Strony

I'll Protect You | Hunhan : Forty Seven




Luhan
Moje ciało nagle zesztywniało.
— Co masz na myśli, mówiąc, że znaleźli jego ciało?
— Chanyeol zadzwonił do mnie, mówiąc, że policja poszukiwała w lesie czegoś innego, a natknęli się na jego ciało i według niego, jestem podejrzanym.
— Jak mogą podejrzewać cię, nie mając żadnego dowodu?
— Ponieważ Ci skurwiele już od dawna próbują mnie udupić.
— Co zamierzasz zrobić? — szepnąłem, po kilku minutach ciszy.
— Nie wiem. Najpierw muszę porozmawiać z Yeolem, poznać całą historię, a potem się zastanowimy. — Sehun ściskał kierownicę tak mocno, że jego kłykcie zaczęły robić się białe. Nie odzywałem się, nie chcąc go zdenerwować.
— Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego do jasnej cholery nie zatroszczyli się o to, żeby usunąć ciało z miejsca, w którym tak łatwo można było je znaleźć. — Potrząsnął głową, dłońmi nerwowo uderzając o kierownicę. — Powiedziałem im, żeby się tym zajęli, a oni spieprzyli sprawę.
Kiedy dojechaliśmy do czerwonych świateł, Sehun wyciągnął przed siebie rękę i wyciągnął ze schowka paczkę papierosów. Wyciągnął jednego z nich i zapalniczkę. Wziął kilka oddechów, trzymając go między wskazującym a środkowym palcem. Oparł kolana o kierownicę, chwilowo przejmując nimi kontrolę i zaciągnął się dymem, pozwalając mu pozostać na chwilę w jego organizmie, zanim go z siebie wypuścił.
Pomachałem przed twarzą dłonią, próbując pozbyć się dymu. Chłopak nie wysilił się nawet na otworzenie okna. Zamiast tego, kontynuował jazdę do domu, w ogóle nie zwracając uwagi na to, jak bardzo zadymiony stał się samochód.
Na szczęście dotarliśmy do celu i w końcu byłem w stanie odetchnąć świeżym powietrzem. Otworzyłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz, czekając na Sehuna. Kiedy wysiadł, wyprzedził mnie i zaczął kierować się do domu.
— Spotkanie. Teraz — krzyknął. Wszyscy szybko znaleźli się w salonie, a ja niezręcznie usadowiłem się na kanapie za chłopakiem. Jego ciało było napięte. Wyglądał jak zwierzę gotowe do zaatakowania swojej ofiary.
— Szybko się tu znalazłeś — nonszalancko zauważył Chan.
— Wyruszyłem zaraz po tym, jak dostałem od ciebie telefon. — W jego głosie można było zauważyć srogą nutę. Poczułem ciarki na całym ciele, a on przecież nawet nie mówił do mnie. — A teraz przejdźmy do rzeczy. Co się do cholery stało? — Sehun skrzyżował palce ciekawy, co Chanyeol miał mu do powiedzenia.
— Dowiedzieliśmy się o tym po południu. Gliny szukały czegoś w lesie, narkotyków albo czegoś w tym stylu, kiedy ich pies coś wyczuł. Poszli za nim w stronę jeziora i znaleźli ciało Lee.
— Jak do cholery utopiliście jego ciało w jeziorze? — Sehun z niedowierzaniem wpatrywał się w Kaia, Chena i Laya, przerywając Chanyeolowi w trakcie wyjaśnienia.
— A gdzie niby mieliśmy wsadzić jego ciało? Zostawiłeś nas o drugiej nad ranem! — zauważył Kai. — Poza tym, czy naprawdę myślisz, że byłoby okej, gdybyśmy pojechali na most i wrzucili do niego torbę z ciałem? Gliny od razu by nas namierzyły.
— Nie, jeśli zrobilibyście to dobrze — rzucił oschle.
— Wystarczy — syknął Yeol, unosząc ręce, prosząc ich, żeby przestali. — Posłuchaj. Powiedzieli, że mają listę podejrzanych i chcą wszcząć dochodzenie. Najwyraźniej ty jesteś pierwszy.
— To jakieś gówno. — Sehun potrząsnął głową. — Jakbym nie miał już wcale dużo na głowie, to muszę dodać do tego kolejny dramat.
— Posłuchaj, Oh. Nigdy by się to nie zdarzyło, gdybyś nie spieprzył sprawy tamtej nocy i pozwolił swojemu chłopakowi tam być i wszystko widzieć. — Wskazał na mnie i spojrzenia wszystkich automatycznie padły w tę samą stronę.
— Nie mieszaj go do tego — syknął Sehun.
— Przepraszam, stary, ale to jest prawda. Przyłapał cię, odszedłeś, żeby z nim to załatwić i zostawiłeś nas z tym samych.
— Nie macie pieprzonych, dwunastu lat, Chanyeol — warknął Sehun. — To nie była wasza pierwsza noc w tej robocie. Powinniście wiedzieć jak DOBRZE sobie z tym poradzić.
— Wiem, że jesteś zły.
— Mam prawo, żeby być zły! — warknął Sehun.
— Tak, ale nie możesz tego teraz pokazywać. Wszystko zniszczysz. Musisz się uspokoić i coś wymyślić. Chyba nie chcesz, żeby gliny, które przyjdą tutaj, zadając pytania, pomyślały, że kłamiesz.
— To nie jest nic, czego wcześniej bym nie robił, Yeol.
— Tym razem różnica jest taka, że masz o wiele więcej na głowie i wszystko może cię wydać. Musisz się uspokoić — zainterweniował.
— Jestem cholernie wkurzony. Dlaczego mają mnie pytać o błąd, który to WY popełniliście? Nie rozumiem faktu, że to gówno jest teraz na czele wszystkiego — burknął sfrustrowany.
— Nie tylko ty będziesz wypytywany, ale Taejin i inni także.
— Nie obchodzi mnie ten pieprzony kutas. Dla mnie może nawet zgnić w piekle.
— Chciałem, tylko żebyś wiedział, że nie tylko ty będziesz przepytywany.
— Nie obchodzi mnie to. — Sehun utkwił wzrok w podłodze. — Irytuje mnie, że za każdym razem, kiedy wszystko wydaje się układać, dzieje się coś takiego jak to. — Oparł się o kanapę, przyciskając do niej głowę. — Nigdy nie mam przerwy.
— Nie jesteś sam. Jesteśmy tutaj z tobą. — Kai potarł jego ramię.
— Bez obrazy, stary... Dzięki za zaangażowanie i wszystko, ale oni nie chcą ciebie. Chcą mnie.
— Posłuchaj, Oh — zaczął Chanyeol, czekając na to, aż ten na niego spojrzy, po czym kontynuował. — Nie ważne co się stanie, nie poddamy się bez walki. Nie mają na ciebie żadnego konkretnego dowodu.
— Nie mają. Tamtej nocy miałem na sobie rękawiczki, które spaliłem zaraz po przyjściu do domu, a broń schowałem.
— Wciąż ją masz?
— Broń? Tak, jest w moim pokoju.
— Dobrze. Musisz pozbyć się jej jak najszybciej, bo kiedy gliny wpadną do domu, nie wyjdą, póki nie zobaczą i dotkną wszystkiego.
— Wiem — westchnął Sehun. — Zajmę się tym później.
— Potrzebujesz również alibi.
— Tak. — Sehun wziął głęboki oddech.
— Wszyscy widzieli cię na przyjęciu, więc nie możesz zaprzeczyć, że tam byłeś. Ale możesz powiedzieć, że wyszedłeś wcześniej niż pozostali.
— Tak, ponieważ wziąłem go ze sobą. — Wskazał na mnie.
— Dobra. Ale nie możesz go użyć jako alibi.
— Oczywiście, że nie. — Sehun potrząsnął głową. — Nie mieszam go w to, ale... Możemy użyć kogoś innego.
— Kogo?
— Baekhyuna.
— Baekhyuna? — zapytałem, upewniając się. Byłem w totalnym szoku.
— On jest naszą jedyną nadzieją. Był na tym przyjęciu, może nam pomóc.
— On nas nienawidzi — stwierdziłem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
— Ten gnojek wciąż uważa cię za swojego najlepszego przyjaciela. — Uśmiechnął się.
— Nie zrobi tego. Nie wahał się przed powiedzeniem moim rodzicom o nas, więc co skłania cię do sądzenia, że okłamie gliny?
— On ma rację — dodał Lay. — To zbyt ryzykowne.
— Nie, nie jest. Złożyłem mu małą wizytę i powiedziałem, że jeśli kiedykolwiek zbliży się do Luhana to go zabiję.
— Co zrobiłeś?! — otworzyłem szeroko oczy, kiedy dotarła do mnie ta informacja.
— Trochę mnie wtedy poniosło. — Sehun wzruszył ramionami.
— W czym grożenie mu ma ci pomóc?
— Twój chłopak ma rację. Dlaczego miałby ci potem pomóc? — zachichotał.
— Ponieważ jeśli byłby mądry, nie skreśliłby mnie. Nawet po tym wszystkim mogę z jego życia zrobić piekło.
— To się nie uda...
— Może nie, jeśli ja z nim porozmawiam. — Sehun odwrócił się w moją stronę. — Ale może ty...
— Nie — zaprzeczyłem. — Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
— Przestań. W jakiś pokręcony, dziwny sposób wciąż go obchodzisz. Poza tym, byliście by fy fy. Możesz do niego dotrzeć.
— Ale go nienawidzę — wymamrotałem.
— Skarbie, myślę, że kwestia glin, które po mnie idą jest bardziej problematyczna niż twoja nienawiść do Baeka.
— Nie ważne — mruknąłem.
— Czy to oznacza, że ma zamiar to zrobić? — Chen odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu.
— Zrobi to.
— Na nic się nie zgodziłem!
— Ale o tym myślałeś — zauważył.
— Owszem, myślałem. Ale to nie znaczy, że się zgodziłem. — Skrzywiłem się.
— Wychodzi na to samo.
— Raczej nie.
— Naprawdę, skarbie? — warknął, patrząc na mnie. — Naprawdę mamy zamiar to teraz robić?
Wywróciłem oczami i odwróciłem się, nie chcąc dłużej kontynuować tej rozmowy. Położyłem łokieć na zagłówku i oparłem podbródek na ręce, nie chcąc być dłużej częścią tej konwersacji.
— Nie chciałbym wam przerywać, ale tak się składa, że mamy tu inny problem — zauważył Chanyeol.
— O co chodzi? — Sehun spojrzał na niego.
— Sprawa z Taejinem musi być przełożona.
Poczułem dreszcze na całym ciele przypominając sobie bycie zakładnikiem Taejina. Spojrzałem na Sehuna chcąc dostrzec jego reakcję. Porywczość pojawiła się w jego oczach, jakby ciemność przejmowała nad nim kontrolę. Nikt z nas się nie odezwał, nie chcąc go dodatkowo zdenerwować.
Nagle, stolik pofrunął w górę a wszystko, co na nim leżało, roztrzaskało się na podłodze. Wszyscy wzdrygnęliśmy się patrząc na Sehuna, który kopnął mebel, usuwając go sobie z drogi, zanim oddalił się z naszego pola widzenia. Siedzieliśmy w ciszy, nie wiedząc, co zrobić czy powiedzieć.
Przygryzłem wargę, zastanawiając się, czy powinienem za nim iść. Myślałem nad tym przez chwilę, po czym się podniosłem.
— Chyba powinienem sprawdzić, czy wszystko z nim okej.
— To chyba nie jest dobry pomysł. — Lay złapał mnie za nadgarstek. — Daj mu trochę ochłonąć. Zwaliło mu się na głowę trochę sporo rzeczy i musi sobie z nimi poradzić.
Sehun
Czułem się jakby wszystko i wszyscy byli przeciwko mnie. Odkąd schrzaniłem sprawę z Lee, karma stawała się cały czas po mnie wracać. Luhan mnie widział, musiałem się nim zająć, żeby nie zadzwonił na policję. Chanyeol siedział mi na dupie, Soyeon była dla mnie suką, a ja skończyłem, będąc zakochanym w osobie, która była świadkiem wszystkiego, Taejin porywający Luhana, Black przyprowadzający ze sobą całą przeszłość, zgoda z moją rodziną a teraz jestem tutaj, na skrzyżowaniu tego wszystkiego.
Gliny mnie ścigają, a ja nie mam pojęcia czy proszenie Baekhyuna o pomoc jest dobrym pomysłem. Ten gnojek mógł powiedzieć cokolwiek i sprawić, że skończyłbym wciągając w to Luhana i wsadzając swój tyłek do więzienia.
Ale co moi rodzice by o tym pomyśleli? Czy znów by mi wybaczyli? Oczywiście, że nie. Znów by mnie znienawidzili i kto wie, czy byłbym w stanie zrobić cokolwiek, żeby było inaczej. Rodzice Luhana zjedliby go żywcem, jeśli byłby pytany o cokolwiek, więc nie ma opcji, żebym go w to wciągnął.
Przebiegłem dłonią po włosach, pociągając za ich końce. Marzyłem tylko o tym, żeby je sobie wyrwać, to i tak byłoby to mniej bolesne, niż myślenie o tym wszystkim.
Kopnąłem kilka kamieni, ciskając je na drugą stronę trawnika, próbując myśleć o czymkolwiek, co mogłoby zablokować mój umysł. Nie mogłem znieść faktu, że akcja z Taejinem musi być wstrzymana. Nie bałem się go i chciałem mu przekazać właśnie taką wiadomość. Ale teraz? Wyglądałem jak idiota. Czekanie kilku tygodni na atak było niedorzeczne.
Taejin musiał zapłacić za to, że położył rękę na Luhanie i za to, że próbował być lepszy ode mnie. Znałem tę grę lepiej niż on. Byłem graczem numer jeden przez lata, a tutaj pojawił się ktoś, kto próbował mnie z niego wyrzucić.
Wsunąłem dłonie do kieszeni spodni i wziąłem głęboki oddech, pozwalając, aby wieczorne powietrze przepłynęło przez moje ciało. Usłyszałem kroki niedaleko od miejsca, w którym stałem. Zaalarmowany odwróciłem się cały spięty, ale uspokoiłem się, widząc, że był to Luhan.
— Wszystko dobrze? — mruknął, stojąc obok mnie. Odwróciłem spojrzenie i wzruszyłem ramionami, oblizując usta.
— Tak mi się wydaje.
— Wydawałeś się naprawdę zdenerwowany... Jesteś pewien, że wszystko jest okej?
— A jak myślisz, Luhan? — westchnąłem. — Policja mnie ściga, a atak na Taejina jest wstrzymany. Nie mogę mieć nawet krótkiej przerwy.
— Hej. — Chłopak położył dłoń na moich plecach. — Wszystko będzie dobrze. Porozmawiam z Baekhyunem i jeśli trochę go przekonam, wiem, że nam pomoże.
— To nie o to chodzi — wymamrotałem. — Chodzi o to, że wszystko dzieje się tak szybko. Nie mam w ogóle czasu na odpoczynek.
— Taki styl życia może cię naprawdę zmęczyć, co? — mruknął.
— Nawet nie wiesz jak bardzo.
— Przepraszam.
— Za co?
— Za wszystko. — Wzruszył ramionami. — Za to, że nie odszedłem, kiedy zobaczyłem cię w tym lesie, za to, że wsiadłem do auta Suo, za moich rodziców, za wszystkie kłótnie z tobą...
— To nie twoja wina. Powinienem się upewnić, że nie ma nikogo w pobliżu. Powinienem ci powiedzieć o Lii wcześniej i w połowie przypadków, to ja jestem powodem kłótni. Jeśli kogoś mamy winić, to wina leży u nas obojga. Nie bierz wszystkiego na siebie.
— Jeśli zająłbym się swoimi sprawami, zająłbyś się Lee i żadne gówno z glinami by się nie zdarzyło.
— Hej. — Podszedłem do niego, łapiąc go za podbródek, odwracając jego twarz w swoją stronę. — Nie żałuję żadnej sekundy spędzonej z tobą w tamtym lesie. Gdyby nie ty, kontynuowałbym swoje beznadziejne życie. Dałeś mi nadzieję.
— Tylko tak mówisz. Ale dziękuję.
— Co? Nie. — Potrząsnąłem głową, robiąc krok w jego stronę. — Mówię poważnie, Luhan. Po tym gównie z Lią, zwątpiłem w ludzkość. Nic mnie nie obchodziło, a kiedy pojawiłeś się ty. — Przycisnąłem swoje ciało do jego. — Kocham cię.
— Ja też cię kocham — szepnął. Nie zdawałem sobie sprawy, że do niego podszedłem, zanim nie poczułem jego oddechu.
— Jesteś piękny, wiesz o tym? — spytałem, spoglądając na niego od stóp do głów, zanim z powrotem popatrzyłem mu w oczy. Chłopak przygryzł usta, po czym przycisnął je do moich, a ja instynktownie położyłem dłonie na jego talii. Owinął dłonie wokół mojej szyi, przyciskając się bliżej i nagle wszystkie problemy zniknęły, a wszystkim, o co dbałem, był Luhan. Przycisnąłem go do drzewa, przesuwając ustami po szyi i zostawiając na niej liczne pocałunki.
— Będę za tym tęsknić — szepnąłem, zanim go od siebie odsunąłem.
— Co masz na myśli?
— Po dzisiejszej nocy. — Spojrzałem w jego oczy, wiedząc, że będzie to trudne dla obojga z nas. — Nie mogę być z tobą widziany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz