń? Poza tym, co jest złego w sposobie, w jaki się ubieram?
— Nie — westchnął. — Nie chcę, żebyś wziął ze sobą broń. — Nastąpiła przerwa, podczas której zapewne przebiegł palcami po włosach, jak zawsze w takiej sytuacji. — Ubierasz się jak bandyta, Sehun.
— Bandyta? — prawie zakrztusiłem się własną śliną.
— Tak. Nie, żebym uważał, że to nie jest seksowne, ale moi rodzice nie polubią cię, jeśli przyjdziesz w jeansach, T-shircie i skórzanej kurtce. Idziemy na obiad. Pokaż im, że jesteś jak wszyscy.
— Ale nie jestem jak wszyscy.
— Najwyraźniej. Wiem, że nie jesteś, ale musisz, chociaż spróbować udawać, że tak jest. Pokaż, że nie mają się o co martwić.
— Sprawiasz, że staje się to bardzo trudne, skarbie. — Westchnąłem, zaciskając powieki.
— Wcale nie. Po prostu jesteś zbyt leniwy, żeby się wystroić.
Zachichotałem, wiedząc, że miał rację.
— Nie musisz ubierać garnituru, Sehun. Wystarczy, że dobrze się zaprezentujesz.
— Dobrze.
— Dziękuję.
— Wszystko dla ciebie skarbie — powiedziałem. Spojrzałem w górę i zauważyłem chłopaków wchodzących do salonu. Usiadłem, odkładając piłkę i przełożyłem telefon do lewej dłoni, po czym przybiłem każdemu z nich piątkę.
— Dobrze. Cóż, niestety muszę zrobić zadanie domowe. Do zobaczenia później.
— Tak, do zobaczenia — westchnąłem.
— Kocham cię.
— Ja ciebie też. — Odsuwając komórkę od ucha, zakończyłem rozmowę.
— Luhan? — spytał Chanyeol, wskazując na telefon i unosząc wysoko brwi. Pokiwałem głową, biorąc głęboki oddech. Kai zachichotał.
— O co chodzi, Oh? Nie chce uprawiać z tobą seksu? — zapytał. Odwróciłem głową i spojrzałem na niego.
— Nie, idioto. Mam dzisiaj spotkać jego rodziców.
— Ohh. — Chanyeol wyraźnie zasygnalizował, że rozumie mój ból. — Masz spotkać jego rodziców, tak? Powodzenia. Na pewno ci się przyda.
— Wiem.
— Co jest nie tak z jego rodzicami? — spytał Lay, układając swoje nogi na stole.
— Są cholernie rygorystyczni a do tego, dzięki Baekhyunowi myślą, że jestem kryminalistą.
— Bo jesteś — powiedzieli wszyscy w tym samym czasie, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
— Wiem o tym, ale oni nie muszą.
— Racja. Więc co zamierzasz z tym zrobić?
— Nic. Zamierzam się tylko modlić, żeby nie było niezręcznie.
— Nie licz na to. — Potrząsnął głową Kai, opierając łokcie o swoje kolana. — Już to widzę. — Odkaszlnął i wyprostował się, żeby przypominać tatę Luhana. — Więc, Sehun, czym się zajmujesz? — przybrał inną pozę, tym razem, żeby być mną. — Zabijaniem ludzi. — Wzruszył ramionami. — A twój syn przypadkiem był tego świadkiem, dlatego jesteśmy razem.
— Ha ha. — Zwęziłem oczy, patrząc na niego. — Masz pieprzone szczęście, że nie jestem w humorze, bo w przeciwnym razie zatłukłbym cię na śmierć — warknąłem. Kai uniósł dłonie w poddańczym geście.
— Tylko żartowałem, stary. Nie ma co się rzucać do bicia.
— Nieważne — powiedziałem, podnosząc się.
— Dokąd idziesz?
— Znaleźć cholerne coś, co będę mógł dzisiaj ubrać. — Podrapałem się w tył głowy.
— Cipa. — Kaszlnął Kai. Wzruszyłem ramionami z uśmiechem.
— Cóż, jesteś tym, z kim przebywasz — powiedziałem. Chłopcy zaśmiali się, a ja wszedłem po schodach i znalazłem się w swoim pokoju.
Luhan
Właśnie zamierzałem sięgnąć do plecaka po zakończeniu rozmowy z Sehunem, kiedy moja komórka zaczęła brzęczeć. Naprawdę chciałem już skończyć moje zadanie.
Podszedłem do łóżka, gdzie go zostawiłem i spojrzałem na ekran, gdzie widniał numer Baeka. Przejechałem po nim kciukiem, aby go odblokować.
— Hej Lu.
— Hej Baek, co słychać? — podniosłem z podłogi plecak i postawiłem go sobie na kolanach.
— Nic ciekawego, umieram z nudów. — Zaśmiał się. — A u ciebie?
— Próbuję odrobić zadania, przed obiadem Sehuna z moimi rodzicami — westchnąłem, przeglądając papiery w mojej teczce.
— Denerwujesz się?
— Chyba chciałeś spytać, czy Sehun się denerwuje.
— Nie żartuj! Denerwuje się? Biorąc pod uwagę to, co robi, to trochę zaskakujące.
— Nie mogę go za to winić. Wiesz, jacy są moi rodzice. Chcę, tylko żeby wszystko wyszło perfekcyjnie, wiesz?
— Wiem. Myśl pozytywnie. Co może pójść źle?
— Nie polubią go — mruknąłem, spoglądając na moje notatki z geografii.
— On dobrze wie, jak się zaprezentować. Wszystko będzie dobrze.
— Mam nadzieję.
— Luhan! — usłyszałem krzyk mojej mamy z dołu. Jęknąłem, wywracając oczami.
— Zaczekaj Baek. — Odsunąłem telefon od ucha. — Tak mamo?
— Skończyłeś już zadania domowe?
— Prawie!
— Lepiej, żebyś to zrobił, jeśli chcesz wyjść! Nie obchodzi mnie to. Jeśli nie skończysz tego do szóstej, pójdziemy bez ciebie.
— Wiem, mamo. Powiedziałem, że prawie skończyłem!
— Pospiesz się! Nie mamy całego dnia, a ty musisz jeszcze się przygotować!
— Wiem, mamo — mruknąłem. Z drugiej strony dobiegła mnie cisza. Wywróciłem oczami, biorąc głęboki oddech i wróciłem do telefonu.
— Przepraszam cię za to.
— Nie ma sprawy. Zgaduję, że to twoja mama.
— Skąd wiedziałeś?
— Po prostu jestem bystry.
— Jesteś szalony.
— A ty musisz skończyć zadanie. Zadzwoń do mnie później, żeby powiedzieć, jak poszło.
— Oczywiście. — Zachichotałem. — Do później.
— Pa skarbie.
— Cześć Baekhyun. — Nacisnąłem czerwoną słuchawkę i wziąłem do ręki zeszyt.
Sehun
Oparłem się o siedzenie i wziąłem głęboki oddech, palcami nerwowo przebiegając po kierownicy. Napisałem wcześniej do Luhana mówiąc, że zaraz wyjeżdżam, więc teraz pewnie na mnie czekał. Chciałem, tylko żeby dzisiejszy wieczór odbył się bez żadnych tragizmów, bo ostatnie czego potrzebowałem, to żeby coś poszło nie tak. Westchnąłem i otworzyłem drzwi, wychodząc na zewnątrz.
Miałem na sobie czarne spodnie, białą koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci, białe vansy na stopach i białą czapkę, założoną tył na przód. Był to najbardziej zbliżony strój do czegoś odpowiedniego, który mogłem znaleźć.
Przerzuciłem klucze z prawej ręki, do lewej i wrzuciłem je do kieszeni, podchodząc do wejścia jego domu. Przygryzając wargę, zapukałem do drzwi, mając nadzieję, że otworzy je Luhan. I tak było. Moje oczy powędrowały od jego twarzy, po czubki stóp.
— Wyglądasz pięknie.
Miał obcisłe spodnie, koszulę w serek, pięknie zrobione włosy i czarne trampki na nogach. Poczułem niezwykłą ochotę, żeby uprawiać z nim seks tutaj i teraz.
— Dziękuję. — Zarumienił się, patrząc na swoje palce, po czym znów spoglądając na mnie.
— Co myślisz? — spytałem, unosząc ramiona i cofając się o krok, żeby mógł zobaczyć to, w co byłem ubrany.
— Wyglądasz niesamowicie. — Uśmiechnął się. — Wiedziałem, że ci się uda.
— Zajęło mi to trochę czasu, ale w końcu znalazłem. — Wskazałem na swoje ubranie. — Za wszystkimi skórzanymi kurtkami i T-shirtami, które noszę.
— Tylko żartowałem, ale cieszę się, że mnie posłuchałeś. — Uśmiechnął się niewinnie.
— Masz szczęście, że cię kocham. — Zachichotałem. — Chodź tutaj.
Przyciągnąłem go do siebie za biodro i pocałowałem, kiedy usłyszałem za sobą kaszlnięcie. Odsunąłem się i spojrzałem na prawo, gdzie stał mężczyzna w średnim wieku, z pustym wyrazem twarzy.
— Przeszkadzam w czymś?
— Nie, skąd. — Oblizałem usta, odwracając się w jego stronę. — Miło mi pana poznać, Panie Lu. — Uprzejmie wyciągnąłem przed siebie rękę.
— Ciebie też, Panie Oh. — Firmowo uścisnął moją dłoń. — To moja żona, Mel i moja córka Minah. — Obejmując ich ramionami, przyciągnął do siebie.
— Miło mi Was poznać. — Potrząsnąłem dłonią mamy Luhana i poklepałem Minah po ramieniu.
— Cieszę się, że w końcu mam okazję cię spotkać, Sehun.
— Mi również, Pani Lu. — Pokiwałem głową, uśmiechając się, a chwilę później Luhan podszedł do mnie.
— Dobrze, może już pójdziemy? Nie chcę się spóźnić. Powiedzieliśmy Sunmiemu, że będziemy około ósmej. — Uśmiechnął się nerwowo, chwiejąc się w tył i w przód. Chciał już zakończyć tę kolację tak samo, jak i ja.
— Racja. — Kiwając, tato Lu wyciągnął z kieszeni klucze i odwrócił się do Luhana. — Idź z siostrą i wejdźcie do auta. Zaraz przyjdziemy razem z mamą.
— Dobrze. — Odebrał od niego klucze, lekko się do mnie uśmiechając i ściskając moją dłoń, zanim odsunął się i odszedł razem z Minah.
— Przyprowadziłeś ze sobą samochód? — Odwróciłem się w stronę taty Luhana, który wpatrywał się we mnie z zagadkowym wyrazem twarzy.
— Tak, zaparkowałem je tu niedaleko. — Wskazałem za siebie.
— Jedź więc za nami.
— Dobrze, proszę pana.
Odblokowałem drzwi i wślizgnąłem się na miejsce kierowcy, cierpliwie czekając na wyjście Mel i jej męża. W końcu weszli do auta i wyjechali na ulicę, a ja ruszyłem za nimi. Pokonując kilka przecznic, przybyliśmy na miejsce w pięć, dziesięć minut.
Zawsze, kiedy chcę, żeby czas leciał szybko, tak się nie dzieje.
Wjeżdżając na parking, zacząłem szukać wolnego miejsca, które znalazłem dopiero po kilku minutach, obok białego BMW.
Wyciągnąłem klucze, otworzyłem drzwi i ruszyłem do wejścia. Oblizałem usta i wziąłem głęboki oddech, szykując się, na cokolwiek miało mi się przydarzyć. Znając rodziców Hana, wiedziałem, że muszę przygotować się na wszystko. Podszedłem do nich, zauważając ich przy wejściu.
— Co ci tyle zajęło? — spytał chłopak.
— Przepraszam, nie mogłem znaleźć miejsca do parkowania.
— Tędy. — Pokierował nas jego tata. Wszedłem za Lu, podziwiając to, jak perfekcyjny był.
— To, jak dzisiaj wyglądasz, zapiera dech w piersi — szepnąłem mu do ucha, powodując, że się zarumienił.
— Dziękuję — szepnął, wpatrując się na mnie z czerwonymi policzkami. Uśmiechnąłem się, widząc jego reakcję.
— Witamy w Sunmi, cieszymy się, mając państwa z nami. — Mężczyzna około mojego wzrostu stanął obok nas, z szerokim uśmiechem. Uniosłem brew, przyglądając się mu. Obcisłe spodnie, muszka... Musiał być gejem. — To państwa szczęśliwy dzień, bo dzisiaj serwujemy nasze specjalne posiłki! Na początek, co chcieliby państwo do picia?
— Dla mnie piwo, lemoniada dla mojej żony, dwie cole proszę i... — Tato Lu urwał, patrząc na mnie. — A co dla ciebie? Zapewne piwo?
— Ja nie piję. Poproszę również colę, jeśli to nie będzie problem.
— I jeszcze jedną colę — powiedział. Kelner notując wszystkie napoje, uśmiechnął się.
— Zaraz Wam je przyniosę.
— Dziękuję.
— Więc, Sehun... — Mel wpatrywała się we mnie. — Czym się zajmujesz?
— Mamo — jęknął Luhan, posyłając jej zdesperowane spojrzenie.
— Mam prawo zapytać — syknęła, patrząc na niego surowo. Na szczęście dla nich, dobrze wiedziałem jak się zaprezentować.
— Nie ma sprawy, Hannie. Mają rację. — Odwróciłem się w stronę jego mamy i mentalnie jęknąłem. Powinienem wiedzieć, że to nastąpi. Potrząsnąłem głową, wiedząc, że czekają na odpowiedź. — Pracuję w sklepie samochodowym w Gangnam.
— To dobrze. — Pokiwała głową.
— Ile zarabiasz za godzinę? — spytał ojciec, patrząc na mnie spod uniesionych brwi.
— Dziewięć, dwadzieścia pięć.
— Co dokładnie robisz?
— Naprawiam zepsute auta, złamane szyby no i odnawiam zupełnie zniszczone maszyny — powiedziałem, a oczy mężczyzny szeroko się otworzyły.
— Imponujące.
— Dziękuję.
— I robisz to zupełnie sam?
— Odkąd skończyłem piętnaście lat. — Uśmiechnąłem się, wiedząc, że wszystko, co mówiłem, było kompletnym kłamstwem.
— To niesamowite, Sehun. Może któregoś dnia podrzucę ci swój samochód, bo od kilku dni wydaje z siebie dziwne odgłosy — powiedział starszy. Przygryzłem wnętrze policzka, starając się nie wyglądać na zestresowanego. Jak do cholery miałem pomóc w naprawie, kiedy zupełnie nic o tym nie wiedziałem?
— Byłbym zaszczycony, proszę Pana.
— Mów na mnie Ed.
— Ed. — Uśmiechnąłem się, kiwając głową.
— Proszę bardzo. — Nasz kelner podszedł do nas, z tym samym głupim uśmieszkiem na twarzy. Biorąc z tacy napoje, postawił po jednym przed każdym z nas. — Zdecydowali się już państwo na coś do jedzenia?
— Poprosimy specjalny posiłek. — Ed podał mu menu.
— Dobry wybór. To będzie dla wszystkich?
— Tak, dziękuję.
— Nie ma sprawy, panie Lu. — Ostatni raz uśmiechając się do nas, odszedł od naszego stolika. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, skąd mogli się znać. Ciekawość przejęła nade mną kontrolę.
— Przepraszam, wiem, że to nie moja sprawa, ale... Skąd wy się znacie?
— Moi przyjaciele są właścicielami tego miejsca.
— Nieźle. — Uśmiechnąłem się.
— Ma to czasem swoje zalety. — Zachichotał. Niezręczna cisza zaległa między nami.
— Więc mamo czy wiedziałaś, że Sehun jest szóstkowym uczniem? — spytał Han, obejmując mnie ramieniem. Spojrzałem na niego zdziwiony, a on pokazał mi wzrokiem, że mam to kontynuować.
— Luhan... — Zaśmiałem się. — Nie musisz...
— To prawda, Sehun? — mama Lu spojrzała na mnie.
— Tak. Liceum to nie jest żart. Muszę się starać, jeśli chcę się dostać na dobre studia. — Pokiwałem głową, starając się brzmieć jak najbardziej przekonująco.
— Mądry chłopak. — Ed wydawał się wyraźnie pod wrażeniem. Szkoda, że nic z tego nie było prawdą.
— Gdzie planujesz iść dalej?
— Jeszcze nie podjąłem decyzji. Chcę rozważyć wszystkie opcje.
— Mądry wybór. Nie musisz niczego przyśpieszać, masz jeszcze czas.
— Dokładnie. — Upiłem łyk napoju, czując, jak bardzo zaschło mi w gardle. Dzwoneczki przy wejściu odezwały się, bo ktoś najwyraźniej wszedł do pomieszczenia. Odwróciłem się, żeby zobaczyć kto to, a mój żołądek momentalnie się skurczył.
— Sehun? — szepnął Luhan. — Co się dzieje?
Zignorowałem go, nie będąc w stanie oderwać wzroku od osoby, której nienawidziłem najbardziej na świecie, a która stała teraz kilka stóp ode mnie.
— Sehun. — Poczułem uścisk Luhana. — Wszystko w porządku?
— On tutaj jest — mruknąłem.
— Kto?
— Taejin.
Tyle wystarczyło, aby Luhan przestał mówić, a jego twarz stała się praktycznie tak blada, jak moja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz