Luhan
— Luhan! Kochanie, otwórz! — jęknąłem, prostując ręce, po czym przewróciłem się na bok i przytuliłem do czegoś leżącego obok.
— Luhan! Wstałeś już? Otwieraj te drzwi w tej chwili, młody człowieku! — głos mamy rozbrzmiał mi w uszach. Z jękiem otworzyłem oczy i zacząłem je trzeć, żeby zrobić się chociaż trochę mniej senny. Siadając, rozglądnąłem się wokół, gdy mój wzrok padł na słodko śpiącym Sehunie.
— Lu Han! — krzyknęła ponownie, stając się coraz bardziej niecierpliwa. Gwałtownie rozszerzyły mi się źrenice, kiedy zorientowałem się, co się dzieje. Natychmiast szturchnąłem chłopaka.
— Sehun! — syknąłem, zaczynając nim potrząsać. — Sehun, wstawaj!
— Mmm. — Odwrócił twarz w przeciwną stronę.
— Sehun!
— Co? — wymamrotał.
— Budź się, moja mama jest za drzwiami!
— Lu Han, co się tam dzieje?
— Już idę, mamo! — odkrzyknąłem i odwróciłem się, mając nadzieję zastać Sehuna obudzonego, ale niestety wciąż spał.
— Sehun!
— Jezu Chryste, skarbie, co jest z tobą nie tak? — jęknął, otwierając powieki.
— Co jest nie tak ze mną? Co jest nie tak z tobą?! Pośpiesz się i wstawaj! Moja mama jest tuż za drzwiami!
— Cholera, mówisz serio?
— Luhan! — krzyknęła. — Otwieraj drzwi albo zawołam tatę, żeby je wyważył!
— Kurwa mać. — Chłopak siadł, po czym szybko wstał. Zmierzwił palcami włosy, rozglądając się w poszukiwaniu miejsca do ukrycia. Omiotłem wzrokiem pomieszczenie i zauważyłem szafę.
— Szybko! Wchodź tutaj! — popchnąłem go w tamtym kierunku.
— Cholera, skarbie. Przestań mnie pchać! — syknął, podchodząc do szafy.
— Właź do środka i siedź cicho! — ostrzegłem, na co on wywrócił oczami i wykonał moje polecenie, zamykając za sobą drzwiczki. Upewniając się, że wyglądam normalnie, podszedłem do drzwi.
— Hej mamo... — Pomachałem, czując się niezręcznie.
— Najwyższy czas, młody człowieku. Zaczynałam się martwić.
— Chciałem wziąć prysznic, mamo. Przepraszam, nie mogłem usłyszeć cię przez płynącą wodę — odpowiedziałem sarkastycznie.
— Nie słyszałam żadnej wody.
— Pewnie dlatego, że byłaś zajęta krzyczeniem na mnie — odparłem z łobuzerskim uśmiechem.
— Nie pyskuj, młody człowieku — powiedziała.
— Tylko żartowałem, mamo — mruknąłem, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę.
— Tak czy inaczej, z kim rozmawiałeś? — spojrzała na mnie z uwagą. — I dlaczego wciąż masz na sobie wczorajsze ubrania?
— Z nikim? — spojrzałem na nią, jakby całkiem oszalała, chociaż w środku umierałem. Jeśli dowiedziałaby się, że jest tu Sehun, oboje bylibyśmy martwi. — I usnąłem, czytając książkę, a nie wziąłem z pokoju nowych ciuchów do łazienki — odpowiedziałem, w duchu przeklinając się za tak głupią wymówkę.
— Mogę przysiąc, że słyszałam, jak z kimś rozmawiasz i powinieneś się przebrać przed czytaniem.
— Zaczynasz tracić głowę, mamo... — Nerwowo się zaśmiałem. — I przepraszam, zapomniałem.
— Po prostu następnym razem nie bądź tak beztroski, Luhan. Skup się. — Zajrzała mi do pokoju, próbując wyłapać coś nienaturalnego, ale na moje szczęście i ku jej rozczarowaniu, nic nie znalazła.
— Spróbuję.
— Cóż, z reguły przyszłam tu, żeby cię poinformować, że masz za godzinę szkołę i nie chcę, żebyś się spóźnił, więc zacznij się już zbierać. Twój ojciec zawiezie dzisiaj ciebie i twoją siostrę.
— Okej. — Patrzyłem, jak odchodzi i gdy miałem zamiar zamknąć drzwi, ona znów zaczęła mówić.
— Oh, zanim zapomnę. Razem z ojcem chcielibyśmy omówić z tobą kilka spraw przed szkołą.
— Oh, w porządku — pisnąłem, maskując to kolejnym uśmiechem.
— No dalej... Przygotuj się. Czekamy na ciebie na dole — powiedziała, po czym wyszła. Zamknąłem za nią drzwi i odwróciłem się przodem do pomieszczenia.
— Wreszcie wyszła! Miałem wrażenie, że zaraz się uduszę — wymamrotał Sehun, drapiąc się po głowie, jednocześnie wychodząc z szafy.
— Na szczęście zamknąłem wczoraj drzwi, bo inaczej bylibyśmy martwi.
— Racja. — Ponownie opadł na moje łóżko. Spojrzał na mnie, kładąc łokcie na kolanach. — Jak myślisz, o czym chce z tobą pogadać?
— O tobie — odparłem.
— O mnie? — cicho się zaśmiał. — Dlaczego?
— Cóż, jestem pewien, że słyszałeś naszą wczorajszą rozmowę. — Podszedłem do szafy, próbując znaleźć coś ładnego i wygodnego.
— Tak, i co? — wpatrywał się w moje plecy.
— Więc pewnie usłyszałeś też, że chcą cię poznać.
— I?
— I pewnie chcą rozmawiać o tym i o fakcie, że jeśli jeszcze raz ich okłamię, wydziedziczą mnie.
— Skarbie...
— Nie, mówię serio. — Położyłem ubrania na łóżku i do niego podszedłem. — Nie wygłupiałem się, gdy cię poznałem. Moi rodzice są straszni, Sehun. Są zdecydowanie nadopiekuńczy, upierdliwi i, mimo że ich kocham, mogą być naprawdę chętni do kontroli nade mną.
— Przepraszam — wymamrotał.
— Nie masz za co — skrzywiłem się.
— Po prostu nie mogę znieść, że przeze mnie skłamałeś i wpakowałeś się w kłopoty.
— Jedynie robiłeś co najlepsze dla ciebie i chłopaków. Na twoim miejscu chciałbym się upewnić, że osoba, która widziała, jak kogoś morduję, nie piśnie ani słowa.
— Nie mówiłem o tym, skarbie, ale dzięki.
— Więc o co ci chodziło? — przechyliłem głowę na bok.
— O tym, gdy zabrałem cię po raz pierwszy, gdy porwał cię Taejin i gdy wczoraj poprosiłem cię o przyjście.
— Okej, po pierwsze sprawa z Taejinem to nie była twoja wina. To ja wsiadłem do samochodu nieznajomego. Poza tym, za trzecim razem sam zdecydowałem, żeby skłamać, więc to również nie była twoja wina.
— Odkąd mnie poznałeś, wszystko zaczęło ci się pieprzyć w życiu....
— Nie. Nie mów tak. Jeśli moje życie się zmieniło, to zdecydowanie na lepsze.
— Lepsze? — jego oczy się rozszerzyły. — Serio, skarbie? Nie okłamuj się.
— Nie okłamuję. Mówię poważnie. Zanim cię poznałem, zawsze tylko siedziałem w domu i zanudzałem na śmierć. Rodzice trzymali mnie pod kloszem. Dzięki tobie poczułem wolność, chęć zrobienia czegoś innego...
— Ryzykujesz życie, trzymając się blisko mnie — wymamrotał.
— Mam to gdzieś. Chcę z tobą być i bez względu na wszystko, nigdzie się nie wybieram. Siedzimy w tym teraz razem, czy tego chcesz, czy nie — powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem.
— Cholera. Miałem nadzieję, że to skończymy, żebym mógł pieprzyć się z każdym człowiekiem, którego spotkam. — Sehun klasnął w ręce ze sztucznym rozczarowaniem.
— Sehun! — zaśmiałem się.
— Co? Tylko żartuję. Jakbym mógł zostawić tak niesamowitego chłopaka, jak ty — mrugnął.
— Aww. — Oplotłem mu ręce wokół szyi. — Jesteś taki słodki.
— Mhm. — Przysunął twarz tak, że była centymetry od mojej. — Bardzo.. Skarbie? — jęknął.
— Tak? — szepnąłem, a nasze wargi się otarły.
— Pocałuj mnie — mruknął.
— Hm? Co mówiłeś?
— Skarbie — jęknął, chwytając mnie mocniej za biodra. — Pocałuj mnie.
— Z przyjemnością. — Z łobuzerskim uśmiechem złączyłem nasze usta. Chłopak przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp, ale zdecydowałem się z nim podrażnić, trzymając usta zaciśnięte. Sehun przysunął mnie jeszcze bliżej, przyciskając do siebie, a jego zęby lekko ugryzły moją wargę, na co jęknąłem mu w usta. Ponownie polizał mnie w wargę, tym razem bardziej gorliwie.
Wykorzystując swoją szansę, wślizgnął mi swój język do ust, a po chwili walczyliśmy nimi o dominację. Chłopak chwycił mnie za uda, podniósł i posadził sobie na kolanach tak, że siedziałem na nim teraz okrakiem. Odrywając się od ust, zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
— Skarbie?
— Tak? — szepnąłem.
— Może powinienem pomóc ci się ubrać do szkoły. — Zaczął wędrować wargami po moich obojczykach, szyi i szczęce. — Co ty na to? — zapytał. Przygryzłem wargę, bez wahania kiwając głową. Wyższy odsunął się i chwycił za brzeg mojej koszulki. Podniosłem ręce, a on ją zdjął i odrzucił na bok.
Przygryzając wargę, przyciągnął mnie do siebie. Ponownie złączył nasze usta, jednocześnie przekręcając nas tak, że leżał na mnie. Temperatura w pokoju wzrosła, a nasze pocałunki robiły się coraz bardziej zachłanne. Przesuwając dłońmi po moich nogach, chłopak zaczął całować mnie po szyi, przygryzając czułe punkty, na co głośno jęknąłem.
— Sehun — szepnąłem. Chłopak oderwał się i rozpiął moje spodnie, chcąc je zdjąć. Spojrzał mi w oczy, próbując znaleźć w nich odpowiedź, czy może kontynuować. Oblizałem usta, przełykając ślinę. Z wahaniem pokiwałem głową.
— Jesteś pewien? — wymamrotał z wargami tuż przy moich, wyczuwając, że jestem niepewny. Ponownie przytaknąłem. Brunet złączył nasze usta, jednocześnie całkiem pozbywając się moich jeansów.
— Luhan! Przygotowałeś się już do szkoły? Jest prawie za piętnaście ósma! Niedługo masz szkołę, a razem z matką musimy z tobą jeszcze porozmawiać! — krzyknął tata.
— T-tak ! Tylko się ubiorę i schodzę na dół! — krzyknąłem nagle i położyłem dłonie na torsie chłopaka, lekko go popychając.
— Musisz już iść.
— Dlaczego za każdym razem, gdy robimy coś takiego, ktoś musi nam przerwać? — schodząc ze mnie, Sehun wstał.
— Pewnie złe wyczucie czasu.
— Ta, cóż, następnym razem upewnię się, że nic nam nie przeszkodzi.
— Następnym razem? — z uśmiechem podniosłem brew.
— Mhm — przytaknął, uwodzicielsko do mnie mrugając. — Nie sądzisz, że dam sobie z tym spokój, prawda?
— Kto powiedział, że w ogóle będzie następny raz? — rozbawiony na niego spojrzałem.
— Ja. — Uśmiechnął się, musnął moje usta, po czym stanął prosto. Ze śmiechem pokręciłem głową.
— Cokolwiek pomoże ci przetrwać dzień, skarbie.
— Jeszcze zobaczymy, prawda?
— Tak, zobaczymy. — Uśmiechnąłem się.
— Cóż, bez względu na to, jak bardzo chciałbym zostać, muszę już iść. Chanyeol pewnie zdążył posrać się w gacie.
— Jeśli będzie się czepiał, powiedz, że poprosiłem cię o przyjście.
— Mam w dupie co mówi. Nie jest moim tatą, mogę robić, co tylko chcę. Po prostu nie mam ochoty na wysłuchiwanie go tak wcześnie rano.
— Wiem, jak to jest. — Zachichotałem, nawiązując do swojej mamy. Sehun z łobuzerskim uśmiechem otworzył okno, a do środka wleciało świeże powietrze.
— Do zobaczenia, skarbie.
— Pa. — Pomachałem mu. Chłopak siadł na parapecie, przerzucił obie nogi na drugą stronę, po czym chwycił za rynnę tuż obok okna i po niej zjechał. Będąc już na ziemi, szybko obszedł dom i udał się na parking, gdzie najprawdopodobniej stało jego auto. Zorientowałem się, że mam na ustach szeroki uśmiech, uzmysławiając sobie, co właśnie między nami zaszło. Wstałem i wszedłem do łazienki, myśląc, co by się stało, gdyby nie było tak wcześnie, a tata by nam nie przeszkodził.
Sehun
Droga do domu nie zajęła mi długo. Wyciągnąwszy kluczyki ze stacyjki, wyszedłem z samochodu, zamykając za sobą drzwi. Szybkim krokiem podszedłem do drzwi i wszedłem do środka. Na szczęście Chanyeol ani nikt inny jeszcze nie wstał, dzięki czemu mogłem iść do pokoju i udawać, że nic się nie stało. Jednak los jak zwykle miał dla mnie inne plany, bo gdy już miałem wejść po schodach, usłyszałem znajomy głos.
— Gdzie byłeś? — przeklinając się, zacisnąłem usta i odwróciłem w stronę Soyeon stojącej ze skrzyżowanymi rękoma, wydętymi, czerwonymi ustami, ciskającej w moją stronę pioruny z oczu. Powstrzymałem się przez zwymiotowaniem. Ta dziewczyna była cholernie irytująca.
— Nie twoja sprawa — warknąłem.
— Śmiem wątpić, Oh. Potrzebowaliśmy cię wczoraj, ale zniknąłeś bez śladu.
— Powiedziałem chłopakom, że wychodzę.
— Ale nie wróciłeś — odparła szorstko.
— Więc? Jestem pewien, że poradzili sobie świetnie beze mnie.
— Od kiedy zostawiasz ich samych?
— Są dorośli. Jak już powiedziałem, potrafią dać sobie radę sami — powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
— Byłeś z nim, prawda?
— To też nie jest twoja sprawa — syknąłem, chcąc iść do pokoju, gdy znów mnie zatrzymała.
— Ciekawe jak twój chłopak zniósłby wieści o naszej przeszłości... Jestem pewna, że nie wie o tych wszystkich razach, gdy przychodziłeś do mnie i się... no wiesz, pieprzyliśmy — powiedziała z figlarnym uśmieszkiem.
— Radzę ci się zamknąć, jeśli chcesz dalej żyć.
— Co? Czyżbym trafiła w czuły punkt, Sehun? Może następnym razem pomyślisz, zanim potraktujesz mnie bez krzty szacunku.
— Suko, brak szacunku będzie ostatnim, o co będziesz się martwić, jeśli otworzysz usta i powiesz cokolwiek Luhanowi — syknąłem. — Trzymaj się od niego z daleka.
— Naprawdę jesteś ślepy, prawda? Oplótł cię sobie wokół palca do tego stopnia, że nie myślisz już trzeźwo.
— Nie waż się więcej mówić czegoś takiego o Luhanie, inaczej przysięgam, że będziesz tego żałować.
— Prawda cię denerwuje, więc musisz się ze mną zgadzać. Jest twoim pieskiem.
— Zamknij się — syknąłem.
— Co? Już go przeleciałeś? To dlatego non stop się przy tobie kręci?
— Kurwa mać, Soyeon! Zamknij się! — krzyknąłem, cały czerwony. Poczułem, że mój wewnętrzny potwór niezwykle chce się wydostać.
— Czy naprawdę jest taki dobry w łóżku, bo jestem pewien, że możesz znaleźć kogoś innego do zaspokajania potrzeb, kto nie zmieni cię w jakiegoś zakochanego idiotę.
— Soyeon, daję ci pięć sekund na zamknięcie ryja albo wysadzę twoją głowę w drobne kawałeczki.
— Chciałabym to zobaczyć.
— Nie prowokuj mnie.
— Pamiętasz, gdy wdawaliśmy się w te wielkie awantury, które w rezultacie prowadziły do szalonego, ale gorącego seksu? — uśmiechnęła się łobuzersko. Ta suka wkurwiała mnie coraz bardziej. — Co powiesz na trochę zabawy na górze? — przejechała mi palcem po torsie.
— Jesteś popierdolona czy oszalałaś? — syknąłem.
— Co? — spytała niewinnie, jakby nie zrobiła nic złego i nie miała pojęcia, o czym mówiłem. Pokręciłem głową, żeby pozbyć się niechcianych myśli.
— Po pierwsze, prędzej bym się zabił, niż wszedł swoim chujem do twojej ohydnej cipki i po drugie, nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego. Jesteś i zawsze będziesz dla mnie bezużyteczna. Byłaś jedynie wystarczająco dobra w pieprzeniu i sprawianiu, że na chwilę zapominałem o pierdołach. Poza tymi razami nie pomyślałem o tobie ani razu.
— Pożałujesz, że mi to powiedziałeś, Oh.
— Tak się boję, zaraz się zesram — sarknąłem.
— Powinieneś — syknęła i po raz ostatni patrząc na mnie z czystą nienawiścią i obrzydzeniem, a następnie poszła Bóg wie gdzie. Normalnie bym za nią poszedł, żeby upewnić się, że nie zrobiła nic głupiego, ale w tym momencie miałem jej dość, więc po prostu skierowałem się do swojego pokoju.
Zamknąwszy za sobą drzwi, poszedłem do łazienki, gdzie zdjąłem wszystkie ubrania i wszedłem pod prysznic. Około pół godziny później wyszedłem, wycierając włosy ręcznikiem, który następnie owinąłem sobie wokół bioder i wyszedłem do pokoju. Wybrawszy jeansy, białą koszulkę, skórzaną kurtkę i czarne adidasy, wróciłem do łazienki, gdzie wysuszyłem włosy do perfekcji.
— Ej, Oh, masz sekundę? — odwróciłem głowę i zobaczyłem w drzwiach Chena.
— Wszystko jedno.
— Słuchaj, przyszedłem przeprosić. — Usłyszałem. Wyprostowałem kołnierzyk kurtki, po czym go położyłem i upewniwszy się, że wygląda dobrze, założyłem na szyję jakiś naszyjnik. Chen wykorzystał ten czas, żeby kontynuować.
— Przesadziłem, kiedy był tu Black i nie powinienem tego mówić. Przeszłość jest przeszłością i szczerze mówiąc, po prostu się z tobą pieprzyłem. Nie myślałem, że to tak wyjdzie. Jesteś jednym z nas i nie chciałem cię obrazić.
— W porządku, wybaczam ci. — Odwróciwszy się, patrzyłem na niego przez długą chwilę, po czym wybuchłem śmiechem i poklepałem go po ramieniu.
— Dzięki.
— Nie ma za co. Ale jeśli jeszcze raz to zrobisz, nie zawaham się przed zabiciem cię. Kumpel czy nie, nie zniosę więcej takiego gówna — warknąłem. Chen pokiwał głową, przełykając ślinę.
— Nigdy więcej, obiecuję.
Luhan
Słowo zdenerwowany było w tym momencie całkowitym niedopowiedzeniem. Byłem cholernie zestresowany. Nie wiedziałem, o czym chcą ze mną rozmawiać, ale szczerze mówiąc część mnie była pewna, że chodzi o Sehuna. Przygryzając wargę, sprawdziłem, jak wyglądam, po czym udałem się do kuchni, gdzie zastałem rodziców i Minah, która jadła śniadanie, grając jednocześnie w grę na telefonie.
— Hej.
— Usiądź, kochanie. — Mama wskazała na krzesło przed sobą. Siadając, wziąłem głęboki wdech.
— O czym chcieliście porozmawiać? — spojrzałem na nich niewinnie, chcąc w ten sposób złagodzić sytuację.
— Cóż, razem z ojcem mieliśmy wczoraj długą rozmowę o... Wszystkim i stwierdziliśmy, że chcielibyśmy poznać tego twojego chłopaka. Stwierdziliśmy, że to my powinniśmy stwierdzić czy jest dla ciebie dobry. — Uśmiechnęła się.
— Naprawdę? — pisnąłem, nie wierząc ich słowom.
— Tak, naprawdę. Nauczyliśmy cię przecież, że nie należy oceniać książki po okładce i sami chcemy robić to, czego uczymy. Chcielibyśmy poznać twojego Sehuna — przerwał tata, podnosząc brew. — Będzie mu to pasowało?
— Oczywiście, jestem pewien, że też chciałby was poznać. Właściwie, to już kiedyś o tym rozmawialiśmy... Chce, żebym poznał też jego rodziców.
— Naprawdę?
— Mhm, powiedział, że będzie sprawiedliwie, jeśli wszyscy się poznamy. W końcu spotykamy się już od jakiegoś czasu. — Wymusiłem uśmiech. Chyba ich to zaskoczyło, ponieważ wciąż mieli szeroko otwarte oczy.
— Cóż, to... bardzo dobrze — powiedziała mama.
— I bardzo dojrzałe z jego strony — dodał tata, widocznie pod wrażeniem. — Normalny chłopak w jego wieku chciałby jedynie prywatności.
— Jak sam mówiłeś, nie należy oceniać książki po okładce, a w tym przypadku, nigdy nie wierz, co mówią inni ludzie. — Żartobliwie wskazałem na niego palcem.
— Pomyliłem się — powiedział z uśmiechem.
— Więc pewnie przyjdzie na kolację w następną niedzielę? — spytała mama.
— W następną niedzielę? — powtórzyłem, upewniając się, czy usłyszałem ją dobrze.
— Tak, w następną niedzielę. Sunmi będzie miał specjalne dania na przedmieściach. Razem z ojcem chcieliśmy zabrać ciebie i Minah na rodziną kolację, ale sądzę, że to będzie idealna okazja na lepsze poznanie Sehuna.
— To by było... idealne. — Uśmiechnąłem się. — Z chęcią do nas dołączy.
— Jesteś pewien? — tata wydął usta. — Może jest zajęty. Powinieneś sprawdzić, czy ma czas.
— Oh, tato. — Machnąłem ręką. — Jestem pewien, że ma czas.
— Świetnie. Więc ustalone. Następna niedziela, idziemy na kolację. Wszyscy — podkreślił.
— Nie mogę się doczekać...
Sehun
Kiedy Chen opuścił mój pokój, dzień zmienił nazwę na „odwiedźmy Sehuna", ponieważ chwilę później przyszedł Lay.
— Siema, co tam? — kiwnąłem do niego, przybijając piątkę.
— Nic wielkiego, zbieramy wszystko do wysadzania magazynu. Razem z Chanyeolem wszystko ustaliliśmy i bomby są gotowe. Black je zrobił, więc czekamy już tylko na przesyłkę. Pistolety są naładowane i schowane na dole. Zadzwoniliśmy, gdzie trzeba, więc mamy pewność, że Taejin będzie wtedy na miejscu. Podobno ma wtedy jakąś naradę.
— Pewnie będzie planował jak nas zaatakować. Jaka szkoda, że go wysadzimy, zanim będzie miał szansę. — Łobuzersko się uśmiechnąłem.
— Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i nic się nie spierdoli. Ostatnim, czego potrzebujemy, to interwencja policji.
— Ostatnim razem, gdy coś na nas znaleźli, okazało się, że to były zwykłe kłamstwa. Nic nie mają, bo nic im nie dajemy. Musimy tylko działać dalej i nie zostawiać za sobą śladów.
— Hej, Lay? — odwróciłem się do niego.
— Tak?
— Co myślisz o tym, żeby Luhan poznał moich rodziców? — zapytałem. Chłopak prawie zakrztusił się śliną i spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.
— Twoich rodziców? — upewnił się. Niepewnie przytaknąłem.
— Myślisz, że to dobry pomysł? To znaczy, z twoim tatą i wszystkim — powiedział, drapiąc się po karku.
— Nie może mnie wiecznie ignorować. To znaczy, jeśli mnie nie chce, to niech tak będzie, ale chcę przynajmniej zobaczyć się z mamą.
— Pokocha go.
— Tak sądzisz?
— Mogło minąć trochę czasu, odkąd ostatni raz widziałem Lissę, ale wciąż pamiętam, jaka jest. Luhan jest całkowitym przeciwieństwem twoich byłych. Jest dokładnie taki, jakich lubi twoja mama. Czuję się teraz jak baba, to nie jest nawet śmieszne.
— Szczerze mówiąc, tak jest. — Zaśmiałem się.
— Pieprz się.
— Wszystko jedno. Ale nie chcę tego spierdolić...
— Jeśli będziesz myślał w ten sposób, to coś złego musi się stać. Przestań myśleć „co jeśli" i żyj teraźniejszością. To, co macie ty i ten chłopak jest wyjątkowe i możesz nazwać mnie cipą, ale mam to w dupie. Jest dla ciebie tym jedynym.
— Koleś. — Pokręciłem głową. — Naprawdę musimy znaleźć ci jakąś laskę. Albo chłopaka! — zaśmiałem się, a chłopak chwycił z mojego łóżka poduszkę i mnie nią rzucił. Zrobiłem unik, po czym wstałem w chwili, gdy poduszka uderzyła w ścianę.
— Za co to było?
— Za bycie idiotą.
— Próbujesz mnie zabić czy coś? — zażartowałem. Lay spojrzał na mnie ze znudzeniem, ale w jego oczach pojawiło się rozbawienie.
— Jeśli chciałbym cię zabić, Oh, nie użyłbym do tego głupiej poduszki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz