Sehun
— Dobra. — Chanyeol klasnął w dłonie, biorąc głęboki oddech. Od pięciu godzin przygotowywaliśmy wszystko i powiedzenie, że byliśmy zmęczeni, byłoby wielkim nieporozumieniem. Byliśmy zupełnie wyczerpani.
— Wszystko jest gotowe, teraz tylko musimy się upewnić, że wyszło perfekcyjnie. Nie możemy niczego spieprzyć. — Chan popatrzył na naszą trójkę. — Taejin wybrał czas i miejsce, dobrze wie, co robi. Musimy być więc pewni, że będziemy krok przed nim.
— Jak możemy to zrobić, jeśli nawet nie wiemy, co zaplanował? — spytał Kai, z determinacją w głosie. — To znaczy, wybrał miejsce, więc kto powiedział, że nie wyskoczy na nas z bronią palną?
— On nie jest tak głupi, jak myślimy. Wie, co robi, przynajmniej przez większość czasu. Nie jest takim idiotą, żeby to zrobić.
— Słuchajcie, nie wiemy, do czego jest zdolny. Z tego, co wiem, to również może być pułapka. Musimy być ostrożni, żeby nic złego się nie stało — powiedział Chen. Zanim miałem szansę na odpowiedź, odezwał się Yeol.
— Właśnie dlatego ustalamy to wszystko teraz. Przeszliśmy przez ten plan już milion razy. Musimy tylko myśleć pozytywnie i działać według niego.
— On ma rację. — Pokiwałem głową, opierając ręce na kolanach.
— Oczywiście, że tak. — Uśmiechnął się wyższy, na co wywróciłem oczami.
— Nie bądźmy na razie zarozumiali. — Zaśmiałem się, oblizując usta. — Przejrzyjmy to jeszcze raz.
— Okej... Kiedy będziemy na miejscu, staniemy z nimi twarzą w twarz. Zakładam, że gdy tam przyjedziemy, oni już tam będą, więc zaczekamy na to, aż się ujawnią. Potem porozmawiamy i wysłuchamy tego, co ma do powiedzenia, bo kiedy zaczniemy, będzie błagał na kolanach, żebyśmy przestali.
Uśmiechnąłem się. Wiedząc, że w końcu będę mógł skończyć z nim i z tym wszystkim, przez co przeciągnął mnie i Luhana, wręcz nie mogłem się doczekać wieczoru. W końcu będę miał szansę się zemścić.
— Cała nasza broń zebrana jest w piwnicy. Twoja, Sehun jest pod zamkiem w kontenerze, bo chyba tej będziesz używał, prawda? — spytał, a ja pokiwałem głową.
— A kiedy jej nie używam? — mruknąłem. Chan uśmiechnął się, oblizując usta.
— Kiedy dojdzie do strzelaniny, będziemy gotowi. Ale musimy być w tym też sprytni. Oni nie mogą wiedzieć, że je mamy. Niech sądzą, że są górą. Będą myśleli, że wygrają, a wtedy zaskoczymy ich, kiedy najmniej będą się tego spodziewać.
— Dokładnie. — Skinął Chanyeol i popatrzył na nas. — Rozumiecie?
— Tak, stary, teraz już mam to praktycznie wyryte w głowie. — Zaśmiałem się.
— Dobrze, powinieneś. Nie chcemy niczego spieprzyć. Pozwoliliśmy mu odejść zbyt wiele razy. Najwyższy czas, żeby zapłacił za to, co zrobił tobie i Lu.
Zacisnąłem usta, myśląc o swoim chłopaku, który właśnie spał, nie zdając sobie sprawy, że nie ma mnie obok.
— Skończyliśmy?
— Tak, na razie. Odpocznijcie trochę, chłopcy, mamy przed sobą długą noc. — Podnosząc się, klepnął każdego z nas po plecach i zniknął na schodach. Gdy tylko usłyszeliśmy szczęk zamka w jego pokoju, wstałem z miejsca i porwałem z wieszaka kurtkę i swoje klucze.
— Do zobaczenia później.
— Gdzie idziesz? — spytał Kai, z zaciekawieniem unosząc brwi w górę. Odwróciłem się w jego stronę, stojąc w przejściu.
— Chcę spędzić trochę czasu ze swoim chłopakiem. Jestem zmęczony jak cholera i jedyne, o czym marzę, to żeby mieć go w swoich ramionach. Czeka na nas wielka rzecz dzisiejszej nocy, chcę się chociaż trochę rozluźnić.
— Baw się dobrze! — krzyknął Lay, a ja zignorowałem jego znaczący uśmiech i wyszedłem z domu, podchodząc do swojego auta.
Wślizgnąłem się do samochodu, zapinając pas i wsuwając kluczyki do stacyjki. Wyjechałem na ulicę, zmierzając w stronę domu Lu.
Nie minęło dużo czasu, kiedy byłem już na miejscu. Wyciągnąłem kluczyki i wyszedłem z samochodu, zamykając za sobą drzwi. Wspiąłem się po drabinie i bardzo cicho otworzyłem okno, ostrożnie wkładając do środka najpierw jedną nogę, a potem drugą.
Ściągnąłem z siebie buty i kurtkę, po czym zdjąłem koszulkę przez głowę i wślizgnąłem się pod koc, którym przykryłem chłopaka. Moje ciało szybko zrelaksowało się w jego pobliżu. Objąłem go ramionami i przysunąłem do siebie.
— Kocham cię — mruknąłem mu we włosy, po czym przykładając do nich policzek, zasnąłem. Słońce przedzierało się przez okno, rażąc zarówno mnie, jak i Luhana po oczach. Wziąłem głęboki oddech, próbując je zignorować.
— Skarbie? — usłyszałem cichy głos ukochanego.
— Hm? — mruknąłem, powoli odwracając głowę i otwierając jedno oko.
— Gdzie byłeś? — spytał, przykładając dłoń do mojego policzka.
— Huh? — spróbowałem w końcu się obudzić, jeszcze bardziej odczuwając brak snu.
— Nie było cię tutaj, kiedy się obudziłem — powiedział, patrząc mi prosto w oczy z ciekawością.
— Co masz na myśli? — podniosłem się do pozycji siedzącej i oparłem plecami o ścianę, łapiąc i ściskając jego rękę.
— Obudziłem się w środku nocy, oczekując, że tu będziesz, ale cię nie było. — Zmarszczył brwi. — Gdzie byłeś?
— Oh. — Miałem nadzieję, że uda mi się wyjść i wrócić bez informowania go o tym. — Musiałem wrócić do domu, żeby się czymś zająć.
— Oh, okej.
— Dlaczego pytasz? — spytałem, a jego policzki odrobinę się zaróżowiły.
— Myślałem, że miałeś problem z moimi rodzicami albo coś. — Zaśmiał się. Zachichotałem, potrząsając głową.
— Jeśli faktycznie miałbym z nimi problem, uważasz, że pozwoliliby ci tak po prostu dalej spać? Zabiliby cię tak samo, jak i mnie.
— Masz rację. — Potrząsnął głową. — Wyciągnęliby cię stąd za nogi, a na mnie by nawrzeszczeli. Cieszę się, że tu nie przyszli. Za każdym razem, kiedy jesteśmy razem, ktoś nam przeszkadza. Jeśli jeszcze nie zauważyłeś.
— Oh, zauważyłem. — Zaśmiałem się, obejmując Luhana w talii i przyciągając go do siebie. – Byłem zdziwiony, że wtedy nie przerwał nam Chan, wchodząc do pokoju i krzycząc do nas Bóg wie co.
— Możesz to sobie wyobrazić? O mój Boże — jęknął. Uśmiechnąłem się do niego, całując go w czubek głowy.
— Co ja z tobą zrobię — westchnąłem, przytulając go do siebie jeszcze mocniej.
— Nie wiem. — Zaśmiał się. Przez chwilę między nami panowała zupełna cisza. — Sehun...
— Lulu... — Zaczęliśmy nagle w tym samym momencie, po czym urwaliśmy, wybuchając śmiechem.
— Ty pierwszy — powiedział mniejszy, poprawiając grzywkę i patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Wzruszyłem ramionami, nie odrywając od niego wzroku.
— Czegoś mi nie mówisz... O co chodzi, skarbie? — spytałem, a Lu oblizał nerwowo usta.
— Byłeś tutaj kilka godzin temu?
— Precyzyjniej, skarbie? — powiedziałem, zastanawiając się, o co mu chodziło, a mój żołądek skręcił się nieprzyjemnie.
— Obudziłem się około trzeciej nad ranem. Byłeś wtedy tutaj? — przygryzł wargę. Myślałem o tym przez chwilę, po czym potrząsnąłem głową.
— Nie. Wyszedłem około północy. — Oblizałem usta. — Dlaczego pytasz?
— To... Nic takiego. Nie ważne — mruknął zdezorientowany.
— To nie jest nic, skarbie. — Pogłaskałem go po policzku. — Powiedz mi.
— Ja tylko — westchnął, unosząc brwi. — Czułem coś... Obok siebie. — Popatrzył na otwarte okno, przez które do pokoju wleciał podmuch wiatru. Moje serce zatonęło w słowach, które wypowiedział.
— Co masz na myśli?
— Obudziłem się, bo coś głaskało mnie po policzku, ale jak się rozejrzałem, to nikogo nie było. Pomyślałem, że poszedłeś do łazienki, jednak kiedy po pięciu minutach nie wyszedłeś, zdałem sobie sprawę, że jestem sam.
Wszystkie kolory odpłynęły mi z twarzy. Ciężko przełknąłem ślinę, starając się nie myśleć o tym, co chodziło mi po głowie.
— Jesteś pewien, skarbie? — spytałem, a Lu powoli pokiwał głową, po czym znów potrząsnął.
— Ja... Nie wiem, Sehun. To było dziwne. — Ściągnął usta, wzdychając. — Może mi się tylko wydawało. Może to po prostu moje włosy podrapały mnie po policzku. Czasem tak się dzieje — powiedział. Wymusiłem uśmiech, za wszelką cenę starając się nie pokazać tego, jaki efekt wywołała na mnie ta informacja. Gdyby to zauważył i spytał, o co chodzi, musiałbym mu wszystko opowiedzieć.
— Tak, masz rację. — Pocałowałem go w policzek. — To także mogli być twoi rodzice.
— Tak. Czasami tak robią. — Zaśmiał się. — W takim razie dobrze, że cię tu nie było. — Uśmiechnął się, przyciskając policzek do mojej klatki piersiowej.
— Tak. Dzięki Bogu. — Zaschło mi w gardle, a moje całe ciało stało się spięte.
Lepiej trzymaj swojego chłopaka pod kluczem — powiedział Taejin. — Nie tylko ciebie obserwuję, Oh, ale twojego małego gnojka również.
— Skarbie? — spytał Lu, kładąc na moim torsie swoją dłoń i unosząc wysoko brwi. — Co się dzieje?
— Pocałuj mnie — zażądałem z determinacją w oczach.
— C...
— Teraz — mruknąłem, a kiedy się nie poruszył, mocniej objąłem go w talii. — Pocałuj mnie — warknąłem.
Godzinę później, pocałowałem go jeszcze raz, po czym przykryłem nas prześcieradłem, próbując uspokoić swój oddech.
— Powiesz mi teraz czy później? — spytał Han po — jak się wydawało — godzinach. Spojrzałem na niego, wymuszając na sobie najbardziej zdziwione spojrzenie, na jakie było mnie stać.
— Co masz na myśli? — spytałem, a on westchnął, przyciskając prześcieradło do swojej klatki piersiowej.
— Wiem, że coś chodzi ci po głowie — mruknął.
— To nic takiego. — Potrząsnąłem głową. — Miałem po prostu chwilę słabości, to wszystko.
— Dlaczego? — spytał zdziwiony, próbując zrozumieć to, co mu powiedziałem. Zacisnąłem usta, próbując ignorować głos w mojej głowie mówiący mi, żebym powiedział mu całą prawdę.
— Zapomnij o tym — mruknąłem.
— Nie rób tego znowu, Sehun. — Chłopak westchnął sfrustrowany. — Po prostu mi powiedz. Powiedziałem ci, o co mi chodziło, więc teraz twoja kolej.
— Mam zwyczajnie dużo rzeczy na głowie. To wszystko.
— To znaczy? — spytał, próbując za wszelką cenę wyciągnąć ze mnie odpowiedź. Pomyślałem o pierwszej lepszej rzeczy, która wpadła mi do głowy.
— Twoi rodzice — mruknąłem, a młodszy cofnął głowę, żeby na mnie spojrzeć.
— Moi rodzice? Skarbie, nie masz się o co martwić. Zaakceptowali nas. — Uśmiechnął się. — Wiedzą, że szalejemy na swoim punkcie.
— Najwyższy czas. — Zaśmiałem się. — Ale nie o to chodzi. Chodzi o fakt, że będę musiał stanąć z nimi twarzą w twarz po tym wszystkim.
— Sehun. — Jego usta ułożyły się w uśmiech. — Denerwujesz się?
— Zdenerwowany? Ja? Oh Sehun? — zachichotałem, potrząsając głową. — Ale boję się ich reakcji, kiedy znów mnie zobaczą — powiedziałem, przypominając sobie wydarzenia z tamtego wieczoru.
— Oni ruszyli dalej, Se. Ty też powinieneś. — Uśmiechnął się. — Idę wziąć prysznic.
Oblizałem usta, obserwując, jak Lu wyplątuje się z prześcieradeł, po czym sięgnął po moją koszulkę i wciągnął ją na siebie. Była na niego zbyt luźna i sięgała mu aż do kolan.
— Wyglądasz dobrze w mojej koszulce. — Puściłem mu oczko.
— Zamknij się. — Zarumienił się, otwierając szuflady i wyjmując z nich bieliznę i inne potrzebne części garderoby, po czym zniknął w łazience, posyłając mi całusa. Poczekałem, aż odkręci wodę, a następnie ubrałem na siebie bokserki i wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon, wybierając numer Chanyeola. Cierpliwie czekałem kilka sygnałów na to, aż odbierze.
— Halo? — spytał sennie, a ja zdałem sobie sprawę, że musiałem go obudzić.
— Ten kutas stracił swój pieprzony rozum — powiedziałem, ściskając telefon w ręku tak mocno, że byłbym w stanie go zniszczyć.
— Na miłość boską, Sehun, co się znowu stało? — mruknął, wyraźnie nie będąc w humorze na zgadywanki.
— Nie tylko go obserwuje, ale jeszcze wchodzi do jego pokoju — warknąłem przez zaciśnięte zęby, starając się jednak brzmieć normalnie, żeby nie wzbudzić podejrzeń Hana. To chyba zainteresowało Chanyeola, bo usłyszałem zgrzyt łóżka, zgadując, że właśnie usiadł.
— Skąd to wiesz?
— Powiedział mi. — Furia pulsowała mi w żyłach na myśl, że jego ciało leżało obok tego dupka.
— Widział go? — spytał Yeol w kompletnym szoku, sam nie wierząc w to, co usłyszał.
— Niezupełnie — westchnąłem, przebiegając dłonią po włosach, spoglądając na ścianę, za którą był chłopak, wciąż zaniepokojony faktem, że był zaledwie kilka kroków ode mnie.
— Słuchaj, Sehun, nie mam na to czasu. Albo go widział, albo nie!
— Posłuchaj mnie dobrze, Chanyeol. Ten drań dotknął mojego chłopaka, a ja za niedługo stracę swój pieprzony rozum — syknąłem. — Czuł na sobie czyjś dotyk, a mnie nie było wtedy obok niego. Stąd wiem, że ten sukinsyn tu był.
— Kurwa — powiedział Chan, po kilku sekundach ciszy. Nerwowo uderzałem nogą w podłogę, coraz bardziej się denerwując. — Dobra. — Westchnął ciężko. — Trzymaj swojego chłopaka na oku i daj mu znać, że nie może nigdzie sam wyjść. Słyszysz mnie?
— Cholera, Yeol — westchnąłem.
— Co? — spytał niecierpliwie.
— On nie wie ani o Taejinie, ani o dzisiejszej nocy. Nie mogę mu czegoś takiego powiedzieć, bez podania prawdziwej przyczyny.
— Wymyślisz coś — oznajmił, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Wywróciłem oczami.
— Nie mogę, idioto. On wie, kiedy kłamię, a ja nie mogę wciąż mu tego robić. Już i tak wystarczająco dużo przed nim ukrywam, nie chcę dodawać do tego jeszcze więcej.
— Jezus Maria, Sehun — mruknął przyjaciel. — Musisz coś wymyślić, dobra? Nie możesz zostawić go bez opieki.
— Myślę, że mam pewien pomysł. — Usłyszałem odgłos otwieranych drzwi i odwróciłem się w ich kierunku. — Zadzwonię do ciebie później, na razie.
— Cześć. — Sygnał zakończył się dokładnie w momencie, w którym Lu wyszedł z łazienki.
— Z kim rozmawiałeś? — spytał, rozczesując palcami włosy. Wzruszyłem ramionami, odkładając telefon i podchodząc do niego.
— Z nikim. — Uśmiechnąłem się, obejmując go ramionami w pasie. — Jak było pod prysznicem?
— Dobrze. — Posłał mi uśmiech. — Ale byłoby lepiej, gdybyś był tam ze mną.
— Oh, naprawdę? — spytałem, całując go w miejsce pod uchem. Chłopak zamknął oczy pod moim dotykiem.
— Tak. — Wziął głęboki, drżący oddech. Uśmiechnąłem się, lekko odsuwając.
— Teraz moja kolej. — Odwróciłem się, zabierając swoje ubrania i idąc w stronę łazienki.
— Złośliwiec — mruknął, potrząsając głową.
Luhan
Co ja z nim zrobię?
Kiedy Sehun poszedł się myć, poszedłem do kuchni i zrobiłem nam herbatę. Wróciłem do pokoju, usiadłem na łóżku i zacząłem dmuchać, by móc szybciej się napić. Po prawie trzech minutach chłopak wyszedł z łazienki, z ręcznikiem owiniętym wokół bioder.
— Co robisz, skarbie?
— Dmucham na herbatę, żeby szybciej wystygła, a na co to wygląda? — spytałem, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie, po czym pokazałem mu spojrzeniem, że tylko żartowałem. Na twarzy Sehuna pojawił się znaczący uśmiech.
— Jest też coś innego, w co mógłbyś...
Westchnąłem i uderzyłem go poduszką, co wywołało u niego histeryczny śmiech.
— Tylko żartowałem — urwał. — Może.
— Mało zabawne — mruknąłem. Chłopak zachichotał, podchodząc do mnie i podparł się rękami po moich obu stronach, całując mnie lekko i uśmiechnął się.
— Tylko żartowałem skarbie. Masz może jakieś moje ubrania?
— Tak. Sprawdź górną szufladę. Czekaj... — Uniosłem brwi. — Powinienem być wciąż na ciebie zły.
— Jestem zbyt kochany na to, żebyś był na mnie zły. — Uśmiechnął się, wzruszając ramionami. Uniosłem brew, patrząc na niego, a po chwili, która trwała wieki, uśmiechnąłem się, a następnie wybuchnąłem śmiechem.
— Co jest takie zabawne? — spytał, wciągając na siebie spodnie od dresu. — Przecież wiesz, że to prawda.
— Tak, okej. — Pokazałem mu język, po czym wziąłem się za robienie porządku na łóżku, kiedy poczułem na sobie parę ramion, która pchnęła mnie na miękki materac.
— Sehun! — jęknąłem, patrząc na niego. Wielki uśmiech pojawił się na jego ustach, a on oparł się rękami ponad moją głową.
— Przyznaj to.
— Co mam przyznać? — spytałem, chichocząc i próbując wyrwać się z jego uścisku.
— Że jestem kochany — mruknął. Wiedząc, że będzie trzymał mnie w tej pozycji przez wieczność, wywróciłem oczami.
— Jesteś kochany — mruknąłem.
— Co to było? — drażnił się ze mną. — Nie usłyszałem cię.
— Na pewno. Powiedziałem, że jesteś kochany.
— Wiem. — Zachichotał, całując mnie i uwolnił mnie z uścisku.
— Nienawidzę cię.
— Wcale nie — odpowiedział z uśmiechem.
— Spryciarz — mruknąłem, wracając do porządkowania. Naciągnąłem prześcieradło, po czym poprawiłem poduszki. — Perfekcyjnie.
— Zupełnie tak, jak ty. — Sehun mruknął w moje włosy, obejmując mnie w tali. Położyłem swoją dłoń na jego, po czym oparłem głowę o jego klatkę piersiową i wziąłem głęboki oddech. Po chwili odchyliłem się, patrząc na niego.
— Sehun?
— Mm? — spojrzał na mnie. Oblizałem usta i lekko przygryzłem wargę.
— Myślałeś kiedyś o przyszłości? — spytałem. Chłopak przez moment milczał, po czym odetchnął głęboko.
— Co masz na myśli?
— Jak... — Wzruszyłem ramionami. — Przyszłość... Co widzisz?
— Ciebie. Widzę ciebie — powiedział cicho, a moje policzki zaczerwieniły się.
— Jesteś dla mnie wszystkim. Wiesz... Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. Bycie odseparowanym od ciebie, chociażby na kilka godzin trwa tyle, co wieczność. Czuję się wtedy tak, jakbym stracił część siebie, bo... Tak jest. Jesteś częścią mnie. — Zatrzymał się, patrząc prosto w moje oczy. — Jesteś moim życiem, moim sercem. Kiedy jesteś daleko, tęsknię za twoim dotykiem. Kiedy cierpisz, ja też cierpię. Nie ma dnia, żebym o tobie nie myślał.
Łzy pojawiły się w moich oczach. Wszystko, co chciałem kiedykolwiek usłyszeć od chłopaka, wychodziło z ust osoby, którą naprawdę kocham. To znaczyło dla mnie więcej, niż można to było sobie wyobrazić.
— Jesteśmy pochrzanieni. Wiem o tym. Ale to czyni nas... nami. Razem jesteśmy niezwyciężalni i może mówimy i robimy głupie rzeczy, ale tak naprawdę, zrobiłbym wszystko, żeby wywołać uśmiech na twojej twarzy.
— Jesteś dla mnie numerem jeden i zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby cię uszczęśliwić. Teraz, jestem tym wszystkim, czym ty jesteś. Otworzyłeś mi oczy na dobre rzeczy w życiu i pokazałeś, że nie wszystko jest złe. Wiem, że to brzmi dość oklepanie, ale to prawda. Zostałem oszukany tyle razy, że sądziłem, że nigdy nie będę w stanie komukolwiek znów zaufać. Ale wtedy pojawiłeś się ty. — Zachichotał, potrząsając w głową. — Słyszałeś, że mówią, że najlepsze związki zaczynają się niespodziewanie?
— Nie.
— Cóż. Tak mówią i to prawda. — Uśmiechnął się lekko, ocierając moje policzki kciukami. — Jesteś zbyt piękny, żeby płakać — szepnął.
— Nie martw się, to łzy szczęścia. — Objąłem go rękoma wokół szyi i pocałowałem. Oddając pocałunek, wyższy przycisnął mnie do siebie, po czym odsunął się lekko i złączył nasze czoła razem.
— Kocham cię — mruknął.
— Ja ciebie też — urwałem, uśmiechając się. — Bardzo.
Przyciągając mnie do jeszcze jednego pocałunku, Sehun przytulił mnie mocno.
— Jesteś moim aniołem — szepnął. W sposobie, jaki mnie trzymał, jakby chciał mnie chronić, sprawiło, że poczułem nagłą zmianę nastroju.
— Sehun? — spytałem. Zapadła długa cisza, zanim udzielił odpowiedzi.
— Tak?
— Jesteś pewien, że wszystko jest w porządku?
Jego ciało zesztywniało na sekundę, zanim znów zrelaksował się pod moim dotykiem.
— Tak dobrze, jak zawsze, dlaczego pytasz?
— Nie wiem. Wydajesz się spięty. Wiem, że pytałem cię o to już milion razy, ale wciąż nie jestem przekonany. Jesteś pewien, że nic cię nie niepokoi? — spytałem, a na jego ustach pojawił się uśmiech, a on pocałował mnie lekko.
— Wszystko jest dobrze, skarbie, przysięgam. Poza tym nie mam nic przeciwko twoim pytaniom. To tylko pokazuje, że się o mnie troszczysz, a to znaczy dla mnie więcej, niż możesz sobie wyobrazić.
Pokiwałem głową, nie chcąc dalej drążyć tego tematu. Ostatnie czego potrzebowałem to kłótnia o taką błahostkę. Usłyszeliśmy nagle pukanie do drzwi i odskoczyliśmy od siebie.
— Luhan, kochanie? Jesteś tam?
— Cholera — syknął Sehun, rozglądając się wokół, nie chcąc zostawić ani jednej swojej rzeczy na widoku.
— Ugh. Tak mamo. Jestem tu. — Spojrzałem na Sehuna tak samo zszokowany, jak i on.
— Mogę wejść? Chciałabym o czymś szybko z tobą porozmawiać.
— Tak. Ale poczekaj chwilę, ubieram się. — Przygryzłem wargę, zdając sobie sprawę z tego, jak głupiej wymówki użyłem.
— Dobra — szepnął Sehun. — Schowam się w twojej szafie.
— Pospiesz się — mruknąłem. Obserwowałem, jak zniknął za drzwiami szafy, po czym wziąłem głęboki oddech i ostatni raz upewniając się, że wszystko jest w porządku, otworzyłem drzwi.
— Cześć mamo. — Uśmiechnąłem się.
— Dzień dobry skarbie.
— Dobry. – Przytuliłem ją.
— Dobrze spałeś? — spytała, odsuwając się.
— Tak, jak dziecko. — Zaśmiałem się, mając nadzieję, że nie słyszała ani mnie, ani Sehuna.
— To dobrze. — Założyła kosmyk włosów za ucho i skrzyżowała dłonie. — Chciałabym cię o coś zapytać. — Uśmiechnęła się szeroko.
— Strzelaj.
— Twój ojciec i ja rozmawialiśmy o paru rzeczach wczoraj wieczorem i doszliśmy do wniosku, że chcielibyśmy zaprosić Sehuna na kolację. Tutaj, w domu. Dzięki temu będziemy pewni, że nikt cię nie zaatakuje. — Mimo że powiedziała to żartem, wiedziałem, że część niej była wciąż śmiertelnie poważna.
Przygryzłem wargę, czując motylki w brzuchu. Życie nie mogło być jeszcze lepsze.
— Brzmi fajnie, mamo. Powiem o tym Se.
— Dobrze i poinformuj mnie, co on na to, żebym wiedziała, kiedy przygotować jedzenie.
— Okej — mruknąłem, a kobieta pocałowała mnie w policzek, po czym opuściła pokój i zniknęła na schodach. Kiedy teren był czysty, pisnąłem cicho z radości, nie wierząc w to, co mi się właśnie przydarzyło. Moi rodzice chcieli dać Sehunowi kolejną szansę, a to znaczyło dla mnie więcej, niż mogli sobie wyobrazić.
— Ktoś tu jest szczęśliwy — zaczął się drażnić.
— Zamknij się. — Zaśmiałem się. — Cieszę się, że chcąc dać ci szansę. — Objąłem go za szyję. — Mówiłem Ci.
— Nigdy nie mówiłem, że kłamiesz.
— Ale zdecydowanie w to wątpiłeś.
— Może trochę.
— Mówiłem. — Zaśmiałem się. — Więc... Możesz przyjść dzisiaj wieczorem?
— Czemu nie? — wpatrując się w moje oczy i przebiegając dłonią po włosach, pokiwał głową.
— Będzie fajnie! — pisnąłem, mocno go ściskając.
— Oh, spokojnie skarbie. Już widzę ich podekscytowanie, kiedy zobaczą mnie w drzwiach — stwierdził z uśmiechem.
— Taki negatywny — mruknąłem, kręcąc głową. — Myśl pozytywnie! — zaśmiałem się, ściskając jego policzki. — Kocham cię.
Śmiejąc się, Sehun objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie.
— Chodź tutaj. — Pochylając się, złączył nasze usta razem.
— Nigdy ci się to nie znudzi, co? — mruknąłem.
— Co? Całowanie cię? — spytał, a ja skinąłem.
— Nie. — Pocałował mnie. — Raczej nie.
— Jesteś szalony. — Zaśmiałem się, opierając podbródkiem o jego klatkę piersiową.
— A ty seksowny. — Poruszył brwiami z uśmiechem.
— Dlaczego każdy dzień nie może być taki; pełen miłości, spokoju, zabawy?
— Bo te trzy rzeczy niekoniecznie łączą się z moim stylem życia, skarbie.
— Możemy spróbować.
— To prawda. — Całując mnie jeszcze raz, Sehun odsunął się. — Niedługo muszę jechać do siebie.
— Nie. — Zacieśniłem wokół niego swój uścisk. — Nie rób tego, proszę.
— Muszę, skarbie. Mam trochę rzeczy do zrobienia — powiedział, patrząc na mnie, również nie chcąc mnie puścić.
— Na przykład?
— Nie martw się tym. Skup się na dzisiejszej kolacji. Wybierz gorący strój i wyglądaj pięknie, chociaż z tym problemu nie powinno być, bo dla mnie zawsze taki jesteś.
— Sehun...
— Mówię poważnie, Lu. — Biorąc moje dłonie w swoje, lekko je ścisnął. — Będę tutaj wieczorem. Mogę się trochę spóźnić, ale tu będę.
— Wiem, że tu będziesz Sehun. Po prostu nie chcę, żebyś odchodził.
— Luhan. — Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. — Nie utrudniaj mi tego.
— Nie chcę. Ale spędzamy razem świetnie czas i nie chcę, żeby to dobiegło końca.
— Pomyśl o tym w ten sposób; im szybciej nadejdzie ten wieczór, tym szybciej będę mógł spotykać się z tobą bez chowania się.
— Dobrze. — Pokiwałem głową, lekko się uśmiechając. — Masz rację.
— Oczywiście, że tak. Czy kiedykolwiek się myliłem? — uniósł jedną brew w górę.
— Nigdy — odpowiedziałem sarkastycznie, po czym wywróciłem oczami.
— Dokładnie. — Ze śmiechem odsunął się ode mnie. — Do zobaczenia później, dobrze?
Pokiwałem głową, wpatrując się w niego, kiedy dokładnie przyglądał się mi, próbując zapamiętać każdy szczegół. Biorąc moją twarz w dłonie, złożył na moich ustach delikatny pocałunek, po czym odsunął się i wziął głęboki oddech.
— Kocham cię.
— Ja ciebie też. — Patrząc na mnie jeszcze raz, udał się w stronę okna. Patrzyłem za nim, jak schodził po drabinie i przebiegł przez trawnik w stronę swojego auta.
To oficjalne. Byłem w nim totalnie zakochany.
Sehun
— Mam dla ciebie propozycję — przemówiłem twardym głosem, ściskając w dłoni telefon.
— Czego pan potrzebuje? — uśmiechnąłem się, wiedząc, że to, czego chciałem, powinno pójść szybko i gładko.
— Spotkajmy się w magazynie za dziesięć minut. Nie spóźnij się albo tego pożałujesz — powiedziałem. — To pilne i potrzebuję to załatwić jak najszybciej.
— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Niedługo tam będę.
— Dobry chłopak. — Zakańczając rozmowę, wsunąłem telefon do kieszeni, zmieniając pas. Minutę później dojechałem do magazynu, który tak jak oczekiwałem, był pusty. Parkując auto, sięgnąłem do schowka i wyciągnąłem z niego broń, którą schowałem za sobą, zanim wysiadłem. Zapalając papierosa i poprawiając kurtkę, cierpliwie czekałem na pojawienie się Koiche.
— Co jest tak pilne, że musimy to załatwić teraz, Oh? — odwróciłem się, widząc osobę, na którą czekałem.
— Odpuść sobie te mądre komentarze albo użyję swojej pięści i sprawię, że będziesz błagał o odrobinę powietrza — powiedziałem. Koiche zastygł w miejscu, nie odzywając się już ani słowem. — A teraz... Zadzwoniłem do ciebie, bo potrzebuję, żebyś miał oko na mojego chłopaka. Mam dzisiaj poważną i niebezpieczną akcję. Ktoś go obserwuje, a ja nie mogę dopuścić do tego, żeby go zabrał. Rozumiemy się?
— Chcesz, żebym stanął na straży?
— Tak.
— Nie ma problemu. — Wzruszył ramionami.
— Pamiętaj, że on nie może cię zobaczyć. Blisko jego domu jest opuszczone miejsce, w którym możesz stanąć i pilnować, żeby nikt nie wszedł do środka, słyszysz mnie?
— Głośno i wyraźnie.
— Dobrze. — Wyciągnąłem z kieszeni plik pieniędzy, a kiedy po niego sięgnął cofnąłem się. — Ah, ah, ah. — Zaśmiałem się. — Dostaniesz to, jak będę pewien, że mój chłopak jest bezpieczny.
— Rozumiem szefie. — Cofając rękę, Koiche ściągnął usta.
— Dobra, teraz muszę stąd iść. Nie spóźnij się. — Zacząłem się wycofywać, ale odwróciłem się jeszcze na chwilę. — I lepiej, żebyś zamknął oczy, kiedy będzie się przebierać, a jeśli dowiem się, że ten kutas położył na nim swoje łapy, oddychanie nie będzie już więcej twoim problemem — ostrzegłem.
***
— Gdzie do cholery byłeś? — spytał Chanyeol, kiedy tylko przekroczyłem próg domu.
— Cóż, ciebie też miło widzieć — odpowiedziałem, wywracając oczami i zdjąłem z siebie kurtkę.
— Odpuść sobie, Oh. Jeśli chcemy, żeby wyszło perfekcyjnie, musimy trzymać się razem, a ty nie możesz się tak zachowywać — powiedział Chan, jakby był moim ojcem. Spojrzałem na niego z irytacją.
— Myślisz, że tego nie wiem? Musiałem się najpierw czymś zająć. Ostatnim razem jak sprawdzałem, ochraniałem swojego chłopaka, nie twojego. Myślę, że wiem, jakie są priorytety w moim życiu.
— Ostatnim razem — Yeol złapał mnie za koszulkę i w furii przycisnął do ściany. — jak sprawdzałem, nie musiałem ci w niczym pomagać, a mimo to chciałem. — Z całą wściekłością kłębiącą się we mnie przez ostatni czas, zabrałem z siebie jego ręce, po czym ściskając go za szyję, wymierzyłem mu porządne uderzenie w twarz, posyłając go na drugi koniec pokoju.
— Dotknij mnie jeszcze raz, a przysięgam na Boga Chan, że ciebie też zabiję — warknąłem.
— Whoa, uspokójcie się — powiedział Lay, wyciągając przed siebie ręce i powstrzymując nas przed kolejnym atakiem. — Nie możecie się teraz bić, kiedy czeka nas atak na Taejina. Chcecie się pozabijać? Zróbcie to po dzisiejszej nocy. Teraz mnie to nie obchodzi.
— Kto mianował cię, Gandhi, królem pokoju? — syknąłem, przebiegając dłonią po włosach.
— Odpieprz się ze swoim sarkazmem, Sehun. Mam już tego dość. Uspokój się i wyluzuj. Jesteśmy tylko kilka godzin od największego ataku, a ty rzucasz się do bicia ze wszystkimi.
— Mówisz tak, jakby to było łatwe, Lay. Spróbuj postawić się w mojej sytuacji, chociaż na jeden, cholerny dzień. Nah, wystarczy jedna godzina. A potem wróć do mnie i spróbuj mi powiedzieć, żebym się uspokoił.
— Wiem, że przechodzisz przez wiele... Jak my wszyscy! Ale nie możesz się tak zachowywać.
— Jest różnica między mną a tobą, Lay — syknąłem. — Nie masz dzisiaj ataku decydującego o twoim życiu, chłopaka czekającego w domu, który nie ma pojęcia, o co chodzi, wrogów obserwujących twojego chłopaka i całej odpowiedzialności na swoich ramionach.
— Cholera. Stary. Co to znaczy, że go obserwuje? — spytał, patrząc na mnie ze współczuciem dokładnie tak jak wtedy, kiedy dowiedział się o śmierci Suzy. Przełknąłem głośno ślinę, odwracając wzrok.
— Pamiętasz, jak mówiłem wam, że wiedział, co miał na sobie? — skinął głową, a ja kontynuowałem. — Więc pojechałem do niego, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, a on miał na sobie dokładnie to samo, o czym on mówił.
— Cholera...
— To nie wszystko. W środku nocy on do niego przyszedł.
— Nie było cię tam?
— Już wtedy wyszedłem.
— Kurwa.
— Luhan powiedział mi, że czuł, jak ktoś dotykał go po włosach, ale nie widział nikogo, bo kiedy otworzył oczy, nikogo tam nie było. — Zacisnąłem pięści.
— Jezus Maria. — Lay potrząsnął głową. — Co zamierzasz zrobić?
— Zadzwoniłem do Koiche i wysłałem go do domu Luhana. Właśnie go obserwuje. — Spojrzałem na Chana, którego twarz zaczęła powoli sinieć od ciosu. — Dlatego właśnie się spóźniłem.
— Przepraszam, dobra? — podszedł do nas. — Wiemy, że przechodzisz teraz przez wiele, ale chcemy mieć pewność, że wszystko wyjdzie tak, jak zaplanowaliśmy. Wiem, co ten drań ci zrobił i uwierz mi, chcę, żeby za to zapłacił tak bardzo, jak i ty.
— Wiem, że odwalasz tylko swoją robotę, ale teraz tego nie potrzebuję. Musiałem się upewnić, że Lulu jest bezpieczny.
— Rozumiem, stary. Wszyscy to rozumiemy. — Klepiąc mnie w plecy, Chan pokiwał głową.
— Dziękuję za to. Naprawdę to doceniam, tak samo zapewne Lu.
— Będziemy z tobą aż do końca, wiesz o tym.
— Czuję się teraz jak dziewczyna — mruknąłem. Lay zaśmiał się, wywracając oczami.
— Oczywiście, że tak. Ludzie zapominają, że mężczyźni też mają uczucia.
— Przepraszam, Lay. Może zechciałbyś usiąść na kanapie i poplotkować o innych dziewczynach, a ja w tym czasie pomaluję ci paznokcie? — zatrzepotałem rzęsami.
— Rozumiem. — Lay zaśmiał się, unosząc dłonie w poddańczym geście. Dzwonek mojego telefonu przerwał ciszę, która między nami zapadła. Wyciągnąłem go z kieszeni a moim oczom ukazał się numer Luhana. Przejechałem kciukiem po ekranie, odblokowując go i uniosłem go do ucha.
— Halo?
— Okej, więc powiedziałem mamie, że przyjdziesz, a ona właśnie przygotowuje jedzenie. Mam nadzieję, że lubisz rybę, pastę, kurczaka, stek i ryż, bo ona gotuje to wszystko. — Zaśmiał się, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu przez jego podekscytowanie.
— To świetnie, skarbie — odchrząknąłem. — Jestem pewien, że cokolwiek twoja mama przygotuje, wyjdzie wspaniale. Zjem wszystko, jeśli to ją uszczęśliwi. — Chanyeol popatrzył na mnie zaintrygowany, chcąc wiedzieć, o co chodzi.
— Mówiłem jej, żeby nie robiła tego tyle, bo tego nie zmieścisz, ale uparła się, że kolacja musi być wyjątkowa więc... — powiedział ze śmiechem.
— Nie martw się tym, skarbie. Niech przygotuje tego tyle, ile chce. Będę szczęśliwy, jeśli będę mógł zabrać trochę tego dla chłopców, jeżeli coś zostanie — chrząknąłem, uparcie unikając ich spojrzenia.
— Oh, okej — urwał. — Nie wiem też co mam założyć.
— Skarbie, jesteś w domu, ubierz cokolwiek. We wszystkim wyglądasz pięknie, więc to nie ma znaczenia.
— Dziękuję — odpowiedział, a jego policzki na pewno zrobiły się czerwone. Uśmiechnąłem się, wiedząc, jaki efekt na nim wywołałem, nawet jeśli mnie tam z nim nie było.
— A ty co zakładasz?
— Nie wiem. Zapewne zwykłą parę jeansów i coś na górę... Chcę utrzymać image grzecznego chłopca.
Zapadła długa cisza, podczas której usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Luhan krzyknął coś do kogoś, po czym wrócił do telefonu.
— Muszę iść. Do zobaczenia później, dobrze?
— Tak, do zobaczenia skarbie.
— Kocham cię.
— Ja ciebie też. — Połączenie zakończyło się, a ja wpatrywałem się w ekran komórki, naprawdę chcąc z nim tam teraz być.
— O co do cholery chodziło? — spytał Chanyeol, podchodząc do mnie, z wyraźnym rozczarowaniem wymalowanym na twarzy. Wzruszyłem ramionami, odkładając telefon.
— Chciałem, żeby skupił się na czymś pozytywnym. Skoro nie może wiedzieć o dzisiejszej nocy, to był to jedyny sposób.
— Okłamywanie swojego chłopaka nie jest rozwiązaniem i dobrze o tym wiesz. Skąd wiesz, o której wrócimy z tej akcji?
— Wolę, żeby był rozczarowany, jeżeli się nie pojawię niż żeby zastanawiał się, czy dzisiaj nie umrę! — warknąłem. — Znam Luhana i wiem, że samo siedzenie w domu i martwienie się mu nie wystarczy. A nie chcę, żeby nagle znalazł się na środku pola walki. — Przebiegłem dłonią po włosach, pociągając za ich końce. — Uda mi się tam dotrzeć, po tym, jak skończymy.
— Będzie wtedy późno.
— Wolę się spóźnić niż nie przyjść wcale, dobra? Ostrzegłem go, że tak może się stać. Niczego nie będzie podejrzewać. Nie mogę martwić się o dwie rzeczy jednocześnie. — Chanyeol wziął głęboki oddech.
— Dobra, nie mamy czasu, żeby się o to kłócić. Słońce już prawie zaszło, a my musimy jeszcze wszystko przygotować. — Przełknął głośno ślinę i oblizał usta. — Lepiej wyłącz telefon. Nie chcemy, żeby znów nam ktoś przeszkodził.
— Chodźmy. — Skinąłem głową.
Godzinę później byliśmy spakowani i gotowi do wyjścia. Poprawiłem bluzkę, oglądając się w lustrze, po czym naciągnąłem rękawiczki na dłonie. Zaciskając pięści, wziąłem głęboki oddech.
— Gotowy? — spytał Lay, kładąc dłoń na moim ramieniu z lekkim uśmiechem. Pokiwałem głową.
— Najwyższy czas, żeby zapłacił za to, co nam zrobił. — Odwracając się, podniosłem z podłogi torbę. — Gdzie są wszyscy?
— Poszli do auta i przysłali mnie po ciebie.
Jeszcze raz rozejrzałem się po pokoju, po czym ruszyłem w stronę schodów. Spojrzałem na telefon, zastanawiając się, czy powinienem jeszcze raz zadzwonić do Luhana, tylko po to, żeby usłyszeć jego głos.
— Im szybciej z tym skończymy, tym szybciej będziesz mógł do niego pojechać. — Uśmiechnął się Lay pokrzepiająco. Odłożyłem telefon, biorąc głęboki oddech.
— Tak — skinąłem. — Masz rację. Idziemy.
~*~
Sehun i Lay opuścili pomieszczenie, oboje targając ze sobą torby, które wrzucili do bagażnika, a następnie wślizgnęli się do środka auta.
— No to już. — Chanyeol uruchomił silnik. — W końcu mamy szansę z nim skończyć.
Wjeżdżając na ulicę, ruszył przed siebie w szybkim tempie. Z każdą sekundą napięcie wewnątrz rosło. Kilka minut później Chan zwolnił, parkując w pobliżu parku i wyjął kluczyki ze stacyjki.
— Gotowi? — spytał, a Sehun zacisnął mocno szczękę.
— Bardziej niż kiedykolwiek. — Wyciągając zza siebie broń, upewnił się, że naboje są w środku, po czym schował ją z powrotem. Oblizał usta i otworzył drzwi, ostrożnie wychodząc na zewnątrz, a po chwili dołączyli do niego Kai i Chen.
Każdy z nich upewnił się, że jest w jakiś sposób zabezpieczony, a Sehun uśmiechnął się, wiedząc, że zabawa miała się właśnie rozpocząć.
— Czas na przedstawienie, chłopcy.
Poruszając się w grupie, bardzo blisko siebie, z wysoko podniesionymi głowami, zaczęli przemieszczać się naprzód. Sehun stanął na środku, wiedząc, że Taejin jest blisko i że za chwilę prawdopodobnie się pokaże. Jak podejrzewali, po chwili z cienia zaczęły wyłaniać się kolejne kształty. Sehun poczuł złość pulsującą w żyłach, a jego serce odrobinę przyspieszyło bicia.
— A więc jesteś. — Uśmiechnął się Taejin. — Nie myślałem, że wiesz jak odkleić się od swojego chłopaka. Siedziałeś na nim tak długo, że nie wiem, dlaczego jeszcze cię nie zostawił.
— Myślę, że mądrym posunięciem byłoby zostawienie mojego chłopaka z dala od tego. I tak wykopałeś już sobie głęboki dół. Chyba nie chcesz go powiększyć — syknął Sehun z całej siły powstrzymując się przed atakiem.
— Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, Oh, nie boję się ciebie. — Chory uśmiech pojawił się na jego ustach. — Jesteś niczym w moich oczach i nic, co powiesz, tego nie zmieni. Mogę wspominać o Luhanie tyle, ile chcę, a wiesz dlaczego? — urwał, dla lepszego efektu. — Bo to moje imię będzie krzyczeć, kiedy tylko z tobą skończę.
Sehun trzymał ręce mocno przyciśnięte do swoich boków, dokładnie wiedząc, w jaką grę właśnie pogrywał wróg. Przygotował się do tego już wcześniej.
— Ma urocze ciało, wiesz. Niezły tyłek. Wielka szkoda, że nie było cię przy nim, kiedy położyłem na nim ręce. Nic dziwnego, że się nim zainteresowałeś. Na pewno jest dobry w łóżku. Co? Jesteś niemową, Oh? Na pewno wiedziałeś, że tam byłem. — Uśmiechnął się. — To znaczy... To dlatego wysłałeś kogoś, żeby go obserwował, prawda?
Sehun zastygł, nie wiedząc co powiedzieć czy zrobić. Przełknął głośno ślinę.
— Co ty do cholery zrobiłeś? — warknął.
— Zabiłem drania, kiedy nie patrzył. Szkoda, że nie widział, że ktoś za nim stał. Ale zdążyłem jeszcze na show.
— Jakie show? — syknął brunet, czując, że kończy mu się cierpliwość.
— Tak się stało, że gdy go zabiłem, Luhan akurat się przebierał. Pomyślałem sobie; kim bym był, jeśli nie zostałbym i nie popatrzył? Więc stałem tam i obserwowałem twojego chłopaka, kiedy się rozbierał. Szkoda, że mnie nie widział, prawda?
— Ty chory sukinsynie! — warknął Sehun.
Lay złapał za kołnierz jednego z mężczyzn, po czym przycisnął broń do jego głowy i powalił na podłogę, kopiąc go w brzuch niezliczoną ilość razy. Chanyeol złapał dwóch z nich za szyję, zanim zdążyli się poruszyć i przycisnął ich do podłogi. Kai i Chen pracowali razem, zajmując się tymi, którzy zdecydowali się na nich ruszyć. Sehun kilka razy uderzył Taejina w twarz, po czym został odepchnięty przez jego uderzenie wymierzone prosto w nos. Wypluwając krew, która zaczęła mu ściekać po twarzy, wyższy kopnął go kilka razy w brzuch, po czym cisnął nim o podłogę.
— To za położenie rąk na moim chłopaku! — krzyknął Sehun.
Blokując parę następnych ciosów, Taejin odepchnął Sehuna i uderzył go łokciem w plecy. Zanurzając bark w twarzy Taejina, chłopak zaatakował go, zdzierając sobie skórę z palców przez liczną ilość uderzeń, ale w tym momencie go to nie obchodziło. Jedyne, o czym mógł myśleć to ból, który sprawił Luhanowi.
Kiedy nieprzyjaciel był ledwie w stanie się obronić, Sehun podniósł się na nogi, ocierając krew z twarzy. Następnie, bardzo powoli wyciągnął zza siebie broń, chcąc, żeby tamten dokładnie wiedział, co się święci. Taejin wpatrywał się w niego bez żadnego wyrazu na twarzy, krzywiąc się za każdym razem, kiedy brał oddech.
— Mogliśmy tego uniknąć, Son, jeśli posłuchałbyś tego, co ci powiedziałem. — Potrząsnął głową, wpatrując się w niego zwycięsko.
— Sehun przestań! — liczne głosy zza pleców próbowały go od tego powstrzymać, ale był zbyt przejęty tym, co się miało za chwilę stać, żeby zwrócić na nich uwagę, chociaż ciągle próbowali ją na siebie zwrócić.
— Wygląda na to, że chyba zatrzymam swój tron, Taejin. — Sehun oblizał usta z uśmiechem. Odblokowując broń, przyłożył ją do jego klatki piersiowej. — Powiedz Lee „cześć".
— Do zobaczenia w piekle. — Taejin odkaszlnął, a z jego ust wypłynęła struga krwi. Bez sekundy zastanowienia, Sehun wystrzelił do niego cztery razy.
— Pamiętaj. Nie nazywają mnie najniebezpieczniejszym bez powodu — oznajmił, obserwując, jak chłopak powoli zamykał oczy. Zanim zdążył ucieszyć się zwycięstwem, został oświetlony z kilku stron wokół.
— Wyciągnij ręce tak, żebyśmy mogli je widzieć! — ostry głos dał się słyszeć zza pleców, a Sehun odwrócił się w jego kierunku, będąc w totalnym szoku. — Teraz, Oh!
Sehun przełknął głośno ślinę i odwrócił się, zauważając, że chłopcy również zostali złapani przez kilku policjantów. Uniósł ręce tak, żeby były na widoku, wiedząc, że był w potrzasku.
— Opuść broń! — łysy oficer, ten sam, który był po zdarzeniu na kolacji, krzyknął do niego, a on posłusznie opuścił ją na podłogę z głośnym hukiem. — Załóż ręce za głowę! — zarządził, po czym wszyscy obserwowali, jak przyjaciel wykonał jego polecenie. Nagle został zaatakowany od tyłu. Jeden z policjantów przygwoździł go do ziemi, a on przyległ do zimnej podłogi jednym policzkiem. Poczuł na sobie parę kajdanek. — Masz prawo zachować milczenie. Każde słowo, które wypowiesz, zostanie użyte przeciwko tobie w imię prawa.
Luhan
— Kochanie, pomożesz nakryć do stołu? — spytała mama, wpatrując się we mnie. Uśmiechnąłem się i skinąłem głową.
— Oczywiście. — Wziąłem do ręki pięć talerzy, widelce i serwetki i wszedłem razem z nimi do jadalni, gdzie ułożyłem po jednej z rzeczy przy każdym krześle.
— Denerwujesz się? — spytała, kiedy wszedłem z powrotem do kuchni.
— Nie... Tak... Trochę. — Zaśmiałem się. — Chciałbym, żeby wyszło idealnie, wiesz?
— Wiem, skarbie. Ale nie musisz się niczym martwić, dobrze? Twój tata i ja jesteśmy podekscytowani tak samo, jak i ty.
— Ty mi to mówisz. — Zaśmiałem się. Wywracając oczami, mama potrząsnęła głową.
— Chodź, zaniesiemy jedzenie do pokoju.
Biorąc ze sobą dwa talerze, jeden z kurczakiem, a drugi ze stekiem ruszyliśmy w stronę jadalni. Następnie wróciliśmy po pastę, rybę i chleb. Kiedy wszystko było gotowe, rozejrzeliśmy się wokół.
— Wszystko jest idealnie. — Kobieta przyciągnęła mnie do siebie, lekko pocierając moje ramię.
— Wyglądasz absolutnie nieziemsko, skarbie. Sehun oszaleje, gdy tylko cię zobaczy. — Uśmiechnęła się, patrząc na mnie tak, jak chyba każda mama przed pierwszą randką swojego dziecka.
— Dziękuję mamo.
— Nie ma za co. — Przyciskając usta do mojego czoła, odsunęła się. — Mógłbyś ściszyć telewizor? Tata poszedł na górę i chyba o tym zapomniał.
— Oczywiście — mruknąłem. Wszedłem do salonu i zwróciłem się w stronę telewizora. Wziąłem pilot do ręki i właśnie miałem go ściszyć, kiedy usłyszałem głośnie bipnięcie, a na ekranie pojawiły się słowa:
RAPORT SPECJALNY.
Uniosłem brwi, obserwując naszego lokalnego reportera wchodzącego na antenę z plikiem kartek w ręku.
— Przerywamy program, żeby poinformować, że lokalny gangster Oh Sehun — zdjęcie Sehuna pojawiło się na ekranie. — został zatrzymany pod zarzutem zabójstwa Son Taejina. — Teraz dla odmiany pokazano jego zdjęcie. — Niedługo odbędzie się konferencja prasowa w tej sprawie.
Wszystkie kolory odpłynęły mi z twarzy, a pilot, którzy trzymałem w dłoni, wyślizgnął mi się i spadł na podłogę z głośnym łoskotem. Mój żołądek zacisnął się nieprzyjemnie i poczułem łzy napływające do oczu. Potrząsnąłem głową i przycisnąłem dłoń do ust, będąc w kompletnym szoku. Mama wołała mnie kilka razy, ale byłem zbyt zszokowany, żeby się, chociażby poruszyć.
Czułem, że ściany wokół mnie zaczynają się przybliżać. Wziąłem głęboki oddech, przyciskając drugą dłoń do klatki piersiowej. Bez żadnego ostrzeżenia moje ciało nagle osunęło się na podłogę, a po uderzeniu w drewnianą posadzkę, przed oczami widziałem tylko otaczającą mnie ciemność.
Dźwięk mojego imienia było ostatnim, co usłyszałem przed utratą przytomności.
Dźwięk mojego imienia było ostatnim, co usłyszałem przed utratą przytomności.
_____________________
To już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni (niektórzy hehe)
Witam, witam, witam w ostatnim rozdziale!
Na początek chciałam powiedzieć, że nie spodziewałam się, że ten ficzek będzie tak lubiany i zgarnie tyle waszej sympatii. Kiedy dostałam pozwolenie na zrobienie kpopowej wersji i pozmieniania tego w małym stopniu, doszło do mnie, że jeśli "właścicielka" jest bardzo zainteresowana moim motywem, może się to nieźle przyjąć.
Na początek chciałam powiedzieć, że nie spodziewałam się, że ten ficzek będzie tak lubiany i zgarnie tyle waszej sympatii. Kiedy dostałam pozwolenie na zrobienie kpopowej wersji i pozmieniania tego w małym stopniu, doszło do mnie, że jeśli "właścicielka" jest bardzo zainteresowana moim motywem, może się to nieźle przyjąć.
Chciałam Wam z całego serduszka podziękować za bycie ze mną oraz wsparcie. Chętnie przeczytam Wasze opinie co do całości, jak i epilogu.
Kocham Was.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz