Strony

Your Baby | ChanBaek : Rozdział 2 - Różowa wstążeczka



Baekhyun
Po trzydziestym siódmym nieodebraniu połączenia przez Chanyeola, zacząłem się martwić. Gdzie on się podziewa? Nic mu się nie stało? Jak się czuje? Jest bezpieczny? Nie mogłem spać, nie mogłem robić żadnej rzeczy, która nie przypominałaby mi o Chanyeolu. Nie zdradziłem go i w życiu tego nie zrobię, za cholerę.
Za bardzo go kocham, by móc coś takiego zrobić. Zraniłbym nie tylko jego, ale też i siebie. Wstałem szybko z łóżka i wziąłem w dłoń kurtkę. Zadzwonię jeszcze raz, na wszelki wypadek..
Nie odbierał.
Nasunąłem na ramiona skórzany materiał i gdy zszedłem na dół, zauważyłem sylwetkę ukochanego.
— Nareszcie! Tak cholernie się martwiłem... — Podbiegłem do Yeola i rzuciłem mu się na szyję, a do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach trunku. — Piłeś? Chanyeol... — Westchnąłem, głaskając go po brązowej, miękkiej czuprynie.
— Proszę, porozmawiajmy. Chcesz wiedzieć prawdę, tak? To chodź, pokażę ci..
Pociągnąłem swojego ukochanego za nadgarstek, a ten jak dziecko za mną poszedł. Nie opierał się, choć możliwe, że to prawdopodobnie wina promili w organizmie. Zawsze, gdy był pijany, to stawał się oazą spokoju. Spokojny i cichy — właśnie taki był Channie, gdy się upijał.
Posadziłem go na sofie w salonie, a następnie szybko pobiegłem po swój telefon, który od razu mu pokazałem.
— Nie chcę na to patrzeć — wybełkotał, kręcąc głową.
— Zaufaj mi.
Po tych słowach mój Yeollie spojrzał niepewnie na komórkę, na której była wiadomość od Kyungsoo.
Widać było zmieszanie na jego twarzy. Parę razy otwierał usta z zamiarem powiedzenia czegoś, lecz zaraz od razu je zamykał.
Odrzuciłem powoli telefon na bok i wgramoliłem się jemu na kolana.
Przysunąłem się do jego torsu i mocno go przytuliłem, rękoma gładząc dość zimne plecy ukochanego.
— Przeziębisz się, powinieneś cieplej się ubrać... Przewiało cię. — Musnąłem szybko jego usta i wstając, pociągnąłem go za rękę. W sypialni, od razu narzuciłem na niego koc i zacząłem ocieplać rękoma jego plecy.
— Nigdy mnie nie zdradzaj, Baekkie — wymruczał z zamkniętymi oczami, które gotowe były odpłynąć do krainy snów.
— Nie zdradzę, obiecuję — powiedziałem spokojnie.
Wystarczyła chwila, a Chanyeol już spał. Wnioskowałem to po cichym pomruku, który wydobywał się z każdym świstem powietrza.
Leniwie poszedłem do łazienki, gdzie od razu wziąłem gorący i długi prysznic, podczas którego zacząłem wspominać. W końcu za tydzień miną dwa lata, jak jesteśmy razem i równy rok, jak razem mieszkamy. Ten czas zdecydowanie za szybko leci.
Zaledwie kilka chwil temu byliśmy dzieciakami w liceum, które na swój widok o mało nie wymiotowały. Tak, zdecydowanie za sobą nie przepadaliśmy. Ja i on to były dwa różne światy.
Wtedy byliśmy jak w tych wszystkich filmach.
Powinniśmy widzieć jedno niebo, lecz stąpać po różnych ziemiach. Powinniśmy stąpać po jednej ziemi, lecz widzieć różne nieba. To idealnie obrazuje nasze charaktery kilka lat wcześniej, kiedy wydawało się, że niemożliwe jest, aby je połączyć.
Rano obudziłem się przez dźwięk otwieranych drzwi z łazienki do naszej sypialni. Otworzyłem leniwie oczy, gdy Chanyeol podszedł całkiem nagi do komody z bokserkami. Uśmiechnąłem się pod nosem.
— Widzę — powiedziałem zaspanym głosem, mrużąc oczy przez nienaturalne światło w pomieszczeniu.
— Nie powinieneś jeszcze spać? — zapytał z delikatnym uśmiechem, wkładając bokserki i podszedł do mnie, by złożyć szybki pocałunek na moich ustach. — Leć spać skarbie, jest zbyt wcześnie — mruknął i wstał.
Zrobiłem, jak kazał. Przekręciłem się na drugi bok i zamknąłem oczy, a chwilę później usnąłem. Śniło mi się morze. Szum fal i zapach bryzy. Naprawdę miałem wrażenie, że tam jestem. Szedłem brzegiem, a moje kostki obijała się przezroczysta woda. Podniosłem swój wzrok i zobaczyłem jego. Chanyeol uśmiechał się, wyciągając dłoń w moją stronę.
Z tego pięknego snu obudził mnie budzik. Naprawdę w tamtej chwili znienawidziłem mój telefon. I mógłbym przysiąc, że nadal czuję pod swoimi stopami miły piasek, a przed oczami widzę ten łobuzerski wyraz twarzy Channiego.
Po porannym przeciągnięciu się wstałem i ruszyłem do kuchni. Na zegarku widniała godzina dwunasta. To dziwne, że po całym dniu leniuchowania tak po prostu wstaje o tak późnej porze. Cóż, chyba trzeba się do tego przyzwyczaić.
Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem mleko. Wlałem je do połowy wcześniej wyciągniętej miski i wsypałem garść czekoladowych płatków. Po śniadaniu wziąłem nowe ubrania i ruszyłem do łazienki wziąć krótki prysznic. Gdy się rozebrałem, poczułem dziwną ochotę podzielenia się tym z Yeolem.
Sięgnąłem po telefon i zrobiłem zdjęcie mojej męskości, którą ozdabiała jedynie mała, różowa wstążeczka. Wiedziałem, że trafię w czuły punkt Chana. Kochał, to gdy jestem niewinnym, słodkim chłopcem, a ja kochałem mu to pokazywać. Tak się dopełnialiśmy. To aż dziwne, że tak cholernie do siebie pasujemy. Po zrobieniu zdjęcia wysłałem wiadomość to ukochanego z dopiskiem „Mam na pana ochotę, panie prezesie"
Nie musiałem długo czekać na odpowiedzieć, ponieważ otrzymałem ją po zaledwie kilku sekundach. W załączonym zdjęciu mogłem zobaczyć wybrzuszenie w jego spodniach, a w tle konferencję, która zapewne dotyczyła jakiegoś nowego projektu.
Byun Baekhyunie masz idealne wyczucie czasu. Dumny z siebie odłożyłem komórkę na bok i wszedłem pod prysznic. Szybko wyszorowałem swoją skórę, która teraz pachniała różami tak jak włosy. Channie uwielbiał ten zapach.
Zadowolony i ubrany w biały sweterek oraz najbardziej obcisłe spodnie, jakie znalazłem w szafie, powędrowałem do kuchni. Przez chwilę zastanawiałem się, co ugotować. Koniec końców sięgnąłem po książkę z przepisami i wybrałem nie zbyt trudne do przyrządzenia danie, które bez problemu mogłem zapakować w lunch box.
Grzebiąc w lodówce, po raz kolejny stwierdziłem, że koniecznie musimy jechać po zakupy. Wraz z gotowym posiłkiem, który upchnąłem do pudełka, któremu dołączyłem karteczkę z napisem 'zjedz mnie', ruszyłem do przedpokoju, aby chwycić swoje buty i jakąś cieplejszą bluzę, należącą do mojego ukochanego.
Po sprawdzeniu, czy dom na pewno jest zamknięty, przeszedłem wolnym krokiem do samochodu. Odpaliłem go i ruszyłem w stronę budynku, gdzie znajdowała się korporacja Channiego. Gdy zaledwie po piętnastu minutach znalazłem się na podziemnym parkingu, spojrzałem na zegarek. Idealna pora.
Yeol za dwie minuty schodzi na przerwę, więc mam czas na dojście do jego gabinetu. Na szczęście, nie musiałem się zbytnio wysilać, ponieważ oddział chłopaka, miał swoje położenie na czwartym piętrze, na które dostałem się dużą windą. Przechodząc obok sali konferencyjnej, uśmiechnąłem się, widząc, że będzie nieco spóźniony.
Za rogiem skręciłem do holu, w którym znajdował się gabinet z plakietką „Prezes bankowości, Park Chanyeol". Przywitałem się z uśmiechem z jego sekretarzem, wchodząc bez żadnego słowa do środka. Rozejrzałem się nieco po pomieszczeniu i usiadłem na kręconym fotelu przy biurku.
Bujałem się na boki, odpychając się od blatu, na którym stał monitor i sterta papierów. Mogę szczerze przyznać, że podziwiam Channiego za to, jaki kawał roboty wykonuje. Jego praca wcale nie jest taka łatwa, jak się wydaje. Często musi zostawać po godzinach, a jego przerwy nie są regularne. Jeżeli spotkanie się przedłuży, on musi siedzieć, czekając, aż osoby z wyższym szczebelkiem wyjdą jako pierwsze. Dodatkowo w grę wchodził ogromny stres.
Często starałem się odciążyć Channiego poprzez robienie mu śniadań, zanim wstanie do pracy albo czekanie na niego z kolacją. Chciałem, żeby przychodził na gotowe i nie musiał denerwować się jeszcze w domu. Starałem się wpoić mu do podświadomości wiadomość, że nieważne, co by się stało, jego dom pozostanie jego domem na zawsze, w którym zawsze będę na niego czekać.
Po moich przemyśleniach, trwających niewiele czasu, usłyszałem otwieranie się drzwi. Postanowiłem nie odwracać się w stronę wejścia i poczekać aż ukochany sam do mnie podejdzie.
Uśmiechnąłem się, słysząc coraz bliżej jego kroki, a po chwili razem z fotelem zostałem przesunięty do drugiego stanowiska. Wyszczerzyłem się, gdy nasz wzrok się skrzyżował i z entuzjazmem pomachałem osobie przede mną.
— Cześć Channie, bardzo się za mną stęskniłeś? — zapytałem uroczym głosem, starając się po raz kolejny przybrać twarz niewinnego chłopca. Wzrokiem zszedłem na dolną część ciała mężczyzny i poczułem dość miłe, pulsujące uczucie ciepła w moim podbrzuszu.
— Co tutaj robi mój mały potworek? — zapytał wymijająco, a ja spojrzeniem powróciłem do jego pięknych, hebanowych oczu.
— Przyniosłem ci śniadanko. — Pokazałem na lunch box, który wcześniej położyłem na biurku.
— A mogę pierw zjeść ciebie? — zamruczał, pochylając się nad moich uchem zaraz po tym, jak przeczytał karteczkę na pudełku.
Moją twarz oblał rumieniec, gdy mój ukochany pocałował mnie w szyję. Po tej czynności odsunął się ode mnie tak, że nasze twarze dzieliły tylko centymetry. Chwyciłem jego krawat i owijając go sobie wokół nadgarstka, pociągnąłem Channiego do długiego, ale wypełnionego szaleństwem pocałunku.
— Masz lubrykant? — sapnąłem między kolejnymi muśnięciami warg.
— Znasz mnie. — Zaśmiał się gardłowo, na chwilę się ode mnie odsuwając i głęboko patrząc w moje oczy. — Dolna szafka po prawej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz